Władca Kremla, władca czasu
Decyzja Putina o odcięciu od rosyjskiego gazu Polski i Bułgarii – czyli krajów, które nie zgodziły się płacić za niego w rublach – nie jest niczym innym, jak wysłaniem pierwszego „wirtualnego pocisku” w stronę Unii Europejskiej – pisze Philippe CHARLEZ
.Sięgając po gazowy szantaż, władca Kremla sądzi, że na jakąś chwilę stanie się również władcą czasu. Nie chodzi mu bynajmniej o wzmocnienie rosyjskiej waluty; w obliczu potencjalnego embarga dąży do rozbicia europejskiej jedności i pogłębienia podziałów w kluczowej kwestii dostaw gazu.
Choć państwa członkowskie UE odmówiły dokonywania bezpośrednich transakcji w rublach, to część z nich de facto ugięła się pod dyktatem Putina, zezwalając firmom dystrybucyjnym (jak Engie we Francji) na otwieranie kont w Gazprombanku. Ponieważ Polska i Bułgaria nie chciały przystać na nowe zasady rozliczeń narzucone przez Rosję, zostały ukarane. Oba państwa utrzymują, że liczyły się z taką ewentualnością, mało tego, były na nią od dawna przygotowane. Polskie magazyny gazu wypełnione w 76 proc. (przy średniej unijnej 32 proc.) są w stanie zapewnić nieprzerwane dostawy tego paliwa do odbiorców na kilka miesięcy wprzód.
Czy Europa jest w stanie zarządzać skutecznie tym kryzysem, zarówno jeśli chodzi o dostawy, jak i o dystrybucję gazu?
Polska i Bułgaria (przy rocznym zużyciu odpowiednio 20 mld i 3 mld m3) stanowią łącznie 6 proc. unijnego zapotrzebowania (400 mld m3 rocznie). Deficyt gazu w Polsce w części skompensują dostawy gazu skroplonego LNG z USA (prezydent Biden obiecał 15 mld m3) poprzez terminal na zachodnim wybrzeżu Bałtyku, którego przepustowość sięga 7,5 mld m3 rocznie, a w części przez uruchamiany jesienią gazociąg Baltic Pipe łączący Polskę z Norwegią. Polska i Bułgaria będą mogły liczyć w krótkiej perspektywie także na europejską solidarność.
Ale czy pan na Kremlu na tym poprzestanie? Należy powątpiewać. Ma wiele atutów w ręku. Wie, że gazu importowanego przez UE z Rosji nie da się tak łatwo zastąpić w całości. Po zamknięciu dostaw gazociągiem jamalskim Putin może, w przypadku kolejnego „wybryku” ze strony Europy, zdecydować o zamknięciu Nord Stream, dławiąc w ten sposób niemiecką gospodarkę. Wygląda więc na to, że odważni Polacy i Bułgarzy nie znajdą naśladowców – dziesięć koncernów gazowych z państw członkowskich UE już otworzyło konta w Gazprombanku, aby utrzymać dotychczasowy poziom dostaw.
W krótkiej perspektywie gazowy szantaż Rosji będzie miał negatywne reperkusje na rynkach, co objawi się podwyżkami cen gazu. Od początku tego tygodnia notowania gazu ziemnego w hubie TTF w Rotterdamie zanotowały wzrosty w granicach 15 proc. Kontrakty na najbliższe miesiące wyceniane są już na poziomie ponad 110 euro za MWh. Ponadto osłabianie się euro względem dolara (kurs euro osiągnął już niemal parytet z amerykańską walutą!) winduje ceny węglowodorów, które liczone są właśnie w dolarach. Wszystkie wskaźniki ekonomiczne w Europie odnotowują więc spadki.
.Niektórzy pocieszają się, że strategia Putina jest samobójcza i że średniookresowo drogo za nią zapłaci. Bo przecież europejski rynek gazu jest dla niego kurą znoszącą złote jajka… Nic bardziej mylnego. W perspektywie pięciu lat powinien zostać uruchomiony gazociąg Ałtaj, który pozwoli Rosji na dostawy tego surowca na gigantyczny rynek chiński. Niestety, Europa przestanie się wówczas w ogóle w tej historii liczyć.
Phillipe Charlez