Widać, że Rosjanie się spieszą, czas już nie działa na ich korzyść. Dlatego też rozpoczęli bitwę donbaską chyba przedwcześnie – pisze prof. Stanisław KOZIEJ
.Wojna rosyjsko-ukraińska zbliża się do punktu przesilenia. Decydującym aktem tego starcia może stać się bitwa w Donbasie. Gdyby Ukraińcy nie dali się w niej pokonać, a Rosjanie ponieśliby duże straty, mógłby to najprawdopodobniej być koniec zbrojnej ofensywy rosyjskiej i przekreślenie możliwości jej wznowienia na długo. Wróciłyby rozmowy rozejmowe, wojna zapewne zostałaby zamrożona na lata, z wprowadzeniem międzynarodowych sił rozjemczych i przystąpieniem do negocjacji pokojowych – już nie w Mińsku, ale np. w Ankarze.
Gdyby jednak Rosja odniosła rozstrzygające zwycięstwo, okrążyła i rozbiła armię ukraińską na wschód od Dniepru, jakikolwiek kompromis nie byłby możliwy. Po przegrupowaniu sił Rosja kontynuowałaby ofensywę na Odessę i być może dalej, na Kijów, z zamiarem opanowania całej wschodniej i południowej Ukrainy oraz utworzenia zapowiadanej przez Putina Noworosji. Wtedy pobita Ukraina musiałaby zdefiniować się na nowo, stać się państwem „szarej strefy” między Rosją i Zachodem.
Za wcześnie jednak, by przesądzać, na którą stronę przechyli się szala zwycięstwa. To zależy od tego, czy Rosja wyciągnęła wnioski z katastrofalnie przegranego początkowego okresu wojny i czy Ukraińcy równie zręcznie będą się bronić w otwartej bitwie regularnej, jak w podjazdowej „wojnie szarpanej” na północy. Pytanie też, czy Zachód wystarczająco skutecznie będzie wspierał Ukrainę.
Losy bitwy donbaskiej zależą również od tego, jak Rosja poradzi sobie z prowadzeniem jednocześnie dwóch innych wymagających operacji. Są to utrwalenie okupacji południowych rejonów Ukrainy, czyli strategicznego pomostu łączącego Rosję z Krymem oraz izolacja strefy bezpośrednich działań wojennych od zachodniej pomocy wojskowej.
Pierwsza wymaga zaangażowania sporych sił bojowych do utrzymania miasta Chersoń na południu i linii Dniepru oraz także dużych sił okupacyjnych do pacyfikacji opanowanych terytoriów obwodów chersońskiego, zaporoskiego i donieckiego. Ukraińcy zaczynają organizować partyzantkę. Metody eksterminacyjne stosowane na terytoriach okupowanych – aresztowania, wywózki, morderstwa indywidualne i zbiorowe… – przypominają najbardziej mroczne praktyki Rosji carskiej i bolszewickiej, Polakom dobrze znane z własnej historii.
O ile okupacja angażuje przede wszystkim wojska lądowe wspierane siłami Rosgwardii, to operacja izolacyjna zużywa poważne zasoby wojsk rakietowych, sił powietrznych, a także sił rakietowych marynarki wojennej oraz grup dywersyjnych wojsk specjalnych. Od przebiegu i skuteczności tej operacji zależy w coraz większym stopniu rezultat bitwy donbaskiej. Armia ukraińska jest w pełni uzależniona od dostaw ciężkiej broni i amunicji z państw zachodnich. Zerwanie tych dostaw na zachód od Dniepru oznaczałoby jej klęskę w Donbasie.
Z tego względu o ile bitwa donbaska może decydować o dalszych losach całej wojny ukraińskiej, to o losach tej bitwy z kolei może zdecydować to, czy Rosjanie zdołają zerwać zachodnie dostawy broni i amunicji, czy Zachód zdoła przebić się ze swoją pomocą do walczącej za Dnieprem armii ukraińskiej. To są dwa główne punkty ciężkości drugiej fazy tej wojny.
Widać, że Rosjanie się spieszą, czas już nie działa na ich korzyść. Dlatego też chyba rozpoczęli bitwę donbaską przedwcześnie. Wydaje się, że oprócz obawy o wzmacnianie armii ukraińskiej pomocą wojskową Zachodu zadziałały tu znowu oczekiwania polityczne. Tak jak początek wojny w wykonaniu rosyjskim utopiła w błocie ukraińskim polityka (wojnę opóźniła presja chińska, by nie rozpoczynać jej w czasie igrzysk olimpijskich), tak w przypadku bitwy donbaskiej z kolei jej rozpoczęcie przyspieszyła wbrew potrzebom wojskowym pilna potrzeba polityczna: Putin musi coś zwycięskiego ogłosić narodowi w Dniu Zwycięstwa 9 maja.
W rezultacie armia rosyjska otrzymała za mało czasu na przegrupowanie sił spod Kijowa i z głębi Rosji, na odtworzenie pełnych zdolności i osiągnięcie gotowości operacyjnej całego zgrupowania północnego. W związku z tym zgrupowanie uderzeniowe rusza do natarcia bez gotowych drugich rzutów i odwodów. To może prowadzić do ofensywy falami, z przerwami operacyjnymi między nimi, gdy pierwszy rzut wyczerpie już swoją dynamikę, a drugie rzuty jeszcze nie będą gotowe potęgować natarcia. Obrońca może to wykorzystać do uderzania w przeciwnika częściami (falami). Rosjanie chyba jednak nie wyciągnęli nauki z zasad strategii wojskowej.
Struktura strategicznej bitwy donbaskiej, która z uwagi na konfigurację frontu i sytuację operacyjną przybierze zapewne (zdziwiłbym się, gdyby tak nie było) po stronie rosyjskiej charakter klasycznego okrążenia przeciwnika, może obejmować trzy operacje niższego rzędu: ługańską, doniecką i naddnieprzańską. Pierwsza to opanowanie reszty (20 proc.) terytorium Republiki Ługańskiej, z okrążeniem lub wypchnięciem wojsk ukraińskich broniących się w Siewierodoniecku i Łysyczańsku. Putin mógłby wówczas ogłosić, że „wyzwoloną” Republikę Ługańską przyjmuje łaskawie do Rosji (z taką prośbą jej władze już wystąpiły) i na znak zwycięstwa nawet odbiera 9 maja defiladę wojskową w… Ługańsku.
Druga operacja jest już dużo większa (wymagałaby operacyjnego manewru okrążenia Słowiańska i Kramatorska) i chyba nawet w marzeniach rosyjskich niemożliwa do szybkiego zrealizowania, choć Putin z pewnością chciałby świętować w maju „wyzwolenie” całego Donbasu. Natomiast wielka operacja naddnieprzańska, z uderzeniami spod Charkowa i z wyjściem nad Dniepr w miastach Dniepr i Zaporoże, możliwa jest dopiero w razie zwycięstwa w obu operacjach donbaskich.
.Bitwa donbaska będzie bez wątpienia mieć przełomowe znaczenie dla drugiej fazy wojny ukraińskiej. Jej rezultat będzie zależał nie tylko od siły, umiejętności i bitności obu armii – ukraińskiej i rosyjskiej – ale także, i to chyba w najbardziej decydującym stopniu, od skuteczności zachodniego wsparcia bronią i amunicją armii ukraińskiej walczącej na wschód od Dniepru. To w Donbasie poznamy rezultat proxy war między Rosją a Zachodem.
Stanisław Koziej