Zieloni doświadczają efektu kojota. Rozmowa o zmianach klimatycznych
Spójrzcie, co Niemcy sobie zrobiły – zbytnie poleganie na niestabilnych lub zawodnych wietrze i słońcu, opór przed budową terminali LNG oraz oczywiste uzależnienie od zawodnego dostawcy poprzez rurociąg Nord Stream. Wielu wiedziało, że Niemcy wpadną w kłopoty; mówiono im to nawet dziesięć lat wcześniej. Naukowcy i technolodzy rozumieli to już dawno temu – mówi prof. Steven E. KOONIN komentując najnowszy raport IPCC w rozmowie z Jean-Paulem OURYM
Najnowszy raport IPCC – „ostateczne ostrzeżenie”
Jean-Paul OURY: – Właśnie ukazał się raport syntetyczny IPCC AR6. Przedstawia się go jako „ostateczne ostrzeżenie i wezwanie ludzkości do szybkiego działania”. Jaki jest Pana komentarz do tego raportu?
Prof. Steven E. KOONIN: – Nie opublikowano pełnego raportu, lecz jedynie podsumowanie dla decydentów. A przecież są wśród nas osoby, które interesują szczegóły i chcą zobaczyć pełne sprawozdanie. Równocześnie: nie spodziewam się wiele nowego; w końcu ma to być synteza trzech poprzednich raportów. Pierwsze kilka stron mówią o wzroście liczby zgonów z powodu wyższych temperatur, co jest prawdą, ale jednocześnie autorzy zapominają wspomnieć o większym spadku liczby zgonów z powodu rzadszych niskich temperatur. Zatem mamy do czynienia, tak jak w poprzednich raportach, z przeinaczeniem podstaw naukowych. Celem sprawozdania jest raczej przekonywanie niż informowanie.
Uważam, że społeczność naukowa wyświadcza światu niedźwiedzią przysługę, próbując przekonać ludzi do podjęcia określonych działań, zamiast informować o skomplikowanych decyzjach obejmujących nie tylko naukę, ale także technologię, wartości, sprawiedliwość i wiele więcej.
– Jednym z Pańskich głównych założeń jest, że osoby wypowiadające się na temat zmian klimatu nie przeczytały pełnych sprawozdań IPCC, ale cytują głównie podsumowanie dla decydentów, które jest znacznie bardziej alarmistyczne. Czy tak samo jest w przypadku nowego raportu? Jakie są tego konsekwencje?
– Dokładnie tak. Przy czym tak naprawdę pod wieloma względami raport pierwszej grupy roboczej AR6, zajmującej się fizyką klimatu, jest mniej alarmujący niż poprzednio. Jej członkowie stwierdzili, że ekstremalne scenariusze emisji są mało prawdopodobne, a prawdopodobny jest bardziej umiarkowany scenariusz; zawęzili zakres czułości klimatu i przewidywane ocieplenie do dwudziestu jeden setnych wartości, wskazując, że najbardziej prawdopodobną wartością ECS jest 2,7°C, czyli znacznie mniej, niż przewidywały poprzednie raporty. Zauważam, że tendencje alarmistyczne działają w Europie jeszcze bardziej zapalnie niż w USA. Wśród wielu ludzi nadal panuje przekonanie, że musimy podjąć natychmiastowe działania na dużą skalę lub że sprawy przybierają bardzo zły obrót, lecz nie jest to poparte rzeczywistą nauką ani raportami. Niekoniecznie jest to też najmądrzejszy sposób postępowania w celu dokonania dużych i szybkich redukcji emisji.
Czy możliwy jest konsensus?
– Zatytułował Pan swoją książkę Unsettled („Bez konsensusu”). Dlaczego?
– Tytuł ma trzy znaczenia. Odnosi się do samej nauki – często słyszymy polityków twierdzących: „Nauka mówi jednoznacznie, musimy działać”; odnosi się też do tego, jak się czułem i jak moim zdaniem będą się czuć czytelnicy, czytając niektóre z faktycznych raportów w zestawieniu ze streszczeniami dla mediów; odnosi się w końcu, jak sądzę, do tego, co robimy jako społeczeństwo z okolicznościami, w których się znajdujemy – w tej kwestii również brakuje konsensusu. Chciałem dostarczyć ludziom informacje, które pozwolą im myśleć o tych kwestiach samodzielnie, a nie tylko przyjmować to, co słyszą w mediach.
