Wojciech KUCHARSKI: Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu Albo: jak porwać opowieścią o historii miasta

Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu
Albo

Photo of Wojciech KUCHARSKI

Wojciech KUCHARSKI

Historyk i archeolog, doktor nauk humanistycznych, zajmuje się historią średniowiecza i czasów najnowszych. Wykładowca w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Zastępca dyrektora w Ośrodku „Pamięć i Przyszłość” we Wrocławiu. Twórca i redaktor naczelny „Wrocławskiego Rocznika Historii Mówionej”.

Jest we Wrocławiu kilka miejsc, które są fundamentalne dla mitu założycielskiego współczesnego Wrocławia. To m.in. Uniwersytet, Ossolineum, Dzielnica Wzajemnego Szacunku. Ale nie mam też najmniejszej wątpliwości, że należy do nich Zajezdnia przy ul. Grabiszyńskiej.

.Wrocław — miasto Wschodu i Zachodu, miasto akademickie, budujące swoją tożsamość na wielokulturowej przeszłości, silnie odwołuje się do „Solidarnego Wrocławia” — tego etapu w życiu metropolii, kiedy jej mieszkańcy z wielkim zaangażowaniem walczyli o wolność. Nie byłoby zaś Solidarności we Wrocławiu, gdyby nie strajk w Zajezdni MPK nr 7 przy ul. Grabiszyńskiej. Wrocław nie wysunął własnych postulatów, lecz rozpoczął strajk w solidarności z robotnikami Gdańska. To wówczas, jak powiedział Kornel Morawiecki, wiatr znad Wybrzeża zamienił się w wichurę nad Polską.

Dlaczego Zajezdnia? W kontrolowanej przez cenzurę rzeczywistości nawet strajk w dużych zakładach pracy nie jest widoczny dla większości mieszkańców, gdy jednak na przystanek nie przyjeżdża autobus albo tramwaj, wszyscy wiedzą, że coś się dzieje… W strajk w zajezdni zaangażowani byli robotnicy i inteligenci, początkujący i „etatowi” buntownicy, jak ci, którzy zakładali we Wrocławiu SKS czy „Biuletyn Dolnośląski”. Był to moment przełomowy w powojennej historii miasta. Wówczas po raz pierwszy powojenni wrocławianie poczuli się tu jak u siebie.

Zajezdnia przy ul. Grabiszyńskiej to zatem wrocławska Stocznia Gdańska, dlatego właśnie w tym miejscu zdecydowano się opowiedzieć o powojennej historii Wrocławia, historii fascynującej. Po książce Gregora Thuma „Obce miasto Wrocław 1945 i potem” nie można nie zauważyć, jak ważnej dla współczesnej Polski. Gdy wspólnie z Markiem Mutorem rozpocząłem prace nad wystawą „Wrocław 1945-2016”, stanęliśmy przed wieloma dylematami: o czym dokładnie opowiedzieć, co będzie stanowić oś naszej opowieści, jak opowiadać, wreszcie z jakim komunikatem wyjdzie odbiorca naszej wystawy.

Kluczem do tworzenia i zrozumienia narracji stało się pojęcie „SPOTKANIE”.

.Zainspirowało nas słynne zdanie z przemówienia papieskiego z 1997 r.: „Wrocław jest miastem położonym na styku trzech krajów, które historia bardzo ściśle ze sobą połączyła. Jest poniekąd miastem spotkania, jest miastem, które jednoczy. Tutaj w jakiś sposób spotyka się tradycja duchowa Wschodu i Zachodu”. Dzisiaj zdanie to jest mottem Wrocławia i zostało wpisane do strategii rozwoju miasta. Na naszej wystawie spotkają się Polacy i Niemcy Polacy z Kresów z tymi z Mazowsza, Wielkopolski i innych regionów. Doświadczymy spotkania tradycji i zwyczajów rodzinnych, spotkania przedmiotów, spotkania biskupów polskich i biskupów niemieckich w 1965 r., nawet spotkania „obywatel-władza”.

Nie jest to opowieść o mieście — miejscu, lecz o ludziach miasta. Dlatego rozpoczęliśmy ją w II Rzeczypospolitej — miejscu i czasie, w którym urodzili się późniejsi wrocławianie, którzy przybyli do tego miasta w i po 1945 r. Wprowadzeniem do narracji są także dzieje II wojny światowej. Jej konsekwencjami były zmiany granic, gigantyczne migracje i podział kontynentu na dwa zwalczające się bloki przedzielone żelazną kurtyną. Zasiedlający Dolny Śląsk Polacy przywieźli ze sobą doświadczenie okupacji niemieckiej i sowieckiej. Momentem przełomowym w ich życiu był przyjazd do Wrocławia. Wielu z nich odnalazło tu swój dom, wielu nigdy nie pogodziło się z utratą ukochanego Lwowa. Ci, którzy przybyli, a właściwie wysiedleni zostali z Kresów, a była ich mniejszość, dobrze rozumieli się ze spotkanymi tu Niemcami, którzy w ciągu dwóch lat zostali zmuszeni do przesiedlenia się do Niemiec. Ci, którzy przyjechali z Wielkopolski i Warszawy, bardzo długo w Niemcach widzieli największych swoich wrogów.

