
Błazen i król. Wokół Konstytucji 3 Maja
Na jednym z wykładów poprzedzających uroczystości upamiętniające Konstytucję 3 maja prowadzący przypomina słowa, które stanowiły kwintesencję polskiego etosu demokratycznego: Nie rządem Polska stoi… Nie rządem! A swobodami swoich obywateli…
Kreśli obraz dziś już zapomniany, z którego wyłania się kraj, gdzie na długo przed współczesnymi liderami demokratyzmu – „obywatelska świadomość” i obywatelskie cnoty większe były nad partykularne interesy. Decyzje podejmowano stanowo i większością głosów, a Sarmata nie kojarzył się źle. Przeciwnie budził podziw i dumę…
W audytorium cisza. Blisko stuosobowa widownia nastolatków jak zahipnotyzowana słucha prelegenta, który mówi o korzeniach polskiego demokratyzmu, o wielkości państwa, rozmiarach myśli politycznej, szlacheckiej wolności – jej potędze i stopniowemu nikczemnieniu elit. A trzeba przyznać, że potrafi mówić. To wymierający gatunek – umie retorykę i dramatyzm wypowiedzi łączyć z jasnością i czystością wywodu. Rozległą wiedzę podawać w sposób przejrzysty i zrozumiały. Żadnych zbędnych ozdobników, niepotrzebnej językowej barokizacji, za którą nie idzie treść. Żadnej pretensji do moralizowania.
Znaczenie słów podkreśla tu obraz i dźwięk. Nauczyciel wybiera do zilustrowania swojej wypowiedzi „zapomniane” dzieła Matejki. Słyszę interpretacje obrazów w wykonaniu Gintrowskiego i Kaczmarskiego…
Jeżeli ktoś sądzi, że gimnazjalista nie jest w stanie wysłuchać blisko godzinnego wykładu i koncentrować uwagi dłużej niż muśniecie ekranu smartfona, jest w błędzie…
Odnoszę wrażenie, że tu skupienie staje się wyrazem zdumienia, że tak być mogło: że ojczyzna nasza o wieki całe wyprzedzała zachodnie monarchie i rzeczywiście była prekursorem demokracji, tolerancji i wolności w Europie. I można o tym nie wiedzieć?
Uczestniczę w tym wykładzie razem z uczniami, z pokorą wobec tego, co słyszę i dumą, że jednak jestem częścią tej historii… Ten wykład porusza również i mnie, oświetla rzecz z innej niż lektura podręczników strony. Są tacy nauczyciele, którzy inspirują nie tylko swoich uczniów, ale i kolegów po fachu.
Prowadzę więc swoją lekcję wokół Konstytucji 3 maja, ale nie chcę, by był to wykład – postanawiam oddać głos uczniom, niech to oni mówią… Sprawa Ustawy rządowej z 1791 roku pełni rolę tła… Pytam o błazna: kim jest. Jak to kim? – zdumiewają się młodzi ludzie. Kimś, kto potrafi rozbawić wszystkich. Każda grupa ma swojego błazna. A ponieważ klasa jest grupą, przeważnie w klasie wyłania się błazen. Zawsze znajdzie się uczeń, który podejmie tę rolę.
Konkluzje mojego pytania są jasne. Rola błazna polega na rozbiciu lekcji i wyprowadzeniu nauczyciela z równowagi. Uczniowie wiedzą, co jest powodem bezkarności błazna. Uczeń taki pozostaje poza sankcjami, bo najczęściej na niczym mu nie zależy. Błazen nie boi się, dlatego jest autentyczny. Cenię sobie błaznów – oni ujawniają moje mankamenty. Swoim zachowaniem mówią mi, co powinienem poprawić. Pojedynek z błaznem to najtrudniejsze wyzwanie, przed jakim może stanąć nauczyciel… Ale swoim uczniom pokazuję najsłynniejszego w naszej tradycji błazna.
W skupieniu patrzą na ciemny obraz, w którego centrum siedzi zamyślony człowiek. To scena w pewnym sensie intymna. Uczniowie domyślają się, że rzecz odnosi się do czasów dawnych. Ta komnata z czarnymi prawie draperiami, stół przykryty ciężką kosztowną materią. Otwarte okno z fragmentem kamiennego gzymsu. Noc. Siedzący w głębokim masywnym, rzeźbionym krześle człowiek nie dostrzega komety, której ogon długo ciągnie się po niebie. Zdaje się nie słyszeć dobiegającego z sąsiedniej sali królewskiej rezydencji gwaru – dźwięków muzyki i hałasu odbywającego się balu. Siedzi z tym rodzajem zamyślenia na twarzy, które czyni go niemal nieobecnym. Specjaliści od mowy ciała mogliby domyślić się tu stanu melancholii lub jakiejś innej formy zadumy…
Mężczyzna jest w stroju błazna – i błazeński atrybut, kaduceusz, leży tuż obok. Ta czerwień ubrania wyraźnie kontrastuje z ciemnym tłem głębi obrazu – to natychmiast dostrzegają uczniowie. Ale dostrzegają również, że szlachetna twarz siedzącego jakoś nie pasuje do błazeńskiego nakrycia głowy – kaptura z trzema wydłużonymi rogami zakończonymi dzwoneczkami. Wszak błazen był osłem – trzy rogi nakrycia jego głowy to ośle uszy i ogon.
