
"Wielki Brat patrzy na szkołę"
.Do pewnego czasu nie myślałem o szkole jako miejscu obserwacji… Gdy byłem uczniem, szkołę traktowałem jak uczeń – uznawałem ją za bezwarunkową konieczność. Gdy zostałem nauczycielem, była dla mnie miejscem pracy – dobrze wykonywanej i rzetelnej, ale również koniecznej. Lubianej, bo praca nauczyciela dawała mi satysfakcję. Kiedy stałem się rodzicem – zobaczyłem szkołę w całej gamie odcieni, których do tej pory nie dostrzegałem…
Nigdy nie obserwowałem, zawsze patrzyłem, uczestniczyłem, działałem, współdziałałem albo przeciwdziałałem… Ale upływający czas przytępił mój zmysł widzenia. Wiele się zmieniło. Jestem obserwowany!
Oto na przykład otrzymuję od dyrektora „arkusz obserwacji lekcji” (z racji oceny pracy, o którą sam występuję), pytam, czy to będzie hospitacja. Dowiaduję się, że nie ma już hospitacji lekcji – jest obserwacja! Obserwuje mnie oko kamery, gdy wjeżdżam na dziedziniec szkoły, gdy pełnię dyżur okular śledzi mnie, czy pełnię go dobrze – czy aby na pewno nie czytam czego i patrzę, co się dzieje wokół. Jeżeli popełnię jakiś błąd, zawsze można przewinąć film i zobaczyć, co i kiedy robiłem pod czujnym okiem Wielkiego Brata… Niestety są takie szkoły…
Nie jestem przeciwnikiem kamer, ale wszechobecny monitoring nie poprawia mojego samopoczucia, zwłaszcza w pracy. Tak jak „życzliwa” obserwacja dyrektora nie poprawia jakości prowadzonych zajęć.
Niedobrze, kiedy przestrzeń ulicy wchodzi do szkoły. Niewiele w moim mieście jest miejsc nie objętych monitoringiem – i wcale nie myślę tu o newralgicznych skrzyżowaniach miejskich arterii… Gdyby połączyć wszystkie kamery na trasie mojego przejazdu z domu do pracy jakimś systemem, można by odtworzyć każdy metr mojej wędrówki… To przestaje mi się podobać… Orwellowski scenariusz staje się rzeczywistością… A tu jeszcze szkoła.
Zawsze uważałem, że przestrzeń szkoły jest przestrzenią autonomiczną, gdzie relacje tworzy się na podstawie zaufania i świadomości obowiązujących zasad… Gdzie mistrz daje przykład uczniowi i jest nie tylko jego mentorem, ale również życzliwym przewodnikiem. Nigdy obserwatorem, który mógłby czuwać nad prawomyślnością i poprawnością ucznia.
Rolą nauczyciela jest podążać z uczniem w odkrywaniu, pomagać mu w poszukiwaniu rozwiązań, przeżywać wspólnie sukcesy i porażki… Rozmawiać o nich. Obserwacja i dokumentacja obserwacji kojarzy mi się źle… To trochę jak podglądanie i zeszyt uwag pozytywnych i negatywnych – tych drugich, oczywiście, jest znacznie więcej…
.W ostatnim czasie termin ‘monitorować’ zrobił w szkole niejaką karierę: monitoruje się miejsca, czas, działania; monitoruje się nauczycieli, dyrektorów, uczniów i rodziców, monitoruje się proces – wszystko co podlega oglądowi i da się zmierzyć – nawet gdyby miałby to być pomiar dla pomiaru. Wszystko w celu utwierdzenia się w przekonaniu, że pracuje się dobrze, czyni się słusznie, realizuje właściwie lub… dla podniesienia jakości pracy, bo trzeba ją podnosić… Nie, żeby ktoś komuś nie ufał, ale warto sprawdzać, jak pracujemy! Jak mawiają Niemcy: zaufanie rzecz dobra, kontrola – jeszcze lepsza. Toteż i ja ulegam wpływowi pomiaru i obserwacji i zaczynam mieć wyrzuty sumienia, jeśli czegoś nie zrealizowałem, bo zdecydowałem się poświęcić czas na coś, co wydawało mi się ważniejsze…