– Powiedział Pan kiedyś, że chce zrobić dla klimatu to, co Václav Smil zrobił dla energii. Czy może Pan to wyjaśnić?
– Václav Smil to professor emeritus Uniwersytetu Manitoba w Kanadzie i autor ponad dwudziestu książek stanowiących bardzo logiczną ilościową analizę systemów społecznych. Jego najnowsza publikacja nosi tytuł How the world really works („Jak naprawdę działa świat”). Po raz pierwszy poznałem jego prace, a potem samego profesora, kiedy zacząłem pracować nad energią i dołączyłem do BP (około 18 lat temu). Potrafi on wspaniale syntetyzować materiał ilościowo i dawać o nim wyobrażenie, dostarczając szerszych ram do zrozumienia szczegółów. Wiele się nauczyłem z jego książek o energii, które przeczytałem, rozpoczynając działalność w tym obszarze. Bill Gates powiedział o Smilu, że jest on jego ulubionym autorem – moim również i byłem bardzo dumny, gdy zgodził się napisać kilka zdań na temat mojej książki (2).
Podejście popularnonaukowe ma jeszcze wiele do zrobienia w zakresie wyjaśniania klimatu. Chciałbym jednak powiedzieć, że jednym z najbardziej cenionych przeze mnie komentarzy było porównanie mnie do Williama Tindalla. Był on pierwszym człowiekiem, który przetłumaczył Biblię z języka hebrajskiego i greckiego na angielski, aby zwykli ludzie mogli zrozumieć, co Biblia faktycznie mówi – w przeciwieństwie do tego, co mówi ona według Kościoła. Było to w XVI wieku i Tindall został oczywiście spalony na stosie.
– Od kilku dni we francuskiej telewizji państwowej emitowany jest nowy program pod nazwą „Météo Climat” (3) („Klimat pogody”), w którym raporty pogodowe są rozpatrywane w kontekście ogólnej historii zmian klimatycznych. W książce podkreśla Pan różnicę między klimatem a raportem pogodowym. Co więc sądzi Pan o tym nowym sposobie prezentowania prognozy pogody? Czy może Pan wyjaśnić, dlaczego nie należy mylić pogody i klimatu?
– Ten program jest zwodniczy. Ponieważ klimat to średnia z trzydziestu lat, nie ma czegoś takiego jak klimatyczna „nowinka”. Zmienia się on tak wolno, jak rośnie trawa. Potrzeba na to mnóstwo czasu. Ponadto – choć nie oglądałem tego programu – jako naukowiec uważam, że kiedy mówi się o ekstremalnym wydarzeniu, należy mówić również o ekstremalnym wydarzeniu w przeszłości. Jak nowe jest dane zjawisko? Jeśli coś wydarzyło się w przeszłości i było takie samo lub nawet bardziej niezwykłe niż to, co widzimy dzisiaj, jest to istotne, ponieważ w przeszłości wpływ człowieka był znacznie mniejszy. W takim wypadku trudno jest przypisać obecne zdarzenie wpływowi człowieka. Rysunek 1.2 z mojej książki (patrz poniżej) pokazuje minimalny poziom wody w Nilu rok po roku przez sto lat i dłużej. Na wykresie widać dwie rzeczy: po pierwsze, silną zmienność z roku na rok. Jednego roku poziom wody wynosi sześć metrów, a następnego spada poniżej dwóch lub coś około tego. Po drugie, nawet w 30-letniej średniej klimatycznej uwidaczniają się długoterminowe trendy.
W okresie z początku zapisów żył prawdopodobnie jakiś średniowieczny egipski odpowiednik IPCC, mówiący: „Nowa norma, nowa norma, módlmy się i składajmy ofiary” czy coś podobnego. Lecz gdy minie sto pięćdziesiąt lub sto lat, wraca poprzedni stan rzeczy. Więc nie powinniśmy się zbytnio ekscytować – albo inaczej, powinniśmy wykazywać nieco pokory w próbach odkrycia długoterminowych trendów ekstremalnych zdarzeń.