Ta twarz nie jest twarzą idioty. Nie wiedzą, że Matejko, malując Stańczyka patrzył w lustro, ale nie mówię im o tym. Zastanawiamy się, co jest powodem zadumy błazna. Pomysły są różne. Być może przestał być potrzebny – w końcu obok toczy się bal – i tak wszyscy są weseli. Może dostał wypowiedzenie? Ktoś zauważa leżące na stole papiery. List? Zawód miłosny? Może wiadomość o śmierci ważnej osoby? Jesteśmy już blisko. Zatem treść tego listu jest powodem zamyślonego spojrzenia, załamania rąk i pozy wyrażającej rezygnację.
Nikt nie zna pełnego tytułu obrazu, choć niektórzy wiedzą, że to Stańczyk. Podaję uczniom cały tytuł. Teraz wszystko staje się jasne. Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska. A więc to raport o utracie miasta stał się powodem zadumy człowieka w czerwonym stroju! Dlaczego to właśnie błazen myśli o stracie Smoleńska?
Jest rok 1514. Polska – u szczytu swej potęgi. Jej rozległe granice zajmują znaczną część Europy, ma armię, która jeszcze wiek później będzie w stanie oprzeć się mocy Szwecji, Turcji, Moskwy i żywiołom wschodnim, a hufce Rzeczpospolitej miażdżyć będą przeciwników jedną szarżą. Wspomnienie Kircholmu, Kłuszyna czy Wiednia budzić będzie podziw, nawet wtedy gdy wszystko zacznie chwiać się w posadach… Rzeczpospolita szesnastego wieku jest krajem potężnym i bogatym. Niewielu jej zagraża… Czyż Stańczyka może martwić utrata jednego niewielkiego miasta gdzieś na wschodnich rubieżach państwa? Król wyśle przecież ekspedycję i odbije Smoleńsk! A jednak.
Czyż to nie król powinien siedzieć w tym krześle i myśleć o policzku, jaki dano Rzeczpospolitej? – zauważa jedna z uczennic. Czy nie nastąpiła tu zamiana ról? Kto powinien myśleć o losach państwa? Błazen? Kto powinien siedzieć na tym krześle?
Ktoś podnosi rękę na nasz kraj a oni się bawią! – dodaje inny uczeń. Być może jest właśnie tak, że to błazen wypowie całą prawdę… Nie tylko na obrazie Matejki, ale i w czasie lekcji. Teraz dla uczniów staje się również jasny temat lekcyjnego spotkania: Błazen i król. Jaka jest odpowiedzialność za los kraju tych, którzy nim rządzą. Nie rządem Polska stoi, ale cnotami swoich obywateli… Powraca motyw komety. Jej obecność na obrazie dawnego mistrza teraz jest uzasadniona. Zwiastun nieszczęść: wojny, ognia, zarazy i upadku – jest zapowiedzią skarlenia elit… Stary obraz przemawia do nastolatków z dwudziestego pierwszego wieku: nie powtarzajmy błędów przeszłości.
A co z Konstytucją 3 maja – nie „wystąpiła” w tej rozmowie… Nie musiała. Uczniowie usłyszeli o niej już wcześniej. Była próbą ratowania tego, czego ratować się nie dało… Zdaje się, że wpatrzony w dal nieobecny wzrok Stańczyka miał wyrażać tę właśnie prawdę; zwłaszcza że obraz błazna był obrazem otwierającym wielki cykl historycznych dzieł Matejki a Konstytucja 3 maja kończyła go. Kameralna scena, jaką utrwala w Stańczyku Matejko, jest jakby spoza faktów historycznych. Inne dzieła – zwłaszcza te znane – odnoszą się do znaczących zdarzeń: Bitwa pod Grunwaldem, Batory pod Pskowem, Hołd pruski… Wszystko jednak zaczyna się od Stańczyka – od refleksji, która nam tak bardzo jest potrzebna. Widzą to również uczniowie… Ta lekcja nie kończy się. Również dla mnie.
Wciąż pozostaje otwartym pytanie: jak uczyć historii, literatury, odpowiedzialności… Czy ma to być analiza faktów czy narracja budowana wokół zdarzeń? Matejko przecież nie ilustrował historii, jego obrazy są jej interpretacją.
Kolejnego obrazu przygotowanego na tę lekcję decyduję się nie pokazywać. Portret ostatniego króla wykonany przez nadwornego malarza. Bacciarelli pokazał tu władcę bez koronacyjnego splendoru. Wzrok monarchy wypatruje czegoś w przestrzeni nieokreślonej. Na blacie biurka korona, wewnątrz której król umieścił klepsydrę, za nim w oknie widać fragment nieba, na którym zbierają się ciemne chmury. Z pewnością do tego zobrazowania byłoby wiele pytań. Może jednak na razie poczekać z odpowiedziami?
Roland Maszka