
Nieodpowiedzialność Gazety Wyborczej
Na stronie „Gazety Wyborczej” przeczytałem: „Polaczki to byli, są i będą złodziejami i krętaczami, z tego słynęli i to im najlepiej wychodziło”- pisze Eryk MISTEWICZ
Tak, przeczytałem te słowa na stronie „Gazety Wyborczej” i to „Gazeta Wyborcza” jest odpowiedzialna w pełni za ich opublikowanie. Nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla tych haniebnych słów to, że inne słowa, inne zdania padające czy to w „Gazecie Wyborczej”, czy w innych mediach, są jeszcze bardziej haniebne. Tak jak nie jest usprawiedliwieniem dla zabicia człowieka masowa zbrodnia w takim czy innym kraju, w takim czy innym czasie.
„Gazeta Wyborcza” ponosi pełną odpowiedzialność za te słowa dlatego, że nie dopilnowała, aby nie pojawiły się na jej łamach. Łamy „Gazety Wyborczej” to cała przestrzeń przez nią zarządzana: od stron poświęconych polityce i igrzyskom olimpijskim, poprzez prognozę pogody, aż po ogłoszenia drobne, w przypadku których redakcja interweniuje, jeśli ktoś chce zamieścić nieobyczajną, szkodliwą społecznie, wulgarną treść. Nie jest też usprawiedliwieniem dla tych słów okazowy charakter publikacji: „Zobaczcie, jak ludzie myślą”. Ludzie mogą myśleć różne rzeczy. Odpowiedzialna redakcja takich rzeczy nie publikuje.
„Gazeta Wyborcza” ponosi pełną odpowiedzialność za każde słowo opublikowane w przestrzeni, którą zarządza. Niezależnie od tego, czy mówimy o wersji papierowej, czy internetowej. W jednym i drugim przypadku bowiem czerpie korzyści z zarządzania tą przestrzenią. Ma redaktorów opłacanych z pieniędzy, które wpływają z reklam napędzanych takimi właśnie treściami.
Nie, nie jest żadnym argumentem to, że społeczeństwo jest takie, jakie jest, i dziennikarz nie jest od tego, aby to społeczeństwo edukować. Jest od tego. Jest także od tego.
Nie jest żadnym argumentem to, że nikt już nie kontroluje tego, co się dzieje na stronach zarządzanych przez media, że dziennikarze mają tylko czerpać profity z reklam na swoich stronach, natomiast w najmniejszym nawet stopniu nie mogą tych stron moderować, kontrolować.
Nie ma też przeniesienia obowiązku redakcji na czytelników, aby po zauważeniu słów haniebnych sygnalizowała to gdziekolwiek. Od tego jest redakcja, od tego są redaktorzy, za to biorą pieniądze, na tym polega ich praca.
Nie jest argumentem to, że „efekt skali” uniemożliwia skuteczne zarządzanie redakcyjną stroną internetową; że nie sposób czytać wszystkiego, co publikują na tej stronie dziennikarze i czytelnicy. Jeśli redakcja czerpie profity ze strony, ma obowiązek zadbania o pojawiające się tam treści.
.Nie jest argumentem to, że gdzie indziej jest jeszcze gorzej. Zobaczcie, proszę, jak wyglądają strony porządnych gazet w Europie. Gazet przyzwoitych.
Eryk Mistewicz