
Rzymskie wizerunki Mickiewicza
Wieczne Miasto odegrało istotną rolę w życiu naszego wieszcza. Jego dwa pobyty nad Tybrem upamiętniają obrazy i rzeźby, które warto przypomnieć z okazji rocznicy odejścia poety do wieczności (1855), gdy po raz kolejny podejmował działania z myślą o niepodległości Polski – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK
.Wiersz Śmierć Mickiewicza Jana Lechonia niezwykle pięknie i wzniośle mówi o kresie ziemskiego pielgrzymowania poety w dniu 26 listopada 1855 roku w stambulskiej dzielnicy Pera, w domu mieszczącym dziś muzeum jego imienia:
Gdy przyszli, by jak co dzień odebrać rozkazy.
Zaszli drogę im ludzie, co umarłych strzegą,
I rzekli: »Nie możemy wpuścić was do niego,
Bo ten człowiek umiera od strasznej zarazy«.
Więc wtedy oni płakać zaczęli jak dzieci
I szeptali z przestrachem: »Przed nami noc ciemna!
Ten księżyc, który teraz nad Stambułem świeci,
Patrzcie, jaki jest inny niż ten nasz znad Niemna«.
A on w tej samej chwili myślał: »Jak to blisko!
Słyszę pieśń, co śpiewano nad moją kołyską,
Widzę zioła i kwiaty nad Świtezi tonią,
I jeszcze tylko chwila, a dotknę je dłonią«.
.Zwiedzając rzymski Kapitol, odnajdujemy nie tylko przywoływane w tym roku kilka razy na tych łamach tablice pamiątkowe ku czci króla Jana III Sobieskiego i jego małżonki Marii Kazimiery, ale również marmurowe popiersie Adama Mickiewicza autorstwa Wiktora Brodzkiego z 1877 roku.
Tak oto w murach tego samego muzeum możemy uświadomić sobie jeden z paradoksów historii Polski: widzimy upamiętnienie pogromcy Imperium Osmańskiego w 1683 roku i hołd składany poecie, który w czasie wojny krymskiej podążył do stolicy tegoż imperium, by szukać wsparcia w walce z Rosją o utraconą niepodległość Polski. Oczywiście nie ta zakończona śmiercią wyprawa przyniosła Mickiewiczowi rzymskie upamiętnienie, lecz wsparcie udzielone ruchowi na rzecz zjednoczenia Włoch w ostatnich latach 1. poł. XIX wieku. Ten stambulski epizod i wojnę krymską, w której Królestwo Piemontu (będące zaczątkiem zjednoczenia Italii) wzięło udział po stronie Turcji, przypominamy tu po to, by chociaż częściowo przywołać dramaturgię ostatnich lat życia poety i okoliczności jego śmierci.
Zanim wrócimy do omówienia portretu Mickiewicza autorstwa Brodzkiego, który wiąże się z drugim, heroicznym pobytem poety w Rzymie (1848–1849), omówimy krótko jego pierwszy pobyt (1829–1831) i ukazujące go obrazy wykonane wówczas przez Wojciecha K. Stattlera. Jeden z nich, niemal zupełnie nieznany w Polsce, znajduje się w zbiorach kongregacji zmartwychwstańców na via San Sebastianello 11, nieopodal Schodów Hiszpańskich.
