Polski Ład. Wyjdźmy z pułapki mitów
Polska dzisiaj jest państwem realizującym miks polityk liberalnych i socjalnych. Polityka gospodarcza daleka od skrajności najczęściej okazuje się skuteczna – pisze Piotr ARAK
Przy okazji debaty o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia w Polsce, wprowadzania mechanizmów nakierowania przedsiębiorstw na inwestycje – po pandemii jak bumerang powraca ten sam problem co zawsze: niechęć części liderów opinii do wydatków publicznych. Dlatego przedstawiam wybór najbardziej szkodliwych mitów ekonomicznych, które rozpowszechniane w Polsce doprowadzają do wielu patologii społecznych obserwowanych przez lata.
Mit 1. Nie należy zwiększać nakładów na system opieki zdrowotnej
.Amartya Sen, filozof i ekonomista, nazwał ludzi, którzy nie wpłacają niczego do wspólnej puli (np. na dobro wspólne, jakim jest system opieki zdrowotnej), racjonalnymi głupcami, którzy są zaślepieni wyłącznie własnym dobrem. Nikt nie chce płacić składek, ale każdy chce korzystać z wysokiej jakości opieki zdrowotnej, a to jest po prostu niemożliwe.
Przeciwnicy podnoszenia nakładów na system opieki zdrowotnej mówią: „Nie należy tego robić, najpierw trzeba uszczelnić obecny system” lub „Nie korzystam z publicznej opieki zdrowotnej, więc dlaczego miałbym za nią płacić?”.
Nasz obecny system jest jednym z najefektywniejszych w Europie pod względem rezultatów uzyskiwanych w stosunku do nakładów. W 2018 r. w relacji do PKB publiczne nakłady na ochronę zdrowia w Polsce wynosiły 4,6 proc., czyli mniej więcej tyle, ile w Botswanie. Były prawie dwa razy niższe niż w Wielkiej Brytanii (8 proc.) czy w Niemczech (9,9 proc.). Nawet nasi sąsiedzi wydawali więcej – 5,6 proc. na Słowacji, 6,4 proc. w Czechach.
Koszt tak niskich nakładów jest taki, że tracimy 6,6 tys. lat życia na 100 tys. mieszkańców. Skracamy życie obywatelom polskim prawie tak jak USA, gdzie prawie 1/5 obywateli nie ma prawa do ochrony zdrowia, czy Brazylia lub Meksyk, niesłynące z dobrej jakości systemów opieki zdrowotnej. Mało kogo stać, by prywatnie leczył choroby kardiologiczne czy przechodził leczenie onkologiczne lub by zabierała go prywatna karetka pogotowia. Każdy myśli, że będzie żył wiecznie, ale tak niestety nie będzie.
Pandemia powinna była nam unaocznić, jak bardzo zdrowie społeczeństwa jest istotne dla gospodarki, ale ewidentnie tak się nie stało, bo wielu opiera się podniesieniu obciążeń na ten cel. To myślenie sprzeczne z rekomendacjami MFW, Banku Światowego, OECD, WHO i innych instytucji międzynarodowych. Dodatkowo, by lepiej płacić białemu personelowi, ratownikom, młodym medykom, musimy zwiększyć nakłady.
Mit 2. Bogaci powinni płacić niższe podatki niż biedni
.Według wielu liberalnych komentatorów system podatkowy i składkowy jest sprawiedliwy, bo wyżej zarabiający wpłacają teraz więcej w wartościach bezwzględnych – nawet gdy procentowo ktoś z wysokim przychodem zapłaci mniej (relatywnie), to i tak dokłada więcej niż np. sprzedawca w sklepie.
Nie dość, że dokłada więcej pieniędzy bezwzględnie, to korzysta z państwowej służby zdrowia mniej, ponieważ preferuje prywatną ochronę zdrowia.