Obserwowane przez nas katastrofy pogodowe często zawierają element ludzki, a czasami dominujący element, który nie ma nic wspólnego z klimatem. Dobrym przykładem są powodzie w Pakistanie, które miały miejsce tego lata. Dwa dni po szczycie powodzi pakistańska minister ds. środowiska wystąpiła w mediach, mówiąc, że powodem katastrofy są bez wątpienia zmiany klimatyczne spowodowane przez człowieka, i domagając się pieniędzy. Następnie dodała, że jest to najgorsza powódź od 1961 roku. Jak uczę moich studentów, każdy naukowiec, słysząc coś takiego, powinien spojrzeć na raport i zobaczyć, co się działo przed 1961 rokiem. W raporcie zaś czytamy o monsunie z XIX wieku, z okresu panowania Brytyjczyków. Sto lat wcześniej również występowały podobnie silne monsuny. Ponadto we współczesnym Pakistanie góry są praktycznie nagie: nie ma drzew, więc woda spływa. W kraju żyje dużo więcej ludzi, a wielu z nich mieszka na terenach zalewowych. Więc oczywiście dochodzi do katastrofy. Trzeba być naprawdę ostrożnym w przypisywaniu winy dwutlenkowi węgla.
„Skromny wpływ człowieka”
– W rozdziale Humble Human Influences („Skromny wpływ człowieka”) pisze Pan: „Próby zrozumienia, jak system klimatyczny reaguje na wpływy człowieka, są niestety bardzo podobne do prób odkrycia związku między żywieniem człowieka a utratą wagi, kwestii nierozstrzygniętej do dziś”. Następnie podaje Pan przykład dodatkowej połowy ogórka w diecie. Czy może Pan to wyjaśnić?
– System klimatyczny jest ogromny pod względem energii, która przez niego przepływa. Liczby mówią o 240 watach na metr kwadratowy wpływającego światła słonecznego i wychodzącego ciepła, niemal w równowadze. Wpływ człowieka poprzez gazy cieplarniane i aerozole wynosi jeden procent tej wartości (2,4 wata na metr kwadratowy). Wyzwaniem naukowym jest więc zrozumienie wpływu tego jednego procenta na system. Do tego dochodzi fakt, że na tym samym poziomie występują również inne wpływy, np. wulkany (aktywne i nieaktywne) czy zmiany w natężeniu promieniowania słonecznego, które wydają się mniejsze, ale których naturalna zmienność jest tej samej wielkości. Rozwikłanie tych wszystkich kwestii, gdy system jest „hałaśliwy”, a posiadane przez nas dane są niekompletne, jest dużym wyzwaniem. Potrzebowałem analogii dla tego skomplikowanego systemu, dlatego porównałem go do ludzkiej diety. Najnowsza synteza IPCC mówi, że za wszystko odpowiada człowiek. W wiadomościach słyszałem wręcz, że ostatnie dwieście lat to wina człowieka. Nie jest to prawda, ponieważ obserwujemy wzloty i upadki. Wpływ człowieka po prostu stale wzrasta.
– Jest Pan bardzo surowy wobec modeli klimatycznych. Mówi Pan, że są przydatne w badaniach, ale powinniśmy zachować ostrożność przy podejmowaniu na ich podstawie decyzji o bilionowych wydatkach. Czy przywiązujemy zbyt dużą wagę do modeli?
– Myślę, że tak. Rozmawiając z ludźmi, którzy faktycznie wykonują modele i interpretują wyniki, dostajemy pełen wgląd, z zastrzeżeniami i niuansami. Po czym otrzymujemy od nich ocenę wartościującą, która brzmi: „Owszem, lecz dla bezpieczeństwa powinniśmy wprowadzić zmiany w energetyce”. Jestem jednak oszołomiony, patrząc na przykład na czułość najnowszych modeli sprzed dwóch lat. Sam IPCC uznaje około 40 proc. z nich za zbyt wrażliwe i po prostu ignoruje je w dyskusji. Jest więc bardzo niepokojące, że najlepsi twórcy modeli na świecie, starający się, jak tylko mogą, mylą się w 40 proc. przypadków. Nie mogę ich za to winić – robią, co w ich mocy, lecz bardzo trudno jest stworzyć model dla tego problemu. Nasza zdolność do odtworzenia rzeczywistej historii temperatury jest fatalna.