Mickiewicz jako Jan Chrzciciel w obrazie Wojciecha K. Stattlera

.Mickiewicz dotarł do Rzymu 18 listopada 1829 roku w towarzystwie Antoniego E. Odyńca i z przerwami gościł tu do kwietnia 1831 r. Wyrwał się z okowów imperium carów, gdzie za działalność w Stowarzyszeniu Filomatów ukarany był (w latach 1823–1829) więzieniem, ciągłymi zmianami miejsc przebywania, z zesłaniem na Krym włącznie. W Rzymie, którego zwiedzanie rozpoczął (jak zaświadcza Odyniec) od Kapitolu, spotkał wielu Polaków, m.in. Zygmunta Krasińskiego i krakowskiego malarza Wojciecha K. Stattlera (1800–1875). Poeta wraz z Odyńcem był drużbą na ślubie artysty z rzymianką Klementyną Zerboni di Colonna w kościele San Lorenzo in Lucina. Zwiedzając Rzym, Toskanię i południe Italii, Mickiewicz mało pisał, ale dużo czytał, m.in. dzieła wybitnych historyków antycznych i współczesnych. Krasiński w liście do ojca z 21 sierpnia 1830 roku tak o nim pisał:
„Umie po polsku, po francusku, po włosku, po niemiecku, po angielsku, po łacinie i po grecku. Doskonale zna politykę europejską, historię, filozofię, matematykę, chemię i fizykę. W literaturze może nikt w Polsce nie ma takiej znajomości. Słysząc go mówiącym, zdaje się, że każdą książkę czytał. Sądy ma rozsądne, poważne o rzeczach. Smutny zwyczajnie i zamyślony; nieszczęścia już mu zmarszczki na trzydziestoletnim czole wyryły. Zawsze spokojny, cichy, ale znać we wzroku, że rzucona iskra zapali śpiący płomień w piersiach. Wydał mi się ideałem człowieka uczonego i geniusza pełnego”.
Niektóre z tych cech – w tym zamyślenie i smutek – dostrzec można w portrecie poety, jaki Stattler wykonał w 1830 r. Jednakże w namalowanym zapewne rok później sporych wymiarów obrazie ukazującym Chrzest Chrystusa w Jordanie widzimy oblicze mistycznie radosnego Jana Chrzciciela z rysami naszego wieszcza.
Ten sam temat w ujęciu Stattlera, również z obliczem Mickiewicza, znajduje się także w kaplicy biskupa Zadzika w Katedrze Wawelskiej. Zadziwiające w tym obrazie jest to, że artysta ukazał Chrystusa od tyłu; patrzący nie widzą Jego oblicza. Tak o tym napisał polihistor krakowski Ambroży Grabowski: „Kiedym ja sam czynił p. Stattlerowi uwagę nad niestosowną postawą Zbawiciela, rzekł on: Dowiodę Panu, żem wyobraził Chrystusa tak, jak on jest teraz względem nas, bo zważając na położenie nasze (polityczne), czy nie należy być tego przekonania, że istotnie Pan Bóg odwrócił od nas swoje oblicze?”.
Krakowski obraz zamówiony w 1824 roku powstawał długo i został ukończony już po upadku powstania listopadowego; zawiera odbicie nastroju rozpaczy. Zupełnie inną, niemal mistyczną aurę ma obraz przechowywany w zbiorach kongregacji zmartwychwstańców.
Artysta ukazał tylko dwie postacie stojące w płytkiej wodzie – Chrystusa i Jana Chrzciciela – oraz unoszącą się nad nimi w blasku światła gołębicę Ducha św. Długowłosy Chrystus ze złożonymi modlitewnie rękoma pochyla głowę, na którą Jan Chrzciciel, ubrany zgodnie z tradycją w rodzaj futra, leje wodę z muszli. W tle widnieje górzysty krajobraz, delikatnie zarysowane, niewielkie drzewa i różowo-błękitne skłębione chmury. Mamy tu dokładne zobrazowanie słów Ewangelii odnoszących się do wydarzenia nad Jordanem (Łk 3,22): „Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: »Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie«.
Postać Chrystusa zgodna jest z tradycyjną ikonografią – twarz okalają długie ciemne włosy i zarost. Jedyny Jego ubiór stanowi biała szata przewiązana na biodrach i zarzucona na ręce. Twarz Jana Chrzciciela ma z całą pewnością rysy Mickiewicza, choć artysta – idąc za swoim znanym ze źródeł pisanych uwielbieniu dla poety – wprowadził elementy idealizacji.

.Stattler dobrze znał Rzym i był dla Mickiewicza i Odyńca przewodnikiem po zabytkach i galeriach Wiecznego Miasta. Miał namalować wówczas portret pierwszego z nich, który według jego własnych słów, miał oddawać nie tylko fizyczne podobieństwo modela, ale przede wszystkim obraz jego przepełnionej smutkiem duszy. Artysta tak pisze o pracy nad tym wizerunkiem: „Z gołą szyją, obrzucony starym granatowym płaszczem, siedząc pochylony i zadumany, a zawsze milczący, zdawał się być okazem samotnika zamkniętego w celi, miewającego straszne widzenia. Takim odmalowałem go w portrecie”.
