O tożsamości Wrocławia i wrocławian. Przenicowanie mitów, analiza solidnych badań
Gdyby przyszło nam zrobić szybką sondę uliczną na temat formułowanych wyobrażeń o swoim mieście, to z pewnością większość wrocławian chętnie by przyznała rację poglądowi, że „jakąś tożsamość i miasto, i mieszkańcy posiadają”. Jakkolwiek odpowiedzi byłyby różne, to sprowadzałyby się do podawania cech, które mają nie tylko identyfikować, ale i wyróżniać (nas mieszkańców) od domniemanych innych – najczęściej w sposób pozytywny. Zgodnie bowiem z pewną potoczną intuicją, tożsamość miasta i ludzi wyraża się poprzez zbiór najbardziej charakterystycznych ich cech.
.W 1997 roku przeprowadziłem badania społeczne, biorąc sobie za cel ustalenie preferencji takich cech, spośród kilku zaproponowanych, tworzących opozycje. Mieszkańcy określali zatem czy ich miasto jest spokojne, czy raczej hałaśliwe, zaniedbane czy raczej czyste, biedne czy bogate etc. Spośród otrzymanych wyników w sposób zdecydowanie pozytywny wyróżnione zostały dwie cechy, poprzez które mieszkańcy chcieli pokazać, że Wrocław jest miastem z tradycją oraz, że jest miastem lubianym.
To samo pytanie zadałem potem w badaniach w 2005 roku, a uzyskane odpowiedzi były wyjątkowo zbieżne w odniesieniu do wszystkich badanych zestawów cech, co pokazuje jak trwałe bywają formułowane przekonania, nabierając cech autostereotypu.
Tego rodzaju wyniki najlepiej pokazują tę szczególną właściwość tożsamości, która czyni z niej „obiekt” postawy. Nie jest ona pojęciem abstrakcyjnym, lecz jest określana wobec czegoś, lub kogoś, pozwala także określić rodzaj relacji – a wiec łączy mieszkających w nim ludzi, z tym, co tworzy ich przestrzeń życia.
.Z punktu widzenia interpretacji socjologicznej tożsamość jest nierozerwalnym elementem życia zbiorowego. Jest wyrazem trwałych form uspołecznienia, gwarantując ich trwanie, a członkom zbiorowości dając subiektywne poczucie przynależności. A mówiąc bardziej trywialnie – jest składnikiem więzi zbiorowej.
Można by się zastanowić, jakie są warunki kształtowania się tożsamości? Bez wątpienia odnosi się ona do sfery symbolicznej, odpowiadając za treść lub sposób formułowania zbiorowych wyobrażeń. Jak zauważa Piotr Lorens, można ją uznać za swoisty skrót pojęciowy, oznaczający istnienie fizycznego odzwierciedlenia charakteru historii i tradycji miasta oraz jego mieszkańców czy społeczności miejskiej, odróżniających je od innych miejsc i zbiorowości.
Tworzenie tożsamości to zdecydowanie proces, który wymaga spełnienia kilku warunków. Mam tu na myśli choćby ten podstawowy, że do wytworzenia symbolicznej treści miasta potrzebni są zamieszkujący je ludzie. Tożsamość dzieje się „od środka”, a nie „od zewnątrz”. Aby zachować autentyczność, nie może być ludziom narzucana, lecz musi być przez nich wytworzona. Stąd bezpośrednio wynika następny warunek, że to sami mieszkańcy muszą z miasta uczynić swoją przestrzeń znaczącą. Robią to na różne sposoby, czego wyrazem są choćby pomniki czy wyróżniające się budowle, które ustalają hierarchię symbolicznej powagi miejsc i ludzi. Dodajmy wreszcie, że w sposób najbardziej aktywny tożsamość tworzona jest w przestrzeni publicznej jako ogólna narracja obejmująca miasto i jego mieszkańców, koncentrująca się na żywotnych interesach zbiorowości. Z tego też względu ton tej narracji w sposób najbardziej widoczny nadają elity kulturalne, społeczne, a wreszcie polityczne.
