Prof. Wiesław RATAJCZAK: Måneskin i Dante. Trochę inaczej o włoskich wyborach

Måneskin i Dante.
Trochę inaczej o włoskich wyborach

Photo of Prof. Wiesław RATAJCZAK

Prof. Wiesław RATAJCZAK

Historyk literatury, prof. UAM, w latach 2012-2016 kierownik Pracowni Badań nad Tradycją Europejską w Instytucie Filologii Polskiej, badacz kultury polskiej drugiej połowy XIX wieku.

zobacz inne teksty Autora

Czy można włoskie doświadczenie uogólnić, odnieść do innych krajów Europy? Przyspieszenie i zradykalizowanie rewolucji kulturowej wywołują w wielu krajach reakcję obronną, zwłaszcza w czasach, kiedy ryzyko utraty życia lub co najmniej ekonomicznych podstaw egzystencji jest realną groźbą – pisze prof. Wiesław RATAJCZAK

Największy polski dziennik, a po nim najpoczytniejszy portal informacyjny oraz prywatna telewizja informacyjna podzieliły się ze swymi odbiorcami specyficznym komentarzem do włoskich wyborów parlamentarnych. Otóż zacytowały słowa Damiana Davida, lidera popowej grupy Måneskin: „Dziś jest smutny dzień dla mojego kraju”. Zwracam na to uwagę nie po to, by kpić z polskich mediów i oryginalnego doboru eksperta, nie uważam też Davida za kogoś wartego uwagi ze względów intelektualnych. O jego klasie świadczy chociażby to, że rok temu w Moskwie sfotografował się w gronie fanów w czapce z bolszewicką gwiazdą.

Warto jednak, korzystając z tego przykładu, zwrócić uwagę na relację między popkulturą a polityką i obyczajami. Celebryci, jak się okazuje, nie mają decydującego wpływu na postawy obywatelskie, wyborcy z Italii raczej nie zastanawiali się, czy ich wybór nie zasmuci ulubionego wokalisty. Istotniejsze jest jednak coś innego: założona w 2016 roku grupa Måneskin od kilku lat była niezwykle intensywnie, wręcz nachalnie lansowana przez włoskie media, co w 2021 roku doprowadziło (O tempora, o mores!) do sukcesu w San Remo. Wzrost popularności łączył się w przypadku tego zespołu z konsekwentnym przekształcaniem wizerunku scenicznego w bardziej orgiastyczny, biseksualny i wyuzdany. Działo się to w czasie pandemii, która zwłaszcza we Włoszech miała dramatyczny przebieg.

Myślę, że przyspieszenie rewolucji obyczajowej, której uosobieniem stał się Damiano David, mogło być próbą wykorzystania okresu zamieszania, trwałego podłączenia ludzi do świata wirtualnego i oderwania ich od realnych formuł życia społecznego. Jeśli tak, to próba ta, na szczęście, się nie powiodła. Można mówić, w kontekście epidemii i wojny w Europie, o brutalnym powrocie rzeczywistości i jej triumfie nad fałszywymi potrzebami i aspiracjami wzbudzanymi przez popkulturę na usługach rewolucji kulturowej.

W takim momencie częściej myśli się o tym, jakie wartości i jakie relacje pozwalały dawniej i dają szanse dziś przeżyć i zachować godność, niż o tym, co jeszcze w kulturze można zniszczyć i ośmieszyć, by się rzekomo wyzwolić. Przy czym zwolennicy rewolucji kulturowej chyba przeszarżowali, bo wskazanie, że wulgarna i rozwiązła kontestacja dobrego obyczaju to norma i atrakcyjny towar (a tak zrobiono w przypadku zespołu Måneskin), zmusza do tego, by postawić pytanie o autentyczność buntu, wspartego przez najpotężniejsze instytucje i budżety. W ojczyźnie Gramsciego chyba łatwiej zrozumieć takie mechanizmy.

Będzie to kontrast nadto jaskrawy, ale pozwalający dostrzec coś znaczącego: w tym samym czasie, gdy dokonywał się włoski i europejski (Konkurs Eurowizji) triumf grupy Måneskin, Włosi świętowali także 700 lat Boskiej komedii Dantego. Myślę nie tylko o obchodach państwowych, choć i te były – jak na czas pandemii – okazałe i różnorodne, mimo że nie wszystkie plany udało się zrealizować na czas, na przykład premiera nakręconego z rozmachem filmu Dante odbyła się przed kilkoma dniami, 29 września 2022 r. Mnie jednak zachwyciła wszechobecność tej rocznicy, znacznie intensywniejsza od polskich obchodów 200 lat romantyzmu.

Dante i jego arcydzieło byli wszędzie: na plakatach, muralach, w księgarniach, szkołach, w formie publicznych czytań, spektakli, wystaw, konkursów etc. A przecież to dzieło najpoważniej obrazujące, kim jest człowiek wobec drugiego człowieka, historii i Boga, wyraźnie przeciwstawiające dobro i zło, najdotkliwiej uzmysławiające czytelnikowi, na czym polega ostateczna odpowiedzialność za każdy postępek, czym jest grzech, potępienie i zbawienie. Żadnych płynnych nowoczesności i relatywizmów. Nikomu nie przyszło do głowy, by Boską komedię wpisać na indeks ksiąg wstecznych czy politycznie niepoprawnych, choć pretekstów do takiego barbarzyństwa znalazłoby się wiele. Nie chcę oczywiście przekonywać, że istnieje algorytm, według którego każdy czytelnik Dantego głosuje na prawicę. To byłby absurd.

