
Paraliżująca ślepota Europy Zachodniej
W niektórych umysłach zapanowało pomieszanie zalet władzy, fascynacji autorytaryzmem rosyjskiej demokracji, ideału „suwerenizmu” Francji z organiczną niechęcią do projektu silnej, zjednoczonej Europy i silnej więzi transatlantyckiej. Paraliżująca ślepota Europy Zachodniej – pisze prof. Antoine ARJAKOVSKY
.Wojna jest tragiczna, ale nie jest to fatum. Uwikłane w nią narody mogą z niej wyjść, pod warunkiem że postawią właściwą diagnozę. To, co rozgrywa się na naszych oczach, nie jest ani wojną domową między ukraińskimi legitymistami a separatystami, jak wielu na Zachodzie i w Rosji chciało wierzyć od 2014 roku, ani wojną kolonialną między Imperium Rosyjskim a jego byłą kolonią nazywaną „Małorosją”, jak to odkryliśmy w Europie w momencie pełnoskalowej rosyjskiej inwazji w 2022 roku; nie jest nawet wojną między autokracjami a demokracjami, co medialna doksa uświadomiła sobie w ostatnich tygodniach. W rzeczywistości zło sięga głębiej, niż nam się wydaje. Właśnie dlatego ukraińska kontrofensywa wojskowa, która rozpoczęła się w 2023 r. i jest wspierana przez koalicję z Ramstein, choć jest niezbędna, sama w sobie nie wystarczy do przywrócenia pokoju. Hybrydowe i konwencjonalne działania wojenne, które na naszych oczach gruntownie niszczą międzynarodowy porządek zbudowany po II wojnie światowej, mają bardzo głębokie korzenie i obecnie wpływają na zbiorową psychikę większości populacji świata. Prawda jest taka, że zło, które nazywamy „wojną na Ukrainie”, ma wymiar metafizyczny – intelektualny, psychologiczny i duchowy. Autentyczny realizm polega zatem na zrozumieniu, że wojna ta jest wyjściowo teologiczna i polityczna. Rak toczący ludzkość dotyka postmodernistycznej części jej świadomości i części jej nowoczesnej tożsamości. Jednak nie wszystkie osiągnięcia współczesnej cywilizacji zostały dotknięte barbarzyństwem, a przynajmniej nie w większości narodów ogarniętych wojną. Pokrętna dynamika popadania w skrajności, która jest logiką wojny według René Girarda, jest zatem uleczalna. Ale jeśli mamy wyjść z wojny, musimy postawić bardziej szczegółową diagnozę, opartą na metanowoczesnym paradygmacie, zdolnym do oczyszczenia umysłów, wzywającym do nowej narracji, a tym samym ułatwiającym zwycięstwo prawa międzynarodowego i sprawiedliwości, tj. Ukrainy, przywrócenie sprawiedliwego pokoju w Europie i na świecie oraz uzdrowienie wielkich chorych organizmów.
Przez długi czas wśród zachodnich elit rządzących dominowały tak zwane „realistyczne” lub „pragmatyczne” diagnozy sytuacji geopolitycznej w Europie Wschodniej. Do tego stopnia, że w przededniu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę francuskie służby wywiadowcze były przekonane, że nie może do niej dojść. Dyrektor wywiadu wojskowego, generał Eric Vidaud, musiał opuścić swoje stanowisko w marcu 2022 r. za niewystarczające ostrzeżenie rządu o ryzyku na Ukrainie. Teraz wiemy, dlaczego ta ślepota, oparta na pseudorealistycznych analizach, infiltracji francuskich wojskowych przez rosyjskie służby specjalne i podatności na rosyjską propagandę, sparaliżowała francuską armię. Według Patricka Chevallereau, francuskiego wiceadmirała, do tej sytuacji przyczyniło się kilka czynników, z których większość ma charakter ideologiczny lub polityczny.
