Wybory prezydenckie Francja. Czas na ambitny nowy ład
Francja szykuje się na kolejne pięć lat doraźnych reform, pięć lat gniewu i buntów, pięć lat zaklinania rzeczywistości – pisze Jacques ATTALI
.Światu i ludziom – obecnym pokoleniom i przyszłym – zostało bardzo mało czasu, aby uchronić się przed zagrożeniami natury ekologicznej, zdrowotnej, społecznej, demograficznej, ekonomicznej, żywieniowej, wojskowej, technologicznej i ideologicznej. Zostało bardzo mało czasu, aby uczynić z ludzkości przyjaznego i pozytywnego aktora życia.
Zostało bardzo mało czasu, aby uratować kruchą demokrację przed dramatem, jakim są żądania identytarystyczne i zapędy totalitarne. Zostało bardzo mało czasu Francji i Francuzom, aby uniknąć upadku, wojny domowej, nastania złych czasów, których obecna pandemia jest tylko jednym z wymiarów, jednym z symptomów. Zostało niewiele dziesięcioleci, niewiele lat, aby stworzyć w końcu cywilizację przyjazną, nad której powstaniem przez tysiąclecia pracowały miliony ludzi.
Po raz kolejny Francja – wielki kraj, pełen obietnic i mierzący się z tyloma zagrożeniami – przygotowuje się do wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Po raz kolejny żadna partia nie przedstawiła jeszcze zaktualizowanego całościowego programu. Po raz kolejny debata skupia się na rywalizacji między potencjalnymi kandydatami czy też pomiędzy kandydatami na kandydatów. Co więcej, jednym z wiodących tematów debaty jest pandemia, która wymusza podjęcie pilnych decyzji dotyczących zdrowia publicznego i wolności obywatelskich. Tylko tyle i aż tyle.
Jeśli tak dalej pójdzie – jeśli pójdzie tak, jak idzie już od dawna – następny prezydent i następna większość parlamentarna (jeśli się w ogóle wyłoni) obejmą ster władzy bez klarownej wizji sytuacji na świecie, bez przejrzystej analizy słabości i siły państwa, bez długoterminowego projektu, bez dopracowanego, spójnego i kosztowo wiarygodnego programu, bez woli szybkiego i zdecydowanego działania. Francja szykuje się na kolejne pięć lat doraźnych reform, pięć lat gniewu i buntów, pięć lat zaklinania rzeczywistości.
Nawet najbardziej chcący prezydent i najbardziej zjednoczona i zdeterminowana większość parlamentarna nie wystarczą. Bez uświadomienia sobie zagrożeń, bez mobilizacji wszystkich aktorów społeczeństwa, bez globalnego i ambitnego projektu zakorzenionego w historii i geografii Francja – mimo wyjątkowości swoich sukcesów i swoich talentów – będzie stopniowo staczać się po równi pochyłej we wszystkich wymiarach: w szkolnictwie, służbie zdrowia, stosunkach społecznych, świeckim państwie, sprawiedliwości społecznej, bezpieczeństwie, rolnictwie, przemyśle, środowisku naturalnym, pozycji w świecie. Francja coraz bardziej będzie tracić swoją suwerenność. Równocześnie Unia Europejska, której Francja jest jednym z kluczowych członków, będzie traciła tożsamość i geopolityczne znaczenie, stając się coraz mniej suwerenna. Aby uciec na jakiś czas do przodu, kraj zadłuży się jeszcze bardziej, nie tylko kosztem naszych dzieci, ale także wnuków i prawnuków.
Na to wszystko nałoży się jeszcze zwyczajowy ideologiczny sztafaż jałowych sporów i ekstremistycznych narracji. Przybędzie manipulatorów, improwizujących polityków, skandalizujących polemistów, którzy w pogoni za łatwą sławą odwoływać się będą do wyobrażeń z minionych wieków, które zdawały się na zawsze przebrzmiałe. Francuzi – rozdarci między lękiem przed upadkiem ich kraju i przed utratą tożsamości, piętnowaniem „elit”, strachem przed „wielkim zastąpieniem” oraz przekonaniem, że dla ich dzieci nie będzie już żadnej przyszłości – z wyborów na wybory coraz chętniej będą ulegać pokusie uproszczonego myślenia i niedostrzegania złożoności rzeczywistości.
* * *
A jednak istnieją sposoby, abyśmy wyszli z tego impasu bardziej wolni i szczęśliwsi. Aby stało się to możliwe, potrzebujemy – my wszyscy – woli i długofalowej mobilizacji wokół pewnej wizji świata oraz sprawiedliwego i demokratycznego projektu.
