Dariusz KOWALCZYK SJ: Triada i Trójca. Marsz przez instytucje w perspektywie teologicznej

Triada i Trójca.
Marsz przez instytucje w perspektywie teologicznej

Photo of Dariusz KOWALCZYK SJ

Dariusz KOWALCZYK SJ

Jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, w latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego, opublikował m.in.: Między herezją a dogmatem (2015), Czy Jezus mógł się przeziębić (2015), W co wierzymy? (2015), Kościół i fałszywi prorocy (2016). Mieszka w Rzymie.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Niewątpliwe sukcesy neomarksistowskiego „marszu przez instytucje” mogą wielu przerażać. Aczkolwiek z punktu widzenia przesłania biblijnego można by powiedzieć, że tego rodzaju sytuacje zostały zapowiedziane – pisze prof. Dariusz KOWALCZYK SJ

.Niedawno otrzymałem takiego oto e-maila: „Uczę w szkole katolickiej w Warszawie. […] Zaczęła się kampania Szkoła Przyjazna Środowiskom LGBT+. Aktywiści jeżdżą po szkołach i wręczają dyplomy za taką postawę, a co szkoły katolickie? Żadnej wspólnej akcji w tej kwestii. Żadnego sygnału do świata, że my inaczej, że my w trosce o człowieka nie będziemy uczestniczyć w wypaczaniu jego natury i demoralizowaniu go, a przede wszystkim nie zamierzamy poddawać się szantażowi, jaki fundują nam ci, którzy chcą rządzić światem, po kawałku przejmując nad nim kontrolę”.

Rzeczywiście, aktywiści gender/LGBT jeżdżą, organizują, głoszą i można by powiedzieć, że robią to z gorliwością godną apostołów. Nie jest to zresztą nic nowego. Wszak nie brakowało różnego rodzaju „Dzierżyńskich” gotowych poświęcić własne życie w imię marksizmu-leninizmu. Choć częściej na ołtarzu idei poświęcali życie innych. Gorliwy był też Antonio Gramsci (1891–1937), współzałożyciel Włoskiej Partii Komunistycznej, filozof i dziennikarz. Prześladowany, więziony, schorowany tworzył podstawy współczesnego neomarksizmu, czyli marksizmu kulturowego. Najważniejsze teksty Gramsciego, tzw. Zeszyty więzienne, powstały podczas jego pobytu w więzieniu, a zostały wydane po wojnie. Włoski komunista zauważył już pod koniec lat 20., że sowiecka rewolucja nie zapaliła całej Europy, jak tego oczekiwano, ponieważ ludzie pozostawali pod wpływem wiary i kultury chrześcijańskiej. A zatem rewolucji nie należy zaczynać od bazy, czyli od siłowego zniesienia własności prywatnej, ale od nadbudowy, od kultury. Trzeba ideologicznie przemielić i przekształcić instytucje społeczne, szkoły, partie polityczne, sądownictwo, media, sztukę, a także Kościoły. To dopiero umożliwi sięgnięcie po pełną władzę nie tylko polityczno-ekonomiczną, ale przede wszystkim duchową, i zaprowadzenie komunistycznych porządków. Taka strategia, rozwinięta m.in. przez tzw. szkołę frankfurcką, postuluje zatem nie gwałtowną, pełną przemocy rewoltę, ale rewolucję cierpliwą, obliczoną na dziesięciolecia, tj. stopniowe wprowadzanie dyktatu „w białych rękawiczkach”. 

Naszkicowaną przez Gramsciego drogę do komunizmu Rudi Dutschke nazwał „długim marszem przez instytucje”. Od pewnego czasu ze zdziwieniem otwieramy oczy, że marsz ten powiódł się, co więcej, nabrał dziś niebywałego przyspieszenia. Profesor Bogusław Wolniewicz wskazywał na trzy najważniejsze ośrodki niezależności: rodzinę, Kościół powszechny i uniwersytety. Jednak – jego zdaniem – uniwersytety już przegrały, stając się często siedliskami totalizującej politycznej poprawności. Kościół i rodzina jeszcze walczą, by zachować niezależność i tożsamość w obliczu kulturowej rewolucji.

Rodzina (tata – mężczyzna, mama – kobieta, dzieci – chłopcy i dziewczynki) jest skutecznie osłabiana poprzez rozmywanie podstawowych pojęć w imię rzekomego niewykluczania nikogo. Co do Kościoła, to dla neomarksistowskich ideologów jest on do zaakceptowania jedynie jako organizacja, która bije się nieustannie w piersi za zarzucane jej winy i przyjmuje lewicowo-liberalną agendę, porzucając lub zniekształcając własne dziedzictwo Ewangelii i Tradycji. Sytuacja w Polsce pokazuje, że neomarksistowski „marsz przez instytucje” może postępować, nawet jeśli istotna część aparatu państwowego (parlament i rząd) jest w rękach sił konserwatywno-chrześcijańskich. Co więcej, nietrudno dziś wyobrazić sobie globalny miękki totalitaryzm budowany w oparciu nie o władzę państwową, ale potęgę wielkich światowych korporacji – big tech, big pharma itp. – i o wielkie finanse spekulacyjne takich ludzi jak np. George Soros. To zastanawiający paradoks, że marksizm w nowej wersji może zostać niepostrzeżenie wdrożony przez kapitalistycznych „megaspekulantów”. 

