Nie da się ulepszyć świata prostą mechaniką otwartych granic
Silne państwo nie oznacza wcale państwa niemoralnego, zaślepionego na potrzeby innych. Przeciwnie, tylko w takich państwach i tylko w stabilnych wspólnotach może powstać zamysł pomocy i wsparcia dla potrzebujących – pisze Cezary KOŚCIELNIAK
.Wydarzenia na polsko-białoruskiej granicy coraz bardziej pokazują, że kwestia migracyjna nie sprowadza się jedynie do humanitaryzmu, jest natomiast częścią większej zmiany politycznej i ekonomicznej, dziejącej się obecnie w świecie. Posłużenie się przez Aleksandra Łukaszenkę migrantami w destabilizacji regionów przygranicznych uświadomiło nam zupełnie nowe zagrożenie dla, wydawałoby się, zabetonowanych już fundamentów bezpieczeństwa. Przechodzimy obecnie w Polsce bardzo szybką lekcję zderzenia mitów migracyjnych z brutalną Realpolitik. W międzyczasie w Europie Zachodniej ukształtował się trend, który roboczo można nazwać „openaryzmem migracyjnym”, koncepcją bezwarunkowego usuwania barier w migracji oraz pomocy w budowaniu legalnych szlaków przerzutowych. Openaryzm migracyjny wpisał się także w dyskurs poprawności politycznej, nie brakuje wśród jego zwolenników także celebrytów, natomiast jego krytycy są często przedstawiani jako ksenofobowie czy nacjonaliści. W narracji otwartych granic dominują emocje, uwagi dotyczące zagrożeń często są ignorowane bądź banalizowane, o życzliwości w prowadzonym sporze już nie wspominając.
Trudno nie odmówić szlachetności motywów zwolenników tego poglądu, jak i nie sposób nie zgodzić się, że wielu z migrantów chce wydostać się z państw autorytarnych, niedbających o swoich obywateli. Jednak zbudowanie na tej podstawie wizji Europy jako kontynentu o łatwej dostępności, z łagodnie kohabitującymi kulturami, okazało się niemożliwą do zrealizowania utopią. Okres pandemii przyniósł jednak zmianę w tej kwestii, w Europie nastąpiło przebudzenie, w Niemczech skończyła się polityka „Willkommen”, zwrot widać również w podejściu Brukseli, która wspiera ochronę granic, w tym także polskiej polityki. Niemiecki „Bild” tytułuje relacje z polskiej granicy wymownym „Polen, Danke”, co jeszcze kilka lat temu np. w przypadku stawiających zaporę nielegalnej migracji Węgrów było niemożliwe.
Z pewnością następuje polityczna zmiana, nie byłaby ona jednak możliwa bez zmiany kulturowej. Punkt zwrotny w europejskim myśleniu wiąże się z erozją kilku mitów migracyjnych, do których, jak się wydaje, bardzo trudno będzie powrócić zwolennikom openaryzmu migracyjnego. Kilkakrotnie zapowiadany już koniec końca historii obwołanego przez Francisa Fukuyamę dzieje się również poprzez polityki i ruchy migracyjne: Europa kształtuje obecnie swoją przyszłą strukturę nie tylko tożsamości, ale i stabilności bezpieczeństwa, czemu elastyczność granicy zupełnie nie służy. Warto przyjrzeć się erozji trzech mitów openaryzmu migracyjnego.
Mit pierwszy: nieuchronność determinizmu migracyjnego. Głosi się w nim tezę, że nie ma możliwości zatrzymania fali migracyjnej. Co więcej, przyjmuje się w nim, że w najbliższych dekadach fala migracji wzrośnie, np. również z powodów klimatycznych. Polityka otwartych granic miałaby zatem wynikać z nieuchronności czy nawet wzrostu dalszej fali migracyjnej, a jedyną reakcją miałoby być poddanie się jej. Wbrew temu okazuje się, że uszczelnienie granic przynosi skutek, zapory w Grecji, na Węgrzech, a obecnie budowane na wschodniej flance Unii Europejskiej zaczęły działać, nielegalne fale migracyjne przy współdziałaniu i dzięki niemałemu wysiłkowi można jednak zatrzymać. Również doświadczenia z państw spoza UE, jak z Izraela czy z USA, pokazują, że determinizm migracyjny jest tylko teoretyczną konstrukcją, która wcale nie musi stać się faktem.
