
Otwarta nauka – poważne badawcze i społeczne korzyści, ale także zagrożenia
Termin otwarta nauka oznacza możliwość dowolnego pobierania, przetwarzania, kolportażu i wykorzystywania w procesach edukacyjnych wszystkich istniejących treści naukowych bez jakichkolwiek prawnych, finansowych czy technicznych ograniczeń – pisze prof. Michał KLEIBER
.Idea ta wpisuje się w coraz powszechniejszy w dzisiejszym świecie pogląd o wielkich społecznych pożytkach wynikających z dostępu do wiedzy naukowej dla wszystkich zainteresowanych.
Otwartość dotyczy wielu aspektów nie tylko samych rezultatów badań, ale także metodologii ich prowadzenia, dostępu do danych, użytego sprzętu czy recenzji dokumentujących jakość osiągnięć. Argumentem na rzecz takiego postępowania jest oczywiście realizacja misji społecznej odpowiedzialności nauki oraz korzyści z ułatwiania w ten sposób szerokiej współpracy badawczej i upowszechniania wiedzy w społeczeństwie.
Otwarta nauka jest także drogą do poprawy jakości badań naukowych poprzez pomaganie na przykład w wykrywaniu publikacyjnych plagiatów, przyspieszenie procesów tworzenia społecznych innowacji czy bardziej sprawiedliwego wykorzystywania publicznych pieniędzy, co pozwala podatnikowi nie płacić najpierw za sfinansowanie badań naukowych, a potem za wykupienie dostępu do stworzonych za te pieniądze artykułów.
Ważnym argumentem jest ponadto wpływ takiego podejścia do nauki na niwelowanie rosnących na świecie nierówności, będących zagrożeniem dla pokojowego współistnienia społeczeństw, wynikającym m.in. właśnie z braku dostępu do wiedzy naukowej i związanych z tym ograniczeń edukacyjnych.
Ułatwieniem w realizacji procesu otwartej nauki jest oczywiście rozwój technologii teleinformatycznych, umożliwiający darmowe przekazywanie wszelkich informacji. U podstaw całej idei leży szeroka, choć niekiedy uważana za naiwną wiara w możliwość demokratyzacji globalizującego się świata. Do przesłanek na rzecz otwartości nowo tworzonej wiedzy dodawane są jeszcze argumenty finansowe – w Polsce na przykład opłaty za dostęp do artykułów w płatnych czasopismach naukowych były ostatnio na poziomie kilkuset milionów złotych rocznie.
.Promocja otwartej nauki i jej praktyczna realizacja osiągnęły w ostatnich latach wielką popularność, choć proces ten jest ciągle daleki od powszechności.
Mam w tej sprawie osobiste doświadczenia. 14 lat temu jako członek prestiżowej Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych pracowałem w zespole, który stworzył jeden z pierwszych na świecie dokumentów wskazujących na znacznie otwartej nauki. Od tego czasu dokumenty promujące otwartą naukę przyjęte zastały przez Unię Europejską, OECD, UNESCO oraz wiele innych międzynarodowych i państwowych organizacji i instytucji odpowiedzialnych za kształtowanie polityki naukowej. Liczne uniwersytety, instytuty naukowe i instytucje finansujące badania wręcz zobowiązują swych pracowników bądź grantobiorców do zapewniania otwartego dostępu do publikacji naukowych, których są autorami lub współautorami.
Otwarta nauka może być realizowana na dwa sposoby – albo przez umieszczenie i udostępnienie danego tekstu w otwartym repozytorium, albo za pośrednictwem publikacji w czasopiśmie z bezpłatnym dostępem. W kontekście ekonomicznym ciekawe wydaje się, że za ideą otwartej nauki opowiadają się wydawnictwa wydające czasopisma naukowe, także te największe, jak Springer czy Elsevier, mające do niedawna olbrzymie przychody z prenumerat swych czasopism, wnoszone przez uniwersytety i instytuty badawcze całego świata.
Prawda w tym zakresie ukryta jest częściowo w fakcie, że darmowy dostęp do publikacji w znacznej części światowych czasopism kompensowany jest opłatami, niekiedy nawet na poziomie kilku tysięcy dolarów, pobieranymi od autorów, co pozwala na kontynuację działalności wydawnictw niepobierających opłat od czytelników. Opłaty te są zazwyczaj pokrywane przez autorów w ramach grantów lub przez instytucje naukowe, w których pracują autorzy publikacji. Niekiedy autorzy, składając nowy artykuł, pytani są o swoje preferencje – wniesienie autorskiej opłaty i swobodne udostępnianie tekstu wszystkim zainteresowanym czy publikacja za darmo, ale później dostępna tylko dla coraz mniej licznych prenumeratorów. W naszym kraju w trosce o jak największą liczbę czytelników, niezwykle ważną dla naukowej pozycji autorów, autorzy decydują się najczęściej na pierwszą z powyższych opcji. Ciekawe jest, że dla sprostania międzynarodowej konkurencji wydawniczej wiele polskich czasopism decyduje się na działanie w modelu otwartym i nie pobiera żadnych opłat od autorów, utrzymując się z dotacji statutowych lub innych źródeł.
.Wobec tak pozytywnego stosunku do idei otwartej nauki i jej szerokiego popierania przez redakcje czasopism oraz naukowców niełatwo jest przejść do omówienia związanych z tym problemów.
