Prof. Michael ABDALLA: Islam a wolność religijna

Islam a wolność religijna

Photo of Prof. Michael ABDALLA

Prof. Michael ABDALLA

Profesor nadzwyczajny w Zakładzie Badań Porównawczych nad Kulturą Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Asyryjczyk pochodzący z Syrii.

Wolność człowieka, w tym szczególnie wolność myśli, sumienia i wyznania, oraz respektowanie jego praw należą do podstawowych elementów pluralistycznego społeczeństwa, ale w żaden sposób nie są one uwzględnione i szanowane w islamie. W odejściu od wiary nawet pojedynczej osoby islam widzi zagrożenie dla całej wspólnoty i najcięższy grzech.

.Karą nie tyle za zerwanie z islamem, ile za przyjęcie innej wiary jest na ogół śmierć. Aby odpokutować apostazję krewniaka i oczyścić swoją reputację w oczach społeczeństwa za odszczepieństwo i zdradę, której się dopuścił, a przede wszystkim w strachu przed gniewem Allaha, egzekucję często wykonują członkowie najbliższej rodziny.

Prawo człowieka w islamie diametralnie i rażąco różni się od wszystkich znanych systemów prawa, nie mówiąc o uchwalonej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Muzułmanie bezkrytycznie i naiwnie wierzą, że przepisy prawa zawarte w Koranie noszącym ślady ludzkiej ingerencji i wielu przeróbek ustanowił sam Allah. Wierzą też, że Koran (i to po arabsku) został zrodzony wraz ze stworzeniem świata i przekazywany Arabom dopiero przez Mahometa, więc żaden inny katalog praw nie może go zastąpić. Uzupełnienie kodeksu postępowania muzułmanina stanowią także tzw. hadisy, czyli cząstkowe wypowiedzi Mahometa i wycinkowe relacje o jego postępowaniu oraz drobiazgowych czynnościach codziennych, spisane nie za jego życia, lecz zebrane przez kilka osób przeszło dwieście lat po jego śmierci. Jeden z przypisanych Mahometowi hadisów brzmi: „Kto zmieni swoją religię, tego zabijcie”. Ibn Ishaq i Ibn Hiszam, autorzy dwóch najstarszych opisów żywota Mahometa, przytaczają ostatnie jego słowa przed śmiercią: „W Arabii nie może być dwóch religii”. Muzułmanie są przekonani, że Allah akceptuje tylko jedną religię, islam, stąd wobec apostatów zajmują jednoznaczne stanowisko.

Chrześcijanie Bliskiego Wschodu

.Chrześcijanie Bliskiego Wschodu od inwazji muzułmańskiej w połowie VII w. żyją w kleszczach bezwzględnej hegemonii ideologicznej. W krajach o dużej liczbie chrześcijan muzułmanin żył kosztem niemuzułmanina. Co prawda, islam określił chrześcijan i żydów jako ludzi Księgi, którym należy się szacunek i ochrona, jednak pod warunkiem, że okażą jak najdalej idącą lojalność, zaakceptują prawo muzułmańskie, zgodzą się ze statusem obywateli niższej kategorii i nie odmówią żadnej usługi na rzecz rządzących. Zdarzały się okresy, kiedy chrześcijanom nie było wolno jeździć konno, mieć domu wyższego od domu muzułmanina, ubierać się tak samo jak muzułmanie. Do dzisiaj prawo zabrania chrześcijaninowi poślubić muzułmankę, chyba że najpierw przejdzie na islam. Muzułmanin zaś może poślubić chrześcijankę, gdyż zakłada się, że przez sam ten fakt wybranka wyraża zgodę na bycie muzułmanką, a potomstwo zostanie wychowane wyłącznie w duchu muzułmańskim.

Przyjmując islam, chrześcijańskie ludy Bliskiego Wschodu szybko ulegały wynarodowieniu, gdyż religia ta w zasadzie nie uznaje narodowości. Ona ją zastępuje.

Liczba chrześcijan Bliskiego Wschodu kurczy się z roku na rok. Jeszcze sto lat temu stanowili prawie połowę ludności regionu, obecnie jest ich ok. 5%. Na przykład na początku XX stulecia w Turcji było ich 32%, teraz – 0,6% ludności, w roku 1975 w Egipcie 25%, obecnie 10–15%. Od lat 50. XX wieku w Syrii ich stosunek do ogólnej liczby mieszkańców spadł z 40 do 8%, w Iranie z 15 do 0,5%, w Iraku z 35 do 5%. Zdominowane dzisiaj przez ludność muzułmańską Nazaret i Betlejem w początkach wieku XX były zamieszkiwane głównie przez chrześcijan.

