Metafora życia samuraja. Burzliwa historia Ogrodu Japońskiego we Wrocławiu
Kamienie, woda, rośliny – w ogrodzie japońskim wszystko jest starannie zaprojektowane, a każda roślina czy element architektury jest częścią idealnie skomponowanej całości, która zmienia się w zależności od pory roku, pogody, a nawet tego, czy podziwiamy ją, siedząc, stojąc, czy chodząc. W Polsce nie mamy wielu japońskich ogrodów, najbardziej znany i unikatowy w skali Europy znajduje się w parku Szczytnickim we Wrocławiu.
.Tradycyjne ogrody japońskie odtwarzają naturalne krajobrazy w duchu konceptu wabi-sabi, symbolizującego skromność, prostotę i urok starzenia się. Roślinność ma walory użytkowe i lecznicze, a kaskady „męskie” i „żeńskie” wydają harmonijne dźwięki, różne w zależności od miejsca, w którym znajduje się odbiorca. Wszystko ma znaczenie symboliczne.
Zapomniana wizja hrabiego Fritza
.Stworzenie ogrodu japońskiego zaproponował władzom Breslau pasjonat kultury Japonii hrabia Fritz von Hochberg. Trwały właśnie przygotowania do Wystawy Stulecia upamiętniającej zwycięstwo nad Napoleonem. Pomysł trafił więc na podatny grunt, dodatkowo ekscentryczny podróżnik i mecenas sztuki miał już na swoim koncie stworzenie podobnego parku i orientalnych rozwiązań w posiadłości swojej rodziny w Iłowej.
Miejsce, w którym utworzono ogród japoński w Breslau, nie było przypadkowe. Park Szczytnicki już wówczas był jednym z największych parków w mieście, do dziś można tam oglądać także nasadzenia w stylu barokowym, romantycznym, neoromantycznym czy angielskim. Unikatową wartość ma też położona w południowej części parku Hala Stulecia, która w 2006 roku została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.
Prowadzone w latach 1909-1913 prace nad ogrodem prowadził mistrz japońskiej sztuki ogrodowej Mankichi Arai. Klimat Wrocławia wymusił na twórcach dużo kreatywności. Konieczne było np. stworzenie systemu nawadniającego i kotłowni, by podgrzewać wodę dla niektórych gatunków. Pierwsi goście z zachwytem podziwiali ogród w maju 1913 roku. Oryginalne dzieło niewątpliwie było ciekawostką Wystawy Stulecia, było też jedyną orientalną propozycją podczas ekspozycji.
Ogród, choć przyjęty z zachwytem, niedługo po zakończeniu wystawy popadł w zapomnienie. Pozbawiono go części japońskiego wyposażenia, przestano przeprowadzać zabiegi pielęgnacyjne. Dzieła zniszczenia dopełniła też II wojna światowa. W latach 60. zamysł projektantów sprzed półwiecza docenili wrocławscy pasjonaci ogrodnictwa. Społecznymi siłami zaczęto przywracać go do życia, ale plan odbudowy na szerszą skalę powstał dopiero w 1974 roku, kiedy staw ponownie wypełniono wodą.
Odbudowa i zniszczenie
.W 1994 roku rozpoczęto przygotowania do zaplanowanego na przełom maja i czerwca 1997 roku 46. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, który pierwszy i jedyny raz odbywał się w Polsce właśnie we Wrocławiu. Jego zwieńczeniem była msza św. odprawiona przez Jana Pawła II. Odnowiono wtedy wiele zabytków w mieście, przychylnym okiem spojrzano także na japońską pamiątkę w parku Szczytnickim. Na prośbę władz miasta Ambasador Japonii w Polsce zlecił odbudowę ogrodu profesorowi Ikuo Nishikawie z Tokio. Zgodnie z przeprowadzoną wówczas analizą roślinności na terenie wrocławskiego ogrodu występowało 26 gatunków endemicznych dla Japonii i 28 gatunków z Japonii i regionu Azji Wschodniej.
Współpraca polskich i japońskich ogrodników przywróciła temu miejscu autentyczność i klimat. Niestety nie na długo, bo już dwa miesiące później Wrocław nawiedziła powódź tysiąclecia i świeżo odnowiony ogród znalazł się pod wodą na prawie trzy tygodnie.
Choć po ustąpieniu wody przystąpiono do trwającej dwa lata odbudowy ogrodu, powódź na stałe wpisała się w jego krajobraz. Zniszczeniu uległy m.in. cisy prowadzące na mostek łukowy. Podczas rewitalizacji ogrodnicy z miasta Nagoya obsadzili je glicynią kwiecistą, by podkreślić przesłanie mostu – drogę do raju przez trudy doczesności. Na szczęście jednak część roślin pochodzących z początku ub. wieku przetrwała i cieszy zwiedzających do dzisiaj. W półtorahektarowym ogrodzie, który możemy zwiedzać dzisiaj, rośnie ok. 200 gatunków drzew i krzewów, prawie 100 z Dalekiego Wschodu, a 38 – z Japonii. Znajdziemy tam m.in. okazałe dęby, cisy, klony palmowe, ostrokrzewy, różaneczniki czy azalie.
Biało-czerwona przyjaźń
.Ogród Japoński we Wrocławiu odwołuje się symbolicznie do życia japońskiego samuraja. Idąc od bramy głównej Sukiya-mon, przez most z pawilonem widokowym Yumedono Bashi, znajdziemy się na rozstaju dróg. Trakt wzdłuż brzegu stawu prowadzi od łagodnej żeńskiej kaskady Onna-daki do gwałtownej kaskady męskiej Otoko-daki. Druga ścieżka, prowadząca przez łukowy most Taiko Bashi, zaprowadzi nas do pawilonu herbacianego Azumaya.
Zgodnie ze sztuką ogrody japońskie mają naśladować przyrodę, nie ubarwiając jej i nie zawłaszczając. Ślady działania człowieka mają być ukryte – pielęgnacja to rodzaj medytacji. „Ucz się od natury, ale nie kopiuj jej” – zalecano twórcom ogrodów w zachowanych do naszych czasów XI-wiecznych zapiskach.
We Wrocławiu starano się dochować wierności temu zaleceniu, choć obecny ogród nie do końca przypomina już ten stworzony przed ponad stu laty. W linię brzegową dużego stawu, stanowiącego centralny punkt ogrodu, wkomponowano m.in. japońskie założenie oznaczające „biało-czerwony” (haku-koen), co podkreśla polskie i japońskie barwy narodowe, a także symbolizuje wysiłek włożony w odbudowę i rewitalizację tego miejsca. W stawie, tak jak w każdym japońskim ogrodzie, pływają długowieczne karpie koi, które zgodnie z chińską tradycją potrafią zamieniać się w smoki. Do wrocławskiego ogrodu przeniesiono też tradycyjne japońskie latarnie i misy do rytualnego obmywania rąk z XVIII i XIX wieku, które wcześniej znajdowały się w innych, zlikwidowanych ogrodach, by zgodnie z wierzeniami duchy tamtych miejsc znalazły sobie we Wrocławiu nowy dom.