

Mateusz Morawiecki musi zbudować ruch na rzecz reformy państwa
Przed rokiem...

Sprawa aparatu partii rządzącej zaczyna w tej chwili urastać do rangi problemu numer jeden w Polsce. Przyszłość reform nie będzie zależała od tego, co stanie się z aparatem w najbliższych miesiącach, ale powodzenie tego etapu reformy już tak. Moim zdaniem rozstrzygnie się w tym roku, czy PiS zacznie się reformować, czy się rozpadnie – twierdzi Wojciech MYŚLECKI
.Rok 2018 będzie spokojny i dostatni, jeśli tylko nie dojdzie do wojny czy kataklizmu. Jest to też ostatni moment na głęboką refleksję, czy jesteśmy w stanie rozpocząć i kontynuować modernizację kraju.
Pierwsza dobra wiadomość to ta, że Mateusz Morawiecki – współautor gospodarczej i społecznej reformy Polski, czyli Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju – jest obecnie premierem. Plan i Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju od momentu ogłoszenia ogniskuje i wyznacza ramy dzisiejszej debaty nad przyszłością Polski. Składają się nań trzy podstawowe elementy: trwały wzrost gospodarczy, coraz mocniej oparty na wiedzy, rozwój społecznie wrażliwy, terytorialnie zrównoważony i skuteczne państwo – instytucje.
Wskaźnikiem podstawowym realizacji tego programu jest wzrost przeciętnego dochodu gospodarstwa domowego do poziomu 75 – 80 proc. średniej UE do 2020 roku. To bardzo ambitne zamierzenie, ale jest w granicach możliwości.
Sytuacja w gospodarce jest bardzo dobra i stabilna. Po raz pierwszy od 20 lat wskaźnik ufności konsumentów ma wartość dodatnią, wynosi około 6 punktów powyżej zera. To bardzo dobry wynik, gdyż przez cały okres transformacji był ujemny.
Polacy jeszcze nigdy nie oceniali tak dobrze stanu swoich finansów oraz gospodarki kraju, jak obecnie. W ubiegłym roku konsumpcja wzrosła powyżej 4 proc., w bieżącym przewiduję wzrost na co najmniej tym samym poziomie. Deficyt budżetowy za 2017 rok będzie o jakieś 20 mld zł niższy, niż zakładano (dokładne dane będą w marcu), i to mimo iż wydatki na cele socjalne są o 68 mld zł większe, niż były w 2015 roku. Uwzględniając ten fakt, można powiedzieć, że rząd wypracował dodatkowo około 90 mld zł.
Prawie o 6 proc. wzrosły w ubiegłym roku wynagrodzenia, a w bieżącym przewiduje się wzrost płac o 9 proc. Obserwujemy więc przez dwa kolejne lata tak znaczący wzrost wynagrodzeń przy jednoczesnym spadku bezrobocia, które pod koniec 2017 roku wynosiło poniżej 7 proc. Za rok stopa bezrobocia spadnie poniżej 6 proc., co w przypadku kraju takiego jak Polska, przy dużej mobilności i nie do końca kontrolowanej dużej grupie pracowników ze Wschodu, oznacza de facto brak bezrobocia. Nie mają pracy tylko ci, którzy nie chcą, nie potrafią lub nie mogą pracować. Reasumując, w sferze gospodarczej rząd odniósł duży sukces.