Mówi się, że pierwszym zadaniem nauczyciela jest troska o wszechstronny rozwój ucznia… To zawsze przypomina mi sytuację, o której usłyszałem niegdyś od jednej z koleżanek. Uczyła języka polskiego w męskim technikum. Sami uczniowie, ani jednej uczennicy i ona… Opowiadała, ile pracy kosztowało ją nawiązanie dialogu o literaturze z grupą młodzieńców odbywających praktyki na dokach wielkich stoczni. A jednak udawało jej się niekiedy wytworzyć atmosferę sprzyjającą i literaturze, i rozmowie. Wspominała, jak na jednej z lekcji, kiedy zbliżała się do momentu, w którym udawało się nawiązać jakąś głębszą więź z uczniami, kiedy dyskusja dochodziła do tego punktu, który w czasie lekcji o literaturze jest decydujący… Nagle odzywał się wydobywający się z głośnika szkolnego radiowęzła głos zapraszający do… gimnastyki śródlekcyjnej. Uczniowie porzucali temat (nawet gdyby jego istotą miał być jakiś ważny problem moralny typu: czy zbrodnię Rodiona Raskolnikowa można usprawiedliwić) i wykonywali ćwiczenia: wymachy oburącz, pajacyki, podskoki… Rzeczywiście i ja pamiętam „modę” na ćwiczenia ruchowe w środku lekcji dla podniesienia sprawności umysłu… Modę, która przeminęła jak wiele innych nowinek w szkole, ale którą jakiś czas konsekwentnie realizowano, uznając za słuszną…
Ale powracając do kamer i Wielkiego Brata: jest bezpieczniej, przyzwoiciej – mówią ich zwolennicy. Jak ktoś nie robi nic złego, nie musi obawiać się monitoringu. Chyba że ma coś na sumieniu! Wiele lat temu, kiedy w mojej szkole pojawiły się pierwsze drzwi do sali lekcyjnej z niewielkim, pionowym oszklonym luftem, przez który ktoś z zewnątrz mógł zobaczyć, co dzieje się w środku, zastanawiałem się, czy i ja chciałbym mieć takie drzwi. Czy chciałbym być obserwowany z zewnątrz przez przypadkowego widza.
.Dziś, kiedy przychodzę z uczniami do nowoczesnego gmachu jednego z wydziałów politechniki, widzę całe dźwiękoszczelne szklane ściany, za którymi widać wpatrzonych w wykładowcę studentów. Zajęcia można obserwować z galerii. Uczniom pochodzącym ze szkoły nieprzezroczystych drzwi podoba się to. Widzą, jak ich starsi koledzy uczą się, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co dzieje się w galerii za szklaną ścianą, widzą zaangażowanie studentów, jakby szklana ściana nie istniała… Może to kwestia przyzwyczajenia? Ale kiedy pytam, czy chcieliby mieć zajęcia w takich salach, nie wiedzą, co powiedzieć… Ja wiem, że lekcji z poezji nie chciałbym prowadzić w miejscu przypominającym akwarium. Lekcja to nie wokanda, przed którą może zatrzymać się każdy. Moim zdaniem szkoła też ma swoje „zakątki”, w których i uczeń, i nauczyciel chcieliby mieć margines prywatności, i wcale nie chodzi o przysłowiowego papierosa czy pozaregulaminowe zachowania. Takim miejscem jest lekcja i sala, gdzie ona się odbywa… Pewnie przeszklone ściany, wizjery i kamery nowinką w szkołach nie będą, ale mając na uwadze Orwella, zastanowiłbym się nad ich rozmiarem…
Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że są tacy, którzy dbają o rozwój ucznia i tacy, którzy go monitorują… Zresztą chyba słusznie, bo trzeba spełniać jakieś standardy.
Roland Maszka