O demokracji we Wrocławiu
Wrocław, jak zresztą wszystkie miasta świata, nie jest miastem skończonym, urządzonym kompletnie. Ma swoje problemy i wady, ale również wiele zalet. Jedną z nich jest odwaga w podejmowaniu wyzwań. Dążenie do decentralizacji, podzielenia się władzą i odpowiedzialnością, możliwość samostanowienia mieszkańców najmniejszych nawet osiedli – pisze Jacek SUTRYK
.Jedynym pewnym i stałym elementem naszego życia są zmiany – to powszechnie znana prawda. Tak znana, że wielu z nas przestało już zwracać na nią uwagę. Jednak procesy zachodzące od kilku już lat w naszym życiu społecznym wywracają do góry nogami świat, w którym żyjemy. Szanując i wierząc w demokrację chcemy, żeby wyglądała ona inaczej niż dotychczas. Sam akt uczestniczenia w wyborach, na różnych szczeblach, już nam nie wystarcza. Chcemy mieć realny wpływ na to, co po nich. Dotyczy to wszystkich poziomów naszego życia jako społeczności. Jeszcze bardzo niedawno wystarczyło, że wybraliśmy „swoich” i zostawialiśmy im wolną rękę wierząc, że zrobią tak jak chcemy. Dziś, być może nauczeni doświadczeniem, oczekujemy, że będziemy mieć wpływ na bieżące zarządzanie naszymi pieniędzmi, przestrzenią w której żyjemy. Mówiąc wprost na podejmowanie decyzji. Przykładem opisywanych zmian jest choćby spektakularny wzrost znaczenia budżetów obywatelskich.
Jeżeli nie teraz…będzie za późno
Wiele wskazuje na to, że we Wrocławiu dostrzegliśmy zmianę w odpowiednim momencie. Już przed kilku laty rozpoczęliśmy rozmowę z mieszkańcami na tematy dla wszystkich najistotniejsze. Wyrazem innego, nowego podejścia do kontaktu z mieszkańcami jest również program „Wrocław rozmawia”, w ramach którego konsultujemy codzienne sprawy i dajemy przestrzeń różnym środowiskom do przedstawiania własnego punktu widzenia.
Dość często, przy różnych okazjach w opisach nowych projektów czy programów w wypowiedziach urzędników wrocławianie określani są jako ludzie aktywni, z aspiracjami, dobrze wykształceni, ambitni. Dziś już nie trzeba się zastanawiać czy tak jest w istocie.
Wrocławianie dają jasną odpowiedź: wymagamy poważnej rozmowy i poważnego traktowania.
Wrocławianie chcą dyskusji i dopuszczenia do procesu decyzyjnego w sprawach wspólnoty samorządowej, solidarności, wolności, samostanowienia czy też decentralizacji władzy na kolejnych szczeblach miejskiego samorządu. W rozmowach, które prowadzimy najczęściej pojawiają się: osiedlowe centra lokalne, biblioteki jako ośrodki kultury, organizacje pozarządowe, partycypacja, budżety obywatelskie, sąsiedzkie współdziałanie, ale też place zabaw, ścieżki rowerowe, spektakle, turnieje i urządzanie podwórek, sadzenie drzewek na pobliskich skwerkach. Jeszcze niedawno wydawałoby się, że to kwestie z punktu widzenia wielkich i ważnych inwestycji miejskich nie najważniejsze, ale takie myślenie to błąd, bo to rozmowa o demokracji.
Alexis de Tocqueville w Radzie Osiedla
Przytoczę słowa profesora Marcina Króla, historyka idei i filozofa polityki, który niedawno był uczestnikiem, jednej z kolejnych wrocławskich debat, z jego książki zatytułowanej „Jaka demokracja”: „Samorząd jest lub powinien być najbardziej demokratyczną instytucją.(…) Im więcej samorządu w demokracji, im mniejsze wspólnoty mają samorządowy charakter i im więcej decyzji zależy od samorządu, tym lepiej dla demokracji. (…) Wielcy propagatorzy demokracji – Jean-Jacques Rousseau czy Alexis de Tocqueville – pisali o demokracji na skalę lokalną (…) Dzisiaj miliony tych, którzy pisząc o demokracji powołują się na słynne dzieło Tocquenville’a „O demokracji w Ameryce” nie zauważają lub nie chcą zauważyć, że w ogóle nie zajmował się instytucjami państwa, ale jedynie instytucjami wspólnot ludzkich”.