W tym roku będzie podobnie. Wznosimy się na szczyt, z którego będziemy powoli zsuwać się w dół, trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że obecnie towarzyszy nam wyjątkowo korzystna koniunktura w Europie, Stanach Zjednoczonych i nie najgorsza sytuacja gospodarcza w Chinach. W Europie przyrost PKB wynosi 1,8 – 1,9 proc., w USA 3 proc., a w Chinach prawie 7 proc. Sprzyjała nam więc koniunktura światowa oraz rozsądna, wyważona polityka ówczesnego ministra finansów i rozwoju, a obecnie premiera, który potrafił mieć na tyle determinacji, by uszczelnić system podatkowy – szczególnie w zakresie ściągalności VAT. Są to jednak efekty stosunkowo płytkich, racjonalnych, konsekwentnych i bardzo profesjonalnych działań. Mimo że jestem optymistą, jeśli chodzi o prognozy gospodarcze dla Polski, nie przewidziałem wzrostu powyżej 4 proc. PKB w 2017 roku. Rząd zakładał 2,8 proc. W mojej ocenie miało być znacznie powyżej 3 proc., tymczasem wzrost przekroczył 4 proc. PKB.
Przewiduję, że w tym roku utrzymamy wzrost powyżej 4 proc. PKB, bezrobocie spadnie poniżej 6 proc. i nieco wyższa będzie inflacja (w 2017 roku wynosiła ok. 2 proc., co jest bardzo zdrowym poziomem, w przeciwieństwie do poprzednich lat, gdy notowaliśmy nawet deflację). Przewiduję, że w 2018 roku inflacja osiągnie poziom 2,2 proc. i w związku z tym należy spodziewać się, że po raz pierwszy od wielu, wielu lat bank centralny zdecyduje się na podniesienie stóp procentowych o 0,25 p.p. pod koniec roku.
Wzrost płac wyniesie 9 proc., odrabiamy więc straty, polegające na tym, że przez cały okres rządów Platformy Obywatelskiej procentowy wzrost wynagrodzeń był zawsze dwukrotnie niższy niż wzrost gospodarczy. Oznacza to, że tylko połowa wypracowanego wzrostu PKB trafiała do tych, którzy go wypracowywali.
Tymczasem rząd Prawa i Sprawiedliwości, działając poprzez instrumenty wypracowane przez wicepremiera Morawieckiego, wprowadził mechanizm, który pozwala to nadrobić. Mamy obecnie większy wzrost płac niż przyrost dochodu narodowego, a przy tym niższy deficyt budżetowy i przyzwoity poziom wzrostu PKB. Można powiedzieć, że to cud.
Zmienia się pozycja Polski w gospodarce europejskiej i międzynarodowej. Przede wszystkim przestajemy konkurować niskimi płacami i kosztami pracy, co sprowadzało nas do poziomu montowni lub dostarczycieli części zamiennych. Obecny rząd kończy z modelem, w którym duża część marży z produktu finalnego trafia poza Polskę. Będzie to wymagało większych nakładów inwestycyjnych na nowocześniejsze formy wytwarzania i najnowsze technologie, a równocześnie niezbędne będzie bardziej oszczędne gospodarowanie zasobami pracy.
Po raz pierwszy stajemy wobec problemu nie nadmiaru, ale braku ludzi. Od 1956 roku wyemigrowało z Polski około 7 mln osób. Największa strata to ostatnia emigracja – wyjechali ci, którzy są nam dziś najbardziej potrzebni. Nie stało się to przez przypadek, zrobiono tak, bo się ich obawiano. Gdybyśmy wcześniej rozpoczęli reformę państwa, gdybyśmy pokazali szansę, że warto tu zostać, to może aż takich strat byśmy nie mieli.
Nie da się problemu niedoboru pracowników rozwiązać masową imigracją ze Wschodu – choć trzeba to robić. Możemy w ten sposób powstałą na rynku pracy dziurę częściowo załatać, ale traktując przybyszów jako siłę roboczą, a nie w pełni obywateli, będziemy mieli poważne problemy z rozwojem i modernizacją państwa, bo mamy okaleczoną krzywą demograficzną. Warto ją mieć przed oczami przy rozważaniach strategicznych.
Wzrost gospodarczy na świecie w 2018 roku, według mojej prognozy, wyniesie 3,2 proc. Najniższy będzie w Unii Europejskiej – około 2 proc., Stany Zjednoczone utrzymają wzrost na poziomie 2,9 – 3 proc., a Polska nieco powyżej 4 proc. PKB.
