Daniel FRIED: Trump, Zełenski i europejscy przywódcy w Białym Domu – krok w stronę porozumienia?

Trump, Zełenski i europejscy przywódcy w Białym Domu – krok w stronę porozumienia?

Photo of Daniel FRIED

Daniel FRIED

Polityk i dyplomata, w latach 1997–2000 ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Gwarancja bezpieczeństwa dla Ukrainy na wzór artykułu 5 oznaczałaby poważne zaangażowanie wojskowe Zachodu w obronę Ukrainy. To duże wyzwanie, ale na szczęście USA i Europa nie zaczynają od zera. Jednym z filarów takiego wsparcia mogłaby być tworzona przez Wielką Brytanię i Francję „koalicja chętnych”, która od wielu miesięcy bada możliwości w tym zakresie – pisze Daniel FRIED

.Rozmowy, które 18 sierpnia odbyły się w Białym Domu między prezydentem USA Donaldem J. Trumpem a prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, a następnie wspólne spotkanie obu przywódców z kluczowymi liderami Europy, stanowiły mile widziany odwrót od postawy prezentowanej przez Amerykę zaledwie trzy dni wcześniej, gdy Trump spotkał się z Władimirem Putinem w Anchorage. Być może zaowocuje to układem kończącym rosyjsko-ukraińską wojnę. I choć nie będzie on sprawiedliwy, dopóki jakikolwiek skrawek Ukrainy pozostaje pod rosyjską okupacją, może okazać się trwały. Osiągnięcie tego celu będzie jednak wymagało długoterminowego zaangażowania Stanów Zjednoczonych i Europy we wspieranie bezpieczeństwa Ukrainy mimo nieuchronnego oporu ze strony Putina.

Kapitulacja Waszyngtonu?

.Miesiące poprzedzające spotkanie w Anchorage upłynęły pod znakiem wezwań Trumpa do zawieszenia broni. Prezydent Stanów Zjednoczonych groził nawet zwiększeniem presji gospodarczej na Rosję, jeśli Putin pozostanie głuchy na perswazję. Nie były to groźby bez pokrycia: rosyjska gospodarka jest osłabiona, a USA wspólnie z sojusznikami mogłyby uderzyć w kluczowe źródło jej dochodów – eksport ropy. Jednak 16 sierpnia Putin odrzucił propozycję Trumpa dotyczącą zawieszenia broni, a na wspólnej konferencji prasowej powtórzył swoje maksymalistyczne żądania, aby ewentualne porozumienie uwzględniało „źródłowe przyczyny” konfliktu, czyli całą listę kremlowskich pretensji, w tym zakwestionowanie samego istnienia Ukrainy jako suwerennego państwa.

Wobec tej nieustępliwości Trump zdawał się wycofywać, porzucać dążenie do zawieszenia broni i ulegać putinowskiej wizji kompleksowego rozwiązania, które w praktyce oznaczałoby dalsze bombardowania w tle pozornych rozmów pokojowych. Waszyngton sprawiał wrażenie, jakby rezygnował nawet ze swoich potencjalnych asów w rękawie. Dzień później, 17 sierpnia, sekretarz stanu Marco Rubio w telewizyjnych programach publicystycznych wycofał się z pomysłu nowych sankcji, argumentując, że utrudniłyby negocjacje.

Taki brak wiary w skuteczność presji podważa z trudem przez lata wyuczoną lekcję, że w relacjach z Kremlem – jak zresztą z każdym przeciwnikiem – trzeba rozmawiać z pozycji siły, a nie bezradnie opuszczać ręce. Tymczasem w Anchorage administracja Trumpa próbowała osiągnąć więcej (ostateczne porozumienie), robiąc mniej (chowając za siebie gospodarczy kij na Rosję).

Warunki pokoju

.Od dawna wiadomo, jakie elementy musiałby zawierać potencjalny układ. Pierwszą kwestią jest terytorium. Lepsza opcja pod tym względem to porozumienie w sprawie stabilnej, choć tymczasowej linii kontaktu. Wyznaczenie nowych oficjalnych granic międzynarodowych byłoby wyjściem gorszym, bo nagradzałoby agresję i przekreślało dekady polityki USA zakładającej brak zgody na grabież cudzej ziemi.

Jeszcze istotniejsza jest jednak kwestia druga: bezpieczeństwo Ukrainy. Bez niego Rosja mogłaby w każdej chwili wznowić wojnę i przesuwać front dalej. Rozmowy Trumpa i Zełenskiego, a potem spotkanie z przywódcami europejskimi zdają się przynosić pewien postęp właśnie w tej sprawie.

