Jakub WIECH: Zielony koronawirus. Czy po pandemii będziemy bardziej eko?

Zielony koronawirus.
Czy po pandemii będziemy bardziej eko?

Photo of Jakub WIECH

Jakub WIECH

Autor książki: „Energiewende. Nowe niemieckie imperium", dziennikarz Defence24.pl.

Pandemia koronawirusa może zmienić myślenie o kwestii ochrony klimatu i środowiska. Niestety, możliwe, że zmieni je na gorsze – pisze Jakub WIECH

Pandemia koronawirusa i środki wdrożone w związku z jej zwalczaniem to wydarzenie bezprecedensowe we współczesnym świecie, które może przeformatować myślenie ludzi w wielu dziedzinach, takich jak administrowanie państwem, edukacja czy rynek pracy. Jednym z obszarów, na których zaraza odciśnie swoje piętno, jest też sprawa ochrony klimatu i środowiska.

Koronawirus przerwał długą dyskusję nad zmianą klimatu, która toczyła się na poziomie politycznym i społecznym już od lat. Jej efektem są m.in. ambitne plany transformacji gospodarczych, uwzględniające konieczność redukcji wpływu człowieka na zmiany klimatu (czyli amerykański i europejski Green New Deal). Jednakże to, na jakie tory wróci ta debata, będzie zależne m.in. od wpływu pandemii na myślenie o zmianie klimatu. Niestety dyskusja o globalnym ociepleniu toczona w „nowej normalności” będzie mniej merytoryczna, niż to miało miejsce przed zarazą.

Przede wszystkim, wpływ koronawirusa na światowe gospodarki i systemy elektroenergetyczne może doprowadzić do mylnego postrzegania skuteczności niektórych polityk klimatycznych i transformacji energetycznych. Wszystko za sprawą spowodowanego przez pandemię istotnego spadku emisji dwutlenku węgla oraz czasowych zmian technologicznych w miksach generacyjnych.

Według wstępnych przewidywań naukowców globalne emisje dwutlenku węgla spadną w 2020 roku ze względu na pandemię o 4–7 proc., w zależności od kondycji gospodarki w drugiej połowie roku – dzieje się tak, gdyż zamrożonych zostało wiele energochłonnych branż, a świat pogrąża się w gospodarczej recesji.

Z tych samych powodów szereg państw może odnotować sukcesy na polu transformacji energetycznej, takie jak zwiększony udział źródeł odnawialnych w miksie energetycznym (praca dużych i stabilnych elektrowni bazujących na np. węglu brunatnym jest bowiem ograniczana; chwilowo nie ma zapotrzebowania na generowaną przez nie energię) czy osiągnięcie celów redukcyjnych w zakresie gazów cieplarnianych. Taką sytuację odnotowano m.in. w Niemczech. U zachodniego sąsiada Polski koronawirus obniżył emisje, umożliwiając osiągnięcie celów klimatycznych na rok 2020 (choć jeszcze pod koniec 2019 r. analitycy zgodnie twierdzili, że RFN nie da sobie z nimi rady). Co więcej, pandemia oraz dobre warunki pogodowe ożywiły sektor źródeł odnawialnych.

Ten medal ma jednak drugą stronę – spadek w emisjach i chwilowe przemodelowanie systemów energetycznych na świecie może skłonić niektórych polityków do kwestionowania dalszych wysiłków na rzecz ochrony klimatu. Dodatkową okolicznością wzmacniającą tego typu głosy jest postcovidowa recesja. Warunki te nie ułatwią – i tak bardzo trudnych – negocjacji dotyczących pakietów rozwiązań, które tworzone są obecnie m.in. w Brukseli. Pierwsze propozycje dotyczące np. zawieszenia niektórych elementów unijnej polityki klimatycznej pokroju handlu emisjami zostały już wyartykułowane, w tym także przez polskich polityków.