Podstawowym dogmatem nauki, w którym dorastałem, jest to, że jeśli nie można odtworzyć istniejących danych, model nie jest zbyt dobry. Oni zdają się to ignorować. Myślę, że podejmowanie na takiej podstawie decyzji opiewających na biliony dolarów nie jest zbyt mądre, skoro istnieją przeciwstawne powody, by nie zmieniać systemu energetycznego. Niepewność rośnie w miarę poruszania się w dół łańcucha wpływów. Sam efekt CO2 w postaci zwiększenia zdolności atmosfery do zatrzymywania ciepła jest dość dobrze rozumiany – to fizyka molekularna, a ludzie wykonują obliczenia, które z grubsza odzwierciedlają rzeczywistość. Ale w modelach występują sprzężenia zwrotne, których nie można wprowadzić ręcznie, a które muszą się z nich wyłonić, co jest głównym źródłem niepewności, zwłaszcza w przypadku chmur. Następnie pojawia się kolejna niepewność: jak dana zmiana w systemie klimatycznym wpłynie na społeczeństwa ludzkie, jak duży będzie jej wpływ. W miarę przechodzenia przez łańcuch wpływów staje się on coraz bardziej niepewny.
– Mówi Pan, że sprawozdanie oceniające jest mylone z badaniem recenzowanym. Zasugerował Pan, aby raport oceniający IPCC został poddany recenzji przez zespół typu red team. Czy uważa Pan, że ta sugestia zostanie rozważona? Jakie są Pana refleksje na ten temat?
– Myślę, że IPCC tego nie zrobi. Dano im autorytatywny głos i nie chcą, by go podważano. Pomimo iż wątpliwości są wiarygodne i moim zdaniem często słuszne. Na przykład 2474 mówią, że zgony są częstsze, gdy robi się cieplej, ale zapominają wspomnieć, że stały się rzadsze również z powodu mniejszej ilości zimnych temperatur. Przemilczenie tego drugiego faktu to błąd w sztuce doradztwa. Pisząc raport oceniający, którego celem jest dostarczenie informacji decydentom, należy uwzględnić oba aspekty, zwłaszcza gdy drugi ma większe znaczenie niż ten, o którym wspominamy. Nie wiem, jak to przechodzi proces recenzji. Chciałem więc przeprowadzić – i nadal uważam, że to świetny pomysł – krytyczny przegląd. Czy to, co mówicie, jest naprawdę poparte danymi? Można w ten sposób przeanalizować paragraf po paragrafie. Naukowcy robią to często, a jeśli ktoś podejmuje decyzję mającą znaczne konsekwencje, na przykład chce wystrzelić statek kosmiczny albo buduje samolot, zawsze zleca przegląd zespołowi typu red team: „Powiedzcie mi, co jest z tym nie tak, zróbcie wszystko, aby odkryć zawarte tu błędy”. Nie robi tego ani IPCC, ani rząd USA, ponieważ to, co przedstawiają, ma oczywiste wady. Proszą o komentarze, to prawda, lecz są one udostępniane długo po opublikowaniu raportu i autorzy mogą swobodnie je ignorować, co zresztą robią. Wybierają dane i snują różne historyjki. Jest to rodzaj propagandy, która ma na celu wymuszenie i przekonanie, a nie informowanie.
Transformacja energetyczna
– W książce zdaje się Pan wyjaśniać, że energia jądrowa jest jedną z najlepszych opcji dla transformacji energetycznej, ale raczej nie wierzy Pan w energię odnawialną, co wybrzmiało podczas wygranej przez Pana debaty z Andrew Desslerem w ramach Soho Forum (4). Czy może Pan podać argumenty przemawiające za energią jądrową i przeciwko energii odnawialnej? Czy wie Pan, że Alexandria Ocasio-Cortez podczas podróży do Japonii zaproponowała otwarcie dialogu na temat energii jądrowej (5)? Co z energią jądrową w USA?
