Małgorzata BUREK, Agnieszka PAWNIK: Ulice, miasta, państwa internetu (1). Internet w 2025 roku

Ulice, miasta, państwa internetu (1). Internet w 2025 roku

Photo of Klub Młodych Autorów

Klub Młodych Autorów

Platforma opinii prowadzona przez Instytut Nowych Mediów, przy redakcji miesięcznika „Wszystko co Najważniejsze".

„Internet jest wszędzie. Nie ma żadnych ulic, miast, jest raczej milion wejść i wyjść w ciągu dnia. Coś jak ogromna liczba światów, które zmieniają się dosłownie co chwilę”. Jak kolejne pokolenia korzystają z nowych technologii? Trzy pokolenia, trzy spojrzenia, trzy światy.

.Mija 10. rocznica publikacji na łamach „Wszystko co Najważniejsze” cyklu „Ulice internetu”. W tym czasie wyrosło pokolenie, które uważa, że internet był od zawsze, a właśnie teraz rodzą się dzieci, które kiedyś powiedzą to samo o sztucznej inteligencji. Czy mamy świadomość tak szybko mijającego czasu? Czy potrafimy jeszcze międzypokoleniowo rozmawiać o tym, co technologia robi z naszym postrzeganiem i doświadczaniem świata?

Oto próba dyskursu o tym, jak technologia zmienia nas i nasz świat. Kiedy 10 lat temu, jako pięćdziesięciolatka zaprosiłam do tej rozmowy dwudziestoletnią Agnieszkę, nie miałam poczucia, by w naszym korzystaniu z internetu były wielkie różnice. Ot, funkcjonowałyśmy na innych ulicach, ale miały one wiele wspólnych skrzyżowań i placów. Kiedy teraz do rozmowy zaprosiłyśmy 16-letnią Małgosię, zdałam sobie sprawę, że żyjemy już nawet nie w sąsiednich miastach, ale wręcz państwach o odmiennej kulturze i wartościach. Inicjując ten dyskurs, szybko zdałam sobie sprawę, że to już nie w moim pokoleniu, tych, którzy dorośli w analogowym świecie, leży środek ciężkości i motor zmian. W jakimś sensie pozostałam dalej na „swojej” ulicy, a naszych dzieci nie ma już ani na ulicach sąsiednich, ani nawet w sąsiednich miastach.

Jaki jest zatem internet w 2025 roku i do czego nam służy?

Agnieszka (30 lat): Zaczynając od pewnych oczywistości, wyobrażenie o ulicach, zaułkach czy po prostu wędrowaniu po internecie jak turysta chyba już w ogóle nie funkcjonuje. Czytam moje wcześniejsze teksty na ten temat z pewnym zażenowaniem i rozczuleniem. Tak wiele się zmieniło. Internet bardziej kojarzy mi się z całymi miastami, w których po prostu bywam, jadąc do pracy, żeby posłuchać muzyki, poczytać albo coś obejrzeć. Czy Twój internet to „miejsce”?

Małgosia (16 lat): Nie pamiętam internetu jako miejsca, po którym się w ogóle „chodziło”. Dla mnie tak naprawdę on zawsze był… wszędzie. Nie ma żadnych ulic, miast, jest raczej milion wejść i wyjść w ciągu dnia. Coś jak ogromna liczba światów, które zmieniają się dosłownie co chwilę. Otwieram TikToka, gdzie po każdym 15 sekundowym filmie pojawia się kolejny, w innym klimacie, na inny temat. Później przenoszę się na Instagrama, klikam „lubię to” pod relacjami znajomych – przy zdjęciach i krótkich filmach, które znikają po 24 godzinach. Wiele osób w moim wieku woli takie znikające relacje od wrzucania postów. W tle włączam muzykę na Spotify’u czy SoundCloudzie, czytam wiadomości z komunikatorów. To wszystko nakłada się na siebie tak płynnie, że trudno mówić o jakiejkolwiek „podróży”. To bardziej stan ciągłego bycia w wielu miejscach jednocześnie. Różnica między byciem online a byciem offline właściwie się zaciera.

Agnieszka: A ile czasu spędzasz online? Ja i moi koledzy z pewnym zażenowaniem rozmawiamy czasem o tym, że częściej trzymamy w ręku telefon, niż go odkładamy. Osobiście sięgam po niego po obudzeniu, a zasypiam przy filmikach, które nazywam nieangażującymi, np. przy długich i monotonnych rozgrywkach w Minecrafta.

Często zaczynam dzień od prasówki i newsów. Jestem w stałym procesie oglądania „czegokolwiek” na Netflixie. Przerwy pomiędzy seriami trwają tyle, ile znalezienie nowej serii. Na spacerze z psem i zmywając naczynia albo gotując, słucham podcastów o polityce albo radia internetowego. Przegląd prasy wykonuję w kolejności – od światowych stron, takich jak Reuters czy BBC, przez wiadomości europejskie, polskie, po lokalne. Używam tych samych stron od lat.