I tak jest w przypadku Wrocławia, który nie zważając na – w moim najgłębszym przekonaniu – niebezpieczne polityczne tendencje wyraźnie zmierzające do centralizacji władzy, bardzo poważnie myśli i planuje jej „oddanie”, przekazanie, stworzenie warunków do partycypacji społecznej. Staramy się wykorzystać coraz lepszą frekwencję w wyborach do rad osiedlowych i sprawić, by aktywność mieszkańców została wykorzystana dla rozwoju miasta w jak największym stopniu. Rezygnacja z tak obranego kierunku byłaby marnotrawieniem ludzkiego wysiłku, ogromnego potencjału aktywności społecznej, zaprzepaszczeniem szansy zbudowania prawdziwie obywatelskiego społeczeństwa
Solidarność XXI wieku
Ta rozmowa i dialog o demokracji, w którą udało się we Wrocławiu zaangażować już kilkuset radnych osiedlowych, kilkadziesiąt organizacji pozarządowych, animatorów kultury i życia społecznego oraz wielu najważniejszych miejskich urzędników toczyła się w ostatnim roku we wszystkich 48 osiedlach Wrocławia. Podczas wielu codziennych spotkań oraz pierwszego nie tylko w stolicy Dolnego Śląska, ale i chyba w Europie Kongresu Rad Osiedli uczymy się współpracować, budować relacje, rozumieć się wzajemnie. Nie jest to proces łatwy, to kwestie bardzo poważnych i głębokich zmian instytucjonalnych i świadomościowych i jako taki wymaga czasu. Ale im więcej stworzymy takich okazji, choćby nawet do kuluarowych rozmów, co obserwowaliśmy podczas kongresu, tym mocniej zaangażują się wszyscy jego uczestnicy.
Na miejsca spotkań z pełną premedytacją wybieramy obiekty symboliczne: Halę Stulecia – obiekt Światowego Dziedzictwa UNESCO czy Centrum Historii Zajezdnia – miejsce legendarne, gdzie w sierpniu 1980 roku zrodziła się wrocławska Solidarność. Dlaczego te wybory są tak istotne? Ponieważ rozmawiamy o przyszłości Wrocławia, zmianach jego ustroju samorządowego i decentralizacji władzy w mieście. Miejsca z historią inspirują do kolejnych prodemokratycznych, obywatelskich idei.
Prof. Marcin Król w swoich analizach systemu demokratycznego apeluje, by politycy przestali zarządzać wyłącznie bieżącymi sprawami czyli walczyć o władzę tu i teraz (no może w perspektywie kolejnych wyborów), ale by próbowali działać na rzecz przyszłości. Żeby mieli odwagę tworzyć i proponować wizje społeczne. Z satysfakcją mogę powiedzieć, że we Wrocławiu tworzymy takie wizje. Nie tylko za pomocą różnych opracowań społecznych i strategii rozwoju miasta, ale też np. przez powstały przy okazji wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury 2016 dokument „Kultura – Obecna! Diagnoza potencjału kulturowego Wrocławia oraz Strategia Rozwoju Kultury w perspektywie 2020”.
Wartością jest to, że samorząd Wrocławia buduje taką wizję nie tylko jako miasto – instytucjonalny urząd, ale wspólnie ze wszystkimi aktywnymi obywatelami, skupionymi w radach osiedli, instytucjach społecznych, kulturalnych czy pozarządowych. A także zapraszając do rozmowy mieszkańców pozostających poza formalnymi grupami, ale po prostu zainteresowanych debatą o mieście, jego rozwojem i przyszłością. W tej interdyscyplinarnej i bardzo szerokiej dyskusji biorą udział wszyscy uczestnicy wrocławskiego dialogu obywatelskiego. I na tym zależało nam najbardziej.
Spotkajmy się na placu zabaw
Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz wspominał niedawno, że w 2003 roku, jeszcze przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, we Wrocławiu, podczas pierwszego roku pierwszej jego kadencji, odbył się Europejski Kongres Regionów i Miast. Rozmawiano wtedy o decentralizacji, którą Europa kontynentalna rozumiała jako podział kompetencji i obowiązków między rządem, administracją państwową a samorządami. A Brytyjczycy już wówczas rozumieli to zjawisko odmiennie, bardziej lokalnie – jako zmianę procesu organizacji życia w większych skupiskach miejskich, podziale kompetencji pomiędzy dzielnice i osiedla. Od wielu lat aktualne są w tym kontekście idee filozofa Benjamina Barbera, że państwo w obecnym kształcie, nie jest w stanie zaspakajać wszystkich potrzeb i odpowiadać na wszystkie wyzwania społeczne. Poza tym funkcjonujemy w rzeczywistości, w której życie coraz bardziej koncentruje się w dużych miastach. Wrocław to rozumie, a co ważniejsze – tego doświadcza. Staramy się sprostać tym cywilizacyjnym wyzwaniom, niezależnie od politycznych, aktualnych kontekstów.