Kolejny głos częsty wokół progresji: wyższe podatki to karanie ludzi za sukces, pomysłowość, inicjatywę. Progresja to zabieranie tym, którym się udało, a więc pokazywanie innym, że nie warto pracować, rozwijać się etc.
W Polsce mamy progresywny system podatkowy. Dochody do poziomu 85 tys. objęte są stawką 17 proc. PIT, a każda złotówka powyżej tej kwoty objęta jest stawką 32 proc.
Ale składki na ubezpieczenia społeczne wprowadzają górny limit składek do systemu emerytalnego na poziomie dochodów wynoszących ponad 30-krotność średniej krajowej – czyli obecnie około 160 tys. zł. Powyżej tego poziomu pracownik nie płaci składek emerytalnych – w ten sposób limituje się wysokość emerytur najlepiej zarabiających. Z tego powodu system podatkowo-składkowy ma degresywny charakter – coś niewystępującego w innych krajach UE.
Mało tego, do tej pory progresja podatkowo-składkowa w Polsce była jedną z najmniejszych w Europie (obok Węgier). Osoba zarabiająca 2,5 tys. zł brutto płaciła tylko o 2,7 pkt. proc. mniej podatków i składek niż osoba zarabiająca 25 tys. zł brutto.
Po zmianach progresja będzie wynosić 10 pkt. proc., bo dzięki wysokiej kwocie wolnej (30 tys. zł) zmniejszą się obciążenia najmniej zarabiających, a obciążenia więcej zarabiających zwiększą się wskutek braku możliwości odliczania składki zdrowotnej od dochodu. W konsekwencji progresywność tzw. klina podatkowego będzie w Polsce podobna jak na Litwie, w Austrii czy Estonii. Nadal jednak będzie mniejsza niż w krajach Europy Zachodniej, jak Szwecja, Holandia, Irlandia czy Włochy.
Zmiana w klinie ma charakter bardziej korekty niż diametralnego zwiększenia obciążeń dla lepiej zarabiających pracowników.
Mit 3. Klasa średnia to górne 10 proc. społeczeństwa
.W dyskursie publicznym pojawia się wiele różnych definicji klasy średniej. Wiele osób zaczęło mówić o „zabójstwie klasy średniej”, czyli o tym, że osoby zarabiające powyżej 12–13 tys. zł brutto miesięcznie będą płacić więcej na system opieki zdrowotnej.
Zmiany w podatkach i składkach sprawią, że dwie trzecie Polaków będzie mieć więcej pieniędzy w portfelach, dla ponad jednej piątej nic się nie zmieni. Tylko górne 10 proc. Polaków będzie więcej płacić na system opieki zdrowotnej.
Czy ostatni decyl dochodowy to klasa średnia? To raczej sprzeczne z definicjami, którymi posługują się naukowcy tacy jak prof. Henryk Domański czy organizacje międzynarodowe jak MFW bądź OECD. Górne 10 proc. to najczęściej klasa dominująca, klasa wyższa lub po prostu najlepiej zarabiający w danym społeczeństwie.
Edwin Bendyk powiedział, że to właśnie ta „klasa dominująca, ta o dużych wpływach symbolicznych i ekonomicznie sytuująca się w wyższych eszelonach dochodowych wysłużyła się klasą średnią jako mitem, żeby bronić własnego interesu. Bo przecież do tego im służy właśnie mit klasy średniej”.
Klasa średnia w Polsce to po prostu osoby o dochodach powyżej średniej, najczęściej będące wśród osób w przedziale 60–90 proc. najlepiej zarabiających. Gdyby było tak, że klasa średnia to górne 10 proc. społeczeństwa, to czym jest jego 90 proc.? Klasą ludową, robotniczą czy niższą? Niech odpowie ktoś szafujący tym argumentem.