.Nastroje rusofilskie od dawna istnieją w części tradycyjnej, a nawet tradycjonalistycznej Francji, z której wywodzą się niektórzy oficerowie: taka „Święta Rosja”, serce wyimaginowanego słowiańskiego świata, byłaby rodzajem cywilizacyjnego sojusznika przeciwko wojowniczemu islamskiemu Południu; w niektórych umysłach zapanowało pomieszanie zalet władzy, pojęcia logicznie kultywowanego w wojskowym establishmencie, z rodzajem fascynacji autorytaryzmem rosyjskiej demokracji; poprzez źle pojęty patriotyzm niektórzy hołdują ideałowi „suwerenizmu” Francji, której różni polityczni promotorzy żywią organiczną niechęć do projektu silnej, zjednoczonej Europy i silnej więzi transatlantyckiej. Te dwa punkty, ponieważ razem stanowią środek ciężkości bezpieczeństwa zachodnich demokracji, są priorytetowym celem Władimira Putina; inni – niekiedy ci sami – wykształcili antyatlantyckie nastroje, często podsycane brakiem wiedzy o NATO, a czasem frustracją związaną z tym, że przyszło im pracować w środowisku tej organizacji, nie zawsze opanowując jej subtelności, kody, a czasem nawet język roboczy, co jest warunkiem wstępnym, aby móc się w niej realizować.
Były francuski minister spraw zagranicznych, Hubert Védrine, należał do pokolenia dyplomatów, którzy przedstawiali się jako realiści, ale którzy szczególnie mylili się w swoich analizach. Na przykład w 2015 r., po aneksji Krymu przez Rosję, wyraził on ubolewanie z powodu europejskich sankcji wobec Rosji, które uznał za nieuzasadnione. „Musimy odróżnić się od amerykańskiej linii. […] Potrzebujemy gróźb, stanowczości, jasności; odstraszania, ale także otwartości i planów” („Le Monde”, 10 marca 2015 r.). Jego przemówienie zostało zdemaskowane przez najlepszych ekspertów w tej dziedzinie, takich jak Galia Ackerman i Nicolas Tenzer. Jak podsumowuje, pseudorealizm nie próbuje analizować zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa i naszych zasad. Ten realizm, kontynuuje, „sprowadza się do akceptacji teraźniejszości. Ale jaką wartość ma realizm, który nie zaczyna się od rozpoznania zagrożeń i uznaje, bez najmniejszego dowodu, że agresji nie można odeprzeć? Z drugiej strony, konsekwentny realizm oznacza analizowanie układu sił i szukanie tego, co może go zmienić na naszą korzyść”.
Dramatyczne konsekwencje krótkowzrocznego „realizmu”, którego główną cechą jest oderwanie od wszelkiej metafizyki, a zatem i etyki, nie dały na siebie długo czekać. Kilka dni przed 24 lutego 2022 r. prezydent Francji i kanclerz Niemiec udali się do Moskwy w przekonaniu, że prezydent Rosji nie zaatakuje Ukrainy. Samozwańczy eksperci od Rosji, byli ministrowie i akademicy odpowiedzialni za doradzanie europejskim przywódcom, wszem wobec głosili, że inwazja na Ukrainę nie jest racjonalna i dlatego do niej nie dojdzie. Jednak w następnym miesiącu Josep Borrell, szef europejskiej dyplomacji, przyznał, że europejskie elity nie chciały uwierzyć w to, co amerykańskie służby wywiadowcze mówiły im o rychłej napaści na Ukrainę. Wielu tak zwanych ekspertów realistów jest teraz zmuszonych przyznać się do swojej ślepoty, ale niewielu jest takich, którzy próbują zrozumieć, jak i dlaczego mogli przez kilka dziesięcioleci mylnie oceniać osobowość Putina. To dlatego ani Angela Merkel, ani Nicolas Sarkozy, mimo że w 2008 r. byli odpowiedzialni za odmowę Gruzji i Ukrainie rzeczywistego przystąpienia do NATO, a tym samym za wydanie ich na pastwę jawnym imperialistom Kremla, nie przyznali się do swoich błędów.
