
Nie przygotowywali nas na to
Jeden z pisarzy informuje, że część nakładu jego książki przetrwała. Będzie można kupić nawet takie lekko nadpalone egzemplarze, które pachną dymem, a nawet otrzymać autograf na tych przypalonych stronach – pisze Dzwinka MATIJASZ
.„Bałam się bardzo – mówi Alina (imię zmienione), opisując, jak czuła się na przełomie lutego i marca 2022 r., kiedy mieszkała w Kijowie. – Nie byliśmy na to przygotowani. Eksplozje, od których drży ciało. Syreny – na ich wycie dzwoniło w uszach. Bezsenne noce. Przerażeni ludzie, wystraszone zwierzęta. Pytania »dlaczego?« i »jak to możliwe?«, na które nie ma odpowiedzi”.
Alina ukończyła wydział filozoficzny na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym. Pracowała we własnej przestrzeni twórczej, którą pomogli jej zorganizować rodzice będący biznesmenami. Prowadziła warsztaty rysunku, zapraszała ciekawych malarzy, dyskutowała z przyjaciółmi w kameralnym klubie filozoficznym, prowadziła dziennik, chodziła ze swoim chłopakiem na koncerty do filharmonii i opery. Bogate, ciekawe życie młodej osoby. Wszystko dopiero się zaczyna. Mnóstwo marzeń i planów.
Alina nie mogła uwierzyć, że zacznie się wojna, taka jak w filmach, z atakami rakietowymi, z siedzeniem w piwnicach, z czołgami na ulicach miast. Tylko że film trwa półtorej godziny albo dwie i się kończy. A to, co zaczęło się 24 lutego 2022 roku, trwało i trwało. Trzeba było z tym jakoś żyć. „To niesamowite. Żyjemy w XXI wieku – mówi dziewczyna. – Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. Omawialiśmy dzieła Camusa i Sartre’a, którzy przeżyli II wojnę światową. Ale nigdy nie przypuszczaliśmy, że możemy znaleźć się w podobnej sytuacji. Nie mogłam sobie wyobrazić, że wydarzy się to w moim życiu”.
Pod koniec marca 2022 roku Alina wyjechała do Europy, towarzysząc swojemu młodszemu, nastoletniemu bratu. Teraz od czasu do czasu wraca do Kijowa, spaceruje ulubionymi ulicami, spotyka się z przyjaciółmi i marzy o powrocie któregoś dnia na zawsze, aby ponownie prowadzić warsztaty, malować, spacerować Obołońskim Nabrzeżem, słuchać muzyki. Chciałaby, aby nie było żadnych rakiet na niebie i żadnego wycia syren. To całkiem normalne pragnienia, prawda? Jej europejscy rówieśnicy, z którymi biegle rozmawia po angielsku i niemiecku, zgadzają się z nią. To normalne – żyć w spokojnym świecie. Teraz Alina pracuje jako baristka w kawiarni w jednym z europejskich miast. To nie jest to, o czym marzyła. Za to śpi dobrze, ustąpiły u niej i jej brata ataki paniki. Brat jeszcze długo bał się grzmotów i głośnych dźwięków. „Dlaczego ludzie nie mogą się dogadać? Dlaczego muszą się zabijać?” – pytał. Naiwne, dziecinne pytanie – powie ktoś. Ale w wieku trzynastu lat można sobie pozwolić na naiwność. Patrząc w oczy tego nastolatka, myślę, że on i jego rówieśnicy zbudują inny świat, bez wojen i przemocy. Trzymam kciuki, żeby im się to udało.
.Znajomy bloger mówi, że 24 lutego 2022 r. chciało mu się płakać przez cały dzień, każda minuta ciągnęła się jak wieczność. Nie płakał od dzieciństwa, od ok. trzydziestu lat.
.Mój lektor starożytnej greki, poliglota i tłumacz Ołeksandr Kysluk zginął 5 marca 2022 roku w Irpieniu. Został zabity, gdy przebywał w swoim parterowym domu, w który strzelił czołg. Tłumaczył Arystotelesa, Ksenofonta, Tomasza z Akwinu, Karla Jaspersa i innych myślicieli na język ukraiński. Nauczał języków starożytnych w kilku szkołach wyższych, w tym w seminarium dla przyszłych księży.
Czy pan Ołeksandr był przygotowany na to, że na początku marca 2022 roku będzie musiał wraz ze swoim bratem bliźniakiem kopać rów przeciwczołgowy, aby chronić swój dom? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Niestety, bracia nie zdążyli przekopać drogi, ale brat Ołeksandra przeżył. Czy był przygotowany na to, że będzie musiał pochować ciało brata na podwórku, a nie na cmentarzu, ponieważ w okupowanym mieście było to niebezpieczne?
Na te pytania też nie znam odpowiedzi. Pamiętam, jak szczupły pan Ołeksandr inspirująco opowiadał na swoich wykładach o pięknie składni starożytnego języka greckiego i czytał nam fragmenty Kazania na Górze w starożytnej grece. Nie wiem, o czym myślał, kiedy kopał ten rów. Być może przypominał sobie słowa z Ewangelii Mateusza: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. (…) Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (…) Wy jesteście solą dla ziemi. (…) Wy jesteście światłem świata”.