Mit 4. Państwo podnosi podatki klasie średniej, by spłacać dług związany z COVID-19
.Faktem jest, że ubiegły rok upłynął pod znakiem ekspansji długu publicznego. Na koniec 2019 r. dług sektora finansów publicznych (czyli państwa, samorządów i systemu ubezpieczeń społecznych) wyniósł niecałe 46 proc. PKB. Cztery kwartały później wynosił już niecałe 58 proc. PKB. W ciągu roku nasz dług publiczny w relacji do PKB wzrósł więc o 12 pkt proc., czyli o jedną czwartą. Dług publiczny w całej UE wzrósł z 84 do 98 proc. PKB. A więc o 14 pkt. proc., czyli mniej więcej jedną szóstą.
Warto jednak pamiętać, że dług publiczny Polski w relacji do PKB wynosił np. 57 proc. w 2013 r. po kryzysie finansowym i zadłużenia w strefie euro. Przez mniej niż dekadę udało nam się go zmniejszyć dzięki wyższemu wzrostowi gospodarczemu (i uszczelnianiu systemu podatkowego).
Dlaczego tym razem miałoby się to nie udać? Polska będzie przedstawiać plany redukcji zadłużenia i deficytu po zakończeniu pandemii. Dług Polski będzie spadać, a podobnie jak poprzednio, wzrost gospodarczy będzie go zmniejszał. Natomiast reforma podatkowa to przede wszystkim koszt – budżet państwa będzie na minusie o jakieś 10 mld zł. Stąd argument, że wprowadzane zmiany podatkowe mają zapewnić większe wpływy do kasy państwa, są po prostu chybione.
Mit 5. Reforma podatków uderzy w przedsiębiorczość i firmy
.System ulg wspierających produkcję na każdym z jej etapów to recepta stojąca za cudem gospodarczym azjatyckich tygrysów oraz Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Włoch. Zapewne dlatego w programie gospodarczym pojawia się ich tak dużo.
Pierwszy etap procesu produkcyjnego to prace nad pomysłem na nowy produkt; na tym etapie już funkcjonuje ulga badawczo-rozwojowa.
Drugi etap to przełożenie pomysłu na język praktyki. Gdy zostanie uruchomiona produkcja, przedsiębiorcę wspierać będą ulga na robotyzację i ulga na zatrudnienie strategicznych pracowników.
Wreszcie niższą stawką opodatkowany powinien być dochód ze sprzedaży wymyślonych i wyprodukowanych w Polsce towarów. To może być osiągane dzięki uldze IP-Box, której stawka wynosi 5 proc. CIT. Wszystkie te rozwiązania będą funkcjonować równolegle do siebie i wzajemnie wzmacniać swoje działanie.
Ulga na IPO, która pomoże firmom w podjęciu decyzji o wejściu na giełdę. To skuteczny sposób na znalezienie dodatkowych środków na rozwój. Wejście na giełdę oznacza jednak koszty związane z przekształceniem organizacji, opracowaniem oferty, zapewnieniem większej transparentności czy działaniami marketingowymi. Takie wydatki zostaną objęte ulgą i będą dla firm mniej dotkliwe.
Szukający kapitału start-up może skorzystać z pośrednictwa funduszu venture capital, który skontaktuje go z inwestorem. Dla tego z kolei będzie dostępna ulga dla firm korzystających z pośrednictwa funduszu venture capital w wysokości części inwestycji, którą odliczy od swojego dochodu.
Estoński CIT obowiązuje w Polsce od stycznia 2021 roku. Firmy, które z niego korzystają, nie płacą podatku co miesiąc, co kwartał czy co rok. Płacą go tylko wtedy, gdy wypłacą zysk udziałowcom. Jest to dla nich oszczędność podatkowa i ważny sposób gromadzenia środków na inwestycje. Aby ułatwić biznesowi korzystanie z tego modelu opodatkowania, ministerstwo finansów zniesie większość ograniczeń jego stosowania.
Patrząc na powyższe formy zachęt inwestycyjnych, trudno raczej wysnuć wniosek, że ktoś próbuje uderzać w firmy. Raczej promowane będą te, które chcą rosnąć i się rozwijać.
