
Miłość stała się stanem odświętnym, luksusem, na który nie wszystkich stać
Język dobrze pokazuje pewne tendencje w naszym myśleniu, także myśleniu o miłości. Niezbyt chętnie i rzadko rozmawiamy o wartościach, a szczególnie o tych wyższych, choć to one decydują o wielu naszych wyborach – pisze prof. Anna CEGIEŁA
.O miłości rozmawiamy rzadko, mimo że jest potrzebna jak powietrze. Z jednej strony to dobrze, bo fatalnie byłoby zagadać to uczucie i je zbanalizować, uczynić z niego sprawę publiczną, jak z seksu, o którym mówi się niemal jak o sporcie i o wiele za często. A jest ona sprawą delikatną i prywatną.
Z drugiej strony, jeśli nie mówimy o miłości, to zapewne znaczy, że nie myślimy o niej tyle, ile powinniśmy, nie poświęcamy jej dość czasu, nie zdobywamy się na refleksję. To na pewno jakiś syndrom współczesności. Musimy być zaradni, odnosić sukcesy. A miarą życiowego sukcesu są pozycja i pieniądze, a więc wartości pragmatyczne. Miłość wymaga bezinteresowności, poświęcania czasu komuś, kogo kochamy, odpowiedzialności za niego, czułości, wyrozumiałości i także odpowiednich słów – delikatnych, czułych, cierpliwych, przemyślanych. W pogoni głównie za stabilizacją materialną tracimy zdolność odpowiedzialności i bezinteresowności. Uczymy się walczyć o swoje, a nie kochać drugiego człowieka. Nie zdobywamy się na refleksję nad stanem własnych uczuć, bo może odkrylibyśmy, że nie jesteśmy zdolni do miłości. Dużo łatwiej zadowolić się czymś chwilowym – fascynacją, oczarowaniem, pociągiem fizycznym. Gorzej, jeśli stają się one podstawą związku. Potem na Facebooku widzimy zmianę statusu – w środę: „Jestem w związku z…”, a w sobotę: „Wolny!”. O odpowiedzialności za drugą osobę nie ma mowy. Zresztą współczesny człowiek unika w ogóle odpowiedzialności. Być może wynika to z małego poczucia sprawczości.
Zjawiskiem jeszcze smutniejszym jest sposób szukania partnerów na różnych portalach, tak jak szuka się innych towarów. Rozczarowania bywają bolesne – drugi człowiek to nie produkt.
Ciekawe, że wśród wartości deklarowanych przez Polaków miłość nie jest najważniejsza, choć mieści się w pierwszej dziesiątce. Wyprzedzają ją zdrowie, rodzina i szczęście rodzinne, a często też uczciwość, poczucie stabilizacji, poczucie bycia potrzebnym, szacunek innych ludzi. Miłość jest mniej ważna dla mężczyzn – znajduje się na piątym miejscu – po pieniądzach i pracy zawodowej, czyli po tym, co daje konkretne możliwości życiowe. Kobietom zależy na niej bardziej – wymieniają ją już na trzecim miejscu (zaraz po zdrowiu i rodzinie). Chętniej także słuchają o miłości. A nie wszyscy chcą o niej mówić. Pewnie z obawy, że źle wypadną, albo ze strachu przed zobowiązaniem.
Język dobrze pokazuje pewne tendencje w naszym myśleniu, także myśleniu o miłości. Niezbyt chętnie i rzadko rozmawiamy o wartościach, a szczególnie o tych wyższych, choć to one decydują o wielu naszych wyborach. Powoli zapominamy, czym te wartości są, na czym polega ich realizacja, czym różni się ona od deklaracji. Tak też bywa z miłością. Pod tym względem hojna jest tylko poezja i to ona znajduje te właściwe słowa.
Świadomość własnej wolności (niestety niewiążąca się z poczuciem odpowiedzialności) pozwala nam na przekraczanie granic pożytecznych konwencji, naruszanie tabu, epatowanie wulgarnością, opowiadanie o przeżyciach erotycznych publicznie. To teraz modne. Przesadna ekspresja i nastawienie na wyrażanie siebie wykluczają mówienie o czymś tak delikatnym jak miłość.
.Ale język miłości zawsze był i jest nadal. Czasem jest banalny, czasem wyszukany, niepowtarzalny. I jeśli chcemy, to możemy dostrzec w nim delikatność, czułość i ciepło. Jeśli tego języka nie słychać, to dzieje się tak dlatego, że hałas nieustannych sporów, kłamstw i opowieści o czarno-białym świecie zagłusza brzmienie słów wyrażających miłość. Musimy być bardziej muzykalni, musimy umieć wyłączyć się ze zgiełku i wsłuchać się w to, co nadaje sens naszej obecności na tym najlepszym ze światów.
Anna Cegieła