Prof. Bogdan SZLACHTA: Czy państwo narodowe jest wciąż potrzebne?

Czy państwo narodowe jest wciąż potrzebne?

Photo of Prof. Bogdan SZLACHTA

Prof. Bogdan SZLACHTA

Profesor zwyczajny UJ oraz Akademii Ignatianum w Krakowie, kierownik Katedry Filozofii Polityki w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ. Jest autorem m.in. monografii "Z dziejów polskiego konserwatyzmu" i "Monarchia prawa? Angielska myśl polityczna doby Tudorów".

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Liberalna perspektywa dominuje i zachęca do budowania superpaństwa uwalniającego jego obywateli od przebrzmiałych już przynależności do państw narodowych – pisze prof. Bogdan SZLACHTA

.Demokrata pragnie utrzymać przynajmniej względną jednorodność obywateli, której państwo winno strzec, liberał zaś zabiega o honorowanie różnych projektów życia, niekiedy kontrowersyjnych z punktu widzenia dominującej kultury. Prowadzi to do poważnych konfliktów, czasem kulminujących oskarżeniami o „wstecznictwo” lub „nadmierny postęp”, kiedy indziej emocjonalnymi atakami na przeciwników politycznych.

Prawnicy zwykli charakteryzować państwo trzema cechami mającymi występować łącznie: terytorium, ludnością i władzą suwerena. Państwo ma zajmować pewien obszar, na którym ktoś – niekoniecznie członkowie jednego tylko etnosu – mieszka; nad tym obszarem i nad ludźmi na nim żyjącymi, traktowanymi w relacji do państwa jako obywatele (a nie – jak kiedyś – poddani króla lub członkowie rzeczpospolitej), ma być sprawowane władztwo, które dysponuje wyłącznością prawodawczą i monopolem w zakresie stosowania przymusu (nie przemocy „nagiej”, lecz określonej przez normy prawne). To prawnicze ujęcie naprowadza na problem państwa dysfunkcyjnego (którego instytucje nie są w stanie ustalić warunków pokoju między obywatelami lub ich skutecznie wyegzekwować; państwa niemającego zatem trzeciej cechy), szerzej zaś w ogóle na kwestię pojmowania suwerenności.

Nie wdając się w debatę o tym, czy zastąpienie królów przez lud jako pierwotnego przynajmniej dysponenta władzy suwerennej doprowadziło do zamiany jedynie podmiotów ją posiadających, czy też dopełnione zostało tezą o istnieniu państwa jako politycznego wyrazu ludu pojmowanego często w skojarzeniu z etnosem raczej niż ze zbiorowością obywateli, nie wdając się również w debatę o tym, czy w nowożytności pojawia się państwo jako odrębne od obywateli, chroniące ich, z zewnątrz odnoszące się do nich, czy zatem jest ono zdepersonalizowaną instancją ustanawianą przez jednostki (obywateli) pozostające w relacji z państwem „światopoglądowo neutralnym”, powiedzmy jedynie, że jeden z najciekawszych sporów wciąż toczonych dotyczy realizowania suwerenności jako wyłączności prawodawczej z uwzględnieniem czy też bez uwzględniania ukształtowanej już kultury ludności zajmującej dane terytorium i sprawującej bezpośrednio lub za pośrednictwem reprezentantów władzę suwerenną. Idzie w nim już nie tyle o niezależność danego państwa od wpływu innych państw bądź organizacji międzynarodowych, ile o kwestię, czy państwo jest „suwerenne”, czy tylko „autonomiczne”, czy ustanawia normy prawne bez względu na treści (interesy?) bliskie zbiorowości, dla której działa, czy też treści takie (interesy?) uwzględnia i chroni.

Niekiedy odpowiedzi szuka się w tradycji liberalnej, wspomina się projekt Hobbesa, nakierowany na ustanawianie reguł prawnych zapewniających trwanie ciałom poszczególnych obywateli, lub projekt Locke’a, nakierowany na ochronę posiadanych przez jednostki praw czy uprawnień przyrodzonych, by zwrócić uwagę na „służebną” rolę państwa i jego norm prawnych dla obywateli (jednostek) oczekujących pomocy z jego strony w spełnianiu swoich celów, nawet po to je ustanawiających. W projektach tych akcent kładziony jest na jednostkę przemieniającą się w obywatela, posiadającą wcześniejsze od państwa uprawnienie bądź uprawnienia: państwo może je zawężać, by zapewnić pokój zewnętrzny między obywatelami, jak u Hobbesa, lub je chronić jako także dla niego nienaruszalne, jak u Locke’a.