Mit 6. Program odbudowy po pandemii nakierowany jest na redystrybucję, a nie na rozwój
.Stabilne i dobrze płatne miejsca pracy powstają tam, gdzie zapewnione są warunki do inwestycji i rozwoju infrastruktury. Fundusz Polski Ład to 140 mld zł, które będą wydawane przez trzy lata na projekty realizowane lokalnie. Fundusz to nie tylko program dla samorządów i mieszkańców, ale także lokalnych małych i średnich firm. To one będą głównymi wykonawcami zadań inwestycyjnych. Dodatkowe inwestycje publiczne to szansa dla lokalnych firm, które podejmując się nowych zleceń, będą mogły utrzymywać i tworzyć nowe miejsca pracy.
Krajowe środki razem z 770 mld zł z programu europejskiego na inwestycje w ciągu kolejnych siedmiu lat to pieniądze, które trafią do polskich firm, podwykonawców, wykonawców, napędzając ich wzrost i stanowiąc impuls rozwojowy dla całego kraju. Jest to jeden z największych strumieni pieniędzy, jaki w ostatnich dekadach przeznaczono na rozwój. Pytanie tylko, dlaczego wielu nie chce go dostrzegać?
Mit 7. Polska nigdy nie dogoni państw Zachodu
.Podważane jest dążenie do celu, którym jest podniesienie poziomu PKB per capita według parytetu siły nabywczej do poziomu średniej UE do 2030 r. Cel ten jest niezwykle trudny do osiągnięcia, bo wymaga tego, by Polska rozwijała się w średniorocznym tempie około 4 proc. rocznie, czyli szybciej niż w okresie transformacji, lub by kraje unijne tkwiły w stagnacji.
Hipoteza sekularnej stagnacji głosi, że źródła wzrostu w gospodarce uległy wyczerpaniu i kraje wysoko rozwinięte są skazane na sekularną (wieczną) stagnację. Zgodnie z nią Europa Zachodnia będzie rozwijać się niezwykle wolno w kolejnych latach, tak jak po kryzysie strefy euro z 2011 r. To może oznaczać, że relatywnie wyższy poziom wzrostu gospodarczego w Polsce pozwoli osiągnąć wspomniany cel. Dzisiaj jesteśmy na poziomie 75–77 proc. średniej unijnej. Krytycy stawiania celów polityce gospodarczej zapominają, że kluczowe jest jednak gonienie króliczka, a nie jego złapanie. I nawet jeżeli cel nie zostanie osiągnięty w pełni w wyznaczonym terminie, to doścignięcie odległego peletonu kilka lat później będzie korzystne dla całego polskiego społeczeństwa.
Mit 8. Polska miesza różne modele kapitalizmu
.Zarzutem, który się pojawił i który nawet nie jest mitem, jest to, że rozwiązania te mieszają działania progresywne z systemami ulg typowymi dla państw azjatyckich, a wreszcie z elementami polityki społecznej rodem z Europy Zachodniej.
Nie ma na świecie kraju idealnie realizującego model liberalnego kapitalizmu i takiego, który idealnie realizuje ideał socjaldemokratyczny. Każdy kraj wybiera swoje ścieżki reform.
Polska dzisiaj jest państwem realizującym miks polityk liberalnych i socjalnych. Podobnie jest z zaplanowanymi reformami podatkowymi. Mają one dać impuls gospodarce w kluczowych obszarach. Polityka gospodarcza daleka od skrajności najczęściej okazuje się skuteczna.
Mit 9. Samozatrudnienie jest najlepszą formułą prowadzenia biznesu
.Krytykowanym rozwiązaniem jest to, by składka zdrowotna dla jednoosobowych działalności gospodarczych była naliczana od dochodu, a nie na poziomie ryczałtu wynoszącego niespełna 400 zł miesięcznie, z czego prawie 90 proc. odlicza się od podstawy opodatkowania, co sprawia, że osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą płaci zawsze taką samą sumę, niezależnie od tego, czy miała dochody na poziomie 3 tys., 5 tys. czy 25 tys. zł. To ma się zmienić i podobnie jak w innych krajach europejskich obciążenie części składek będzie dla JDG takie samo jak dla reszty pracowników.
