Eryk MISTEWICZ: "Nie ilość, lecz jakość. Inaczej bylejakość"

"Nie ilość, lecz jakość. Inaczej bylejakość"

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Niesamowite, jak łatwo można w dzisiejszym czasie rozmienić się na drobne. Jak w szybkości, wymuszonej natłokiem spraw, maili, telefonów, tweetów i SMS-ów, w dostosowywaniu się do potrzeb innych zagubić to, co ważne. To co najważniejsze.

.Nigdy nie rozumiałem fenomenu S. Chodzenie tam uznawałem za wyjątkowy absmak. Ani oglądalność wielka, ani jakość prowadzących (czasami zgadzam się na udział w programach tylko z uwagi na osobę prowadzącego czy prowadzącej), ani ciekawy dobór gości. Parę razy obejrzałem programy na poziomie, który świadczyć mógł co najwyżej o zapaści finansowej i braku pomysłu na kanał – to wszystko. Nigdy moja noga nie przekroczyła progu tej stacji. Wpierw zaproszeniom odmawiałem z sympatią, tłumacząc się innymi zajęciami, z czasem – z coraz większą niechęcią.

Gdy przypadkiem, przełączając kanały, zobaczyłem tam kiedyś  zaprzyjaźnionego polityka, wysłałem mu SMSa (nie miał jeszcze wówczas Twittera, dziś śmiga nim aż miło). W krótkich słowach zapytałem: “po co?” on na to: “zaprosili”.

Od dłuższej rozmowy na ten temat wówczas, nie widzę go już w tej stacji. Czasami dzwoni z pytaniem o nowe propozycje, jakie dostaje od mediów. Musi wygrywać kolejne wybory, musi utrzymywać się na powierzchni, musi być rozpoznawalny, nie może każdej kampanii rozpoczynać od początku; poza tym powinien głosić chwałę swej formacji, aby nie spaść na listach ustalanych przez Szefa. A więc – musi chodzić.

– Nie zawsze, nie z każdym, nie wszędzie – powtarzam. I razem analizujemy, do którego programu warto iść, a gdzie nie ma to najmniejszego sensu.

Nie zawsze, nie z każdym, nie wszędzie

Już wie, że najważniejszym wskaźnikiem do podjęcia decyzji o pójściu do programu nie jest ten dotyczący liczby oglądających, słuchaczy czy czytelników. Już nie oponuje, że oglądalność pasma wynosi 1,5 miliona głów. Bo wie, że natychmiast spytam: – Jakich głów? Z kim? Obok kogo? O czym? W jaki sposób? Jaki przekaz pozostawisz? Jak Cię ludzie odbiorą? Występując obok zgranego już do cna artysty estradowego i polityka, który już nie wiadomo kim jest: czy posłem czy senatorem, czy “działaczem społecznym” czy też po prostu “panem z telewizora”. W programie prowadzonym przez laleczkę nie potrafiącą wymówić prawidłowo nazwiska francuskiego premiera i kompromitującą się przed tą swoją półtoramilionową widownią (inna sprawa, że zdaje się nikt z tego 1,5 mln widzów nie zauważył wpadki); mylącą podstawowe funkcje w państwie; nie rozumiejącej podstaw parlamentaryzmu.

.O wyborach decydują ludzie inteligentni. Pozostałym wrzuca się ochłapy, za którymi biegną. To liderzy opinii są dla Ciebie najważniejsi. O nich powinieneś walczyć, o ich zdanie zabiegać. Oni “rozprowadzą Cię” dalej, polecą innym. Zatrzymaj się i z uwagą przeanalizuj, z jakich mediów korzystają, co oglądają i kiedy, co czytają, jakich audycji słuchają. Przypomnij sobie “inteligenckie domy”. Zawalcz o te pozostałe kanały (tak, wiem, już ich tak niewiele, wiem), które zostały; tam występuj, tam mów o przyszłości regionu i transatlantyckim wyzwaniu dla Europy. Tam Cię zrozumieją. Tam docenią.

Nie jest tylko ważne, co mówisz, ale też obok kogo. W jakim towarzystwie. Na jakim poziomie intelektualnym czy merytorycznym. Zobacz, co jest obok Twojej wypowiedzi, obok Twojego tekstu. Zapytaj: z kim chcecie, abym wystąpił w studio.

Nie jest tylko ważne, co mówisz, ale też obok kogo.

Ceń się. Nie niszcz wszystkiego, co osiągnąłeś przez całe zawodowe, przyzwoite życie. Niechlujni prowadzący, prymitywni goście obok Ciebie w studio nie potrafiący sklecić zdania, posługujący się zasobem sześciuset słów i przekrzykujący się jeden przez drugiego, koszmarne oświetlenie, inne produkcje na tym kanale, mówią tylko o Twojej determinacji i zagubieniu. Nie warto.

.Nie ilość, lecz jakość. Inaczej bylejakość. Jeśli planujesz start w tych wyborach, chcesz być prezydentem miasta albo masz już to swoje upragnione miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego, przeczytaj ten tekst jeszcze raz. I nie idź proszę dlatego, że zadzwonili. Uwierz, można wygrać kampanię nie idąc na układ z wszechogarniającą bylejakością. 

Powodzenia!

Eryk Mistewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 lutego 2014