Bezpieczeństwo dla Ukrainy

.Broniąc rozmów w Anchorage, specjalny wysłannik Steve Witkoff powiedział 17 sierpnia w amerykańskim programie telewizyjnym, że Putin zgodził się na „solidne gwarancje bezpieczeństwa” dla Ukrainy, w tym propozycję amerykańsko-europejskich deklaracji podobnych w treści do artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, choć bez członkostwa w NATO. Witkoff nazwał to potencjalnym punktem zwrotnym. I miał rację – pod warunkiem że Putin mówił poważnie. Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego stanowi, że „zbrojna napaść na jedną [stronę] lub więcej z nich (…) będzie uważana za napaść przeciwko nim wszystkim”. Gdyby Moskwa naprawdę zgodziła się na zachodnie gwarancje dla Ukrainy, poparte obecnością realnych sił, byłoby to poważne ustępstwo. Oznaczałoby porzucenie dotychczasowych żądań demilitaryzacji Ukrainy i zakazu lub znacznego ograniczenia zagranicznej pomocy wojskowej, które narażałyby ten kraj na przyszłą rosyjską agresję i podważały sens jakiegokolwiek porozumienia.

Ale poprzednie zachodnie gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy zawarte w memorandum budapeszteńskim z 1994 roku, podpisanym przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Ukrainę i Rosję, nie przeszkodziły tej ostatniej zaatakować Ukrainę w 2014 roku. Tym razem musiałoby więc być inaczej. Pierwszą linią obrony Ukrainy pozostaną sami Ukraińcy. Ale Ukraina nie może znów pozostać sama: będzie potrzebowała pomocy po zawarciu porozumienia, aby odbudować swoje siły zbrojne, wzmocnić nowe linie obrony i rozwinąć własny przemysł zbrojeniowy. Będzie również potrzebować stałych dostaw amerykańskiej i europejskiej broni, najlepiej finansowanych nie z budżetów europejskich, lecz na przykład z blisko 300 miliardów dolarów zamrożonych rosyjskich aktywów, znajdujących się głównie w Europie.

Gwarancja bezpieczeństwa dla Ukrainy na wzór artykułu 5 oznaczałaby coś jeszcze: poważne zaangażowanie wojskowe Zachodu w obronę Ukrainy. To duże wyzwanie, ale na szczęście USA i Europa nie zaczynają od zera. Jednym z filarów takiego wsparcia mogłaby być tworzona przez Wielką Brytanię i Francję „koalicja chętnych”, która od wielu miesięcy bada możliwości w tym zakresie. W skład koalicji wchodzi kilka krajów europejskich, które w założeniu są skłonne rozmieścić na terytorium Ukrainy swoje siły zbrojne jako gwarancję bezpieczeństwa po zawieszeniu broni lub ostatecznym rozwiązaniu konfliktu. Chociaż niewiele jeszcze wiadomo, w publicznych oświadczeniach przywódcy tych państw sugerowali (a wysocy rangą europejscy wojskowi potwierdzili w prywatnych rozmowach ze mną), że nie musi to oznaczać stacjonowania znacznych sił lądowych, ale udział innych jednostek, w tym np. patrole powietrzne nad terytorium Ukrainy oraz inne środki mające na celu zabezpieczenie ukraińskiego nieba i regenerację sił zbrojnych kraju. To jednak wciąż nie dorównuje standardom artykułu 5.

Drugim filarem wsparcia bezpieczeństwa Ukrainy musiałyby być siły amerykańskie – nie żołnierze, ale wywiad, wsparcie logistyczne i siły powietrzne, a więc środki, które przekraczają możliwości większości europejskich partnerów. Gdyby Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę, amerykańskie jednostki powietrzne musiałyby pomóc w obronie kraju; to właśnie do tego sprowadzają się gwarancje z artykułu 5. Nie jest jasne, czy administracja amerykańska jest gotowa na taki układ, ale gdyby tak było, mogłoby to być podstawą trwałego porozumienia i skłonić Zełenskiego do zaakceptowania innych jego warunków.

