Zaryglowany korytarz. Brak narodowej polityki solidarności w dziedzinie imigracji
Czy niepewność co do intencji niektórych stanowi powód, żeby odmawiać pomocy każdemu, kto się o nią zwraca do Polski? Czy lepiej rozmawiać z Unią o „elastycznym” udziale w forsowanej przez nią polityce rozsyłania imigrantów po Europie?
.Od półtora roku wspólnie z Kazimierzem Michałem Ujazdowskim systematycznie apelujemy do rządu (najpierw do poprzedniego, teraz do obecnego) o podjęcie narodowej polityki solidarności w kwestiach imigracyjnych, z jednoczesnym odrzuceniem jakichkolwiek nacisków ze strony władz Unii Europejskiej w tym zakresie. Obowiązkiem Unii jest zwalczanie nielegalnej imigracji (vide art. 79 Traktatu o funkcjonowaniu UE). Do tego obowiązku nawiązywała Rada Europejska, gdy w kwietniu ubiegłego roku zapowiadała likwidowanie infrastruktury przemytniczej w krajach, skąd takie działania są podejmowane. Oczywiście nic z tego nie wyszło, natomiast przewodniczący Juncker zaczął uparcie wzywać do otwarcia legalnych kanałów imigracji (czyli legalizacji imigracji nielegalnej).
Samodzielny głos Polski przeciw tej nieodpowiedzialnej polityce będzie tym silniejszy, im wyraźniej będziemy mogli pokazać własne inicjatywy w zakresie pomocy naprawdę potrzebującym. Apelowaliśmy więc w pierwszym rzędzie o pomoc dla potomków polskich rodzin deportowanych przez Stalina do Azji Środkowej, dla polskich (i nie tylko polskich) uchodźców z objętych wojną obszarów wschodniej Ukrainy, dla chrześcijan, którzy uciekają przed okupacją Państwa Islamskiego, dla rodzin uchodźców, które czekają na powrót do domów w Libanie i w Jordanii. W tej ostatniej sprawie ważne inicjatywy podjął Prezydent. Poza tym jednak niewiele się działo. Rząd w rozmowach z Unią proponuje „uelastycznienie” jej polityki, jak gdyby można było „uelastycznić” nieodpowiedzialność.
Bezpośredniej narodowej inicjatywy w zakresie polityki solidarności brak, i to nawet tam, gdzie wystarczyłoby wesprzeć działania społeczne.
Caritas z poparciem Episkopatu zaproponował otwarcie korytarza humanitarnego do Polski — czyli możliwość relokacji rodzin chcących osiedlić się w naszym kraju, mających dobre rekomendacje i na ogół chrześcijańskich. W sejmowej Komisji do spraw Unii Europejskiej zapytałem rząd, co właściwie przeszkadza współpracy z Caritasem w tej sprawie. Wiceminister spraw wewnętrznych Jakub Skiba wyjaśnił, że rząd nie chce tej idei wspierać, bo obawia się, że przyjęci do Polski uchodźcy wyjadą od nas do innych krajów. I powoływał się na precedens Fundacji Estery. To racjonalne przypuszczenie, ale czy poważne zastrzeżenie? Nigdy nie będziemy mieć pewności, czy ludzie szukający bezpiecznego miejsca pobytu dla swych rodzin i chcący przyjechać do Polski — ostatecznie tu zostaną. Bo czy Polacy, którzy szli na pierwszą Wielką Emigrację po powstaniu listopadowym, a sto lat później na drugą Wielką Emigrację — wiedzieli, gdzie kogo ostatecznie rzuci los? Sprawa nie dotyczy bezpieczeństwa. Czy niepewność co do intencji niektórych stanowi powód, żeby odmawiać pomocy każdemu, kto się o nią zwraca do Polski? Czy lepiej rozmawiać z Unią o „elastycznym” udziale w forsowanej przez nią polityce rozsyłania imigrantów po Europie?
Obiekcje formułowane przez władze wobec inicjatywy Caritasu robią wrażenie zwykłej obstrukcji. Taka obstrukcja może być najzupełniej właściwa wobec nacisków zagranicy, ale trudno znaleźć dla niej uzasadnienie, gdy polską rację stanu chcą wspierać najlepiej funkcjonujące organizacje polskiego społeczeństwa cywilnego.
Marek Jurek