Sprawa aparatu partii rządzącej zaczyna w tej chwili urastać do rangi problemu numer jeden w Polsce. Przyszłość reform nie będzie zależała od tego, co stanie się z aparatem w najbliższych miesiącach, ale powodzenie tego etapu reformy już tak. Moim zdaniem rozstrzygnie się w tym roku, czy PiS zacznie się reformować, czy się rozpadnie.
Premier Morawiecki stawia przed partią rządzącą wyzwanie, jego celem nie jest bowiem pełnienie funkcji premiera, tylko przeprowadzenie reformy państwa. Dlatego albo partia zreformuje się i przygotuje do reformy Polski, albo nastąpi bardzo poważny kryzys polityczny, który całkowicie przebuduje scenę polityczną, tak jak to się stało we Włoszech czy Francji. Aparat partyjny rządzącej formacji nie był, nie jest i nie wiadomo, czy będzie gotowy do przeprowadzenia autoreformy. Zresztą nigdy i nigdzie, także poza Polską, aparat partyjny nie chce się sam reformować, tylko musi być zreformowany.
W poważnej publicystyce wskazuje się na następujące elementy, stanowiące zagrożenia: *) brak zdolności politycznych, intelektualnych i moralnych rządzącej partii do przeprowadzenia tak skomplikowanych i dalekosiężnych reform, **) zawłaszczanie przez aparat partyjny wszelkich stanowisk w instytucjach, administracji rządowej oraz, co gorsza, w gospodarce państwowej, ***) dobijanie resztek profesjonalnej służby cywilnej i wymiatanie profesjonalnej kadry ze spółek skarbu państwa, które przetrwały rządy poprzedniej formacji politycznej.
Z drugiej strony w tejże publicystyce czytamy, że: *) w obozie rządzącym jest silna świadomość potrzeby oraz wola przeprowadzenia reformy, **) plan rządowy Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju wpisuje się w najważniejsze procesy wewnętrzne i zewnętrzne kształtujące teraźniejszość i najbliższą przyszłość Polski oraz wskazuje najważniejsze wyzwania rozwojowe Polski, takie jak konieczność przejścia od półperyferyjnej i półkolonialnej pozycji Polski w gospodarce międzynarodowej do stanu normalnej gospodarki rozwiniętego kraju.
Warto podkreślić, że inspiratorem reform był Jarosław Kaczyński. Miał od wielu lat przemyślany model reformy państwa i od tego modelu i tej reformy nie odstąpi. Jego decyzja wskazania Mateusza Morawieckiego na premiera wynikała z głębokiego przekonania, że jest to drugi polityk, który jest gotowy wszystko postawić na rzecz przeprowadzenia reform. Podzielili się zakresem odpowiedzialności. Za reformę struktur konstytutywnych państwa odpowiadał Kaczyński, a gospodarka i polityka zagraniczna w zakresie gospodarki była domeną operacyjną Morawieckiego. Każdy z nich, odpowiadając za swoją część reformy, miał głębokie przekonanie, że razem stanowią pewną intelektualną i polityczną wartość procesu reformatorskiego w Polsce.
W perspektywie kilku lat sprawa sukcesji pokoleniowej i powiązanej z nią sukcesji personalnej wydaje się oczywista. W następnym rządzie, który zostanie powołany po wyborach (a wszystko wskazuje na to, że będzie to rząd Prawa i Sprawiedliwości), zasiądzie już inne pokolenie. Faktyczne zagrożenia są więc gdzie indziej.
