Michał Głowiński w Towarzystwie Kursów Naukowych
W styczniu 1978 r. Michał Głowiński wszedł na kolejny poziom sprzeciwu wobec systemu, sygnując nazwiskiem deklarację założycielską Towarzystwa Kursów Naukowych. Warto wskazać na dwa aspekty tego kroku – pisze Jan OLASZEK
.Po pierwsze, było to jawne, pod imieniem i nazwiskiem, wystąpienie przeciwko władzy. Oznaczało to narażenie się na szykany. Po drugie, nie chodziło już tym razem o motywowaną względami humanitarnymi, moralnymi lub koleżeńskimi działalność, której to wyrazem najczęściej była obrona kogoś represjonowanego. Michał Głowiński wystąpił w roli współzałożyciela organizacji, która nie oglądając się na działania władz, przejmuje inicjatywę i się samoorganizuje. Od tego momentu aż do 1989 r. Michał Głowiński był postrzegany przez władze jako człowiek opozycji. Jednocześnie jego aktywność była ograniczona. Pojawiał się w świecie opozycji demokratycznej, ale nie był tak głęboko zanurzony w jego życiu, jak na przykład współpracownicy KOR czy potem działacze podziemnej Solidarności.
Przynależność do TKN, od której się wszystko zaczęło, nie skutkowała jednak podejmowaniem przez Głowińskiego aktywności jako wykładowcy, czego można by się spodziewać. Niewątpliwie natomiast samo złożenie podpisu pod deklaracją założycielską towarzystwa miało wymiar symboliczny i wiązało się z jednoznacznym opowiedzeniem się po stronie opozycji. Wspominając tę decyzję, autor Marcowego gadania akcentował rolę Stefana Amsterdamskiego, który musiał długo namawiać go do podjęcia tego kroku. Ostatecznie Michał Głowiński uległ namowom przyjaciela. „Nie mogłem się od niego odczepić” – Głowiński wyrażał się po latach. Jego opory wynikały z chęci skupienia się na pracy naukowej oraz ze świadomości własnych ograniczeń związanych z klaustrofobią. Głowiński wiedział, że w swojej opozycyjnej aktywności nie może posunąć się za daleko, gdyż w razie zatrzymania i trafienia do aresztu może czuć się na tyle źle, że zacznie zeznawać, żeby tylko wyjść na wolność. Z tych samych powodów zapewne Głowiński nie dążył do głębszego zaangażowania w działalność prowadzoną w konspiracji. Przykładem stosowania się do tych ograniczeń może być przedstawiona przez niego kilka lat później we wspomnieniach sytuacja: w odpowiednim momencie opuścił Pałac Staszica podczas strajku okupacyjnego po wprowadzeniu stanu wojennego.
„Samoograniczająca się opozycyjność” Głowińskiego nie umknęła uwagi policji politycznej PRL. W lutym 1978 r., w związku z podpisaniem przez niego deklaracji założycielskiej TKN, SB zaczęła zbierać informacje na jego temat w ramach kwestionariusza ewidencyjnego o kryptonimie „Jedynak”. Był to element szerszej akcji dotyczącej TKN. W tej sprawie funkcjonariusze SB rozmawiali ze Stefanem Treuguttem, ówczesnym wicedyrektorem IBL. Michał Głowiński już wtedy był świadomy, że ze względu na pełnioną funkcję Treugutt musiał prowadzić rozmowy ze służbami specjalnymi. Z dokumentów wynika, że wicedyrektor IBL starał się chronić podwładnego i bliskiego kolegę, tłumacząc, iż tamten „jest wybitnym naukowcem w dziedzinie badań literatury, jednak w życiu jest wyjątkowo naiwnym człowiekiem” oraz że tylko Amsterdamski mógł nakłonić go do podpisania deklaracji TKN. Trudno stwierdzić, na ile podanie tego nazwiska wynikało ze świadomej strategii przerzucenia części winy na osobę, którą i tak już postrzegano jako związaną z opozycją. Nie wiadomo też, czy o roli Amsterdamskiego Treugutt wiedział od Głowińskiego, czy było to po prostu jego trafne przypuszczenie.