Moja teza jest taka, że ślepota części europejskiego establishmentu wojskowego i dyplomatycznego oraz irrealizm współczesnych realistycznych pseudoekspertyz wynikają, choć nie zawsze w sposób uświadomiony, z ich skrajnego uzależnienia od myśli Niccola Machiavellego (1469–1527), jednego z najważniejszych myślicieli dla intelektualistów tak różnych, jak Leo Strauss i Quentin Skinner. Zazwyczaj, aby uznać jego dzieło jako godne zaufania w całości, opierają się oni na kilku podstawowych prawdach, takich jak fakt, że dla florenckiego myśliciela porządek prawny nie wystarcza, aby uczynić władzę legalną. Szybko pomija się jego radykalnie antydemokratyczny i antyhumanistyczny charakter. I przyjmuje się za pewnik istotę jego pracy, a mianowicie, że polityka jest sztuką przejmowania władzy i utrzymywania jej wszelkimi możliwymi sposobami. Najczystszy cynizm zaczyna wówczas uchodzić za realizm.
.Zaniedbanie metafizycznych podstaw polityki, potępione przez francuskiego filozofa Jacques’a Maritaina w słynnym wykładzie w Chicago w 1947 r., sprawiło, że współcześni politycy stali się cyniczni i ślepi. Według tego katolickiego myśliciela Machiavelli położył kres metafizyce dobra wspólnego z powodu radykalnie pesymistycznej wizji ludzkiej natury i założenia, że niemoralność jest prawem polityki. Nie dostrzegał głębi ludzkiej godności, ponieważ według niego człowiek zasadniczo kieruje się strachem. Wywołał nieuleczalny podział między polityką a moralnością i fałszywie podzielił politykę na idealizm (rozumiany jako naiwna moralność bezbronnych i słabych, mylony z etyką) oraz realizm (fałszywie mylony z polityką). Maritain odrzucił pseudoreligijny hipermoralizm Machiavellego, który karmi się jedynie zasadami, bez współczucia dla rzeczywistości ludzkości, i odrzuca jej marsz ku boskiemu człowieczeństwu. Jego zdaniem podejście Machiavellego uniemożliwiało wdrożenie polityki etycznej, pozostawiając tym samym równinę (pole walki) barbarzyńcom. Słowa generała de Gaulle’a, że „wielki kraj nie ma przyjaciół. Mężczyźni mogą mieć przyjaciół, ale nie mężowie stanu”, stały się klasyką tej tak zwanej realistycznej, a w rzeczywistości głęboko pesymistycznej koncepcji stosunków międzypaństwowych. W rzeczywistości wielki postęp w prawie międzynarodowym umożliwił narodom tworzenie koalicji krajów zjednoczonych tą samą koncepcją sprawiedliwości, a w rezultacie eksperymentowanie z relacjami solidarności i przyjaźni społecznej. Doświadczenia te umożliwiły wielkim mężom stanu, takim jak Jean Monnet, nawiązanie solidnych międzynarodowych przyjaźni, bez których nigdy nie byłby w stanie wspierać interesów, których bronił, jak pokazują jego Wspomnienia. Papież Franciszek, głowa państwa watykańskiego, teoretyzował na temat przyjaźni w polityce w swojej encyklice Fratelli tutti oraz w przemówieniu wygłoszonym w 2015 roku na forum ONZ: „Działalność Organizacji Narodów Zjednoczonych, począwszy od postulatów Preambuły i pierwszych artykułów jej Karty konstytucyjnej, może być postrzegana jako rozwijanie i promowanie rządów prawa przy założeniu, że sprawiedliwość jest niezbędnym warunkiem osiągnięcia ideału powszechnego braterstwa”.
Wracając do Machiavellego, trzeba zauważyć, że jego koncepcja cnoty była w rzeczywistości koncepcją reputacji, chwały i samozadowolenia – w przeciwieństwie do moralności ewangelicznej, która wzywa do roztropności węża i prostoty gołębicy. Dla florenckiego myśliciela wartości moralne nie miały zastosowania w polityce. Uczył swojego księcia okrucieństwa i braku wiary. Głównym błędem Machiavellego było niezrozumienie, że polityka należy do sfery praktycznej, a nie poetyckiej. W istocie polityka jest przede wszystkim kwestią etyki. Jego artystyczna wizja virtù, rozumianej jako forma zręczności, jest odstępstwem od arystotelesowskiej koncepcji cnoty. Liczy się tylko władza księcia, a nie dobro ludu. Dlatego też dla Machiavellego religia musi być oddana służbie państwu. Znamy, od Adolfa Hitlera po Józefa Stalina, zgubne skutki prześladowań religijnych i manipulowania wiarą przez państwo. Jesteśmy jednak mniej skłonni do uznania dramatycznych konsekwencji takiego odstępstwa od sztuki rządzenia w XXI wieku.