Relacje Polski z instytucjami unijnymi: uruchomienie siódmego punktu traktatu, czyli próba pokazania Polsce, że nie może reformować systemu prawnego według własnej koncepcji mimo mandatu wynikającego z demokratycznych wyborów, jest efektem obawy brukselskiej biurokracji o przyszłość Unii Europejskiej. Może się bowiem okazać, że taka Unia, która nie potrafi problemów rozwiązywać, tylko je niepotrzebnie generuje, jest dysfunkcjonalna i nikomu niepotrzebna.
Aparat brukselski wybrał Polskę, która dała wprawdzie pretekst, by się z nią zmierzyć, aby wywołać pokazową konfrontację między centrum Unii a jej krnąbrnym, peryferyjnym członkiem. Jesteśmy wskazywani jako przykład, co może takie kraje spotkać.
Dlaczego spotyka to właśnie Polskę? Na poziomie Brukseli odpowiedzi nie ma, można ją natomiast znaleźć piętro niżej.
Unia Europejska powstała w wyniku rozpaczy polityków po dwóch niszczycielskich wojnach światowych XX wieku, którzy doszli do przekonania, że ład ustanowiony na mocy pokoju westfalskiego skończył się bezpowrotnie, a trzecia wojna światowa będzie końcem cywilizacji. Nałożył się na to podział świata na blok komunistyczny i Zachód. Ale ten świat zniknął, rozpadł się, choć zdecydowana większość w to nie wierzyła.
Niemcy, w chwili przyjęcia waluty euro, zaczęły kontrolować podstawową część gospodarki europejskiej. Przeprowadziły szybko reformy, obniżając i optymalizując koszty pracy oraz zobowiązania państwa w stosunku do społeczeństwa. Wykorzystały fakt, że euro zbudowane na marce było słabsze niż niemiecka waluta i w związku z tym uzyskały nieprawdopodobną przewagę eksportową. Niemcy eksportują więcej, niż wynosi ich dochód narodowy, podporządkowały sobie ogromne obszary, w tym Polskę, ponieważ to w Niemczech produkuje się finalne produkty. Doprowadziły też do destrukcji południa: Włoch, Grecji, Hiszpanii, czyli państw, które wykorzystywały tanie kredyty nominowane w euro i się zadłużyły.
Niemcy, mając tak potężną pozycję gospodarczą, za wszelką cenę chciały wrócić do swojej pozycji geostrategicznej, ale bez konfliktu zbrojnego.
Koncepcja Niemiec jest prosta – polega na dążeniu do utworzenia jednolitej strefy społeczno-gospodarczej europejsko-rosyjsko-azjatyckiej. Te aspiracje Niemiec doprowadziły w przeszłości do dwóch wojen światowych. Dziś przeszkodą w ich realizacji są państwa kordonu sanitarnego, czyli oddzielające Rosję od Niemiec. Od roku 1990 Polska była wspierana przez Niemcy, cywilizowana technicznie i ekonomicznie, ale ustawiana w roli państwa uzupełniającego, państwa bez tożsamości.
Od początku kształcono i wynagradzano w Polsce elity proniemieckie. Jan Pawłowski, szef kontrwywiadu Solidarności Walczącej, został pierwszym szefem Urzędu Ochrony Państwa z siedzibą we Wrocławiu. Dzięki niemu miałem okazję zapoznać się z listą stypendystów Konsulatu Niemieckiego we Wrocławiu. To były stypendia, których wysokość zaczynała się od 200 marek. Ludzie, którzy je pobierali, są nadal wpływowi i zajmują wysokie stanowiska. Na liście dolnośląskiej było około dwustu osób. Byli to ludzie polityki, kultury i ogólnie pojętej elity.