Wychowanie muzułmańskie

.Współwyznawca żyjący na drugim krańcu świata jest dla niejednego muzułmanina niekiedy bliższy od chrześcijańskiego współobywatela i sąsiada. „O wy, którzy wierzycie! Nie bierzcie sobie za przyjaciół żydów i chrześcijan” (Koran V, 51). Prawo religijne i panujący w krajach muzułmańskich system edukacji kreują przekonanie, że istnienie innej kultury to symptom słabości, oznaka porażki ideologicznej, obraza Najwyższego. To nie przypadek, że pogróżki, które ówczesny przywódca czeczeński Dżohar Dudajew kierował pod adresem Moskwy: „Nie spoczniemy, dopóki zielony sztandar Proroka nie powiewa nad Kremlem”, zyskiwały aplauz wcale niemałej części muzułmańskich mas i mobilizowały ochotników do przyłączenia się do mudżahedinów w górach Kaukazu. Podobnie było w Bośni i Hercegowinie oraz w Kosowie, gdzie część wojowników z różnych krajów islamskich osiedliła się na stałe.

Niemal we wszystkich konstytucjach krajów muzułmańskich znajdziemy zapis: „Religią państwa i głównym źródłem prawa jest islam”. „Wychowanie muzułmańskie” jest, jeśli nie najważniejszym, to jednym z najważniejszych przedmiotów nauczania w szkołach. Wiele tekstów w elementarzach do nauki j. arabskiego ma charakter ideologiczny i konfrontacyjny. U uczniów nie wyrabia się odruchu tolerancji, lecz przeciwnie – zachęca się ich do dystansowania się od wyznawców innych religii.

Niemuzułmanie

.To, że islam pozostaje religią oficjalną w krajach Bliskiego Wschodu, ogranicza awans społeczny i polityczny niemuzułmanów i powoduje, że prawo nie jest równe dla wszystkich obywateli. Chrześcijanie nie mogą piastować wysokich urzędów w państwie. Może się co prawda zdarzyć, że aby poprawić swój wizerunek w świecie lub osiągnąć doraźne cele taktyczne tekę ważnego resortu powierza się chrześcijaninowi. Przy mianowaniu kandydata musi być jednak pewność, że jest on gotów podejmować działania niekiedy godzące w interes swojej grupy religijnej i przymykać oko na przejawy jej dyskryminowania. Najlepszym tego przykładem był Tarik Aziz w ekipie Saddama Husajna. Nie tylko nie przyznawał się do asyryjskiego pochodzenia, lecz twierdził nawet, że Asyryjczyków w Iraku w ogóle nie ma.

Chrześcijanie Bliskiego Wschodu są marginalizowani i osaczeni. To, że przetrwali w takich warunkach do dziś, graniczy wprost z cudem. Prawdopodobnie nigdzie na świecie nie przelano tyle niewinnej krwi za przynależność do chrześcijaństwa, ile tam. Dzieje kalifatów i emiratów arabskich, sułtanatów tatarskich i tureckich oraz emirów kurdyjskich to m.in. historia pogromów chrześcijan.

Jako źródło poznania dominującego sposobu myślenia w świecie muzułmańskim i skali wpływu nań edukacji religijnej mogą służyć przeprowadzone przez stację telewizyjną al Dżazira sondaże opinii publicznej, drukowane na jej stronach internetowych. Aż 83,4% respondentów uważa np. bin Ladena za bojownika za wiarę, a nie terrorystę. Dla ludzi nieobeznanych z realiami świata islamu ich wyniki mogą być szokujące, podobnie jak szokująca może być informacja, że aby móc budować kościół w „demokratycznym” Egipcie, kraju 120 tys. meczetów, potrzebna jest zgoda 13 urzędów, a na koniec podpis samego prezydenta. Choć al Dżazira jest raczej głosem islamskich radykałów, nie można zarzucić wynikom jej sondaży nierzetelności, poza tym, że odzwierciedlają opinie mających dostęp do Internetu. Zapewne sporą część biorących w nich udział stanowią imigranci do krajów zachodnich.

Dyskryminacja chrześcijan

.Do zachodnich mediów dociera niewiele informacji o szykanach czy zabójstwach chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Skala tego zjawiska jest różna w różnych krajach. Obecnie sytuacja jest tragiczna. Mówi się nawet o Bliskim Wschodzie bez chrześcijan, czyli bez swojej rdzennej ludności. Dość powszechną praktyką stały się porwania chrześcijanek, nawet niepełnoletnich, przez muzułmańskich fanatyków i nic nie dają rozpaczliwe prośby i posty krewnych podejmowane w intencji zaoszczędzenia porwanej fizycznych i psychicznych cierpień.