Od kilkunastu lat obserwujemy wzrost liczby firm, który wiąże się z fikcyjnym samozatrudnieniem pracowników. Wystawiają oni faktury jednemu kontrahentowi, ponieważ różnica w daninach publicznych płaconych przez pracownika etatowego, lecz samozatrudnionego sięga 19 pkt. proc. Nie ponoszą ryzyka wynikającego z prowadzenia firmy, a optymalizują się podatkowo.
Z tego mechanizmu korzysta nawet kilkaset tysięcy osób.
Po zmianach zachęta do przechodzenia z umów o pracę na JDG się zmniejszy, ale pozostanie, bo różnica między etatem a samozatrudnieniem będzie wynosić 13 pkt. proc. Dla JDG zwiększy się zachęta do tego, by przekształcać się w spółki prawa handlowego lub przechodzić na ryczałt, który nie wymaga księgowego.
Spółki można dziedziczyć, sprzedawać, a także łączyć z innymi podmiotami. Odejście od jednoosobowych działalności gospodarczych to przechodzenie polskiego kapitalizmu na wyższy poziom rozwoju. Samozatrudnieni będą za to płacić składki i podatki na poziomie takim jak Czesi, niższym niż Węgrzy, Słowacy i Niemcy. Zmiana jest ewolucyjna, a nie rewolucyjna.
Mit 10. Minister finansów wywołuje inflację
.Jednym z największych absurdów ostatnich miesięcy jest obwinianie polityki fiskalnej za wysokość inflacji. Za przeciwdziałanie inflacji odpowiada Narodowy Bank Polski. Biorąc pod uwagę ryzyko kolejnej fali koronawirusa, bank centralny mówi, że jesienią będzie podnosić stopy procentowe.
Według prognoz NBP inflacja w 2021 r. ma wynosić średnio 4,2 proc., 3,3 proc. w 2022 r. Cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. z możliwym odchyleniem o 1 pkt. proc.
Za podwyższoną inflację odpowiadają przede wszystkim wzrosty cen paliw i energii (ceny paliw spadły podczas pandemicznego II kw. 2020 r.), a także wzrost cen usług restauracyjnych i turystycznych po okresie lockdownów. Czy inflacja powinna nas niepokoić? Powinna nas martwić, ale gdy potwierdzi się, że nie jest zjawiskiem sezonowym, wywołanym wychodzeniem z kryzysu pandemicznego.
Większość problemów, z którymi teraz się zmagamy jako państwo i społeczeństwo, może być postrzegana jako efekt odreagowywania wykluczenia społecznego i słabości zarówno w sensie efektywności, jak i zasobności materialnej instytucji publicznych z ochroną zdrowia na czele.
Jedynym skutecznym rozwiązaniem jest działanie na poziomie znaczącego dofinansowania zaniedbywanej ochrony zdrowia i poprawa zasobności tych, którzy są na dole drabiny dochodowej. Część z nas wolałaby, aby problem sam się rozwiązał, i to podejście dominowało w poprzednich latach jako recepta na problemy Polski: „zamknąć oczy, a problemy znikną”.
Zdejmowanie odpowiedzialności z państwa i przerzucanie jej na ludzi powoduje niestety tylko to, że koszty nierówności dochodowych czy ograniczonego dostępu do ochrony zdrowia obniżają szanse na wzrost gospodarczy.
.Mity powtarzane w przestrzeni publicznej są niebezpieczne, bo zaczynają być postrzegane jako fakty, a czasem też są pielęgnowane niczym nauka. Trzeba jednak odróżnić empirię, wyniki badań i doświadczenia innych krajów od tego, co się komuś wydaje.
Piotr Arak