.Moja przyjaciółka z Krzywego Rogu (obwód dniepropietrowski) opowiada, jak długo się trzęsła, kiedy w pobliżu jej domu spadła rakieta. Potem zaczyna opowiadać o swoich planach na nadchodzące dni: kolejne zajęcia jogi w parku, tradycyjna sobotnia medytacja, sprzątanie poza miastem dla chętnych, a jako bonus – ceremonia parzenia herbaty, tak, tak, prawdziwej, z odpowiednimi miniaturowymi naczyniami, z ekskluzywnymi chińskimi herbatami i rozmowami o dao, o ścieżce każdego z nas, o tym, dlaczego tu jesteśmy. Czy moja przyjaciółka była przygotowana na wojnę? Teraz o tym nie myślimy. Tylko jeden raz w ciągu ponad dwóch lat ostrzałów, alarmów i eksplozji powiedziała mi, że chyba odczuwa lęk.
.Ostatnie dwadzieścia siedem miesięcy mieści w sobie bardzo wiele. Tyle historii, tyle łez, śmiechu i czarnego humoru. „Cóż, trochę już pożyłaś na tym świecie – mówi jedna kobieta do drugiej w autobusie. – Czterdzieści dziewięć lat to nie tak mało. No ale dzieci szkoda…”.
Rzeczywiście. Czterdzieści dziewięć lat – cała epoka. Prawie pół wieku. Dzieci szkoda. A siebie nie za bardzo. Chociaż akurat własne życie powinno być największą wartością.
„Jeśli spadnie rakieta, to spadnie” – słyszę na targu, gdzie kupuję warzywa. Kilka lat temu nie rozmawialiśmy o czymś takim. Nawet nie wyobrażaliśmy sobie, że można rozmawiać o takich rzeczach. Oczy babci po osiemdziesiątce, która wypowiada te słowa, są błękitne jak niebo, całkiem młode.
Niosę do domu koperek i pietruszkę i myślę, że nie chcę, żeby na moim niebie codziennie latały rakiety. I nikomu tego nie życzę. Nie mam też ochoty kopać rowów przeciwczołgowych. Wolałabym raczej kopać dołki pod drzewa. Sadzić wiśnie, jabłonie, morele, krzewy róż – niech wokół będzie więcej ogrodów.
„Czy pani jest pacyfistką?” – pyta mnie studentka Uniwersytetu Lwowskiego podczas spotkania online. Nie, po prostu wiem, czym są podstawowe wartości. W szczególności wartość ludzkiego życia.
„Czy już nigdy nie będziemy mogli pisać zwykłej prozy? Czegoś, co nie jest związane z wojną?” – zastanawia się moja znajoma, kijowska pisarka. Mówię, że nie wiem, bo w tym momencie (w marcu 2024 roku) naprawdę nie wiem.
„Będziemy mogli. Oczywiście, będziemy mogli” – mówię sobie w czerwcu, miesiącu pełnym truskawek, wiśni, deszczu i przerw w dostawie prądu (16 godzin bez prądu to rekord tego sezonu – ale ile światowych arcydzieł powstało, gdy w ogóle nie było prądu). Wymyślam więc historię o zabawnej dziewczynce, która wygląda jak Pippi Pończoszanka. Być może warto ją zapisać i pośmiać się, ile się da. A potem opublikować ją w wersji elektronicznej. Niestety, papierowe książki płoną, jak stało się 23 maja 2024 roku w Charkowie, kiedy pocisk uderzył w drukarnię FactorDruk.
Co czują pisarze, kiedy spłonie nakład ich książek? Czasami sami zaczynają czuć się jak książki – nawet jeśli spłoną, powstaną z popiołów jak Feniks. Ktoś z nich pisze w mediach społecznościowych, że jego książek nie będzie można kupić podczas Arsenału Książkowego, który rozpoczął się w ostatnich dniach maja w Kijowie, bo cały nakład spłonął w drukarni w Charkowie. Ktoś inny pisze, że część jego nakładu jednak przetrwała. Będzie można kupić nawet takie lekko nadpalone egzemplarze, które pachną dymem, a nawet otrzymać autograf na tych przypalonych stronach.
Ale w drukarniach płoną nie tylko książki. Płonie sprzęt i giną pracujący tam ludzie. 23 maja w drukarni FactorDruk zginęło siedem osób: dwie operatorki maszyn do szycia i automatów, operatorka maszyny kompletującej, operatorka maszyny oprawiającej, operator maszyny klejącej i dwóch introligatorów. Całe życie jestem otoczona książkami i sama je piszę, lecz dopiero teraz dowiedziałam się, jak nazywają się zawody ludzi, którzy pracują w drukarniach i dzięki którym możemy trzymać w rękach papierowe książki.
.Po 24 lutego 2022 r. w Kijowie zmieniono nazwy ponad 200 obiektów (ulic, alei, stacji metra). Obiekty te nosiły nazwy związane z reżimem komunistycznym. Przeciętni mieszkańcy miasta na ogół nie byli zbyt zainteresowani biografiami ludzi, których nazwiskami opatrywano uczęszczane przez nich ulice. To niesamowite: trzydzieści lat po upadku ZSRR ślady reżimu były wszędzie. Pomnik Lenina w sercu Kijowa, na placu Besarabskim, został obalony dopiero 8 grudnia 2013 roku. Pomnik Mykoły Szczorsa, radzieckiego dowódcy wojskowego, jednego z dowódców ofensywy Armii Czerwonej na Kijów przeciwko oddziałom URL pod wodzą Symona Petlury na początku lutego 1919 roku, został zdemontowany dopiero 9 grudnia 2023 roku. A ile jeszcze takich toponimów i pomników jest na całej Ukrainie? I pozostają do dziś na okupowanych terytoriach.
Uświadomienie sobie konieczności pożegnania się z totalitarnym dziedzictwem przyszło zbyt późno. Cena za tę świadomość jest niewiarygodnie wysoka – tysiące istnień ludzkich. Tę cenę wciąż musimy płacić. Każdego dnia.