Rozpatrywany w powyższym kontekście proces tworzenia tożsamości Wrocławia i mieszkańców natrafia na trudności, które powodują, że potoczne jej rozumienie odrywa się od sfery faktów, wskazując bardziej swoją aspirującą funkcję, zresztą bez zafałszowania jej subiektywnych aspektów. Te ostatnie są płaszczyzną silnego emocjonalnego związku, jaki łączy mieszkańców i miasto.
W szeregu badań realizowanych miedzy 2005 a 2014 rokiem wrocławscy socjologowie wykazywali szczególny i trwały fenomen wyróżniający Wrocław na tle innych dużych polskich miast. Otóż mieszkańcy pytani o poczucie związku z miejscem zamieszkania, ujętym w formie pewnej hierarchii, jako najsilniejszy wskazywali na związek jaki łączy ich z samym miastem. Jest to związek silniejszy niż w przypadku osiedla, ulicy, nieznacznie nawet przewyższający poczucie związku z domem – zajmowanym mieszkaniem.
.O ile afektywny element tożsamości jest bardzo silny – pamiętajmy: wrocławianie lubią swoje miasto i uważają, że jest lubiane – o tyle jej obiektywistyczny wymiar, wyrażający się w ciągłości pamięci historycznej, jest praktycznie nieobecny.
Historia Wrocławia jest głęboko związana nie tyle z regionem, co przede wszystkim z losami Polaków oraz kraju – co jest w pamięci zbiorowej mieszkańców silnie zaznaczone. Wrocław obok Szczecina jest tym dużym polskim miastem, w którym nastąpiła całkowita wymiana ludności, a towarzysząca jej narracja historyczna została brutalnie zerwana, co potwierdzają dostępne dane empiryczne.
Z badań prowadzonych przez zespół Barbary Pabian w latach 2014–2016 wynikają dwa podstawowe fakty – że oto zapomniany jest okres przedwojenny (81 proc. mieszkańców nie potrafi wykazać i wskazać jako ważnych wydarzeń sprzed 1939 roku). Natomiast pamiętane są przede wszystkim wydarzenia bieżące. W prowadzonych przeze mnie badaniach ustalających hierarchię najważniejszych wydarzeń w historii miasta – w pytaniu otwartym – tylko 4,3 proc. mieszkańców z 697 ankietowanych wskazało na ważne wydarzenia sprzed II wojny światowej. Z kolei w ostatnich badaniach aż 48 proc. mieszkańców wskazuje, że wydarzenia warte zapamiętania to przede wszystkim Wielka Powódź z 1997 roku (48 proc. mieszkańców tak uważa). Z kolei mistrzostwa Europy w piłce nożnej z 2012 roku chce tak pamiętać 31 proc. mieszkańców, a Kongres Eucharystyczny z 1997 roku – 19 proc. Warto odnotować, że w 2006 roku na pierwszym miejscu wydarzeń godnych zapamiętania była Wielka Powódź (35 proc.), zaraz za nim uplasował się Kongres Eucharystyczny (25 proc.).
Jak się wydaje logika tej narracji jest zdominowana przez oczywisty związek historii i polityki.
Przez z górą czterdzieści lat „od zera” powstawały zręby nowego polskiego miasta, lecz narracja towarzysząca swobodzie sfery publicznej była reglamentowana.