Małgosia: Dziennie spędzam „na telefonie” od 3 do 6 godzin, czasem trochę mniej, czasami zdecydowanie więcej, szczególnie kiedy mam wolny weekend lub siedzę chora w domu. Mam wrażenie, że dla wielu dorosłych „sześć godzin na telefonie” to coś tak abstrakcyjnego i szalonego, że od razu nasuwa się wniosek o czystym marnotrawstwie czasu. Ale to nie jest takie proste, często nie czuję, że sięgam po telefon, raczej staje się on naturalnym przedłużeniem tego, co akurat robię.

Dużą część czasu przeznaczam na scrollowanie, które dla mojego pokolenia jest główną formą rozrywki i sposobem na odstresowanie się. Błyskawicznie dostarcza organizmowi dopaminy, nie wymagając nic w zamian. Często łapię się na tym, że mój palec wpada w tryb automatycznego przełączania filmików jeden po drugim. Ponad ¾ z nich jest po angielsku, zarówno te śmieszne, jak i te o charakterze politycznym. Dłuższy moment poświęcam na rozmowy ze znajomymi spoza szkoły i ze szkoły. Na grupie klasowej cały czas trwają żywe dyskusje o kartkówce, która będzie następnego dnia.

Kiedy się uczę, na telefonie wyszukuję filmik streszczający dany temat, rozwiązuję testy. Oglądam YouTube’a, z rzadka zaglądam do treści wrzucanych przez topowych polskich „influencerów”. Czytam artykuły, lubię wiedzieć, co się dzieje i dlaczego.

Agnieszka: Osobiście podjęłam kilka poważnych prób walki ze swoim uzależnieniem od internetu. Po wskazówki, jak to zrobić sięgnęłam – bo gdzie indziej – do internetu. Dobre rady innych internautów były bardzo metodyczne. Usunęłam kilka aplikacji, które żywcem zżerały najwięcej mojego czasu i przekonywały mnie do kupowania nowych rzeczy, np. Instagram. Wyłączyłam powiadomienia. Zmieniłam tapetę na szare tło i kolory w telefonie na biel/czerń, żeby były mniej zachęcające. Ściągnęłam aplikacje, które miały ograniczyć korzystanie z innych funkcji niż, co zabawne, po prostu dzwonienie w konkretnych odcinkach czasowych… I stanęłam przed trudną refleksją, że to nie pomaga. Na telefonie mam zawodowego maila i aplikację Teams, narzędzia bankowe i do nauki języka, prognozę pogody, informacje o zorzy polarnej, ściągnięte ileś tam PDF-ów i książek. Telefon zaczyna i kończy tak wiele moich aktywności!

Małgosia: Też mam momenty, w których czuję, że internet jest dla mnie problemem – takim, który niby sama sobie tworzę, ale jednocześnie nie bardzo mam jak go rozwiązać. Jestem świadoma tego, że wciąga mnie bardziej, niżbym chciała, ale… absolutnie wszystko, co robię, jest przez niego filtrowane. Najtrudniejsze jest chyba to, że nie czuję się odosobniona.

Wszyscy wokół mnie tkwią dokładnie w tym samym. Moi znajomi cały czas skaczą między aplikacjami, nawzajem nawołujemy się do „ograniczania” ciągłego konsumowania treści, co często kończy się na wracaniu do starych nawyków, bo szkoła, bo kontakty, bo FOMO (ang. fear of missing out – lęk przed tym, że coś nas ominie), bo tak funkcjonujemy.

W szkole od roku notuję na tablecie. Ochronna szybka jest podobna do papieru, matowa i lekko chropowata, specjalny program umożliwia rysikowi, którego używam do pisania, przyjmowanie najróżniejszych form – może być ołówkiem, piórem, a nawet pędzlem. Oprócz mnie w 32-osobowej klasie takie tablety ma 11 osób. Są lekkie, wszystko mają w jednym miejscu, łatwo połączyć się na korepetycje prowadzone online. Internet jest ze mną w każdym miejscu, właściwie nigdy mnie nie opuszcza.

Agnieszka: Czasem mam wrażenie, że nie ma innej możliwości. Nie tak dawno temu kupiłam sobie discmana, próbując chociaż trochę rozbić monopol używania platform i streamowania. Narzędzie, które jeszcze nie tak dawno temu było tak koszmarnie drogie, że rodzice nie chcieli mi go kupić, przyszło do mnie pocztą sklejone taśmą klejącą z powerbankiem i stosem płyt – „złote polskie przeboje”, składanki, płyty popularnych wokalistów. Wiele z nich miało metki z cenami w funtach – to nawet dziś byłyby ogromne kwoty. Czy rzeczywiście świat, w którym dorastałam, jest już kompletnie zdigitalizowany?