Na zlecenie władz rozmowę z Głowińskim przeprowadził Marian Wojciechowski, historyk pełniący funkcję zastępcy sekretarza Wydziału I PAN. Według notatki SB autor Marcowego gadania przekonywał wtedy, że powołanie TKN służyło „oczyszczeniu myśli humanistycznej w Polsce”. Szerszy opis tej rozmowy Michał Głowiński zawarł w Kręgach obcości. Z książki tej wynika, że Wojciechowski prosił o wycofanie podpisu pod deklaracją TKN. Organizacja ta bowiem, według naukowca i urzędnika PAN, zachęcała młodzież do nieodpowiedzialnego buntu przeciwko władzy i przeszkadzała w roztaczaniu parasola ochronnego nad nauką. W jego wypowiedzi pojawić się miały również aluzje do sytuacji geopolitycznej i zagrożenia ze strony ZSRR, w tym przypomnienie wydarzeń w Czechosłowacji po Praskiej Wiośnie. Ze swoich odpowiedzi Głowiński odnotował argument, że TKN nie wzmaga buntowniczych nastrojów młodzieży, tylko przeciwnie – je kanalizuje.
Mimo nacisków Michał Głowiński nie wycofał swojego nazwiska pod deklaracją założycielską TKN, więc SB nadal poszukiwała informacji na jego temat. W czasie kolejnej rozmowy z funkcjonariuszami Treugutt ponownie bronił kolegi, podkreślając, zresztą zgodnie z prawdą, że w IBL Głowiński „nie prowadzi działalności politycznej”. Efektem działań SB miało być pominięcie badacza przy rozdziale premii kwartalnych oraz wstrzymanie wniosku o nadanie mu Złotego Krzyża Zasługi z okazji trzydziestej rocznicy powstania IBL. Być może zastosowanie tych środków przez dyrekcję Instytutu służyło ochronieniu Głowińskiego przed bardziej dotkliwymi konsekwencjami podpisania się pod deklaracją TKN. Wtedy też zaczęły się jego kłopoty z otrzymaniem paszportu. Najpierw zabroniono mu wyjazdu, a później zastrzeżenie to cofnięto. Prawdopodobnie w związku z tym w grudniu 1978 r. nie mógł wziąć udziału w konferencji teoretycznoliterackiej w Paryżu. Z powodu zaangażowania w działalność TKN Głowiński znalazł się na stworzonej przez Wydział Kultury liście osób nauki i kultury, których nazwiska mogły pojawiać się w prasie, ale pod warunkiem uprzedniego zgłoszenia takiego zamiaru do przeanalizowania. Trudno powiedzieć, czy presja ze strony władz odegrała w tym jakąś rolę, ale na pewno znaczenie miał tu brak ambicji politycznych i koncentracja na własnej pracy naukowej.
Faktem jest, że Michał Głowiński nie należał do najbardziej aktywnych członków TKN. Rzadko uczestniczył w pracach organizacyjnych lub zabierał głos w dotyczących losów Towarzystwa. Jednocześnie absolutnie nie było tak, że się wycofał. Dalej sygnował dokumenty TKN70. Pojawiał się też na zebraniach, co uznawał za swój obowiązek. Mimo relatywnie niewielkiego zaangażowania w działalność TKN, to właśnie ta organizacja dała Głowińskiemu możliwość zaprezentowania po raz pierwszy prowadzonych przez siebie od ponad dekady obserwacji języka komunistycznych władz. W czerwcu 1978 r. wziął udział w dyskusji u Andrzeja Kijowskiego nad cyklem zamkniętych seminariów 1978/1979 i zaproponował wówczas przedstawienie wyników swoich refleksji dotyczących propagandy, co zostało zaakceptowane. Seminarium z dyskusją wokół jego wystąpienia otworzyło cykl seminariów TKN. Odbyło się ono w mieszkaniu Stefana i Maryli Amsterdamskich na początku października. Po latach Głowiński wspominał: „Tego dnia musiałem przezwyciężyć strach, nie mogłem nie myśleć przecież o najściu esbeków i zatrzymaniu zgromadzonych, były już precedensy tego rodzaju. Strach został zwielokrotniony za sprawą niespodziewanej wizyty, odwiedził mnie rano pewien wybitny uczony, by mnie ostrzec, że należy się liczyć z ostrą reakcją władz, które w ten sposób u samego początku chcą przeciwdziałać tego rodzaju inicjatywom, o zamiarach tych dowiedział się poprzedniego dnia na uniwersytecie, bodaj od samego rektora. Uczony ów, dwa lata później działacz uczelnianej Solidarności, kierował się dobrą wolą i życzliwością, spotęgował jednak mój niepokój”. Jeden z dokumentów SB wytworzonych przed wystąpieniem Głowińskiego zawiera informację, że rozmowę z nim miał odbyć ówczesny dyrektor IBL Mieczysław Klimowicz. Możliwe, że Klimowicz zrezygnował lub odbyły się dwie rozmowy; nie można również wykluczyć, że poprosił o zastępstwo właśnie tę osobę, o której wspominał Głowiński.