Drugi mit polega na nieformalnej afirmacji słabości państw: państwo niewykonujące swych zadań kontrolnych wobec przybyszów miałoby wyrażać tym solidarność i sprawiedliwość. Warto przywołać obraz tej słabości sprzed kilku lat: na granicy z Austrią przechodzący tłum próbowała zatrzymać garstka trzymających się za ręce pograniczników. Łańcuch splecionych rąk zostaje przerwany przez przechodzący tłum ludzi, pogranicznicy nie użyli żadnego środka przymusu wobec naruszenia granicy ich państwa, a ich bierność nie doczekała się jednoznacznej krytyki ani politycznej, ani medialnej. Zgoda na ten stan jest właśnie afirmacją słabości państwa. Fałszywe pojęcie solidarności jako zgody na niekontrolowany przepływ ludzi, a sprawiedliwości jako postawy wyrównywania szans w znaczeniu globalnym jest utopią, której uświadomienie pojawiło się w ostatnim czasie. Słabe, antyreaktywne państwo bez reguł nie ma niczego wspólnego z solidarnością. Utopią jest przekonanie, że utrzymanie polityki otwartych granic pobudzi rozwój czy przynajmniej pozwoli długofalowo prowadzić działania humanitarne. Z mitem tym wiązało się przekonanie, że poparcie dla silnego państwa wyklucza wolę pomocy, jest więc swoiście amoralne i dehumanizujące. Zwolennicy tego poglądu wyśmiewali np. idee „pomocy na miejscu”, zupełnie ignorując fakt, że tylko w taki sposób można budować rozwój państw rozwijających się, inwestując w lokalne elity, zamiast umożliwiać im wyjazd.
Trzeci mit głosi nieistnienie różnic kulturowych i przyjęcie uniwersalistycznego humanizmu jako podstawy motywów działania. Niestety, praktyka pokazuje, że kultura ma znaczenie, a większość problemów adaptacyjnych wynika właśnie z różnic kulturowych. Należałoby powrócić do myśli Samuela Huntingtona o konflikcie cywilizacji, w którym kultura i polityka wiążą się z geografią i geopolityką. Państwa mają prawo oczekiwać szacunku dla własnej kultury, ale także definiować program kulturowy dla tych, którzy chcą się w nim osiedlić. Zasadniczo sprawa zamyka się w języku, ale w części państw, jak np. w Szwajcarii, wymaga się od migrantów zaadaptowania w lokalnym habitusie. Próba wmówienia, że przystosowanie kulturowe to forma szowinizmu czy nacjonalizmu, słabo się broni. Styl życia, kod kulturowy, tradycje czy wewnętrzne cele wspólnoty są tak samo istotne jak pozostałe praktyki społeczne. Więcej nawet, uporządkowanie sfery kulturowej determinuje funkcjonalności gospodarcze państw.
.Silne państwo nie oznacza wcale państwa niemoralnego, zaślepionego na potrzeby innych. Przeciwnie, tylko w takich państwach i tylko w stabilnych wspólnotach może powstać zamysł pomocy i wsparcia dla potrzebujących. Stabilność i bezpieczeństwo są wartościami, które należy chronić. Już w latach 70. libertariański filozof Robert Nozick w książce Anarchia, państwo, utopia zauważył, że popyt migracyjny zawsze pozostaje ukierunkowany na państwa dobrobytu, stąd też usprawiedliwione są koncepcje regulujące migracje do takich państw. Siłowe szturmowanie granic jest ostatnią rzeczą, która może przyczynić się do takich regulacji. Nie da się ulepszyć świata prostą mechaniką otwartych granic. Nie sposób zbudować sprawiedliwość globalną metodą korytarza ucieczki od złych miejsc i ludzi w świecie.
Cezary Kościelniak