W „marszu przez instytucje” kluczową rolę odgrywają różnego rodzaju mniejszości, głównie tzw. mniejszości seksualne. Okazało się bowiem, że klasyczny proletariat, robotnicy i rolnicy, nie nadają się do przeprowadzenia głębokiej rewolucji. Natomiast dużo łatwiej jest przeciwstawić tradycyjnemu, opartemu na rodzinie, społeczeństwu różnego rodzaju mniejszości, na czele z LGBT. Budowniczowie „nowego świata” grają też kolorem skóry. Robią to, dzierżąc sztandar walki z rasizmem, ale w gruncie rzeczy chodzi o podburzanie ludzi o „niebiałym” kolorze skóry przeciwko „białym” i przeciwko „kulturze białych”, by w ten sposób niszczyć kulturę w ogóle i tworzyć jakąś antykulturę. Stąd propozycja, by zamiast o marksizmie kulturowym mówić o marksizmie antykulturowym. W każdym razie w tego rodzaju działaniach nie chodzi o dobro mniejszości, ale o wykorzystywanie mniejszości jako środka w przeprowadzaniu rewolucji na rzecz „nowego człowieka” i „nowego świata”. Przy czym „nowy” znaczy tutaj przede wszystkim antybiblijny i antychrześcijański. 

Tę antychrześcijańskość nowych ideologii dostrzegał Jan Paweł II. W książce Pamięć i tożsamość papież pisze o dwóch ideologiach zła XX wieku: komunizmie i nazizmie, które zaowocowały ludobójstwem na niespotykaną dotąd skalę. Wskazuje jednak także na aborcjonizm, który oznacza eksterminację milionów istnień ludzkich w imię postępu. Ponadto wspomina o naciskach, by związki homoseksualne były uznane za inną formę małżeństwa i rodziny z prawem do adopcji. Po czym konkluduje: „Można, a nawet trzeba się zapytać, czy tu nie działa również jakaś inna jeszcze »ideologia zła«, w pewnym sensie głębsza i ukryta, usiłująca wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie”. Przypomina się tutaj Benedykt XVI, który w swej proroczej książce-wywiadzie Światłość świata zauważa, iż głosi się hasła na pozór pozytywne: nie narzucajmy innym swoich poglądów, trzeba być tolerancyjnym i otwartym, każdy ma swoją prawdę. W praktyce jednak – zauważa papież – tworzy się nową religię, która tyleż skutecznie, co podstępnie przejmuje władzę nad myśleniem i działaniem ludzi. W imię tolerancji „szerzy się na nowo nietolerancja. Istnieją ustalone normy myślenia, które mają być narzucone wszystkim” – wskazuje Ratzinger. 

Niewątpliwe sukcesy neomarksistowskiego „marszu przez instytucje” mogą wielu przerażać. Aczkolwiek z punktu widzenia przesłania biblijnego można by powiedzieć, że tego rodzaju sytuacje zostały zapowiedziane. Sam Jezus nie obiecywał swoim uczniom wygodnego, spokojnego życia na ziemi, ale mówił o czekających ich prześladowaniach: „Wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów z powodu mego imienia” (Mt 24,9). Jeszcze mocniejsze zdania znajdujemy w księdze Apokalipsy, bez której nie można – jak powtarzał Ugo Vanni, profesor Uniwersytetu Gregoriańskiego – zrozumieć dziejów Kościoła i świata. Dla zrozumienia mysterium iniquitatis kluczowy jest rozdział 13. Apokalipsy, w którym widzimy diaboliczną triadę: Smoka, Bestię pierwszą i Bestię drugą, czyli Fałszywego Proroka. Owa triada „małpuje” Trójcę Przenajświętszą i próbuje zawładnąć światem. I dane jest jej odnosić oszałamiające sukcesy. Cała ziemia podziwia Bestię pierwszą, która wszczyna walkę ze świętymi i zwycięża ich. A Bestia druga zwodzi mieszkańców ziemi, dokonując wielkich znaków. Dochodzi do tego, że „nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii” (Ap 13,17). Jednak ostatecznie zwycięży Baranek, a właściwie już zwyciężył, choć dramatyczna historia wciąż się toczy. Te wyrażone w apokaliptycznym języku wizje w jakiejś mierze realizują się w każdym pokoleniu. Ale ich pełna realizacja jest wciąż przed nami. I sądzę, że związana jest ona m.in. z tym, co nazywamy „marszem przez instytucje”.

