Prof. Massimo PIGLIUCCI: Czym jest „dobre życie”?

Czym jest „dobre życie”?

Photo of Prof. Massimo PIGLIUCCI

Prof. Massimo PIGLIUCCI

Filozof, genetyk, biolog. Profesor filozofii na CUNY-City College de New York. Kluczowy filozof współczesny zajmujący się stoicyzmem. Redaktor naczelny Philosophy & Theory in Biology. Autor m.in.: Philosophy of Pseudoscience: Reconsidering the Demarcation Problem, Nonsense on Stilts: How to Tell Science from Bunk.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Cnoty kardynalne stanowią swoisty kompas moralny, którym kierujemy się przed podjęciem każdej akcji. Występują cztery cnoty kardynalne: roztropność, a więc rozumienie, co jest dobre, a co nie; męstwo, w rozumieniu odwagi moralnej; sprawiedliwość, czyli uczciwość wobec innych i szacunek dla nich; oraz umiarkowanie, więc działanie we właściwym zakresie, zarówno nie za dużo, jak i nie za mało – pisze prof. Massimo PIGLIUCCI

.Ludzie zastanawiają się nad tym, co czyni życie dobrym i wartościowym, prawdopodobnie odkąd tylko zaczęli zastanawiać się nad czymś, co mogli wyartykułować przed samymi sobą i innymi, czyli od początków ewolucji języka. Przez ostatnie dwa i pół tysiąca lat zdołaliśmy zebrać świadectwo tych rozważań pod postacią rozmaitych tradycji religijnych i filozoficznych. Dlatego też postaram się odpowiedzieć na to pytanie z punktu widzenia obranej przeze mnie filozofii życiowej.

Wychowałem się w wierze katolickiej, lecz opuściłem Kościół, gdy byłem nastolatkiem, ponieważ wiele z dogmatów nie miało dla mnie sensu. Stwierdzenie, że Bóg jest jednością i Trójcą równocześnie, zdawało się przeczyć podstawowym prawom logiki. „Cud” przeistoczenia oznaczał zaś, że w trakcie komunii dosłownie (nie w przenośni) spożywałbym krew i ciało Chrystusa, co brzmiało dla mnie wówczas jak jakieś dziwne czary-mary. Tak zwróciłem się ku praktyczniejszej filozofii świeckiego humanizmu, ugruntowanej w przekonujących rozważaniach filozofów, takich jak Bertrand Russell, oraz w empirycznych dowodach naukowców, jak Carl Sagan.

Przez następne trzydzieści lat filozofia ta była wystarczająca. Potem nadszedł kryzys wieku średniego, w towarzystwie nagłego rozwodu, śmierci mojego ojca i kilku innych wydarzeń, które ni stąd, ni zowąd zmusiły mnie do rozmyślań: „Kim jestem?”, „Co ja tu, do cholery, robię?”. Świecki humanizm, rozsądny i empiryczny, nie serwował mi żadnych praktycznych odpowiedzi.

Zmieniwszy swój kierunek rozwoju akademickiego z biologii na filozofię, pomyślałem, że odpowiedzi na nurtujące mnie pytania bez wątpienia znajdę w dziedzinie, której nazwa oznacza „umiłowanie mądrości”. Tak więc ruszyłem w pseudosystematyczną pogoń za dobrą filozofią życia, analizując po drodze nauki buddyjskie, a także szereg zachodnich autorów, takich jak Arystoteles czy Epikur. Wszyscy oni mieli coś ciekawego do powiedzenia, lecz żaden z nich nie przypadł mi w pełni do gustu.

Aż pewnego dnia, gdy leniwie przeglądałem Twitter, natrafiłem na post, w którym promowano „Tydzień Stoików”. Pomyślałem: „Czym, do diabła, jest Tydzień Stoików?” i „Dlaczego ktokolwiek chciałby czcić stoików?”. Czy to nie ci sztywni i powściągliwi niczym Spock goście? Z całym szacunkiem dla mojego ulubionego bohatera Star Treka, ale na miłość boską, to nie jest sposób na życie!