Jestem jednak przekonany, że arcydzieła, jeśli są czymś powszechnie znanym i aktualizowanym, potrafią ostrzec wspólnoty przed uleganiem manipulacjom, fałszywym wizjom lepszych światów, które powstaną po pogrzebaniu tradycji. Zastanawiam się przy tym, czy obserwowany w Europie odruch unieważniania przeszłości, gwałtownej przebudowy kultury, nie wynika przypadkiem z faktu, że obecnie najpotężniejszy ekonomicznie i instytucjonalnie naród w istocie ma bardzo poważne powody, by od przeszłości odgrodzić się szczelną kurtyną. Nie tylko Włosi, ale oni w szczególnym stopniu mają argumenty za tym, by czuć dumę z historii, fascynować się nią, a w każdym razie: uznawać ją za naturalny kontekst współczesności i fundament przyszłości.

Warto, w kontekście wyborczym, uświadomić sobie, że wbrew publicystycznym opiniom wybór sojuszu trzech partii prawicowych nie jest głosem przeciwko Unii Europejskiej, bo taki atak byłby w istocie autoagresją. Alcide De Gasperi to przecież jeden z ojców założycieli zjednoczonej Europy, a historia wspólnoty to także dzieje włoskiego cudu gospodarczego, poświadczonego w 1975 roku awansem do grona najważniejszych pod względem ekonomicznym państw świata (dziś G8). Tylko że dzisiaj to niedawne państwo sukcesu jest zadłużone na poziomie 150 proc. PKB, a jego gospodarka już dawno utraciła konkurencyjność wobec niemieckiej. Doprawdy, nie trzeba nadzwyczajnej pamięci czy przenikliwości, by sobie uzmysłowić, że wejście do strefy euro i rządy centrolewicy przyniosły gospodarczą zapaść i degradację pozycji państwa. To kolejny powód takich, a nie innych wyników wyborów; Włosi zechcieli wykorzystać ostatnią, być może, szansę gospodarczej sanacji.

Oczywiście – ważnym kontekstem wrześniowej elekcji była także kwestia migracji. Lewica chętnie wyborców prawicy nazywa ksenofobami, decydująca była jednak nie niechęć do obcych (incydenty na tym tle się zdarzają, jednak stanowią margines), ale świadomość, że masowa, niekontrolowana migracja do Włoch przynosi ogromne zyski grupom przestępczym, które stają się coraz poważniejszymi przeciwnikami państwa. Poza tym kluczową sprawą staje się integracja tak wielkiej rzeszy ludzi. A wtedy trzeba postawić pytanie: z czym mają się identyfikować przybysze, jaką część naszego dziedzictwa mogą uznać za cenną dla siebie, skoro sami robimy wszystko, by nasza tożsamość została uznana za anachronizm?

Ważnym elementem tożsamości, na poziomie indywidualnym i wspólnotowym, pozostaje religia. Nie sposób zaprzeczyć, że laicyzacja jest procesem dotyczącym także Włoch, ale też nie można nie dostrzec, że kultura codzienności jest w tym kraju przesycona chrześcijaństwem: w sztuce, obyczaju, języku, przesądach etc. I – bez względu na wiarę, której intensywność pozostaje tajemnicą sumienia – Włosi nie widzą powodu, by się tego pozbywać, a może znów bardziej odczuwają znaczenie niezastąpionego rusztowania wspólnotowego życia.

Czy można włoskie doświadczenie uogólnić, odnieść do innych krajów Europy? Przyspieszenie i zradykalizowanie rewolucji kulturowej wywołują w wielu krajach reakcję obronną, zwłaszcza w czasach, kiedy ryzyko utraty życia lub co najmniej ekonomicznych podstaw egzystencji jest realną groźbą. Rodzina, tradycyjne Kościoły, stowarzyszenia, bractwa, wspólne obyczaje i zobowiązania ze szczególną mocą ukazują swoje znaczenie.

Podobnie wygląda kwestia powrotu idei państwa narodowego. Włosi doskonale zapamiętali brak reakcji ze strony struktur europejskich na dramat Bergamo, Brescii i innych miast północy na początku pandemii. Dziś jest też oczywiste, że to państwa narodowe i sojusz NATO odegrały decydującą rolę w pomocy wojskowej i humanitarnej dla Ukrainy.

.Pozostaje pytanie, czy wzmocnienie narodowej i państwowej tożsamości Europejczyków jest i będzie korzystne dla Polski. Na krótką metę na pewno, bo przekreśli ideę federalizacji Europy, a raczej wzmacniania pozycji państwa najsilniejszego kosztem suwerenności pozostałych. Ale też w dalszej perspektywie obserwowany w ostatnich tygodniach we Włoszech, Szwecji, Bułgarii trend wydaje się sprzyjać sojuszowi państw naszej części Europy, któremu łatwiej będzie nawiązywać relacje z państwami realizującymi otwarcie swoją politykę, rozwijającymi się, współpracującymi i konkurującymi w ramach czytelnie określonych zasad. A w przypadku Włoch – o czym już pisałem – współpraca z krajami Trójmorza przeniesie wzajemne korzyści.

Wiesław Ratajczak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 października 2022