Oczywiście wizje, które znajdujemy w Piśmie Świętym, nie stanowią jakiegoś fatum, które wisi nad ludźmi bez względu na to, jakie podejmą decyzje. Dlatego też nie należy czekać biernie, aż to wszystko się spełni. Arnold J. Toynbee twierdził, że „cywilizacje nie giną zamordowane, lecz umierają śmiercią samobójczą”. Możemy i powinniśmy przeciwstawiać się owym samobójczym tendencjom. Warto sobie najpierw uświadomić, że neomarksistowski „marsz przez instytucje”, choć wielu wydaje się świeżym powiewem postępu, niesie w sobie w gruncie rzeczy idee właśnie samobójcze. Diaboliczna triada (simia Dei) może udawać Boga, ale nie jest w stanie stworzyć trwałego „nowego świata”. Dlatego nie ulegajmy pokusie myślenia, że – jak to swego czasu uważali „księża patrioci” – walec historii jest nieodwracalny, a „wolność, to uświadomiona konieczność”. Z drugiej strony nie bądźmy naiwni i nie uspokajajmy się powtarzaniem, że nie ma co przesadzać, bo jakoś to będzie.

Trzeba odwagi widzenia, jak jest. Taką odwagę zademonstrował Alasdair MacIntyre, kiedy w 1981 roku w książce Dziedzictwo cnoty pisał: „Na obecnym etapie sprawą zasadniczą jest budowa lokalnych form wspólnotowych, w których możliwe byłoby zachowanie dobrych obyczajów oraz życia intelektualnego i moralnego w obliczu epoki nowego barbarzyństwa, które już nadchodzi. […] Tym razem jednak barbarzyńcy nie gromadzą się u naszych granic; oni od pewnego już czasu sprawują nad nami władzę”.

W tej sytuacji bardziej niż kiedykolwiek trzeba przypominać słowa Jezusa: „Oto ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni [przebiegli] jak węże, a nieskazitelni [prostoduszni] jak gołębie” (Mt 10,16). „Marsz przez instytucje” mógł się powieść m.in. dlatego, że ludzie dobrej woli nie zdawali sobie sprawy z tego, jak dalekosiężne i skuteczne może być tworzenie klik, kast, koterii, lobby i towarzystw wzajemnej adoracji. 

Obok ewangelicznej przebiegłości potrzeba nam też świętej gorliwości. Kiedy Kościół przeżywał głębokie kryzysy, to Opatrzność powoływała wybitnych ludzi, świętych, którzy dawali początek potężnym nurtom duchowym odnawiającym Kościół i świat (np. Benedykt z Nursji, Franciszek z Asyżu, Ignacy Loyola). Swego czasu kard. Godfried Danneels, mówiąc o kryzysie Kościoła, wyznał, iż nie czuje się jak kapitan Titanica, ale jednocześnie ze smutkiem stwierdził: „Żeby Bóg dał nam nowego św. Franciszka! Albo nową Katarzynę ze Sieny. Wiele się wówczas zmieni. To tacy jak oni będą rozwijać Kościół. Na razie jednak nikogo takiego nie widzę”. Nie ma nic złego w czekaniu na wielkich świętych. Ale jednocześnie trzeba, z jednej strony, przeciwstawiać się bez kompleksów – jak to czynił Jan Paweł II – cywilizacji śmierci, a z drugiej, posłuchać Benedykta XVI, według którego musimy tworzyć wspólnoty oraz inicjować duchowe ruchy, które we wrogim świecie będą dbać o chrześcijańską tożsamość, przechowywać to, co najważniejsze, i stawiać w centrum kwestię obecności Boga. Warto też – tak jak to robi Franciszek – pokazywać, że pewne tematy, jak np. rozumne zaangażowanie ekologiczne, nie muszą być domeną antychrześcijańskiej lewicy.

.Pól starcia z neomarksistowskim „marszem przez instytucje” jest wiele. Wydaje mi się jednak, że najważniejsze, to: godność osoby ludzkiej, rodzina i kultura. Chodzi o pokazywanie chrześcijańskiego rozumienia godności człowieka oraz etosu rodziny zakorzenionego w biblijnej i chrystocentrycznej antropologii. Prymas Wyszyński zauważył kiedyś, że kiedy wczytamy się w Ewangelię, to mówi nam ona więcej, niż Karta Praw Człowieka ONZ i wszystkie konstytucje państw razem wzięte. Potrzeba też szukać twórców i mecenasów kultury prawdziwej, otwartej na transcendencję. Wszak „marsz przez instytucje” jest w dużej mierze marszem antykultury. W tym wszystkim nie wolno zapominać, że uczestniczymy w walce, która na najgłębszym poziomie jest walką duchową, a skoro tak, to podstawową zasadą wszelkich działań musi być prymat łaski Bożej. Ostatecznie dzieje ludzkości wypełnią się w nadejściu Królestwa Bożego, ale „nie przez historyczny triumf Kościoła zgodnie ze stopniowym rozwojem, lecz przez zwycięstwo Boga nad końcowym rozpętaniem się zła” (KKK 677).

Dariusz Kowalczyk SJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 lipca 2021