Pierwszym z nich są trudności dotyczące oceny wiarygodności prac publikowanych w otwartych repozytoriach. Sprawa ta jest dodatkowo powiązana z analogicznymi problemami artykułów publikowanych w tzw. czasopismach drapieżnych, niedbających zazwyczaj o nawet zupełnie podstawowe kryteria jakości i wydawanych najczęściej w państwach globalnego Południa. Świadomość tej sytuacji staje się przeszkodą w szerzeniu się pozytywnych opinii o znaczeniu badań naukowych, tak przecież ważnych dla funkcjonowania społeczeństw i przyszłości całego świata.
Drugim, jeszcze zapewne poważniejszym problemem otwartej nauki są możliwości pozyskania nowej wiedzy przez osoby, organizacje i państwa w celu wykorzystania jej w przestępczych bądź wręcz zbrodniczych celach. Nie jest już przecież żadną tajemnicą, że do tworzenia współczesnej broni o niezwykle szerokim potencjale wykorzystuje się dzisiaj technologie bazujące na najnowszych osiągnięciach nauki. Właśnie tego dotyczy pojęcie wojny hybrydowej, prowadzonej już dzisiaj w ramach działań przestępczych, takich jak dezinformacja internetowa, zakłócenia czy wręcz całkowite unieruchamianie połączeń internetowych niezbędnych do funkcjonowania całych sektorów administracji, gospodarki i wojska, tworzenie zupełnie nieprzewidywalnych zagrożeń ze strony nowych rodzajów broni biologicznej i chemicznej bądź mających coraz większy zasięg dronów przenoszących groźne ładunki. Zagrożenia tego typu są już dzisiaj olbrzymie i szybko narastają, musimy więc dla lepszego rozumienia naszego bezpieczeństwa być w pełni świadomi, że niemała część badań ma obecnie charakter tzw. dual use, czyli podwójnego użycia – na korzystne cele cywilne, ale także na niebezpieczne cele przestępcze bądź militarne.
Ważnym międzynarodowym sygnałem dotyczącym istniejących zagrożeń było podpisanie w grudniu ubiegłego roku przez Stany Zjednoczone i Chiny porozumienia w sprawie współpracy w zakresie nauki i nowych technologii. W pierwszym momencie można było pomyśleć, że było to po prostu uaktualnienie istniejącej już od przeszło 40 lat podobnej umowy między tymi państwami, ale prawda jest inna – nowy dokument zasadniczo ogranicza obszary współpracy i szczegółowo określa tematykę ewentualnych, wspólnie prowadzonych badań, a także precyzyjnie definiuje sposoby bardzo dokładnego ustalania szczegółów współpracy nieobjętych obecną umową.
Rządy wielu państw i organizacji wykazują podobną do amerykańskiej obawę o militarne i gospodarcze zagrożenia mogące towarzyszyć swobodnemu przepływowi wiedzy przez granice państw. Efektem tego są przyjęte w USA, UE, Kanadzie, Japonii i wielu innych państwach regulacje chroniące przed zagranicznym dostępem wyniki tzw. wrażliwych badań naukowych, czyli badań mogących mieć przestępczy bądź militarny potencjał. Decyzje takie są podejmowane, mimo iż część środowisk naukowych niedoceniająca zagrożeń sprzeciwia się takiej polityce ze względu na ograniczanie przez nie możliwości współpracy międzynarodowej, będącej, jak twierdzą, niezbywalnym elementem postępu naukowego i pokojowego współistnienia państw. Wśród polityków są z kolei osoby twierdzące, że złoczyńcy zawsze znajdą metodę na realizację swych przestępczych działań i nawet jeśli nie będą mieli dostępu do najnowszych badań, to i tak znajdą jakiś sposób, aby to zrobić. Z drugiej strony liczne są w wielu państwach głosy obywateli kwestionujących moralne prawo do darmowego udostępniania rezultatów wszystkich badań, powstających przecież na bazie środków pochodzących z ich podatków. Dlaczego na przykład amerykański lub europejski podatnik miałby finansować badania wzmacniające zbrodniczy potencjał państw rządzonych autorytarnie?
W świetle powyższych dylematów dyskusje na temat przyszłości otwartej nauki przybierają na sile – idea, wprawdzie już z pewnymi nie do końca artykułowanymi ograniczeniami, jest już szeroko realizowana, ale opinie ją krytykujące pojawiają się coraz częściej. Najbardziej chyba prawdopodobną w tej sytuacji przyszłością tej idei jest zastąpienie pomysłu otwartej nauki przez jej zmodyfikowaną wersję w postaci nauki otwartej częściowo – z decyzjami co do zakresu otwartości pozostawionymi międzynarodowym organizacjom i rządom poszczególnych państw. Z pewnością czeka nas szereg ciekawych wydarzeń w tej sprawie.
.Na koniec warto wspomnieć, że wiele ostatnio ukazujących się artykułów dotyczących upowszechniania innowacyjnych koncepcji społecznych i technologicznych podkreśla zarówno wielkie korzyści z ich realizacji, jak i zawarte w nich zagrożenia. Tę nieuchronną złożoność współczesnego rozwoju podkreślono także w tytule tego tekstu, podobnie jak w niedawnych innych artykułach autora dotyczących sztucznej inteligencji czy przyjmowania zagranicznych studentów. Wypływa z tego jeden bardzo ważny ogólny wniosek – wdrażajmy nowe idee, bo to jedyna droga mogąca prowadzić do pokojowego współistnienia i dobrostanu obywateli świata, ale nigdy nie lekceważmy zagrożeń, prawie zawsze towarzyszących nowym pomysłom. Takie podejście jest absolutnie niezbędne, aby korzyści z wdrażania prawdziwie prospołecznych innowacji okazywały się długotrwałe i powszechnie dostępne.
Tekst ukazał się w nr 72 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].


