
W 80. rocznicę tragedii w Hiroszimie i Nagasaki
Na świecie rośnie obecnie przekonanie, że nuklearna deeskalacja trwająca od zakończenia zimnej wojny już się niestety zakończyła. Zamiast niej mamy dzisiaj ewidentną eskalację, prowadzoną przez militarnie rywalizujące państwa nie tylko już posiadające broń nuklearną, ale także te, które chciałyby ją niebawem zdobyć – pisze prof. Michał KLEIBER
.Wśród otaczających nas obecnie wydarzeń najgroźniejsza jest oczywiście możliwość globalnej wojny. Na pytanie o skutki trzeciej wojny światowej Albert Einstein już przed wielu laty odpowiedział: „Tego nie wiem, ale w czwartej wojnie w użyciu będą jedynie kamienie i kije”. Wobec zbliżającej się 80. rocznicy zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę (6.08.1945) i Nagasaki (9.08.1945) tę wprawdzie żartobliwą, ale głęboko poruszającą opinię warto przywołać. Rocznica ta skłania bowiem z wielką mocą do kolejnej refleksji, w kontekście zarówno militarnym, jak i etycznym, na temat wykorzystywania broni masowego rażenia w ogóle, a broni nuklearnej w szczególności.
W różnych nakreślanych przez polityków i ekspertów scenariuszach przyszłości jesteśmy niestety ciągle bardzo daleko od wymarzonych przez większość z nas cech, które powinny charakteryzować otaczający nas świat. Cechami tymi są na przykład jednoznacznie realizowana misja dbałości o trwały rozwój społeczny i gospodarczy, wyrównywanie nierówności rozwojowych będących powodem większości konfliktów społecznych, skuteczna współpraca międzynarodowa na rzecz bezpieczeństwa i rozwoju, przejrzystość i zrozumiałość podejmowanych przez polityków decyzji uwzględniających aktualne i przewidywane przyszłe potrzeby obywateli czy odwoływanie się w politycznych działaniach wyłącznie do udokumentowanych faktów, a nie do osobistych, często silnie stronniczych poglądów.
Na świecie rośnie obecnie przekonanie, że nuklearna deeskalacja trwająca od zakończenia zimnej wojny już się niestety zakończyła. Zamiast niej mamy dzisiaj ewidentną eskalację, prowadzoną przez militarnie rywalizujące państwa nie tylko już posiadające broń nuklearną, ale także te, które chciałyby ją niebawem zdobyć. To istotna i niosąca wiele nieprzewidywalnych zagrożeń zmiana w porównaniu z poprzednią, w zasadzie tylko bipolarną rywalizacją Stanów Zjednoczonych i Rosji. Chiny szybko zwiększają swój arsenał nuklearny ulokowany na ich północnych pustyniach, Rosja wielokrotnie już sugerowała nadchodzącą potrzebę użycia takiej broni, także w odniesieniu do państw Europy, Korea Północna stale deklaruje plany wzmacniania swego programu nuklearnego, zagrożeniem dla całego świata jest trwający konflikt dwu potęg nuklearnych, czyli Indii i Pakistanu. W konsekwencji tej sytuacji wiele państw domaga się od swych sojuszników posiadających broń nuklearną gwarancji w postaci tzw. parasola nuklearnego, oznaczającego zobowiązanie do użycia broni jądrowej w przypadku ataku taką bronią na chronione parasolem państwa. Innymi słowy, państwo chronione parasolem odstraszałoby potencjalnego agresora rozumiejącego konsekwencje swego ewentualnego ataku.