– Sieć energetyczna ma kluczowe znaczenie dla prób uzyskania niższych emisji. Będziemy elektryfikować wszystko, w tym ciepło i transport, dlatego potrzebujemy silnej i niezawodnej sieci. Chcemy, aby sieć (lub energia elektryczna) była niezawodna. Standard niezawodności w USA to mniej niż jeden dzień [braków] na dekadę. Czyli 99,99 proc. niezawodności. Ponadto chcemy, aby energia była przystępna cenowo oraz by była czysta. I możemy mieć te cechy w parach. Jeśli chcemy energii niezawodnej i niedrogiej, odpowiedzią jest gaz lub węgiel; jeśli chcemy energii niezawodnej i czystej, kluczem są rozwiązania jądrowe; jeśli zaś chcemy energii czystej i niedrogiej, receptą są wiatr i słońce. W tej chwili nie mamy technologicznego sposobu na jednoczesne zaspokojenie wszystkich trzech oczekiwań. Dlatego ludzie opowiadają się za wiatrem i słońcem. Próbując budować sieć z wiatru i słońca z wykorzystaniem obserwowanego wiatru i słońca godzina po godzinie w całych Stanach Zjednoczonych, na trzydzieści lat, a przy tym zapewnić optymalne ceny urządzeń wiatrowych i słonecznych, przekonujemy się, że najbardziej kosztowna jest niezawodność, a nie produkcja energii. Aby zaspokoić popyt, potrzeba 99,99 proc. czasu. Konieczna jest więc ogromna nadbudowa elektrowni wiatrowych i słonecznych lub jakiś rodzaj dyspozycyjnej mocy stałej. Po rozważeniu aspektów ekonomicznych okazuje się, że elektrownie jądrowe w połączeniu z wiatrem i słońcem są najtańszą opcją. Potrzebna jest też sterowalność, czyli możliwość włączania i wyłączania energii. A do dyspozycyjnych, bezemisyjnych źródeł energii zalicza się energię jądrową oraz gaz z wychwytem dwutlenku węgla. Zatem atom wygrywa.
Jeśli chodzi o Alexandrię Ocasio-Cortez, to nie jest ona jedyną osobą, która przeszła lub właśnie przechodzi konwersję: Stuart Brand i Michael Shellenberger to ekolodzy, którzy zaczęli rozumieć system energetyczny i fakty z zakresu techno-ekonomii. Moim zdaniem to dobrze, że Ocasio-Cortez również się do tego przekonuje, i chętnie skorzystałbym z możliwości dalszego edukowania jej w tym zakresie. Mówię poważnie – momenty, gdy mogę porozmawiać z ludźmi, którzy nie rozumieją energii czy klimatu, i przybliżyć im te kwestie, są dla mnie naprawdę satysfakcjonujące.
Co do energii jądrowej w Stanach Zjednoczonych: nie zbudowaliśmy zbyt wielu wytwórni. Obecnie stawiane są dwie elektrownie. Są to duże zakłady, których budowa jak zwykle przekracza budżet i jest opóźniona w stosunku do harmonogramu. Większe nadzieje pokładam w małych reaktorach. Są firmy, które jak sądzę, przed końcem dekady uruchomią przynajmniej wersje demonstracyjne.
„Nie słuchać Niemiec”
– Jakie jest Pana zdanie na temat debaty o energii jądrowej w Unii Europejskiej? Czy zna Pan kontrowersje pomiędzy francuskim przemysłem atomowym a niemiecką Energiewende? Czy ma Pan jakieś rady dla europejskich decydentów?
– Moja rada jest następująca: „Nie słuchać rad Niemiec”. Spójrzcie, co Niemcy sobie zrobiły – zbytnie poleganie na niestabilnych lub zawodnych wietrze i słońcu, opór przed budową terminali LNG oraz oczywiste uzależnienie od zawodnego dostawcy poprzez rurociąg Nord Stream. Wielu wiedziało, że Niemcy wpadną w kłopoty; mówiono im to nawet dziesięć lat wcześniej. Naukowcy i technolodzy rozumieli to już dawno temu. Powiedziałbym więc Niemcom: dziękuję, a potem zrobiłbym coś rozsądnego. Wczoraj spotkałem się z ekspertami energetycznymi w Brukseli i zdaje się, że tam kierowano się większym realizmem. Lubię posługiwać się następującym obrazkiem: kojot z kreskówki z opóźnieniem spada z klifu. To właśnie stało się z ruchem Zielonych – nagle zdali sobie sprawę, że istnieją czynniki, o których nie pomyśleli.