O skali dramatu na przykładzie ludności koptyjskiej w Egipcie dobitnie świadczy treść niedzielnego kazania z marca 2004 r. śp. patriarchy koptyjskiego Szenuda: „Otrzymałem skargi od rodziców, których córki szły po zakupy do supermarketów. Podczas obejrzenia towaru przychodzą do nich wilki w ludzkiej skórze, oznajmiając, że wygrały cenne nagrody, które trzeba odebrać w biurze na piętrze. Większość znika stamtąd i nie wraca do domu. Dokąd je zabierają? Nie wiemy. Najbardziej smutne jest to, że rodzice wysyłają kopie tych skarg także do policji. Ale jeszcze nie wszczęto żadnego dochodzenia. Czy nie dosyć nam przykrości i łez? Jak długo sama nasza obecność będzie prowokować do rozprawiania się z owcami?”.

W Egipcie chrześcijanin nie może być rektorem wyższej uczelni, dziekanem wydziału, nauczycielem języka arabskiego, lekarzem ginekologiem, prezesem sądu jakiejkolwiek instancji, banku, poważnej firmy lub instytucji państwowej. A także wojewodą, prezydentem miasta, wyższej rangi oficerem w policji czy wojsku. Chrześcijańska młodzież jest dyskryminowana w szkołach i na uniwersytetach, w których prawie całą kadrę nauczycielską tworzą muzułmanie. Na dwa tysiące nauczycieli akademickich zatrudnionych na Uniwersytecie Asjut tylko sześciu to chrześcijanie. W najstarszej i całkowicie bezpłatnej uczelni al Azhar, niekiedy nazywanej Sorboną świata muzułmańskiego, obowiązuje zakaz przyjmowania chrześcijańskich obywateli na jakikolwiek kierunek studiów, nawet na biologię czy medycynę, podczas gdy co roku z jej stypendiów korzysta kilkudziesięciu młodych muzułmanów z różnych krajów świata, także zislamizowanych Europejczyków.

We wszystkich szkołach państwowych całkowicie przemilcza się historię miejscowego chrześcijaństwa, religii, która panowała na tej ziemi kilka wieków, zanim pojawił się islam. Relacje o walce wyzwoleńczej Egipcjan spod panowania brytyjskiego wypełniają całe tomy i są obowiązkowe w programach nauczania, podczas gdy na temat ruchu oporu przedmuzułmańskich mieszkańców wobec Greków, Bizantyjczyków i innych nie ma ani jednego opracowania książkowego. Na żadnym uniwersytecie nie działa najskromniejsza nawet placówka poświęcona historii, tradycji czy filologii koptyjskiej, grupy liczącej od 6 do 10 milionów obywateli. Obliczono, że w państwowych rozgłośniach radiowych i stacjach telewizyjnych sprawy koptyjskie nie zajmują więcej niż 0,2% programów.

Do prymitywnej agitacji i nietolerancji zachęca się nie tylko w niektórych meczetach (takie przesłanie mają niekiedy piątkowe kazania), lecz nawet w supermarketach. Okazuje się, że niektóre popularne supermarkety w Kairze i Aleksandrii działają na rzecz organizacji ekstremistów islamskich. Młoda chrześcijanka, zachęcona do wzięcia udziału w losowaniu „cennych nagród”, podaje swoje dane i podpisuje kupon. Następnie nagle dowiaduje się, że z własnej nieprzymuszonej woli została muzułmanką. Prawdopodobnie za pozyskanie nowego wiernego właściciele owych sklepów lub ich mocodawcy otrzymują nagrodę z przeznaczonego na takie cele funduszu założonego przez bliżej nieznane instytucje „charytatywne”. Wiele takich instytucji działa aktywnie i legalnie nie tylko w krajach muzułmańskich, lecz także w Europie i Ameryce. Bardzo wymowny jest pomysł, na który wpadli ostatnio niektórzy islamiści w Egipcie: używanie jako symbolu religijnego groźnego rekina z napisem „Nie ma Boga prócz Allaha”. Ma on być przeciwwagą dla używanego od dwóch tysięcy lat przez chrześcijan symbolu małej rybki z napisem Jezus.

Inspiracją do takich działań jest utrwalony i pielęgnowany fanatyzm, ekspansjonizm i integryzm, które torpedują próby ułożenia normalnych stosunków z „niewiernymi”. Ciągłe apele koptyjskich intelektualistów do opinii światowej i prezydenta Egiptu o wstrzymanie fali terroru i przemocy przeciwko chrześcijanom pozostają bez echa.