Warto też zwrócić uwagę na budowę naszej podstawowej infrastruktury transportowej, gdzie preferuje się kierunek wschód-zachód, a kierunek północ-południe jest stale zaniedbywany. Na przykład droga S8 kończy się na autostradzie A4, czyli nie jest to droga północ-południe, aż po Bałkany. Kolejna sprawa to Odra. Wystarczy przypomnieć problemy z budową stopnia wodnego w Malczycach czy fakt, że zbiornik raciborski jest zbiornikiem suchym, co utrudnia efektywną żeglugę. Coraz wyraźniej widać, jak miękka siła polityki Niemiec służyła osiąganiu celów gospodarczych na naszym terytorium. Kolejny przykład to nakaz bankructwa PGR-ów. To otwierało drogę do niekontrolowanego wykupu dużych areałów ziemi na terenach należących uprzednio do Niemiec (gdzie była większość PGR-ów).
Niemcy i Rosjanie nie przewidzieli jednak, że Amerykanie będą eksporterem paliw energetycznych i przygotują się do zasilania przyjaznych państw w Unii Europejskiej dostawami gazu i ropy. Wybrali sobie Morze Bałtyckie i Morze Północne jako miejsce rozdysponowania. To jest ogromna, historyczna szansa dla Polski umocnienia swojej obecności na Zachodzie, bez rozmywania się w strefie euroazjatyckiej.
Jeżeli przez Polskę poprowadzone zostaną rurociągi na południe z amerykańską ropą lub gazem, a Odrą popłyną do Dunaju tankowce i kontenerowce, to powstanie zupełnie nowa sytuacja – rozpoczyna się marsz z północy na południe.
Obecny rząd wychodzi naprzeciw temu procesowi. Po wznowieniu budowy stopnia wodnego w Malczycach już uruchomiono modernizację dwóch następnych i projektuje się wielki stopień w Brzegu. Planuje się w końcu połączenie Odry z Dunajem. Przerobi się suchy zbiornik na mokry itd. Realizowana jest też budowa odcinka drogi S3 łączącego ją z autostradami czeskimi. Już się projektuje odcinek S8 łączący nas z Czechami, szuka się jego finansowania. Kiedy jest pokój i są jeszcze pieniądze, musimy umocnić pozycję Polski jako państwa trwale związanego z Unią Europejską, ale nie takiego, które jest pomostem do bliżej nieokreślonej Euroazji.
Musimy też uregulować relacje z Unią Europejską, nie otwierać groteskowych frontów np. z kornikiem drukarzem w centrum sporu.
Nie stać nas na prowadzenie fałszywych polityk i fałszywych sporów z Unią Europejską. Prowadźmy spór o kierunki strategicznego rozwoju Polski północ-południe czy wschód-zachód bądź też o kształt Unii. Nie warto natomiast toczyć sporów o to, czy mamy prawo, czy nie, by zmieniać system prawny w Polsce. W sytuacji zagrożenia demokracji Polacy sami sobie z tym poradzą.
Premier Mateusz Morawiecki musi postawić sobie pytania geostrategiczne:
*) Czemu Polska musi absolutnie zapobiec – niezależnie od tego, czy będziemy mieli wsparcie sojuszników, czy też zostaniemy sami? (Np. kwestia suwerenności i integralności terytorialnej Polski).
**) Do czego dążymy i jaki cel musimy osiągnąć, nawet bez wsparcia sojuszników i nawet wbrew UE? (Np. sprawa reformy struktury prawnej państwa).
***)Co zrobimy, jeśli uzyskamy poparcie krajów UE? (Np. korytarz północ-południe, o ile poprą nas Słowacja, Czechy i Węgry).
****) W co nigdy nie się zaangażujemy, nawet gdy będziemy do tego zmuszani? (Np. nie zaangażujemy się w obecną politykę migracyjną Europy).
Musimy się też odnieść do trendów długofalowych. Rosja jeszcze przynajmniej przez dwa pokolenia będzie zachowywała się jak imperium – mimo że nim już nie jest – i z taką Rosją jakoś musimy żyć, ale nie wolno nam doprowadzić do połączenia interesów rosyjsko-niemieckich w jedną strefę.
