Cyberprzestępstwa i cyberpacyfizm. Zbrodnie wojny hybrydowej
Wojna hybrydowa prowadzona przez Rosję oraz inne państwa przeciw Zachodowi objawiła skalę działań, które w skrócie nazwać można dezinformacją. Choć powiedziano i napisano o niej wiele, nie powinno się jej bagatelizować: słowo i obraz też mogą zabijać. Mogą nawet być bezpośrednią przyczyną ludobójstwa, a paraliż infrastruktury krytycznej zarządzanej cyfrowo może prowadzić do śmierci tysięcy ludzi – pisze Wiktor OLENDZKI
.Wydarzenia na Ukrainie doprowadziły do sytuacji, która skłania do poważnej refleksji nad prawnym problemem internetowej zbrodni wojennej. Wraz ze wzrostem możliwości prowadzenia cyberwojny zwiększyły się możliwości popełniania przestępstw za pomocą ataków cybernetycznych, w tym dezinformacji – postęp technologiczny postawił przed światem nowe wyzwanie. Czy prawo międzynarodowe zdoła nadążyć za coraz to nowszymi sposobami wykorzystywania cyberprzestrzeni oraz platform społecznościowych jako narzędzi, które wyniszczają społeczeństwa?
Przy założeniu, że kontrolowana dezinformacja może wywołać negatywne skutki w świadomości i stanie bezpieczeństwa poszczególnych społeczności, a nawet całych populacji, zagrożenie to nie może być bagatelizowane.
Prawo powinno nadążać za rzeczywistością. Żyjemy w czasach, w których istnieje przekonanie, że celem cyberataku są głównie wojskowe struktury dowodzenia i kontroli. W rzeczywistości jednak agresor może preferować atakowanie systemów cywilnych, które obejmują komputery i sieci kontrolujące dostawy energii, wody oraz komunikację w mediach cywilnych.
Agresorowi opłaca się walczyć w sieci. Wbrew pozorom można tam wyrządzić szkody jak najbardziej realne i niekiedy, przy mniejszym zużyciu środków, siać zniszczenie na skalę większą niż w przypadku wojny konwencjonalnej. Jeśli nastąpi ukierunkowany i świadomy atak cybernetyczny, a naprawa szkód będzie zajmować danemu społeczeństwu dużo czasu i zasobów ludzkich oraz technologicznych, opóźnienie to może skutkować krytycznym brakiem środków niezbędnych do życia całych grup populacji. Można w ten sposób wywoływać głód, epidemię czy panikę wśród ludności cywilnej, co w efekcie prowadzi do złamania artykułu 6 (b) statutu międzynarodowego trybunału wojskowego w Norymberdze, podpisanego przez wszystkie kraje członkowskie ONZ. To pośrednio prowadzi nas do pytania, czy prawo międzynarodowe nadąża za coraz to nowszymi sposobami wykorzystywania cyberprzestrzeni oraz platform społecznościowych jako narzędzi, które mogą wyniszczać społeczeństwa.
Istnieje pewien paradoks ważny w kontekście dezinformacji jako działania, które mogłoby być uznane za zbrodnię wojenną. Artykuł zaznacza, że za zbrodnię wojenną można uznać „rabunek własności publicznej lub prywatnej; bezmyślne burzenie osiedli, miast lub wsi albo dokonywanie spustoszeń nieusprawiedliwionych koniecznością wojenną”. Fragment „nieusprawiedliwionych koniecznością wojenną” jest wyjątkowo istotny w dobie dezinformacji, gdyż de facto dzięki dezinformacji da się usprawiedliwić wszystko. Pretekst nie musi być wyszukany, jak widzimy na przykładzie ostatnich tygodni wojny na Ukrainie. Rozpoczęcie rosyjskiej ofensywy w Donbasie 19 kwietnia nastąpiło rzekomo w odwecie za to, że siły ukraińskie uderzyły na przygraniczną wioskę w rosyjskim obwodzie Biełgorodu, raniąc jednego mieszkańca. Trudno jednak uwierzyć, że rząd rosyjski tak bardzo ceni życie jednego ze swoich obywateli, aby z tego powodu zaatakować inne państwo.