Ale nie jest też łatwy do nawigowania. W 2022 roku zmienił się na stałe za pomocą sztucznej inteligencji, jednym śmiesznym filmikiem Willa Smitha nieudolnie jedzącego spaghetti. Od tamtej pory strony, które znam od lat, zaczęły zmieniać się na moich oczach. Facebook wypełnił się jaskrawo-kolorowymi, charakterystycznie wygładzonymi obrazkami, które łowią starszych użytkowników na klikanie reakcji. Widziałam np. 9 identycznych sióstr, które prosiły o życzenie im wszystkiego najlepszego z okazji 97. urodzin, i Jezusa, który prosił o reakcję za swoje poświęcenie za moje winy. Instagram wypełnił się zalewem przestarzałych, ale wciąż uzależniających TikToków. Reddit pełen jest postów, pod którymi pierwszy komentarz tłumaczy osobom takim jak ja, że napisał to ChatGPT. YouTube kipi filmikami generowanymi przez AI. Funkcjonuję w stanie stałego niepokoju i przebodźcowania. Czy u Ciebie też tak zawsze było?

Małgosia: Bardzo dobrze pamiętam dzień zamknięcia szkół przez pandemię COVID 19. Byłam w 5. klasie szkoły podstawowej, wszyscy byliśmy zachwyceni. Szczerze przyznam, że wracam do tych czasów z pewną nostalgią – wstawanie 5 minut przed lekcją, klasowy serwer w grze Minecraft, trendy taneczne. Pamiętam też, jak bardzo wszyscy czuliśmy się samotni i jak szukaliśmy rozrywek w internecie. Treści, które wtedy królowały na TikToku, dotyczyły np. obsesyjnego bycia na diecie czy nawet samookaleczania się. Oglądały je dzieci – moi rówieśnicy, a nawet młodsi.

Patrząc na to z perspektywy czasu, widzę, że dorastaliśmy w świecie, który nas ranił, chociaż nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Internet dawał nam poczucie bliskości, ale jednocześnie wystawiał nas na treści, na które zdecydowanie nie byliśmy gotowi. Dorastanie w pandemii, w chaosie informacji i za szybko reagującym świecie mocno odbiło się na moim pokoleniu. Może dlatego tak silnie przeżywamy wszystko, co widzimy, bo internet nigdy nie był dla nas tylko technologią, ale przestrzenią, w której uczyliśmy się czuć.

Jola: Podczas kursu obsługi komputera w latach 90. ubiegłego wieku tłumaczono nam, że internet to taki regał z dużą ilością półek. Bardzo szybko z jednego regału zrobiło się morze regałów. Ta pierwsza przenośnia została ze mną na zawsze. Każdy regał to inny portal, podzielony na półki, czyli zakładki, każda półka ma kolejne szufladki. Muszę przyznać, że z wielkim trudem próbuję zastąpić ten obraz jakimś innym, bardziej dopasowanym do współczesnego postrzegania internetu.

A jaki jest? No cóż, moje regały dryfują na niespokojnych falach, wracam do nich, by choć przez chwilę poczuć dawny spokój, i kiedy szukam konkretnych, potrzebnych mi do życia wiadomości. Na co dzień, niestety, dryfuję, przeglądając rolkę za rolką, i nawet rejestruję, że ostatnio stają się nieco dłuższe, co przyjmuję z akceptującą rezygnacją. Tak, kiedy przeczytałam u Małgosi, że korzysta z telefonu 6 godzin dziennie, zdziwiłam się, że aż tyle. Niestety, analiza mojego telefonu pod tym kątem wcale nie wyszła na moją korzyść. Średnio w tygodniu korzystam z niego 4-5 godzin na dobę i to mimo tego, że większość mojego zawodowego życia dzieje się na laptopie. Czy naprawdę mamy czyste sumienie, oceniając uzależnienie młodego pokolenia od telefonu?

.Dziewczyny sugerują, że Facebook to miejsce dla zgredów, którzy dają się wkręcać w spreparowane i ugładzone obrazki. Trochę z przyzwyczajenia nie próbuję sięgać gdzieś dalej i dbam o mój algorytm, oglądając kwiatki czy ptaszki, by nie dopadła mnie polityka. Może to głupie, ale tak jak w moim świecie od lat nie ma już telewizora, tak w moich mediach społecznościowych nie ma polityki. Wkładam dużo pracy w to, by tak było, bo nie raz i nie dziesięć razy doświadczyłam skutków poluzowania tej dyscypliny.

Małgorzata Burek, Agnieszka Pawnik

Klub Młodych Autorów
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 grudnia 2025