.Wrocław, po 1945 r. nie mógł zastąpić przedwojennego Lwowa, Tarnopola, Warszawy czy Koźmina, gdyż znalazł się już w innej Polsce, w kraju niesuwerennym, uzależnionym od Związku Sowieckiego. Rządzący w Polsce komuniści w ciągu kilku lat zlikwidowali wszelką opozycję w życiu politycznym i społecznym, ostatnim bastionem pozostał Kościół katolicki. Głównymi narzędziami sprawowania władzy stały się aparat terroru i propaganda. Mimo to wrocławianie potrafili odbudować zniszczone miasto, stworzyć prężny ośrodek kultury i nauki. Potrafili żyć pełnią życia. Kierujący diecezją wrocławską abp Bolesław Kominek wypracował podstawy pojednania polsko-niemieckiego, a zwieńczeniem jego wysiłków było orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich.

Mieszkańcy grodu nad Odrą nie pozostali obojętni na „polskie miesiące”. Z nadzieją przyjęli odwilż Października ’56, a wrocławskim znakiem rozpoznawczym jesieni tego roku stała się pomoc humanitarna dla powstańców węgierskich. W marcu 1968 r. wrocławscy studenci wyszli na ulice, w czerwcu 1976 r. zastrajkowały zakłady Psiego Pola, by w sierpniu 1980 r. stanął prawie cały Wrocław. Lata 80. pokazały, że spotkały się tu wszystkie wrażliwości i nurty opozycji od Solidarności, przez Solidarność Walczącą, Ruch Wolność i Pokój, Niezależne Zrzeszenie Studentów, Międzyszkolny Komitet Oporu, Solidarność Polsko-Czechosłowacką, po Pomarańczową Alternatywę. Po odzyskaniu wolności w 1989 r. Wrocław musiał się zrozumieć na nowo, przywrócić pamięć o przedwojennej swojej historii. To wówczas zrozumiano, że wbrew komunistycznej propagandzie tu kamienie nie mówią tylko po polsku, ale w wielu językach.

.Jak o tym wszystkim opowiedzieć na powierzchni zaledwie 1980 m kw.? Kluczem do przedstawienia tej narracji było wykreowanie przestrzeni czasem wiarygodnie nawiązujących do realnych miejsc, a czasem całkowicie symbolicznych. W długich dyskusjach, jakie toczyliśmy z Markiem Stanilewiczem, autorem wizualnej strony wystawy, ścierały się właśnie te dwa poglądy: czy rekonstruować, czy tworzyć symboliczne miejsca. Wybraliśmy ten drugi sposób.

Znajdziemy zatem na naszej wystawie kamienicę z okresu międzywojennego, ale nie będzie to kamienica lwowska z ul. Szkockiej, przejdziemy przez dworzec kolejowy we Wrocławiu, ale nie będzie to dworzec Wrocław-Brochów czy Wrocław-Nadodrze. Będziemy mogli znaleźć się w więzieniu, w kinie, w klasie szkolnej lub zrobić zakupy w sklepie mięsnym albo w kiosku Ruchu. Wystawa pełna jest prawdziwych zabytków. Są to przedmioty unikatowe, związane z wybitnymi wrocławianami, jak pierwsza batuta Tadeusza Strugały, pióro prof. Władysława Czaplińskiego, maszyna do pisania Tymoteusza Karpowicza, kask kolarski Ryszarda Szurkowskiego, znaczek olimpijski Marka Petrusewicza, zdjęcia z podróży po Afryce Ewy Szumańskiej, pamiątki po Tadeuszu Różewiczu i wiele innych.

Zobaczymy niezwykłe zabytki ważne dla powojennej historii Polski, np. pierwszy w demoludach mikroskop polowo-jonowy czy (największy zabytek na wystawie!) oryginalny amerykański wagon, który trafił na Dolny Śląsk w ramach darów UNRRY. Będziemy się znajdować wśród przedmiotów bliskich nam i naszym rodzicom i dziadkom, które mają już dużą wartość historyczną, a które każdy z nas ma jeszcze w domu: kufry i skrzynie wykorzystywane podczas podróży w latach 40. minionego stulecia, narzędzia rzemieślnicze i rolnicze, garnki, talerze, spinki do mankietów, radioodbiorniki, książki, czasopisma, zabawki, przedmioty codziennego użytku (papier toaletowy, pasta BHP), papierosy „Wrocławskie”. Będą też przedmioty mniej oczywiste, jak bursa do przenoszenia Komunii św., kolczyki czy narty. Przede wszystkim zobaczymy na wystawie ponad 1000 fotografii, kilkaset plakatów, kilkadziesiąt minut nagrań filmowych i radiowych (w tym unikatowe audycja Radia RKS-u i Radia Solidarności Walczącej) i wiele relacji świadków.

.Dziś nie ma już wątpliwości, że współczesne muzea nie służą tylko przechowywaniu i udostępnianiu zabytków, lecz służą opowiadaniu historii, służą do przenoszenia w czasie i dają możliwość przeżycia historii, których doświadczali nasi dziadkowie i pradziadkowie.

Wojciech Kucharski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 września 2016
Fot. Marcin Jędrzejczak