Wybory w USA i koniec ery globalizacji. Glosa do artykułu Jana Rokity
Glosa
Ameryka i świat rozpoczęły nowy okres w swojej historii. Rozpoczęta przez Anglię w latach 70. XIX w. „nowa” epoka imperialna – „nowa” przez zrodzenie się myśli o rządzie światowym – której centrum polityczne przeniosło się rychło z Anglii do USA, dobiegła końca. Trumpizm jest tego owocem, choć może ani Donald Trump, ani Elon Musk, ani J.D. Vance jeszcze tego nie wiedzą – pisze prof. Jacek KORONACKI
.Jan Rokita ma rację – „popularne wśród komentatorów przekonanie, iż trumpizm jest jakimś ostatecznym zerwaniem z klasycznym liberalizmem gospodarczym Partii Republikańskiej, jest złudzeniem, a zachowanie giełdy jest tu lepszym wskaźnikiem niźli analizy komentatorów”. Ten znakomity autor nie popełnił wymienionego błędu i dał najlepsze opisanie tego, co w trumpizmie i wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA jest najważniejsze (pomijając intencję – nawet nie tyle Trumpa, ile katolika Vance’a – powstrzymania upadku kulturalnego niesionego przez wokeizm oraz lewackie barbarzyństwo, ale nie tego aspektu artykuł Rokity dotyczy) [LINK].
Jan Rokita nie postawił jedynie kropki nad i. Nie napisał mianowicie, że częściowe powodzenie misji Trumpa, Muska i Vance’a zależy od tego, czy uda się oligarchię finansową przekonać do programu wielkiej deglobalizacji, a to dziś przede wszystkim znaczy skupienie się na odbudowaniu potęgi gospodarczej USA jako podmiotu nieomal niezależnego od reszty świata. Mocno powiązanego gospodarczo z Kanadą i zapewne Meksykiem, a później dopiero aliantami USA na świecie – w tym z oby odrodzoną, a obecnie pogrążoną w głębokim kryzysie Europą – i w końcu z niektórymi krajami globalnego Południa. Ale przede wszystkim, powtórzmy, chodzi o uczynienie Ameryki na powrót wielką, prawie niezależną od reszty świata.
Dwa lata temu pisałem na tych łamach (tu [LINK]): Amerykański kryzys wewnętrzny, od dekad rosnący na świecie opór przeciw sprawowaniu przez Amerykę roli policjanta światowego – z której to roli, paradoksalnie, prawie cały świat korzystał, jako że ów policjant gwarantował pokój i funkcjonowanie gospodarki na skalę globalną – sprawiają, że USA muszą dokonać rewizji ładu światowego. Będąc potęgą militarną, można rzec, większą niż reszta świata razem wzięta, właśnie do tego przystąpiły – na wschodniej flance Europy, ale także będąc bardzo aktywnymi w strefie Pacyfiku (w tej chwili zawierając tam nowe porozumienia obronne i gospodarcze).
Rzadko się o tym myśli, ale kluczem do amerykańskiego sukcesu będzie właśnie koniec ery globalizacji. Stany Zjednoczone są najlepiej przygotowane na przejście w nową erę, czyli – mówiąc najkrócej – erę gospodarek regionalnych. A dokładniej, nie najlepiej, lecz – jak niewielki byłby to stopień przygotowania – jako jedyne państwo na świecie. Będzie to przejście bolesne i trudne dla USA, nie wiadomo, jak będzie przebiegać, ale inni będą się mieli dużo albo dramatycznie gorzej. Amerykanie mają kraj ogromny, pełen cennych surowców, kraj o dobrym klimacie i rozwiniętym rolnictwie, mają dobrą sieć dróg wodnych, bazę przemysłową i techniczną oraz najważniejsze – populację, której, inaczej niż wielu innym, nie grozi wymarcie. Wspólnie z Kanadą i Meksykiem, może przede wszystkim Meksykiem, USA stworzą – i po części już mają – spójny i potężny region gospodarczy. Chyba najlepiej opisał to, dając szczegółowe i dogłębne studium porównawcze z resztą świata, Peter Zeihan w książce z czerwca tego roku „The End of the World Is Just the Beginning. Mapping the Collapse of Globalization” (HarperCollins, 2022).
.I właściwie tyle mojej glosy. Trochę więcej o amerykańskiej szansie w deglobalizacji napisałem w przywołanym już moim felietonie, znacznie więcej w rozdziale 7. książki pt. Między obłędem a trwaniem (tu [LINK]). Zostawiam na boku analizę, jakie ma szanse Elon Musk – który na pewno nie reprezentuje większości oligarchii finansowej i biznesowej, jeśli w ogóle do tej prawdziwie panującej oligarchii należy – by tę oligarchię przekonać, że w jej interesie leży „powrót do Ameryki”. Zostawiam na boku i to, w jakim stopniu program Trumpa i jego rządu da się na tyle skomponować w jedną, spójną i akceptowalną dla społeczeństwa amerykańskiego całość, by za rok czy dwa nie został przez to społeczeństwo odrzucony.
Ale niezależnie od tego, niezależnie również od tego, na ile uda się ekipie Trumpa poskromić tzw. deep state – albo dojść z nim do porozumienia – Ameryka i świat rozpoczęły nowy okres w swojej historii. Rozpoczęta przez Anglię w latach 70. XIX w. „nowa” epoka imperialna – „nowa” przez zrodzenie się myśli o rządzie światowym – której centrum polityczne przeniosło się rychło z Anglii do USA, dobiegła końca. Trumpizm jest tego owocem, choć może ani Donald Trump, ani Elon Musk, ani J.D. Vance jeszcze tego nie wiedzą.