Niezależnie od obranego podejścia uznaje się państwo za działające na rzecz obywateli (jednostek) zabiegających o to, co ich, co partykularne, tworzących zbiorowość niemającą kulturowej identyfikacji, a nie wspólnotę, która rozwijała się w długim okresie i w kolejnych pokoleniach zachowuje swe charakterystyki, obyczaje, przywiązania religijne i kulturowe. Konkurencyjne wobec tych projektów ujęcia, zwykle wiążące się z dawną tradycją republikańską, przemienioną przez chrześcijaństwo tak znacząco uwzględniające pozycję jednostki, że relacjonujące ją nie do politycznej wspólnoty, lecz do osobowego Boga, odsyłają albo do ludu jako całości mającej sobie właściwą, znoszącą partykularność woli jednostek wolę powszechną, prawodawczą (wariant demokratyczny), albo do długo kształtującej się, niekiedy wręcz organicznie pojmowanej wspólnoty o jej właściwej, nieustalanej, lecz ustalającej się „tożsamości grupowej” (wariant konserwatywny). W obu przypadkach jednostka włączana jest w dziedzinę od niej ważniejszą, którą winna wspomagać, gdyż jej niezależność czy nawet realizacja jej interesu warunkuje osiąganie celów jednostek.

.Dziewiętnastowieczne procesy i towarzyszące im spory unaoczniły znaczenie narodów jako obejmujących jednostki i pretendujących do niezależności. Realizowana wówczas „zasada suwerenności narodu” dawała uzasadnienie pretensjom wielu narodów, pojmowanych zwykle „organicznie”, do politycznej niezależności. Zasada ta uzasadniała także pretensje Polaków, którzy – korzystając z zawieruchy wojennej lub raczej jej następstw – wybili się wreszcie na niepodległość, wciąż tocząc spory w międzywojniu o kształt Niepodległej. Lecz w ich trakcie i ci, którzy pragnęli naśladować rozwiązania zachodnie, wiodące ku pojmowaniu narodu jako politycznej nade wszystko całości chroniącej to, co jednostkowe, i ci, którzy zwracali uwagę na interes etnosu, i ci wreszcie, którzy eksponowali znaczenie interesu wielonarodowego wszak państwa jako istotniejszego niż interes i jednostki, i jednego z etnosów, postrzegali państwo jako konieczne dopełnienie zbioru jednostek (obywateli) lub (i) etnosów. Przyznawali mu nawet „podmiotowość”, utraconą po dwudziestu ledwie latach wskutek inwazji wojskniemieckich i sowieckich, przechowywaną poza krajem w organach trwającego państwa zniewolonego narodu. Po odzyskaniu po kilku dekadach niepodległości zostały wznowione debaty dotyczące pojmowania narodu jako „obywatelskiego” bądź „etnicznego”, z odwołaniami do siedemnasto- i osiemnastowiecznych ujęć. Państwo jest potrzebne już to po to, by chronić to, co zbiorowe czy wspólnotowe, już to po to, by chronić to, co indywidualne, by umożliwiać realizowanie jednostkom (obywatelom) własnych projektów życia. Wspólnota jest uprzednia wobec jednostki albo ta jest uprzednia wobec instytucjonalnego dopełnienia zbiorowości, do której należy. Nie dostrzega się jednak zwykle, że od połowy XIX w. dawne liberalne ujęcia nakierowane na ochronę „prywatności” jednostek zostały przemienione, skoro zbiorowość ma już wspomagać rozwój, kształcić, leczyć i zapewniać im bezpieczeństwo, wkraczając w jakimś zakresie w jej „prywatność”.