Świadomi rozwijających się zagrożeń byli m.in. prezydenci USA Barack Obama i Joe Biden, wielokrotnie przedstawiający, niestety nieskutecznie, swoje wizje świata bez broni. Dzisiaj jest wręcz przeciwnie, rosną bowiem w wielu państwach arsenały broni, często mające w dodatku trudny do przewidzenia, hybrydowy charakter. Najstraszniejsza jest oczywiście broń nuklearna, która może być obecnie wystrzeliwana zarówno z lądu, jak i z powietrza bądź wody, z wykorzystaniem odpowiednio lądowych silosów rakietowych, bombowców strategicznych bądź okrętów podwodnych. Nośniki te wzajemnie się uzupełniają – gdy jeden z nich, np. silos rakietowy, zostałby zniszczony, wykorzystany mógłby być któryś z pozostałych dwu. Ale to też jeszcze nie wszystko – jak ostatnio powiedział w wywiadzie szef NATO Mark Rutte, Rosja bada ostatnio aktywnie możliwość umieszczenia broni nuklearnej w kosmosie, co umożliwiłoby np. zniszczenie krążących wokół Ziemi tysięcy satelitów, niezwykle ważnych dla obronności poszczególnych państw.
Obecnie istnieje na świecie 9 państw posiadających broń jądrową. Pięć spośród nich określa się jako państwa nuklearne zgodnie z międzynarodowymi ustaleniami, czyli w ramach obowiązującego od 1970 r. układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Non-Proliferation Treaty, NPT). Są to Stany Zjednoczone, Rosja, Wielka Brytania, Francja i Chiny. Własną broń jądrową posiadają obecnie oficjalnie także Indie, Pakistan i Korea Północna, a nieoficjalnie (czyli bez potwierdzenia ze strony rządu) Izrael. Z kolei Belgia, Holandia, Niemcy, Włochy, Turcja i Białoruś objęte są polityką tzw. udostępniania. Ukraina, Kazachstan i RPA miały taką broń w przeszłości i być może mogłyby do niej wrócić. Mimo że liczba głowic nuklearnych jest aktualnie ciągle parokrotnie niższa niż w czasach zimnej wojny, to bardzo szybko rośnie i jest obecnie szacowana na ponad 12 300. Rosja ma ich najwięcej, bo aż ok. 5450, Stany Zjednoczone 5230, Chiny 600, Francja 290, Wielka Brytania 225, Indie i Pakistan po 175, Izrael 90, Korea Północna 50.
Pierwszą reakcją każdego odpowiedzialnego człowieka na informacje o zwiększaniu ilości czy zwiększaniu skuteczności broni masowego rażenia powinien być z pewnością zdecydowany sprzeciw. Jeśli jednak takie jest powszechne odczucie, to dlaczego liczne państwa ciągle zwiększają swój potencjał tej broni, a wiele innych stawia sobie za zadanie wejście do „ekskluzywnego” grona jej posiadaczy? Prowadzone obecnie polityczne dyskusje na temat potencjału nuklearnego poszczególnych państw i regulacji dotyczących ograniczeń w tym zakresie są niezwykle ważne, ale rezultaty tych rozmów są najczęściej niekonstruktywne, a niekiedy wręcz budzące powszechne przerażenie swoją nieskutecznością.
Powiedzmy dobitnie – posiadanie broni jądrowej, nie mówiąc nawet o jej użyciu, budzi niezwykłe kontrowersje prawne i moralne. Powszechnym argumentem mającym uzasadnić jej posiadanie jest potrzeba odstraszania państw totalitarnych przejawiających w swej polityce międzynarodowej ambicje dominacji nad bliższymi i dalszymi sąsiadami. Sugeruje się tym samym, że broń jądrowa nie jest bynajmniej realnym instrumentem prowadzenia działań wojennych, lecz tylko straszakiem pozbawiającym potencjalnych wrogów szans na zwycięstwo w ewentualnej konfrontacji. Jeśli zaś posiadanie tej broni jest niezbędne dla utrzymania światowego pokoju, to kwestionowanie zasadności tego faktu staje się wedle tej teorii nieuprawnione i wręcz naiwne.