Stany Zjednoczone zrobiły krok do tyłu w stosunku do Unii Europejskiej jako sojusznika w ramach NATO, czyli oświadczyły, że kraje UE muszą wziąć na siebie większą część odpowiedzialności. Tymczasem państwa europejskie nie mają na to ochoty. Jedynym krajem UE, który miał armię przygotowaną do wsparcia celów strategicznych, była Wielka Brytania, ale na morzach, ze względu na przezbrajanie się, jest ona obecnie słaba, nie ma nawet lotniskowca.
Jedyna armia w UE, która ma cechy armii uderzeniowej i dowodzonej samodzielnie, to armia francuska, bo Francja nie weszła w struktury wojskowe NATO, zachowała swój wywiad, swoje dowództwo strategiczne i ma dość dobrą współpracę z Amerykanami.
Niemcy natomiast nie mają liczącej się – w stosunku do swoich możliwości – armii ani dowództwa strategicznego.
Widać więc, że wobec szybkich zmian w światowym układzie sił Unia Europejska nie jest ani politycznie, ani militarnie przygotowana do wzięcia w tym zdecydowanego udziału.
Najtrudniejszą sprawą dla Mateusza Morawieckiego będzie w tym roku ucywilizowanie relacji z opozycją, co jest konieczne wobec wyzwań, przed którymi stoi Polska. Niestety, obawiam się, że to się nie uda.
Opozycja to blok polityczny, który był przygotowany do roli miękkiego sojusznika państw zachodnich – szczególnie Niemiec. Przy polityce podnoszenia rangi i stopnia samodzielności Polski z tą opozycją nie będzie zgody. Z drugiej strony ona nic innego nie potrafi. Spór wewnętrzny to jest trzecie dno politycznej analizy europejskiej, nie jest bowiem przypadkiem, że jest on tak ostry. Spór polityczny na granicy wojny wewnętrznej był jednym z powodów upadku państw, rozbicia narodów. Tak bolesnych podziałów, jak w rodzinie, tak krwawych ran, jak wojna domowa, konflikt zewnętrzny nie zostawia. Co wobec tego zrobić z opozycją? Proponuję odszukać pisma Marka Tulliusza Cycerona, sięgnąć do wielkiej mowy w senacie rzymskim przeciwko Katylinie (sprawa Katyliny otworzyła drogę do upadku republiki i powstania cesarstwa) i zadedykować ją opozycji.
Jak długo, Katylino, będziesz nadużywał naszej cierpliwości? Do jakich granic miotać się będzie twoje zuchwalstwo? Czyż nie trwożą cię nocne straże na Palatynie ani straże przemierzające miasto, ani trwoga, która ogarnęła lud, ani obecność tutaj wszystkich godnych szacunku obywateli? Ani ta najbardziej chroniona siedziba Senatu, ani twarze i spojrzenia wszystkich tu obecnych? Czyż nie rozumiesz, że twoje zamiary zostały odkryte? Co za czasy, co za obyczaje!
Natomiast Mateuszowi Morawieckiemu i partii rządzącej dedykuję słowa wielkiego polityka i wodza rzymskiego Gnejusza Pompejusza Magnusa, który prowadził bitwę po dwóch stronach zatoki. Gdy nadszedł sztorm, Pompejusz powiedział: Navigare necesse est, vivere non est necese, czyli Muszę żeglować, a żyć nie muszę. Własne życie jest mniej ważne niż przepłynięcie na drugą stronę zatoki i rozstrzygnięcie bitwy.
Zadania, które stoją przed premierem, są tak samo trudne jak misja Pompejusza. Wola przeprowadzenia reform powinna być nadrzędna. Dlatego Mateusz Morawiecki musi zbudować ruch na rzecz reformy państwa – i tego mu życzę.
Wojciech Myślecki
Tekst wykładu z wrocławskiego klubu „Spotkanie i Dialog”, 3 stycznia 2018 r. Oprac. Maria Wanke-Jerie, Małgorzata Wanke-Jakubowska.