Niestety, rosyjska akceptacja amerykańsko-europejskich gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy nie będzie tak prosta, jak sugerował Witkoff. Putin mógł zwodzić, oferując na przykład, że Rosja dołączy do Stanów Zjednoczonych i Europy jako gwarant bezpieczeństwa Ukrainy. W takim scenariuszu Moskwa miałaby prawo weta wobec amerykańskiej i europejskiej pomocy wojskowej, a więc dokładnie taki rodzaj kontroli, jaki Putin mógłby ostatecznie zaakceptować. Daleko temu jednak do artykułu 5 i jakiegokolwiek znaczącego zabezpieczenia dla Ukrainy. Doświadczony dyplomata dostrzeże taką próbę manipulacji, ale mniej wytrawni negocjatorzy już niekoniecznie. W każdym razie trudno sobie wyobrazić, mimo zapewnień Witkoffa, by Kreml był gotowy zaakceptować obecność zachodnich wojsk w Ukrainie. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych już odrzuciło pomysł obecności sił NATO w tym państwie. Bezpieczeństwo regionu wymaga, by Ameryka postawiła na swoim, zamiast pytać Moskwę o zgodę, jakby ta była właścicielem Ukrainy.

Spór o terytorium

.Administracja Trumpa od dawna wspomina o możliwości „wymiany terytorialnej”, choć nie wiadomo, co miałoby to oznaczać. Wiadomo natomiast, że Rosja domaga się całkowitego wycofania sił ukraińskich z tych części obwodów ługańskiego i donieckiego, których nie zdołała zdobyć mimo trzech lat wojny. Nie jest jasne, czy jest gotowa w zamian wycofać się z innych części ukraińskiego terytorium, które bezprawnie okupuje.

Najrozsądniejszym rozwiązaniem w kwestii terytorium byłoby wytyczenie linii demarkacyjnej – wzdłuż obecnej linii frontu lub z pewnymi korektami – bez formalnoprawnego uznania aneksji. Na tej samej zasadzie doszły do skutku zimnowojenny podział na NRD i RFN oraz rozejm, który zakończył wojnę koreańską w 1953 roku. Taka linia demarkacyjna, nieograniczona czasowo, mogłaby być częścią ostatecznego porozumienia.

Inną możliwością może być prawnie wiążąca trwała „zamiana” terytorium, choć byłoby to rozwiązanie haniebne z moralnego i prawnego punktu widzenia. Rosjanie prawdopodobnie zażądaliby całego Ługańska i Doniecka. W zamian, o ile ta „zamiana” nie miałaby być zupełnie jednostronna, musieliby opuścić Chersoń i Zaporoże, które obecnie częściowo okupują. Na pewno zatrzymaliby też Krym. Takie lub podobne porozumienie oznaczałoby zwycięstwo agresora i dowodziłoby słabości USA. To, czy Ukraińcy w ogóle by je przełknęli, zależałoby od tego, czy towarzyszyłyby mu gwarancje bezpieczeństwa na faktycznym poziomie artykułu 5. Nastałby wówczas gorzki, ale być może trwały pokój.

Historia zna takie kompromisy. W latach 1939–40 Finlandia stawiła opór sowieckiej agresji w czasie tzw. wojny zimowej. Walczyła tak zawzięcie, że Stalin zrezygnował z pierwotnego planu ustanowienia w Helsinkach komunistycznego rządu i zadowolił się zaborem części fińskiego terytorium – w tym Wyborga, wówczas drugiego co do wielkości miasta kraju. Taka była cena pokoju, na którą przystali Finowie. Stracili ziemię i ludzi – choć ludność Wyborga została ewakuowana na nieokupowane terytorium Finlandii – ale ocalili swój kraj. Do dziś są dumni ze swojego oporu i słusznie uważają taki finał za najlepsze wyjście dostępne w tamtym trudnym momencie. Prezydent Finlandii Alexander Stubb przypomniał o tym w Białym Domu. I choć Ukraina nie zasłużyła na taki los, podobnie zresztą jak wtedy Finlandia, to tak jak ona może stanąć przed decyzją, czy zgodzić się na dotkliwą stratę, by uratować wolną część kraju.

.Osiągnięcie jakiegokolwiek pokoju – sprawiedliwego czy nie – będzie wymagało od Stanów Zjednoczonych i Europy stanięcia u boku bohaterskich przywódców i obywateli Ukrainy oraz okazania stanowczej postawy wobec żądań Rosji. I nawet jeśli Rubio nie jest przekonany o celowości zwiększenia presji gospodarczej, Zachód będzie musiał sięgnąć po wszystkie dostępne środki, jeśli chce wywalczyć pokój.

Daniel Fried

Artykuł pierwotnie ukazał się w serwisie „Just Security”.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 sierpnia 2025
Fot. Alexander DRAGO / Reuters / Forum