Oczywiście, gdy rozmawiamy o decentralizacji, musimy rozmawiać o finansach. Po cyklu (a właściwie maratonie) spotkań z radami osiedli oraz wspomnianym już kongresie, na zaspokojenie pewnych potrzeb niższych szczebli samorządów miejskich przeznaczyliśmy na dwa lata około 190 mln zł. W ostatnich latach na oddolne projekty obywatelskie – poprzez Wrocławski Budżet Obywatelski – wydajemy coraz więcej. Te pieniądze przeznaczane są na place zabaw, boiska, ścieżki rowerowe, chodniki i na dziesiątki innych czasem fantastycznych pomysłów i projektów mieszkańców zgłaszanych masowo ze wszystkich zakątków miasta, których często z perspektywy urzędu nie było widać. Ale tu czai się pewna trudność, z której nie wszyscy uczestnicy opisywanego procesu zdawali sobie do tej pory sprawę: wspólna odpowiedzialność nie tylko za wydawanie pieniędzy, ale także wspólne ich poszukiwanie.
48 miliardów nie stworzy demokracji
Niedawno radny jednego z wrocławskich osiedli wyliczył, że aby zaspokoić wszystkie ich potrzeby wystarczyłby miliard złotych. Chętnie wierzę w te wyliczenia, ale liczę dalej. Mnożąc tę kwotę przez liczbę wrocławskich osiedli – 48 miliardów złotych wystarczyłoby na zaspokojenie potrzeb mieszkańców wszystkich osiedli. I tu, jako człowiek, który się w tym mieście urodził, wychował i któremu na nim zależy, wyrażę nadzieję, że decentralizacja nigdy nie będzie polegała na tym, by jej efektem było stworzenie 48 wzorcowych mikromiast wyposażonych infrastrukturalnie we wszystko, co jest możliwe. Zupełnie nie o to chodzi. Realizując taki scenariusz zatracilibyśmy niepowtarzalny, różnorodny charakter miasta. Nie muszę chyba przy tym wspominać, że ani Wrocławia, ani żadnego z europejskich miast, nawet ze znacznie bogatszych krajów, nie stać na wydawanie – a i zarobienie – tak gigantycznych pieniędzy. Jeszcze długo nie będzie nas na to stać, najpewniej nigdy.
Ale w naszych wspólnych pomysłach na decentralizację nie chodzi głównie o pieniądze. Nie chodzi o „odgórne” zaplanowanie jak mają działać i jaką mają mieć strukturę rady osiedli.
Chodzi nam przede wszystkim o „ … ludzi, którzy bezinteresownie chcieliby działać dla wspólnego dobra.” (…) W biznesie najważniejszy jest lider i realizacja ustalonych wyników, w demokracji wszyscy jesteśmy równi. Demokracja bezpośrednia na poziomie bliskim obywatelom, to ideał demokracji” – znów posłużę się słowami profesora Marcina Króla, które wypowiedział podczas naszego ostatniego spotkania we Wrocławiu. Tego właśnie szukamy – definicji lokalności, formułowania zadań, które moglibyśmy zdefiniować jako osiedlowe, uwolnienia obywatelskiej aktywności, demokracji osiedlowej. Konsekwencją będzie „oddanie” osiedli w jeszcze większym stopniu w ręce mieszkańców, aktywnych obywateli z poszczególnych, sublokalnych społeczności.
I z pełnym przekonaniem przeznaczamy i będziemy przeznaczać na to pieniądze, choć nie będzie to miliard na każde osiedle. Ale wciąż musimy pamiętać, że działamy w określonych ramach ustrojowych i miasto, to także myślenie „ogólnomiejskie”. Za wiele działań i wielkich inwestycji, które mają taki właśnie charakter, odpowiadają władze samorządowe i nikt ich z tej odpowiedzialności nie zwolni.
.Wrocław od lat wg wielu badań i rankingów, zarówno w Polsce jak i w Europie jest postrzegany jako dobre miejsce do życia, miasto przyjazne, otwarte, pomysłowe, rozwijające się. Z tego czerpiemy satysfakcję, motywację i dumę. Jednak wszyscy powinniśmy zdać sobie sprawę, że nie jest sztuką wieczne narzekanie na własne gniazdo, ale wskazywanie co jeszcze można urządzić lepiej i jak, konstruktywna praca nad dalszym rozwojem. Tak rozumiem lokalny patriotyzm.
Wrocław, jak zresztą wszystkie miasta świata, nie jest miastem skończonym, urządzonym kompletnie. Ma swoje problemy i wady, ale również wiele zalet. Jedną z nich jest odwaga w podejmowaniu wyzwań, tych wielkich i tych małych. Dążenie do decentralizacji, podzielenia się władzą i odpowiedzialnością, możliwość samostanowienia mieszkańców najmniejszych nawet osiedli, zaliczam do tych… wielkich. To przecież tam rodzi się i wciąż odnawia demokracja. Ta prawdziwa, nie ta ze sztandarów i przemówień.
Jacek Sutryk