Obecna sytuacja chrześcijan asyryjskich w Iraku i Syrii jest dramatyczna, wręcz beznadziejna. W czerwcu 2014 r. islamiści z tzw. Państwa Islamskiego zajęli miasto Mosul bez jednego wystrzału. Kilka dni później zaatakowali inne asyryjskie miasteczka i wsie w Dolinie Niniwy. Okazało się, że ta błyskawiczna i przez nikogo niespodziewana akcja była skoordynowana z Kurdami. Chrześcijanom dano do wyboru: islam, pogłówne, natychmiastowe opuszczenie swoich domów bez niczego lub śmierć. Dziesiątki rodzin zostały rozstrzelone we własnych domach. Mury zabytkowych i okazałych klasztorów i kościołów (niektóre datują się na IV w.) oraz domów chrześcijan naznaczono znakiem „N” (Nazarejczyk, tak chrześcijanie są określani w Koranie. Przypomnijmy, w czasie wojny ormiańsko-azerskiej domy chrześcijan ormiańskich w Górnym Karabachu były naznaczone znakiem krzyża).

Podobny los spotkał ludność jezydzką w sierpniu 2014 r. Tysiące porwanych dziewcząt służy zaspokojeniu seksualnej żądzy islamistów (niektóre są sprzedawane niczym towar), a tysiące porwanych dzieci szkoli się na dżihadystów, podobnie jak to robili Turcy osmańscy z janczarami. Większość uciekinierów nadal koczuje pod namiotami w północnym Iraku, do którego wiodła jedyna droga ucieczki. Eksperci, których głosy nie są obecne w prasie europejskiej, twierdzą, że ta przemyślana akcja była potrzebna Kurdom, by mogli się pochwalić przed opinią światową, iż chronią chrześcijan i inne niemuzułmańskie mniejszości.

Do tego nieszczęścia doszło jeszcze jedno: w ostatnich miesiącach parlament iracki przyjął ustawę obligującą urzędników do automatycznego wpisania religii islamskiej do metryki dzieci, których jeden z rodziców stał się muzułmaninem (dotyczy to także matek porwanych i zniewolonych przez islamistów). O taką „konwersję”, bez wiedzy dzieci i ich rodziców, nikt nikogo nie pyta. Wystarczy, że porywacz kobiety zgłosi ten fakt w odpowiednim urzędzie.

Społeczeństwa krajów arabskich

.Nie sposób nie zaznaczyć, że przez cały czas istnienia świata arabskiego chrześcijanie odznaczali się aktywnym zaangażowaniem społecznym i naukowym oraz patriotyzmem. Jako najbardziej wykształcona część tamtego społeczeństwa założyli pierwsze organizacje i partie polityczne. Dużo im zawdzięcza arabski ruch narodowy. Okazuje się jednak, że taka postawa niczego nie zmienia. Od wojen krzyżowych jakakolwiek interwencja Zachodu w świecie islamu, bez względu na przyczyny i cele, stwarza niezręczną dla chrześcijan sytuację, pogarsza ich położenie, nieraz nawet pociąga za sobą niewinne ofiary. Patrzy się na nich jako na wspólników wroga. Europa, choć laicka, nadal jest uważana za kontynent chrześcijański.

Wraz z kurczeniem się liczby chrześcijan w krajach arabskich kurczy się także ich udział w życiu politycznym. Jest to na pewno strata, ale nie tylko dla nich. Wiele stronnictw o arabskiej dotąd proweniencji stopniowo przekształca się w partie islamskie. W nowych strukturach byli założyciele i działacze chrześcijańscy czują się obco. O syryjskim chrześcijaninie, Michaelu Aflaqu, twórcy Socjalistycznej Partii Odrodzenia Arabskiego (Baas), iracka prasa napisała, że na łożu śmierci nawrócił się na islam i przyjął imię Ahmad.

.W tej sytuacji pojawia się pytanie już nie tylko o status, ale wręcz o przetrwanie chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Czy jakiś wstrząs społeczno-polityczny byłby w stanie zmienić mentalność, sposób myślenia i działania społeczeństw muzułmańskich i tym samym – ich stosunek do mieszkających pośród nich wyznawców Chrystusa? Zrzut ekranu 2017-02-02 (godz. 20.53.12)Wydaje się to mało możliwe, jako że kultura w swych najgłębszych podstawach jest ufundowana na religii, a stosunek islamu do innych wyznań jest wykluczający. W każdym razie dzisiaj trudno dostrzec jakichkolwiek potencjalnych utalentowanych reformatorów islamu, a w oczekiwaniu na ich pojawienie się chrześcijanie mogą ulec całkowitej eksterminacji.

Michael Abdalla
Tekst ukazał się w wyd. 2/2017 dolnośląskiego pisma katolickiego „NOWE ŻYCIE” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 lutego 2017
Fot. Shutterstock