Mnogie państwa wciąż traktowane są jako narodowe, co unaocznia przywiązanie do „etnicznego” raczej niż „obywatelskiego” sposobu myślenia o nich: jedni mówią o nich jako o wyrazicielach i obrońcach interesu narodowego i wspólnotowej kultury, drudzy jako o politycznym dopełnieniu obywateli korzystających z jednakich praw, a stowarzyszonych dla zyskania ochrony dla nich jako gwarantujących realizację tego, co indywidualne i subiektywne; jedni mówią o „dobru” państwa jako całości, drudzy o interesach składowych, które państwo winno honorować i chronić. Niezależnie jednak od napięcia między podejściem wymagającym postrzegania państwa jako „neutralnego” (także światopoglądowo) strażnika praw jednostek, które pragną radować się polem wolności określanym przez nienaruszalne prawa, i podejściem uwzględniającym istnienie zbiorowości o jej właściwej kulturze jako wzrastającej, zyskującej samoświadomość i starającej się utrzymać niezależność, powiada się, że państwo jest wciąż konieczne.

.Spieramy się o zakres praw jednostek i dominację „tradycyjnych wzorców kultury wspólnotowej”, o sekularyzację (istotną dla obywateli, którzy pragną wyrugować argumentację religijną z debat o treści norm prawnych) oraz dominację kultury większościowej (krytycznie oglądaną w społeczeństwach wielokulturowych). Demokrata pragnie utrzymać przynajmniej względną homogeniczność (jednorodność) obywateli, której państwo winno strzec, liberał zaś zabiega o honorowanie różnych, niekiedy kontrowersyjnych z punktu widzenia dominującej kultury, projektów życia. Prowadzi to do poważnych konfliktów, niekiedy kulminujących oskarżeniami o „wstecznictwo” lub „nadmierny postęp”, kiedy indziej emocjonalnymi atakami na przeciwników politycznych. Lecz prowadzi to także do projektów, których istota zdaje się przypominać podziały Karola Marksa i Carla Schmitta: zmagania między „niewspółmiernymi perspektywami” określać mają w nich współczesne państwo, w którym niepodobna oczekiwać już ani zachowywania nienaruszalnych uprawnień lub tożsamości zbiorowej, ani nawet „wydyskutowania” jednego, wiążącego wszystkich prawa, bo należy się pogodzić z ustalaniem go przez aktualnie dominującą grupę. W państwie tak pojmowanym każdy z politycznych aktorów prezentuje własną, partykularną wizję „dobra” czy raczej interesu, który pragnie realizować, otaczając go ochroną prawną.

Lecz nawet przy takich podejściach, właściwych choćby wyznawcom demokracji radykalnej („agonicznej”), państwo wciąż jest uwzględniane na mocy „przywiązania”: można wszak uznać (i w takiej organizacji międzynarodowej, jaką jest choćby Unia Europejska, niekiedy się uznaje), że składowe (państwa członkowskie) winny przemieniać swe tożsamości wedle wymagań aktualnie dominującej grupy; że obywatele takich państw, będący zarazem obywatelami Unii, winni się odrywać od dawnych „wspólnotowych zakorzenień” gwoli realizacji własnych projektów życia, być może określanych przez sposoby myślenia właściwe dominującej grupie. Wydaje się, że liberalna perspektywa dominuje, a nawet zachęca do budowania superpaństwa uwalniającego jego obywateli od przebrzmiałych już przynależności do państw narodowych.

.Perspektywa ta jednak wiązana jest nieodmiennie z wiarą w trwałość państwa, które konkurować będzie z mocarstwami spoza Europy. O tym, czy w ramach tej większej struktury odnajdziemy siebie, licząc na sprawniejszą ochronę naszych projektów życia, czy też liczyć wciąż będziemy na narodowo ugruntowane państwo, nas jako tworzących wspólnotę reprezentujące i dbające o zachowanie naszej charakterystyki, decyduje każdy z nas, uczestników liberalnych demokracji. Decyzja nie dotyczy potrzeby istnienia państwa, dotyczy natomiast potrzeby zachowania tego oto państwa, o którego niepodległość zabiegało wiele pokoleń naszych poprzedników.

Bogdan Szlachta
Tekst ukazał się w nr 58 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 grudnia 2023
Fot. Grzegorz Jakubowski / KPRP