Christian C. SAHNER: Coraz mniej chrześcijan na Bliskim Wschodzie

Coraz mniej chrześcijan na Bliskim Wschodzie

Photo of Christian C. SAHNER

Christian C. SAHNER

Autor książki "Pośród ruin: przeszłość i teraźniejszość Syrii".

Na początku XX wieku chrześcijanie stanowili około 20 proc. mieszkańców świata arabskiego. W pewnych regionach – np. na południu Egiptu, w górach Libanu czy na południowym wschodzie Anatolii – byli absolutną większością. Dziś zaledwie 5 proc. mieszkańców krajów arabskich to chrześcijanie, a wielu z tych, którzy zostali, uciekają z powodu prześladowań i wojny – pisze Christian C. SAHNER

.W Boże Narodzenie jak co roku tysiące pielgrzymów i turystów pojadą na Bliski Wschód, by świętować na terenach biblijnych. W Betlejem, gdzie narodził się Jezus, łacińscy patriarchowie Jerozolimy odprawią o północy pasterkę, zaś w Syrii, gdzie część chrześcijan wciąż mówi dialektami aramejskimi, podobnymi do starożytnego języka Jezusa – święta będą zapewne obchodzone skromniej z powodu wojny, która rozdziera kraj.

W czasie kiedy Bliski Wschód wstrząsany jest konfliktami jakie wybuchają między muzułmańskimi sektami religijnymi, obchodzenie chrześcijańskich świąt to smutny symbol tego, że wyjątkowa różnorodność religijna, etniczna i kulturowa regionu szybko zanika. Na początku XX wieku chrześcijanie stanowili około 20 proc. mieszkańców świata arabskiego. W pewnych regionach – np. na południu Egiptu, w górach Libanu czy na południowym wschodzie Anatolii – byli absolutną większością. Dziś zaledwie 5 proc. mieszkańców krajów arabskich to chrześcijanie, a wielu z tych, którzy zostali, uciekają z powodu prześladowań i wojny.Także Żydzi – niegdyś wyraźnie obecni w takich miastach jak Kair, Damaszek czy Bagdad – praktycznie zniknęli z obszarów Bliskiego Wschodu zdominowanych przez muzułmanów. Przenieśli się do Izraela, Europy czy Ameryki Północnej. Nawet w społecznościach muzułmańskich różnorodność jest coraz mniejsza. W Bejrucie czy Bagdadzie mieszane niegdyś dzielnice są w większym stopniu homogeniczne, bo sunnici i szyici szukają schronienia przed prześladowaniami religijnymi i wojną domową.

Zanik różnorodności na Bliskim Wschodzie to proces, który rozpoczął się przeszło 100 lat temu. Został zapoczątkowany w wyniku czystek religijnych i etnicznych w okresie Imperium Osmańskiego. Takich jak wymordowanie i wysiedlenie 1,5 mln ormiańskich i syryjskich chrześcijan ze wschodniej Anatolii.

Po upadku imperium w 1918 r. rozwój nacjonalizmu na Bliskim Wschodzie sprawił, że arabski język i kultura stały się główną częścią tożsamości politycznej, wykluczając w ten sposób wiele nierabskich grup etnicznych, takich jak Kurdowie, Żydzi czy Syryjczycy. Na przykład wielu Greków, którzy od pokoleń mieszkali w Egipcie, w latach 50. straciło dorobek życia, kiedy prezydent Gamal Abdel Nasser, wielki piewca panarabizmu, znacjonalizował prywatne firmy i branże. Inni zostali wręcz zmuszeni do ucieczki z kraju.

Rozwój islamu politycznego po arabsko-izraelskiej wojnie sześciodniowej w 1967 r. zadał kolejny cios religijnym mniejszościom. Promując islamskie odrodzenie jako lek na bolączki regionu, islamizm doprowadził do marginalizacji niemuzułmanów, m.in. grup, które od wieków odgrywały znaczącą rolę w życiu ekonomicznym, kulturowym i politycznym. W efekcie w krajach takich jak Egipt chrześcijanie zmagają się z ostrą dyskryminacją społeczną i przemocą, czasami ze strony oficjalnie świeckiego państwa.