Niestety ten obraz nie zachował się do naszych czasów, znamy go tylko ze szkicu. Na szczęście przetrwało opisane tu płótno, które ma w sobie rodzaj duchowej siły i – zgodnie tytułem obrazu – światła. Niezwykłe w całej polskiej sztuce XIX wieku jest też radosne oblicze wieszcza, który odważył się pisać o Polsce jako Chrystusie narodów.
Mickiewicz i kongregacja zmartwychwstańców
.Związki Mickiewicza z uchodźcami z Polski po upadku powstania listopadowego, którzy potem stali się zmartwychwstańcami, zaczęły się w Paryżu i miały kontynuację w Rzymie, gdy nasz wieszcz przybył tu w czasie Wiosny Ludów. Do dziś w ich zbiorach zachowało się trzynaście napisanych do nich listów. Warto tu przywołać opowieść o Mickiewiczu autorstwa Pawła Smolikowskiego, zasłużonego członka zgromadzenia i jego dziejopisa. „Mickiewicz odczuwał stan emigracji polskiej boleśnie. »Wszystko, co nas otacza – pisał do Kajsiewicza – bardzo jest smutne i przyszłość ciemna. Nie czułem dość siły, aby was cieszyć. – U nas ciągłe kłótnie i pojedynki – użala się innym razem. – istna wieża Babel! Ja żyję bardzo smutny«. – Razu pewnego, bardziej niż zwykle znękany niedobrymi wieściami, jakie go z kraju dochodziły, i tym, co się działo na emigracji, gdy, jak zwykle, pewnego piątku zebrało się u niego grono jego towarzyszy po wysłuchaniu wspólnym Mszy św., zawołał do nich: »Nie ma dla nas innego ratunku – trzeba nowego Zakonu. Ale kto go założy? Ja? Za pyszny. Ty? (do Platera) Zanadto arystokrata. Ty? (do Zaleskiego) Zbyt demokrata. Trzeba na to świętego. – Jański założy«. – I Jański założył. Z nim Mickiewicz rozpoczął dzieło odrodzenia religijnego na wychodźstwie”.

.W 1837 roku Hieronim Kajsiewicz i Piotr Semenenko, najbliżsi współpracownicy Jańskiego, osiedlili się w Rzymie, aby kontynuować studia teologiczne. Niebawem ich grono zaczęło się powiększać. Tuż po 1842 roku otrzymali do ich dyspozycji kościół św. Klaudiusza przy placu św. Sylwestra. Było to niezwykle ważne dla społeczności polskiej, albowiem po kongresie wiedeńskim (1815) władze carskie objęły swym nadzorem kościół św. Stanisława na via Botteghe Oscure i przekształciły go na cerkiew.
Tak więc kościół św. Klaudiusza był prawdziwą ostoją polskości w Rzymie. Wielu Polaków przychodziło do kościoła zmartwychwstańców na modlitwę; wśród nich byli Mickiewicz (w czasie drugiego pobytu w Rzymie w latach 1848–1849) i Cyprian Norwid, który w kościele św. Klaudiusza w dniu 27 marca 1845 r. przystąpił do sakramentu bierzmowania, przyjmując imię Kamil.
Pomimo że dzięki Mickiewiczowi „rozpoczęło się dzieło odrodzenia religijnego na wychodźstwie”, to jednak dla zmartwychwstańców i sporej rzeszy polskich katolików pomysł Mickiewicza, by utworzyć Legion Polski i zbrojnie włączyć się do walki we Włoszech w czasie Wiosny Ludów, nie był łatwy do przyjęcia. Wysiłki poety-wojownika stały się szczególnie problematyczne, gdy papież Pius IX, przerażony działaniami Garibaldiego i Mazziniego w celu zjednoczenia Włoch, po kryjomu wyjechał z Rzymu do Gaety, na terytorium Królestwa Neapolu. Efektem tych działań było powstanie Republiki Rzymskiej, w której obronie stanął Legion Polski.