Na przykład w Niemczech, gdzie zdecydowano się na wiatr i słońce, może wystąpić dunkelflaute, przez które nie będzie można pozyskać energii z sieci odnawialnej nawet przez kilka tygodni. Oznacza to, że potrzebny jest niezawodny system rezerwowy w postaci akumulatorów, energii jądrowej czy wychwytywania dwutlenku węgla. Ponadto system zapasowy musi być tak samo wydajny jak wiatr i słońce. W konsekwencji korzysta się z dwóch równoległych systemów. A to oznacza, że całkowity koszt systemu jest co najmniej dwukrotnie wyższy niż koszt wiatru i słońca. Wiatr i słońce są najtańsze. Dlatego koszt energii elektrycznej jest co najmniej dwukrotnie, a czasem wielokrotnie wyższy. Pada więc pytanie: skoro system rezerwowy jest tak sprawny, to po co w ogóle korzystać z wiatru i słońca? Nie ma na to dobrej odpowiedzi. Kolejnym problemem związanym z odnawialnymi źródłami energii jest materiał: zużywają one około dziesięciu razy więcej materiałów krytycznych niż technologie konwencjonalne. A świat nie ma możliwości, aby zapewnić te materiały w sposób niezawodny. Jedynymi ludźmi, którzy nie zanieczyszczają środowiska, są ci, którzy nie żyją. Energia to kwestia o dużej skali i wywiera wpływ na środowisko jeśli nie w ten, to w inny sposób. Czy to odpady górnicze, czy dwutlenek węgla, czy wycinka drzew – trzeba się na coś zdecydować i wybrać swoją truciznę.
– Niedawno Niemcy wyłamały się z decyzji UE o przejściu na produkcję wyłącznie pojazdów elektrycznych od 2035 roku. Kraj zdecydował się na kontynuację produkcji samochodów spalinowych. Co sądzi Pan o tym zwrocie?
– Wszyscy są Zieloni, dopóki ich to nie dotyczy. Jak powiedział Kermit Żaba, nie jest łatwo być Zielonym. Myślę, że to wynik jakiejś kombinacji własnych interesów (niemieckich producentów samochodów), aczkolwiek nie uważam, by tak szybkie wprowadzenie zakazu używania samochodów spalinowych lub nawet wprowadzenie go w ogóle było szczególnie mądre. Technologia baterii samochodowych nie jest jeszcze rozwinięta. A pewnych przypadkach po prostu potrzebne są paliwa chemiczne. Więc powoli, powoli. Ponadto, mówiąc o transformacji energetycznej bardziej ogólnie, przywołałbym Nordhausa, laureata Nagrody Nobla, który wskazał, że istnieje optymalne tempo dekarbonizacji. Jeśli zrobi się to zbyt szybko, dojdzie do ogromnego zaburzenia efektywności. Myślę, że pod pewnymi względami zakazanie produkcji samochodów spalinowych w ciągu najbliższych dwunastu lat jest po prostu zbyt szybkie. Byłoby takie również w Stanach Zjednoczonych.
Powtarzam, istnieją realia techniczno-ekonomiczne, które politycy mogą próbować obejść, ale które w końcu, niczym grawitacja, ściągną kojota w dół. Nie da się tego uniknąć.
Rosnąca emisja z krajów rozwijających się
– Niektórzy eksperci proponują ekstremalne rozwiązania, których celem jest redukcja liczebności społeczeństwa. Na przykład Jean-Marc Jancovici, wielki francuski inżynier, sugeruje, aby przestać leczyć ludzi po 65. roku życia i ograniczyć do czterech liczbę przelotów przysługujących jednej osobie w ciągu całego życia. Co sądzi Pan o zmniejszeniu populacji? Czy to jedyne rozwiązanie, jak twierdzą niektórzy?