Zadanie zwycięzcy w najbliższych wyborach prezydenckich będzie tytaniczne. On lub ona będzie musiał (musiała) stanąć na czele państwa i podjąć tę walkę. Nie będzie w stanie w pojedynkę zaleczyć dawnych i aktualnych ran społecznych, stawić czoła ogromnym wyzwaniom, jakimi są transformacja społeczeństwa i gospodarki, wzmocnienie osłabionego francuskiego modelu społecznego, zapewnienie spójności narodowej, oparcie się mirażom identytarystycznym, jasne wskazanie naszego miejsca w Europie i w świecie. Wszyscy decydenci – w zakresie polityki, gospodarki, społeczeństwa – wszyscy obywatele powinni uczestniczyć w tym projekcie. Wybory prezydenckie są okazją do debaty o wyzwaniach i o niezbędnych reformach, w których każdy będzie miał swoją rolę do odegrania.
Wiemy, że istnieje ogromna różnica między wizjami i projektami lewicowymi a prawicowymi; że istnieją niuanse w obrębie tych wielkich rodzin politycznych. Niezależnie jednak od tego wszystkie te wizje i wszystkie te projekty będą musiały wpisać się w jedną wspólną analizę rzeczywistości, w jakiej funkcjonuje społeczeństwo francuskie, oraz we wcielenie w życie fundamentalnych reform.
Reformy te będą musiały w pierwszym rzędzie ochronić bezpieczeństwo, zdrowie, wolności oraz poziom życia Francuzów. Będą musiały uwzględnić szczególnie osoby w najtrudniejszej sytuacji życiowej, zwłaszcza dzieci, które będą priorytetem. Będą musiały rozwijać to, co nazywam „ekonomią życia”, to znaczy sprzyjać wszystkim sektorom – które w ten czy w inny sposób chronią życie ludzkie, które nie powinny zależeć od energii z kopalin ani od żadnej trucizny – służbie zdrowia, szkolnictwu czy zrównoważonej energii. To one mają przynieść wzmocnienie Republiki oraz francuskiej suwerenności w Europie, która stawać się będzie stopniowo coraz bardziej suwerennym mocarstwem, oraz w świecie, w którym coraz skuteczniej kontrolować będziemy procesy globalizacyjne. To dzięki tym sektorom sprzyjać będziemy rozwojowi działań o charakterze niemerkantylnym oraz powstaniu społeczeństwa darmowości – jedynej radykalnej odpowiedzi na postępującą śmiercionośną degradację naszej planety.
* * *
W ciągu ostatnich pięciu lat świat uległ ogromnym zmianom. W ciągu ostatnich dwóch lat pandemia zabiła miliony ludzi i pogłębiła przepaść między bogatymi a biednymi, także między bogatymi a biednymi krajami. Wyzwania klimatyczne wszystkim jawią się już jako oczywiste i dramatycznie pilne. Chiny stały się supermocarstwem w bardzo wielu dziedzinach. Stany Zjednoczone – nawet jeśli pozostają mocarstwem dominującym – tracą na znaczeniu. Unia Europejska zdołała zachować jedność mimo utraty Zjednoczonego Królestwa. Wszędzie na świecie trwa ostra rywalizacja. Wszędzie żyją ludzie biedni lub zagrożeni biedą. Równocześnie firmy o światowym zasięgu zapewniają swoim właścicielom kolosalne fortuny.
Na te wszystkie zagrożenia świat potrafił zareagować: powstały szczepionki, zmniejszono emisję gazów cieplarnianych. Dokonano niesłychanego postępu technologicznego w wielu dziedzinach – zwłaszcza w dziedzinach ekonomii życia. Świat stał się zarazem bardziej solidarny i bardziej sfragmentaryzowany. Pandemia pokazała, że bogaci potrafią ochronić swoje zdrowie, gdy tymczasem wszyscy pozostali byli skazani na chaos. Ale pokazała ona przede wszystkim, że nawet gdybyśmy tego bardzo chcieli, wielkim złudzeniem jest powrót do świata sprzed jej nastania – świata marnującego energię, egoistycznego, nieczułego na potrzeby innych, a w szczególności potrzeby przyszłych pokoleń.
Aby społeczeństwo było zrównoważone i trwałe, musi nie przestawać działać na rzecz przyszłych pokoleń. To właśnie nazywam „społeczeństwem pozytywnym”. To jemu sprzyjać ma rozwój ekonomii życia.