Z drugiej strony przypomniałem sobie, że stoikiem był także cesarz Marek Aureliusz, którego Rozmyślania z chęcią czytywałem na studiach. Seneka, nieszczęsny doradca szalonego cesarza Nerona, również był stoikiem. Z rozkoszą tłumaczyłem niegdyś teksty Seneki na lekcjach łaciny w liceum, więc postanowiłem, że przyjrzę się uważniej temu całemu stoicyzmowi.

Zapisałem się więc na Tydzień Stoików, by dowiedzieć się czegoś więcej. Byłem zachwycony. Pierwszy stoicki autor, po którego sięgnąłem, to gość o imieniu Epiktet – choć „imię” to za dużo powiedziane, gdyż po łacinie oznacza ono po prostu „nabyty”. Był on bowiem rzymskim niewolnikiem w pierwszym wieku naszej ery. Studiował filozofię i gdy został wyswobodzony przez swojego pana, zaczął wykładać filozofię w sposób, który nie spodobał się ówczesnemu cesarzowi Domicjanowi. Epiktet został wygnany z Rzymu i przeniósł się do Nikopolis w północno-zachodniej Grecji, gdzie założył swą szkołę. Stała się ona jedną z najpopularniejszych szkół filozoficznych w drugim wieku naszej ery, której gościem i zwolennikiem był późniejszy cesarz Hadrian.

Oto pierwsze, co przeczytałem u Epikteta: „Muszę umrzeć. Jeżeli już teraz, już teraz umieram. A jeśli za chwilę, tymczasem spożywam obiad, ponieważ nadeszła godzina obiadowania, a dopiero po spożyciu obiadu gotów jestem umierać” (Diatryby I, 1.32).

To ktoś, kto mówi wprost i z poczuciem humoru (nierzadko na pograniczu sarkazmu). Byłem zaintrygowany. Przeczytałem całe Diatryby Epikteta, a także jego Encheiridion – podręcznik dobrego życia. Kurczę, lata później pokusiłem się nawet o napisanie własnej wersji Encheiridionu, którą zaktualizowałem do realiów XXI wieku. Zacząłem studiować stoicyzm coraz poważniej, aż w końcu zdecydowałem się obrać go jako filozofię życia.

Wszystko to sprowadza mnie do pytania: co sprawia, że życie jest dobre? Stoicy odpowiedzą, że dobre życie to życie „w zgodzie z naturą”. Lecz zanim się rozbierzesz i podrepczesz do lasu, by przytulać drzewa, pozwól, że wyjaśnię, co to właściwie znaczy. Stoicy uważają, że każde żywe stworzenie powinno żyć wedle własnej natury. Powiedzmy zatem, że jesteś kaktusem. W twojej naturze leży poszukiwanie słońca, ponieważ w cieniu sobie nie radzisz. W twojej naturze leży także poszukiwanie wody, lecz w niewielkich ilościach, ponieważ jesteś przystosowany do pustynnego życia, a zbyt duże ilości wody mogą cię zabić.

To samo tyczy się gatunku Homo sapiens – choć my jesteśmy już nieco bardziej złożeni. Według stoików ludzie wyróżniają się na tle innych gatunków dwoma najważniejszymi cechami: jesteśmy wysoce społeczni i używamy rozsądku w rozwiązywaniu problemów. Tak więc życie zgodne z naturą ludzką oznacza pielęgnowanie rozsądku i kierowanie się nim w celu doskonalenia społeczeństwa. Jeśli tak będziesz postępować, będziesz cieszyć się dobrym życiem bez względu na dobra materialne, reputację, zdrowie, wygląd czy inne czynniki „zewnętrzne”, które wielu ludzi uznaje za absolutnie niezbędne.