Zauważmy jednak, że odstraszanie nie jest równoznaczne z posiadaniem broni jądrowej ukrytej głęboko w wojskowych magazynach, lecz z utrzymywaniem jej w gotowości do natychmiastowego użycia, co oznacza konieczność stałej mobilizacji personelu obsługującego tę broń, wyposażenia w nią odpowiednich środków transportu oraz nieustannego działania całego systemu podejmowania decyzji i dowodzenia operacją militarną, a także przeprowadzania testów radioaktywnych. Wprawdzie porozumienie międzynarodowe z roku 1963 wprowadziło zakaz wykonywania testów naziemnych (których do tamtego momentu wykonano ok. 500), ale nadal przeprowadzane testy podziemne (do dzisiaj zapewne ok. 2000) nie chronią bynajmniej w pełni przed wydostawaniem się na powierzchnię szkodliwego promieniowania.
Trudno także zaufać przedostającym się do mediów informacjom, jakoby zaawansowane techniki symulacji komputerowej miały niebawem uczynić prawdziwe testy całkowicie zbytecznymi. Przy odniesieniu się z szacunkiem do wielu dotychczasowych prób ograniczania niebezpieczeństwa wybuchu wojny jądrowej prawda jest brutalna – na przykład każda z prawie 11 tysięcy gotowych do użycia bomb atomowych w USA i Rosji ma siłę rażenia kilkadziesiąt razy większą od bomby zrzuconej na Nagasaki.
Specjalne miejsce w dyskusjach zajmuje sprawa etyki uczonych zaangażowanych w badania prowadzące do konstrukcji bomby atomowej. Od momentu rozpoczęcia w roku 1940 w Stanach Zjednoczonych realizacji pomysłu stworzenia bomby atomowej w ramach projektu Manhattan – a w istocie nawet wcześniej – wielu fizyków i etyków, ale także przedstawicieli innych obszarów nauki prowadziło gorące debaty na ten temat. Dzisiaj tysiące uczonych pracują nad problemami określanymi niekiedy jako „odwrotność projektu Manhattan”, myślą bowiem nie o tym, jak konstruować bomby atomowe, ale jak powstrzymać ich tworzenie, nie spowalniając przy tym rozwoju pokojowych zastosowań technik jądrowych w zakresie energetyki czy terapii medycznych.
Trzeba pamiętać, że były w nie tak dawnej historii przypadki bardzo niebezpiecznego zbliżenia się decydentów do owych symbolicznych „guzików” inicjujących wykorzystanie broni atomowej. Najczęściej przypominanym wydarzeniem tego rodzaju jest kryzys kubański z roku 1962, ale podobnych sytuacji było więcej, przeważnie wywoływanych zresztą nie przez zaostrzenie się sytuacji międzynarodowej, lecz przez błędną interpretację danych pochodzących z obserwacji satelitarnych. Nierozważne czy wręcz przypadkowe użycie to zresztą niestety nie jedyne ciemne strony gromadzonych arsenałów broni jądrowej. Liczne katastrofy samolotów przenoszących rakiety wyposażone w głowice jądrowe czy silnie radioaktywne opady powstające w wyniku prowadzonych testów dostarczają przykładów mrożących krew w żyłach, takich jak katastrofa przenoszącego cztery bomby wodorowe amerykańskiego bombowca B-52 w styczniu 1968 r. na Grenlandii czy podana w raporcie Narodowego Instytutu Raka liczba 11 tys. osób zmarłych w USA na różne rodzaje nowotworów w następstwie naziemnych testów broni jądrowej.
Wiele państw prowadzi obecnie rozmowy na różne tematy dotyczące zmniejszenia niebezpieczeństwa użycia broni jądrowej. Dzieje się tak niestety częściej w kontaktach bilateralnych, a nie w gronie wszystkich państw posiadających tę broń. Od zakończenia II wojny światowej podpisano parę międzynarodowych umów dotyczących broni jądrowej. Sprawę komplikuje jednak fakt, iż technologie nuklearne potrzebne są dzisiaj w wielu obszarach życia – można wspomnieć choćby tylko o energetyce.