Rozruchy arabskiej wiosny dały początek nowym poważnym wyzwaniom dla różnorodności kulturowej i religijnej na Bliskim Wschodzie. Wiele autorytarnych reżimów zagrożonych dziś upadkiem wspierało mniejszości. Szczególnie w Syrii, gdzie zdominowana przez alawitów Partia Baas pielęgnowała więzy z chrześcijanami i innymi niewielkimi społecznościami, przedstawiając się jako gwarant świeckości i równowagi wobec rzekomo groźnej sunnickiej większości. Teraz, kiedy syryjscy sunnici zbuntowali się przeciw alawickim władcom, lojalność chrześcijan wobec reżimu stała się wadą, a nawet powodem zagrożenia. W niektórych zakątkach chrześcijan uważa się wręcz za wspólników brutalnych represji ze strony rządów, przez co stają się celem ataków.

Rozwój Państwa Islamskiego w ciągu ostatniego roku wywołał jeszcze więcej przemocy wobec mniejszości. Napędzane fundamentalistyczną ideologią wahabicką i nienasyconym apetytem na krew Państwo Islamskie dąży do powrotu do starożytnego kalifatu, w którym szyici byliby kastą podporządkowaną, a niemuzułmanie – obywatelami niższej kategorii. Kiedy Państwo Islamskie podbija jakieś miasto, jego bojownicy dają chrześcijanom wybór: zapłata średniowiecznego podatku zwanego dżizją, przejście na islam albo śmierć. Wielu po prostu ucieka.

Jazydzi z północnego Iraku, o których ucieczce w góry Sindżar było głośno latem tego roku, mają jeszcze mniej szczęścia. Państwo Islamskie uważa ich za pogan, a więc nie zasługujących na ochronę, jaka według prawa islamskiego przysługuje tradycyjnie chrześcijanom i Żydom. W efekcie wielu jazydów ginie albo trafia do niewoli.

Oprócz prześladowania mniejszości Państwo Islamskie stara się wymazać wszelkie fizyczne ślady różnorodności religijnej. Jego siły burzą sufickie świątynie, szyickie meczety, chrześcijańskie kościoły i starożytne pomniki, które uznawano za pozostałości zepsutej i pogańskiej przeszłości.

Ochrona mniejszości etnicznych i religijnych w regionie ze strony zachodnich rządów od ponad wieku stanowi kwestię kontrowersyjną. Wielu sunnitów oskarża na przykład Amerykę o faworyzowanie pewnych grup: USA interweniują, by chronić Kurdów, jazydów czy chrześcijan z północnego Iraku, za to nie robią nic, by powstrzymać rzeź setek tysięcy sunnitów w Syrii. W istocie skomplikowana historia stosunków państwo-Kościół w Ameryce sprawia, że Amerykanie nie palą się do interwencji w obronie wszelkich grup religijnych za granicą, zwłaszcza kiedy chodzi o niewielką populację.

.Zanik różnorodności etnicznej i kulturowej na Bliskim Wschodzie to tragedia nie tylko tych, którzy zginęli, uciekli albo są prześladowani. Cały region ucierpi z powodu jej braku. Mniejszości od dawna pośredniczyły w kontaktach Bliskiego Wschodu z resztą świata, a kiedy znikną, region straci ważną klasę liderów kulturowych, ekonomicznych i intelektualnych.

To jak społeczeństwo radzi sobie z różnorodnością etniczną i religijną, mówi nam wiele o tym, jak jest w stanie poradzić sobie ze sporami i czy potrafi uczynić z pluralizmu zaletę. Ale różnorodność zbyt często uważana jest na Bliskim Wschodzie za źródło słabości. A powinna być uważana za źródło siły, którego warto bronić.

Christian C.Sachner

logo sindicateTekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 grudnia 2014