Stoicy nazywają te czynniki „preferowanymi rzeczami obojętnymi” – mają one, koniec końców, jakąś wartość (dlatego są preferowane), lecz są moralnie neutralne (tj. obojętne dla statusu moralnego osoby). Innymi słowy, sam fakt bycia bogatym nie czyni z człowieka dobrej (lub złej) osoby. Tym, co czyni człowieka dobrą (lub złą) osobą, jest sposób, w jaki owo bogactwo zdobywa lub wykorzystuje. Dla stoików biedny, ale hojny człowiek żyje dużo lepszym życiem niż bogaty sknerus, ponieważ to ten pierwszy, a nie drugi, przyczynia się do ulepszania świata dla wszystkich.

A przez „wszystkich” stoicy naprawdę rozumieją wszystkich. Stoicyzm jest jednym z pierwszych prawdziwie kosmopolitycznych nurtów filozoficznych, traktujących ludzi – bez względu na wiek, płeć, pochodzenie etniczne itd. – jako braci i siostry (lub jak powiedzielibyśmy dzisiaj, jako jakąkolwiek inną płeć, z którą się identyfikują). Jak zatem żyje się w duchu stoicyzmu? Kierując się dwoma założeniami – cnotami kardynalnymi oraz dychotomią kontroli.

Cnoty kardynalne stanowią swoisty kompas moralny, którym kierujemy się przed podjęciem każdej akcji. Występują cztery cnoty kardynalne: roztropność, a więc rozumienie, co jest dobre, a co nie; męstwo, w rozumieniu odwagi moralnej; sprawiedliwość, czyli uczciwość wobec innych i szacunek dla nich; oraz umiarkowanie, więc działanie we właściwym zakresie, zarówno nie za dużo, jak i nie za mało.

Załóżmy, że jestem w pracy i widzę, jak szef pastwi się nad moim współpracownikiem. Czy powinienem zainterweniować? W jaki sposób? Roztropność mówi mi, że dobrze pomagać innym w niedoli, więc powinienem zainterweniować. Będzie wymagało to odrobiny męstwa, ponieważ szef może się na mnie mścić i utrudniać mi dalsze życie. Będzie to czyn sprawiedliwy, ponieważ gdybym był postawiony w podobnej sytuacji, na pewno doceniłbym czyjąś pomoc. Jeśli chodzi zaś o umiarkowanie, coś mi mówi, że zwrócenie uwagi szeptem nie wystarczy, a rzucenie się na szefa z pięściami będzie przesadą. W celu załagodzenia sytuacji muszę podjąć spokojny, ale stanowczy dialog.

Dychotomia kontroli oznacza, że pewne rzeczy leżą w mojej gestii, czyli mam na nie wpływ, a na inne nie. Jeśli tak jest, muszę skupić się na tym, jakie kroki przedsięwziąć, by przyjąć wobec nich postawę zrównoważoną. Na przykład chcę, by następne wybory prezydenckie wygrał pewien kandydat. Co mogę zrobić, by tak się stało? Wiele rzeczy. W minimalnym stopniu – mogę pójść na wybory i zagłosować na tego kandydata. Mogę również wysłać datki na kampanię. Mogę nawet poświęcić swój wolny czas na wolontariat. Tym, co znajduje się poza moją kontrolą, jest wynik wyborów. Jeśli mój kandydat nie wygra, muszę to zaakceptować ze spokojem. I od razu pracować na lepszy wynik w kolejnych wyborach.

.Oto, co czyni życie dobrym według stoików: kierowanie się rozsądkiem w obliczu problemów, bycie pomocnym dla całej wspólnoty ludzkiej, praca nad własnym kompasem moralnym oraz pamięć, że czasem nie wszystko idzie zgodnie z planem, nawet jeśli w jego realizację włożyliśmy wiele pracy. Jak mawiał cesarz i stoik Marek Aureliusz: „Jak ty sam jesteś dopełnieniem ustroju społecznego, tak i wszelkie działanie twe niech będzie dopełnieniem życia społecznego” (Rozmyślania, IX,23).

Massimo Pigliucci
Tekst opublikowany w nr 33 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lutego 2022