Portret Mickiewicza w Protomotece Kapitolińskiej
.„Włochy są dziś jedynym miejscem, gdzie występując prawdziwie po polsku, ale z nowego polskiego ducha, można po raz pierwszy poczuć się niepodległym na ziemi”. Tymi słowami rozpoczyna się list Mickiewicza do Mikołaja Kamieńskiego z 23 czerwca 1848 roku. Kamieński był komendantem Legionu Polskiego, o którego dramatycznych losach i dramatycznym upadku Republiki Rzymskiej nie będziemy tu pisać. Wszakże to właśnie zdecydowane poparcie przez Mickiewicza walki o zjednoczenie Włoch, z czym wiązała się walka z Cesarstwem Habsburgów, które było jednym z trzech zaborców, decyduje o sławie Mickiewicza w Rzymie.
Po zwycięskiej walce o zjednoczenie (wolność Włoch) miała przyjść walka o niepodległość Polski. Była to zatem walka o wolność „naszą i waszą”. Gdy Republika Rzymska upadła, podobnie jak inne republiki czasów Wiosny Ludów, nasz wieszcz-wojownik próbował tworzyć kilka lat później, w 1855 roku, w czasie wojny krymskiej, jeszcze jeden Legion Polski. Jak wiemy, tam właśnie, nad Bosforem, 170 lat temu zakończyła się jego ziemska pielgrzymka.

.Heroizm Mickiewicza i jego wsparcie dla idei zjednoczenia Italii zostały w Rzymie docenione; w 1877 roku na Kapitolu ustawiono uroczyście jego marmurowe popiersie (jego replikę można zobaczyć również w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie). Znajduje się w tzw. Protomotece Kapitolińskiej, w Palazzo dei Senatori, wzniesionym z udziałem Michała Anioła na pozostałościach antycznego Tabularium, w którym niegdyś przechowywano Księgi sybillińskie. Portret Mickiewicza umieszczono pośród popiersi kilkudziesięciu wielkich synów Italii, takich jak Dante, Petrarca, Rafael, Leonardo da Vinci, Galileusz, Michał Anioł, Canova, i kilku zaalpejskich twórców zasłużonych dla kultury Italii, jak Anton Raphael Mengs.
W tym samym 1877 roku przy Via del Pozzetto w Rzymie, pod numerem 113, umieszczono tablicę poświęconą naszemu wieszczowi z tym oto napisem: „Adam Mickiewicz, poeta wielkiej sławy w tym domu tworzył dla walk o niepodległość Włoch oddział dzielnych Polaków w 1848 roku. Senat i Lud Rzymski 29 marca 1877”. Tablicę wieńczy płaskorzeźbiony portret poety otoczony wieńcem laurowym tego samego autorstwa co popiersie.
Zarówno popiersie, jak i płaskorzeźbiony portret wieszcza były wzorowane na jego fotografii z 1853 roku (podobnie jest w przypadku pomników autorstwa Godebskiego i Rygiera na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i na Rynku Głównym Krakowa). Widzimy na nim zmęczonego życiem, ale ciągle gotowego do czynu człowieka w dwurzędowym surducie, z laską pielgrzyma w ręku. W rzeźbach Brodzkiego oblicze poety jest jeszcze bardziej heroiczne, w sposobie ukazania włosów i brody odnajdujemy cechy człowieka o sile lwa. Narzucona na ramiona toga i trzy księgi, na których stoi popiersie, przypominają o wykładach w College de France (1840–1844) i pracy w Bibliotece Arsenału.

.Skoro wspomnieliśmy o lasce pielgrzyma w ręku Mickiewicza przywołajmy jeszcze słynny passus z jego Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego (1832): „Duszą Narodu Polskiego jest pielgrzymstwo polskie. A każdy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa się tułaczem, bo tułacz jest człowiek błądzący bez celu; ani wygnańcem, bo wygnańcem jest człowiek wygnany wyrokiem urzędu, a Polaka nie wygnał urząd jego”.
W dramaturgii wydarzeń połowy XIX wieku, jakże trudnych dla Polski i Włoch, dojrzewały hymny narodowe obydwu krajów. Podobieństwo losów, braterstwo broni i myśl patriotyczna Mazziniego, Garibaldiego i Mickiewicza spowodowały, że Polacy śpiewają: „Marsz, Dąbrowski… / Z ziemi włoskiej do Polski”, a Włosi: „Już austriacki orzeł / Stracił swe pióra, / Krew włoską, / Krew polską / pił wraz z Kozakiem, / Lecz wypaliła mu serce”.