Trwające obecnie negocjacje nuklearne dotyczą różnych aspektów problemu – nieposzerzania istniejących arsenałów tej broni, ograniczania ich wielkości bądź wręcz całkowitej likwidacji, kontroli realizacji uzgodnionych porozumień. Istnieje parę podpisanych w ostatnich dziesięcioleciach szerokich międzynarodowych umów dotyczących zagrożeń nuklearnych, ale ich skuteczność jest bardzo problematyczna.
Wspomniany układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (ang. Treaty on the Non-Proliferation of Nuclear Weapons, NPT) został przedłożony do międzynarodowej ratyfikacji w roku 1968, wszedł w życie w roku 1970 i miał obowiązywać 25 lat. W 1995 r. decyzją sygnatariuszy został przedłużony bezterminowo. Układ został podpisany przez 188 państw, w tym wszystkie posiadające oficjalnie broń jądrową. Polska należała do grona najwcześniejszych sygnatariuszy paktu. Do kolejnego porozumienia, w pewnym sensie uzupełniającego pakt NPT, doszło w roku 1991, kiedy to USA i ZSRR podpisały umowę START (Strategic Arms Reduction Treaty), do której po rozpadzie Związku Sowieckiego dołączono Ukrainę, Białoruś i Kazachstan. Umowa START przestała obowiązywać w roku 2009, a uzgodnione w trakcie tzw. przeglądowej konferencji dotyczącej NPT kolejne wersje programu START nie weszły nigdy w życie. Innymi traktatami, nigdy niestety nieprzestrzeganymi w sposób ścisły, są m.in. Strategiczny Traktat o Redukcji Zbrojeń Ofensywnych – SORT (Strategic Offensive Reductions Treaty) z roku 2002, Traktat o Ograniczeniu Zbrojeń Rakietowych Średniego Zasięgu – INF (Intermediate-Range Nuclear Force Treaty) z roku 1988, Traktat o Częściowym Zakazie Testów – PTBT (Partial Test Ban Treaty) z roku 1963, Traktat o Pokojowych Wybuchach Jądrowych – NET (Peaceful Nuclear Explosion Treaty) z roku 1990, Traktat o Całkowitym Zakazie Prób Jądrowych – CTBT (Comprehensive Test Ban Treaty) z roku 1996. W świetle tych porozumień niejako automatycznie nasuwa się kluczowe pytanie – dlaczego w takim razie cały świat żyje dzisiaj w poczuciu nuklearnego zagrożenia?
.Niestety, tych paru refleksji nie zakończy dobitna konkluzja. Wszystko wskazuje na to, że jeden z niewątpliwie podstawowych dylematów współczesności nieprędko doczeka się rozstrzygnięć zadowalających międzynarodową społeczność. Wielu ekspertów stopniową likwidację broni masowego rażenia uważa za niezbędną do przetrwania obecnej cywilizacji, ale oczywiście trzeba być także świadomym zagrożeń ze strony licznych politycznych tyranów i bezwzględnych terrorystów.
Zagrożeń wymagających zdecydowanej reakcji, której odstraszanie siłą wszystko niszczącej broni jest być może dzisiaj niezbywalną częścią. Najróżniejsze rodzaje rywalizacji zapisane są w ludzkich genach, pytaniem jest jednak, czy muszą one niekiedy prowadzić do całkowicie destrukcyjnych konfrontacji. Może zdobędziemy się kiedyś na konkurowanie między sobą tylko w zakresie „soft power”, poprzez demonstrowanie swej wyższości na polach obywatelskiego dobrostanu, nauki czy kultury?
Dzisiaj i chyba niestety jeszcze przez wiele lat pozostaje nam marzenie o wzroście wiarygodności pokojowo deklarowanych politycznych strategii realizowanych przez państwa posiadające broń nuklearną oraz, z drugiej strony, strach przed konsekwencjami istnienia coraz większego arsenału tej broni i przed coraz liczniejszymi na świecie konfliktami militarnymi.