Pandemia koronawirusa nie pomoże też zrozumieć samej istoty wyzwań, które stoją przed ludzkością w zakresie walki ze zmianą klimatu i dewastacją środowiska. Kiedy aktywność ludzka została ograniczona przez lockdown, w sieci pojawiały się tysiące zdjęć oznaczonych hasłem nature is healing, które miały pokazywać, jak środowisko naturalne odradza się, zajmując na powrót przestrzeń, którą wydarli mu ludzie. Serwisy społecznościowe wypełniły zdjęcia m.in. czystej wody w weneckich kanałach, dzików przechadzających się przez miasta czy pustych – i przez to piękniejszych niż zazwyczaj – naturalnych atrakcji turystycznych. Wpisy te (z których bardzo duża część, jeśli nie większość, okazała się manipulacjami) wyrażały zachwyt nad regeneracją środowiska i starały się udowodnić to, co wprost wskazywała często dołączana do nich fraza we are the virus – to człowiek i jego działalność jest prawdziwą chorobą toczącą Ziemię.

Oczywiście, negatywne oddziaływanie człowieka na środowisko, wyczerpywanie jego zasobów i rabunkowa gospodarka rozrywająca ekosystemy to bezsprzeczne fakty. Ale odpowiedzią nie musi być degrowth, czyli ograniczanie rozwoju gospodarczego ludzkości, hamowanie jej cywilizacyjnych zapędów i uderzanie w podstawy współczesnych rynków.

Te postulaty, bardzo chętnie głoszone przez część lewicowych aktywistów, nie dość, że zakrawają na utopię, to jeszcze są populistycznym pójściem na łatwiznę: generalne rygorystyczne zakazy i szerokie ograniczenia wydać można łatwo, znacznie trudniej znaleźć skuteczne rozwiązanie problemu, które nie będzie tak głęboko ingerować w ludzkie życie.

Kiedy w drugiej połowie ubiegłego stulecia wielu naukowców zaczęło bić na alarm, ostrzegając przed zubożeniem warstwy ozonowej otaczającej Ziemię (tzw. dziura ozonowa), to reakcją świata na ten apel nie był postulat likwidacji przemysłu chłodniczego czy kosmetycznego, które korzystały na potęgę z freonów wywołujących spadek stężenia ozonu w atmosferze. Zamiast tego praktycznie wszystkie państwa świata podpisały w 1987 roku tzw. protokół montrealski, który precyzyjnie wskazał, jakie substancje należy wyeliminować z użycia, a poszczególne branże – dzięki technologii – znalazły nieszkodliwe dla warstwy ozonowej substytuty. Dzięki odpowiednio zaawansowanym badaniom było możliwe opracowanie takich materiałów, które nie powodują już problemu, a dzięki którym można było dalej produkować chłodnie, klimatyzatory czy kosmetyki w spreju.

Historia pokazuje, że wyzwanie, przed którym obecnie stoi ludzkość, czyli walka z emisjami gazów cieplarnianych powodującymi globalne ocieplenie, również może dokonać się w ten sposób, tj. poprzez wdrożenie odpowiednich technologii, zastępujących te bardziej szkodliwe. Dobrym dowodem jest przykład Szwecji, która w latach 1970–1990 zmniejszyła swą emisję dwutlenku węgla o połowę, choć jej gospodarka wzrosła o 50 proc., a produkcja energii ponad dwukrotnie. Szwedom udało się to dzięki rozbudowanemu parkowi siłowni jądrowych – w szczytowym okresie rozwoju jedna „jądrówka” przypadała w tym państwie na każdy milion mieszkańców.

.Skutki koronawirusa dla świata i ludzi wciąż są trudne do oszacowania. Jednakże badając je, warto równocześnie walczyć ze skrzywieniami w percepcji, które pandemia może wywołać. Lepiej bowiem zawczasu zapobiegać – przynajmniej w części – niektórym zjawiskom niż potem zmagać się z ich efektami.

Jakub Wiech

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 lipca 2020