Dezinformacja wojenna to jednak nic nowego. Żyjemy obecnie w przestrzeni, gdzie społeczeństwo konsumuje informacje masowo i nałogowo, i to na różnych płaszczyznach. Kiedyś dostęp do informacji był elitarny, istniała kontrola przepływu informacji, a monopol ich tworzenia ograniczony był do koncesjonowanych w ten czy inny sposób mediów, które brały odpowiedzialność za swoje publikacje. Teraz każdy może być zarówno nadawcą, jak i odbiorcą informacji. System, w którym istniała kontrola informacji, był w pewien sposób bezpieczniejszy. Obecnie każdy może założyć medium, być nadawcą. Szerzenie szkodliwych informacji bądź prowadzenie niepożądanych działań w sieci na niekorzyść innego państwa jest nieuregulowane prawnie. Doszło do tego, że najważniejsze instytucje światowe nie wiedzą, jak obchodzić się z takimi atakami, i określają je mianem wojny hybrydowej. Jednocześnie skutki cyberagresji mogą być i zazwyczaj są jak najbardziej realne i kwalifikują się do kategorii zbrodni wojennych.
Obowiązujące prawo międzynarodowe dostarcza niespójnych i sprzecznych precedensów w zakresie ścigania zbrodni cyberwojny. Zbrodnie wojenne w cyberprzestrzeni są łatwiejsze do popełnienia, niż się powszechnie sądzi. Jednocześnie można już obecnie podjąć kroki, aby zapobiec jeśli nie wszystkim, to przynajmniej niektórym z nich. W rzeczywistości istnieją dobre argumenty przemawiające za zakazaniem wszelkiej broni cybernetycznej, co można by określić mianem „cyberpacyfizmu”.
Fakt, że obecnie każdy może siać dezinformację lub szkodzić w sieci w inny sposób, sprawia, że wszyscy możemy być współwinni działań, które można by zdefiniować jako zbrodnicze. Czy ktoś, kto udostępnia nieświadomie szkodliwego wirusa bądź fałszywą informację, która szkodzi danej społeczności, powinien zostać oskarżony i osądzony? Zgodnie z treścią art. 30 polskiego kodeksu karnego nie popełnia przestępstwa ten, kto dopuszcza się czynu zabronionego w usprawiedliwionej nieświadomości jego bezprawności; jeżeli błąd sprawcy jest nieusprawiedliwiony, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary. Jeżeli więc błąd jest usprawiedliwiony, to wyłącza on odpowiedzialność karną, a jeżeli jest zawiniony, to z uwagi na zmniejszenie stopnia winy przewiduje się nadzwyczajne złagodzenie kary.
Jednak nie jesteśmy w stanie wskazać prawnie całych społeczeństw, które padły ofiarą zorganizowanej dezinformacji. Czy jedynymi rozwiązaniami w takim wypadku są wykluczenia z platform w sieci, które jakkolwiek rozsądnie by brzmiały, nie rozwiążą problemu?
.Dopóki w prawie międzynarodowym nie pojawią się konkretne przepisy mające na celu penalizację kryminalnych, zbrodniczych działań wojennych w sieci, dopóty odpowiedzialność za sianie dezinformacji i chaosu będą ponosiły prywatne firmy, które nie podlegają żadnej moralnej kontroli lub odpowiedzialności prawnej w związku z rozprzestrzenianiem dezinformacji. Cyberataki w zależności od ich kategorii i skutków powinny zatem być poddane osądowi w kategorii zbrodni wojennych, zwłaszcza że bardzo łatwo mogą stać się przyczyną ludobójstwa.
Wiktor Olendzki