Obecna pandemia przypomniała jedynie, że społeczeństwo może być pozytywne jedynie wtedy, gdy potrafi ograniczyć produkcję dóbr, które niszczą jego podwaliny – dóbr produkowanych z użyciem kopalin oraz sztucznych cukrów – i gdy potrafi produkować dobra niezbędne do podtrzymania swojego rozwoju: zdrowia, edukacji, higieny, zrównoważonego rolnictwa, zdrowego żywienia, czystej wody, powietrza, którym da się oddychać, czystej energii, zrównoważonego budownictwa mieszkaniowego, kultury, mediów, bezpieczeństwa, demokracji, ubezpieczeń, logistyki, handlu, gościnności, niespekulatywnego świata finansów. W świecie sprzed pandemii sektory te stanowiły około 58 proc. PKB Stanów Zjednoczonych, 56 proc. PKB Unii Europejskiej, 51 proc. PKB Japonii. Wskaźnik ten powinniśmy zmienić, tak aby wynosił 80 proc. Pozostałe sektory powinny zostać jak najszybciej przeorientowane, a ci, którzy w nich pracują, powinni zostać przeszkoleni do pracy w nowych zawodach, które przydadzą sensu ich pracy oraz zapewnią im dużo czasu dla siebie, czasu dobrego, wolnego od produkcji i od merkantylnej konsumpcji. To olbrzymie wyzwanie.
* * *
.To, co dotyczy świata, tym bardziej dotyczy Europy, a zwłaszcza Francji.
Pandemia dowiodła okrutnie, że europejscy przywódcy nie byli w stanie antycypować zapotrzebowania na maski, respiratory, szczepionki. Kryzys klimatyczny pokazuje, jak bardzo jesteśmy zapóźnieni, jeśli chodzi o nieodzowną redukcję emisji gazów cieplarnianych. Te dwa kryzysy przypomniały wszystkim, jak ważne są przewidywanie, zapobieganie, przygotowanie przyszłości, ochrona najsłabszych i wzmacnianie jedności narodowej.
Nasz kraj w chwili próby potrafił wykrzesać z siebie tak dużo siły witalnej, że przeszło to wszelkie wyobrażenia. Służba zdrowia zdała egzamin. Odsłoniły się pokłady międzyludzkiej solidarności. Instytucje publiczne oraz firmy prywatne, świat kultury oraz stowarzyszenia wykorzystały kryzys, by udowodnić, że są w stanie wykonać więcej niż to, czego się od nich oczekuje. Wolność obywateli nie została w zasadzie naruszona, oczywiście w ramach ograniczeń narzuconych przez wymogi sanitarne i mimo kilku kontrowersyjnych i zbytecznych zmian w przepisach.
Zbyt wcześnie jednak na gratulacje. Jest jeszcze wiele bomb z opóźnionym zapłonem – pandemia wciąż bowiem nie ustaje i zapewne jeszcze zostanie z nami; służba zdrowia jest na skraju wyczerpania; nasila się fragmentacja społeczeństwa; z otwartą przyłbicą głoszone są poglądy rasistowskie i antysemickie; wzmagają się prozelityzm i separacjonizm; pogłębiają się napięcia społeczne; dług publiczny urósł do niebotycznych rozmiarów; kryzys klimatyczny wymyka się spod kontroli; liczba biednych przekroczyła 10 milionów; z zasiłków dla osób o bardzo niskich dochodach korzysta już ponad 2 miliony ludzi.
Wszelkie sondaże na poziomie unijnym rok w rok pokazują, że Francja jest krajem, którego mieszkańcy najbardziej boją się popaść w biedę (86 proc.), daleko przed Szwecją (43 proc.), Włochami (55 proc.) czy Niemcami (64 proc.). Pomoc publiczna na wielką skalę (jak np. fundusz solidarności czy plan odbudowy) doprowadziła do ogromnego deficytu. Poziom długu publicznego jest najwyższy w historii (dwukrotność długu Niemiec). W wielu branżach przemysłu Francja nie istnieje. Zaniedbano, wręcz zostawiono na pastwę losu szkolnictwo. Służba zdrowia już dawno nie należy do najlepszych na świecie. Pauperyzacja dotyka całych obszarów wschodniej, północnej i południowej Francji. Ludzie z goryczą patrzą na niepohamowane bogacenie się niektórych i unikanie przez nich płacenia podatków we Francji – choć trzeba przyznać, że mechanizmy redystrybucyjne obowiązujące w naszym kraju są jednymi z najsolidniejszych na świecie. Językiem francuskim mówi coraz mniej obywateli. Integracja imigrantów szwankuje. Francja wystawiona jest bardziej niż kiedykolwiek na niebezpieczne namiętności.
.Aby dać odpór tym zagrożeniom, należy stworzyć pozytywny projekt dla Francji. Tylko taki projekt przyniesie sukces. Trzeba zaproponować obywatelom przejrzysty pakt, który da podwaliny do stworzenia nowoczesnego państwa, zrównoważonej gospodarki, skutecznej i transparentnej Europy oraz odnowionej demokracji. A zwłaszcza – i to najważniejszy z celów – trzeba przygotować nasze społeczeństwo na dobre przyjęcie następnych pokoleń poprzez bardzo ambitną politykę pronatalistyczną.
Jacques Attali
Tekst ukazał się w nr 38 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].