Współczesna politologia prawie straciła z oczu fresk przedstawiający dobre i złe rządy, namalowany w 1339 roku przez Ambrogia Lorenzettiego w Palazzo Pubblico w Sienie. W szczytowym okresie quattrocento fresk ten ilustrował alternatywną koncepcję praktyki politycznej jako sztuki społeczności, rządzonej przez prawa zorientowane na wspólne dobro, w celu twórczego dostosowania się do praw boskiej mądrości. Jak napisał Quentin Skinner w swoim tekście Artysta w filozofii politycznej, Ambrogio Lorenzetti i dobry rząd, fresk ten był w epoce przedhumanistycznej celebracją ideału samorządu republikańskiego. Zilustrował on główną myśl konstytucji miasta Siena, a mianowicie, że najcenniejsze dobro miasta, pokój, można zdobyć tylko wtedy, gdy żaden obywatel nie będzie w stanie realizować własnych ambicji kosztem wspólnego dobra. Jak pisze francuski historyk Patrick Boucheron, pokój w kompozycji Ambrogio Lorenzettiego znajduje się w pozycji triumfu, a dokładniej, odpoczynku po triumfie. „Odpowiada zatem znacznie mniej tomistycznej definicji pokoju jako braku niezgody niż rzymskiej koncepcji (którą można znaleźć w szczególności u Prudencjusza, którego Psychomachia była bardzo poczytna w średniowieczu) pokoju jako zwycięstwa nad niezgodą”.
Ze swojej strony postrzegam dzieło Lorenzettiego jako manifest metanowoczesnej koncepcji życia politycznego i jako świecącą gwiazdę, która zaprasza nas do wyjścia z ciemności szykującej się nowej wojny światowej. Zapewnia niezbędny horyzont dla wdrożenia planu sprawiedliwego pokoju zaproponowanego przez Wołodymyra Zełenskiego na szczycie G20 na Bali 15 listopada 2022 roku. Jest ona ukierunkowana na dzielenie się władzą i odpowiedzialnością oraz chroni miasto przed zakusami tyranii. Nie jest odcięta od transcendentnej rzeczywistości i zasad, które jako jedyne są w stanie ograniczyć apetyty tyranów na władzę lub konsumpcję. Jego metafizyczny horyzont zapożycza tyle samo z greckiej mądrości Arystotelesa, co z filozofii Cycerona, judaistycznej koncepcji Chochmy i chrześcijańskiego ideału Błogosławieństw. W dziele Lorenzettiego nie znajdziemy ani fatalizmu, ani opatrznościowości, tak jak później u Machiavellego. To arcydzieło zachęca nas do zrozumienia, że jeśli mamy wyjść z wojny w XXI wieku, musimy przyjąć dar pokoju, zorganizować go zbiorowo z rozeznaniem mądrości i wykorzystać wszystkie zasoby cnoty, aby zachować pokój i sprawić, by przyniósł owoce.
Wcześniejsze doświadczenia jako badacza nauczyły mnie być bardziej wnikliwym. W rzeczywistości, chcąc osiągnąć każdą możliwą formę zróżnicowanego konsensusu, możemy czasami znaleźć się w obliczu konieczności poparcia punktów widzenia, które nie są naszymi własnymi. Na przykład w 2017 r. zainicjowałem komisję ds. dialogu na temat prawdy, sprawiedliwości i pojednania w Collège des Bernardins, która przez dwa lata zgromadziła ponad dwustu rosyjskich, ukraińskich i europejskich naukowców i ekspertów. Te punkty widzenia były przeciwne propozycji, aby Rosja zdenuklearyzowała Krym, w zamian za co Ukraina mogłaby przywrócić dostawy wody na Krym przez Dniepr. Gdyby ta propozycja została przyjęta, na przykład na spotkaniu Formatu Normandzkiego, i gdyby udało się ją wdrożyć, przynajmniej opóźniłoby to rozszerzenie wojny rosyjsko-ukraińskiej na część terytorium łączącą Krym z okupowanym Donbasem. Dlatego uważam, że możliwość swobodnego sugerowania osobistych propozycji wyjścia z kryzysu jest użyteczna i zasadna. Nigdy nie wahałem się bronić mojej analizy wydarzeń w mediach, tak jak zrobiłem to 19 września 2021 r., aby zakwestionować pisanie na nowo historii przez Putina (tekst z 12 lipca 2021 r., który był równoznaczny z nowym wypowiedzeniem wojny), zakwestionować punkty widzenia, które uważałem za szkodliwe (takie jak ten z 24 czerwca 2019 r., postulujący przywrócenie Rosji jako członka Rady Europy), lub zaprzeczać propagandystom wszelkiej maści (jak tym, którzy 6 listopada 2014 r. we Francji bronili tezy o wojnie domowej na Ukrainie).