.Towarzyszył jej – jak zauważa Katarzyna Kajdanek – swoisty ból fantomowy po obciętej pamięci, który był leczony nie przez dyskurs obywatelski, lecz ten państwowy. Nie obyło się przy tym bez tworzenia – korzystnych dla władzy ludowej mitów – charakterystycznych jak zauważa Barbara Pabian dla zbiorowości wykorzenionej – podatnej na tworzenie mitów założycielskich, jak choćby ten o lwowskości Wrocławia. Mitu chętnie podtrzymywanego przez same elity społeczne miasta. Łatwo je zresztą było zdementować, już podówczas – w momencie tworzenia. Bowiem statystyki ludnościowe miasta z 1950 roku wskazywały, że z ogółu 309 tys. mieszkańców Wrocławia, do miasta z województwa poznańskiego w obszarze sprzed 1939 roku przybyło 12 proc. osób, a w dalszej kolejności z Warszawy 8 proc., województwa kieleckiego 7 proc., lubelskiego 5 proc. Z terenów dawnego ZSRR (bez wskazania miejsca) przybyło ogółem 29 proc. mieszkańców. Właściwie też poza tym nie ma innych równie oczywistych mitów, tak wyraźnie osadzonych w okresie PRL-u. Mamy więc tu raczej do czynienia z dziurą w tworzeniu narracji miasta i mieszkańców.
Proces nabywania tożsamości otwiera swój nowy rozdział dopiero po zmianach ustrojowych i przywróceniu samorządności lokalnej na początku lat dziewięćdziesiątych.
Można by zapytać jaka refleksja płynie dla nas z wiedzy o dotychczasowych procesach kształtujących tożsamość lokalną i jakie są jej prognozy na przyszłość? Z jednej strony, poprzez szczególny stosunek do dawnych (zapomnianych) wydarzeń i niechęć – nierozpoznawanie miejsc i postaci związanych z niemiecką historią miasta, mamy do czynienia z trwałymi elementami o charakterze konserwatywnym – a w istocie narodowym, zastępującym elementy tożsamości swoiście lokalnej.
Można by w tym miejscu – jako doskonałą ilustrację – przytoczyć historię nieudanej akcji Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia z 2011 roku, której celem było uhonorowanie imieniem Georga Bendera jednego z wrocławskich wzgórz. Akcja ta – zauważona przez lokalne media – rozpętała falę negatywnych komentarzy i w rezultacie ostateczny brak zgody władz miasta na realizację tego pomysłu.
Z drugiej strony w swojej obecnej dynamice sposób kreowania tożsamości ma przede wszystkim charakter adaptacyjny – koncentruje się na bieżących wydarzeniach. Z tego też względu należy przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości Mistrzostwa Europy w piłce nożnej oddadzą swoją palmę pierwszeństwa zajmowanego w pamięci mieszkańców, odbywającej się właśnie Europejskiej Stolicy Kultury, a kto wie czy w przyszłości nie będą to także zawody World Game.
Na stare procesy tożsamościowe nakładają się na całkiem nowe, związane z globalizacją i komercjalizacją wydarzeń, odpowiadających zarazem podstawowym rytom społeczeństwa globalnej konsumpcji. Zatem tożsamość określą nie te wydarzenia uznane za ważne przez historię, lecz te, które będą ważne w świecie konsumpcji.
.Wreszcie należy założyć wzrost znaczenia opozycyjnego procesu, jego symptomem jest odnotowywany wzrost aktywności w sferze publicznej miasta – która tradycyjnie stanowi arenę wypowiedzi i ścierania się poglądów.
W ramach demokratycznej dysputy można będzie obserwować – choćby w związku z obecną aktywnością ruchów miejskich – wzrost znaczenia wielu dotąd nieujawnionych partnerów, nadających ton refleksyjnej dyskusji o tożsamości. Nie jest to jednak zjawisko niekorzystne, bowiem obok władzy publicznej – reprezentowanej przez samorząd, do dyskusji z coraz większą szansą na usłyszenie włączać się będą aktywni mieszkańcy, występujący w imieniu własnym, pod szyldem organizacji czy działających w ramach grupy sąsiadów.
.Czy zatem otwiera się przed nami przez to nowa era oddolnej tożsamości? Być może tak, o ile współgra ona z rozwojem społeczeństwa informacyjnego i tym bardziej im towarzyszy nam poczucie zagrożenia.
Jacek Pluta