– Prawdziwym problemem nie są malejące emisje z krajów rozwiniętych – jest nim rosnąca emisja w krajach rozwijających się. Proszę sobie przypomnieć niektóre liczby słyszane już wcześniej: 1,5 miliarda ludzi w krajach rozwiniętych jest bogatych energetycznie, ale 6,5 miliarda ludzi jest ubogich lub głodujących energetycznie.Ich zużycie energii będzie rosło wraz z rozwojem gospodarczym. I powinniśmy mieć na to nadzieję. Natomiast obecnie najbardziej niezawodnym i wygodnym sposobem pozyskiwania energii przez tych ludzi są paliwa kopalne. Mamy zatem do czynienia z kwestią moralną. Ten facet może powiedzieć: „Europo i USA, musicie się zredukować”. Ale nie może powiedzieć tym ludziom: „Nie wolno wam się rozwijać”. To jest kwestia moralna, jak można przeczytać w książce Alexa Epsteina. Uważam, że to on właśnie podkreślił ten fakt. Na pytanie: „Co zrobić?”, odpowiada: „Jedyną moralną reakcją jest pozwolić im się rozwijać”. Prosimy ich, aby martwili się o jakieś niejasne, niepewne i odległe zagrożenie (zmiany klimatyczne), podczas gdy mierzą się z bardzo bezpośrednimi i wyraźnie widocznymi potrzebami. To tak, jakby powiedzieć głodującej osobie: „Nie jedz tego, bo masz za wysoki poziom cholesterolu”.
– Bjørn Lomborg, Judith Curry, Michael Shellenberger, Richard Lindzen, Alex Epstein, Václav Smil oraz wielu innych, w tym również Pan – wszystkie te głosy mówią o transformacji klimatycznej i energetycznej bez zaprzeczania głównej tezie IPCC, bez podnoszenia alarmu, ale skupiając się na rzeczywistych technorozwiązaniach. Dlaczego te słowa nie odbijają się szerszym echem w mediach głównego nurtu?
– Po pierwsze, media głównego nurtu mają swój interes w promowaniu dramatycznych historii, a mówienie, że klimat nie ma się wcale tak źle, zmniejszyłoby oglądalność. Drugim powodem jest fakt, że wiele mediów zatrudnia obecnie reporterów klimatycznych często bez wykształcenia naukowego, za to z mandatem na tworzenie historii o klimacie. Istnieją też aktywistyczne organizacje medialne, jak np. Covering Climate Now. Jest to konsorcjum organizacji medialnych („The Guardian”, BBC, NPR i innych), które uzgodniły między sobą, że będą opisywać tylko te historie, które zgadzają się z ich narracją, i nie będą opisywać tych, które się z nią nie zgadzają. Oczywiście politycy to uwielbiają. Jest to niechlubne połączenie mediów i polityki. Pewnego dnia wszystko to w końcu runie – jak kojot w kreskówce.
Na proponowane rozwiązania (ograniczenie lotów, brak dbałości o starszych ludzi czy cokolwiek innego) zwykli ludzie powiedzą: „Nigdy w życiu”. Widać to już trochę we fiasku inicjatywy zwiększania efektywności energetycznej domów w Wielkiej Brytanii czy w protestach żółtych kamizelek we Francji. Inną niepokojącą sprawą jest skupienie się tej choroby na Zachodzie. W Azji ludzie są znacznie bardziej nastawieni na poprawę swojego życia. Pokładam nadzieję w tym, że coraz więcej osób jest głodnych dyskusji opartej na faktach, co widzę w wielu debatach, które obecnie prowadzę.
Rozmawiał Jean-Paul Oury
Tekst został opublikowany na łamach „European Sciencist” [LINK]
(1) „Unsettled: What Climate Science Tells Us, What It Doesn’t, and Why It Matters”. (2) „Napisano zbyt wiele książek o globalnym ociepleniu – ale ta jest potrzebna. Steven Koonin ma kwalifikacje, wiedzę i doświadczenie, które pozwalają mu zadawać właściwe pytania i udzielać rzeczowych odpowiedzi” – Václav Smil, distinguished professor emeritus Uniwersytetu Manitoba, o „Unsettled”. (3) Anaïs Baydemir pour le journal météo et climat sur France 2 le 13 Mars 2023. (4) Energia odnawialna ratunkiem dla planety? Debata Soho Forum. (5) Podróż Alexandrii Ocasio-Cortez do Japonii na Instagramie.