To osobiste podejście nie jest sprzeczne z kolektywnymi badaniami i zaangażowaniem. Dlatego też zainicjowałem szereg wspólnych forów, w tym jedno w „Le Monde” w 2017 r., wzywając CSA do nieprzyznawania Russia Today licencji nadawczej „w imię zachowania pokoju obywatelskiego” (wraz z Galią Ackerman, Wladimirem Berelowitchem, Pierre’em Caussatem, Iryną Dmytrychyn, Jeanem Duchesne, Michelem Eltchaninoffem, Philippe’em de Larą, Bernardem Marchadierem, Hélène Sinany, Françoise Thom). Za każdym razem jednak odchodziliśmy z kwitkiem. Russia Today nie tylko otrzymała licencję na nadawanie, ale nawet stała się ulubioną stacją Francuzów podczas protestów Żółtych Kamizelek. Doszedłem więc do wniosku, że politycy nie słyszą głosu społeczeństwa obywatelskiego, a tym bardziej ekspertów.
Dlatego dziś, aby być słyszanym, muszę wykorzystywać wszystkie dostępne kanały. Oczywiście nadal współpracuję z wieloma ekspertami, na przykład w ramach seminarium badawczego na temat Ukrainy, które zainicjowałem w Collège des Bernardins i Institute Chrétiens D’orient we współpracy z siecią Francja-Ukraina, Instytutem Open Diplomacy, Instytutem im. Jacques’a Delorsa i Fundacją René Cassina, czy wreszcie z Normandzkim Forum na rzecz Pokoju lub w ramach różnych europejskich sieci, do których należę, takich jak Platforma Europejskiej Pamięci i Nauki z siedzibą w Pradze lub Europejska Sieć Pamięci i Solidarności z siedzibą w Warszawie (ENRS). Nie chcę już jednak ułatwiać zadania tym wszystkim, którzy odmawiają słuchania głosów niezależnych ekspertów. Czas jest to bowiem naprawdę poważny, a stawka stała się zbyt wysoka.
.Krótko mówiąc, ta książka ma na celu ponowne przejęcie pola walki o pokój, zbyt długo pozostawionego barbarzyńcom nowoczesności i ich postmodernistycznym spadkobiercom, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Proponuje ona uznanie wojny za duchową i intelektualną chorobę, z której ludzkość mogłaby się wyleczyć, pod warunkiem że na nowo odkryje w pełni uniwersalną metafizykę, zdolną do wdrożenia sprawiedliwego planu pokojowego rządu ukraińskiego, do stworzenia etycznej dyplomacji, która nie jest ani naiwna, ani idealistyczna, jak się ją szybko charakteryzuje, by tym lepiej ją oczernić, oraz do zintegrowania tego, co najlepsze z różnych tradycji religijnych i filozoficznych, w tworzeniu nowego metanowoczesnego państwa, które jest w pełni otwarte na społeczeństwo obywatelskie. Oferuje ona wszystkim stronom konfliktu antidotum na truciznę cynizmu w polityce. Co więcej, zaprasza wszystkich do przyjęcia nowej filozofii politycznej, która szanuje godność każdego człowieka i całego stworzenia oraz jest zdolna do wprowadzenia zmian w prawie międzynarodowym, tak aby zasady Powszechnej deklaracji praw człowieka mogły być rzeczywiście stosowane.
Antoine Arjakovsky
Paryż, dnia 24 sierpnia 2023 r.
Tekst ukazał się w nr 58 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]