Warto zatrzymać się w tym miejscu i postawić pytanie o powody, dla których autor Marcowego gadania w tej sprawie zdecydował się zaryzykować. Wydaje się, że obok przekonania, że tego rodzaju niezależną działalność naukową warto prowadzić, znaczenie miała chęć podzielenia się z innymi naukowcami wynikami swoich, prowadzonych w tajemnicy od ponad dekady, badań nad językiem propagandy. Wspominał po latach, że w pozostałych nurtach swoich zainteresowań badawczych nie wchodził w konflikt z władzą i cenzurą. Nie znaczy to, że nie doświadczył na własnej skórze efektów pracy Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Z jego sprawozdań wynika, że ingerencje zdarzały się nawet w ściśle specjalistycznych pracach z zakresu teorii literatury, czego przykładem może być artykuł Poetyka a socjolingwistyka opublikowany w „Tekstach”. Kiedy na łamach „Tygodnika Powszechnego” Głowiński próbował poruszyć temat nowomowy, to cenzura nie zgodziła się na pierwotny tytuł tekstu Mowa etykietalna oraz na niektóre uwagi dotyczące języka mediów. Od tego czasu zapewne było dla autora jasne, że wszystkie jego wypowiedzi na temat języka propagandy są skazane na obieg nieoficjalny lub szarą strefę. Znaczenie mógł mieć jeszcze jeden aspekt. Naciski władz, żeby się wycofał, mogły spowodować odwrotny skutek i umocnić go w przekonaniu, że jednak powinien wystąpić na tym konwersatorium TKN.
Spotkanie odbyło się bez większych przeszkód, chociaż SB znała nie tylko jego czas i miejsce, ale również, dzięki podsłuchowi zainstalowanemu u Amsterdamskich, jego przebieg. Głowiński, zgodnie z dominującym wśród literaturoznawców zwyczajem, przeczytał po prostu przygotowany przez siebie wcześniej tekst wystąpienia. Naukowiec wspominał, że w spotkaniu wzięło udział około trzydziestu osób ze środowisk naukowych oraz literackich. Z opracowanej na podstawie ustaleń SB informacji Wydziału Szkolnictwa Wyższego Oświaty i Wychowania Komitetu Warszawskiego PZPR wynika, że obecnych było około dwudziestu pięciu osób, wśród których znajdowali się Bohdan Cywiński, Tadeusz Mazowiecki, Maria Janion, Andrzej Kijowski, Andrzej Celiński, Tomasz Burek, Jerzy Jedlicki, Jakub Karpiński i Teresa Bogucka. „Nie uczestniczyli ci, z którymi przed spotkaniem przeprowadzano rozmowy” – odnotowano w dokumencie partyjnym, co świadczyło albo o pudrowaniu rzeczywistości przed przełożonymi, albo o bałaganie. Po odczycie odbyła się dyskusja. Tekst tego wystąpienia Głowiński powtórnie zaprezentował kilka dni później na zorganizowanym w ramach TKN wykładzie dla studentów, który odbył się w mieszkaniu Celińskiego. W grudniu 1978 r. Głowiński wygłosił kolejny wykład o nowomowie w ramach cyklu „Życie społeczne a scentralizowana struktura władzy”.
Być może aktywność Głowińskiego w TKN rozwinęłaby się na większą skalę, gdyby nie to, że w pierwszej połowie 1979 r. Towarzystwo stało się obiektem brutalnych ataków ze strony władz. Na wykładach najbardziej zaangażowanych opozycjonistów z Jackiem Kuroniem na czele często pojawiały się bojówki. Głowiński był obecny na zebraniu, podczas którego dyskutowano na temat reakcji władz na te działania. TKN podjęło ostatecznie decyzje o prowadzeniu w nowym roku akademickim przede wszystkim seminariów zamkniętych i o niemal całkowitej rezygnacji z wykładów otwartych. Na zebraniach Głowiński nie wypowiadał się na ten temat i trudno stwierdzić, jakie było jego stanowisko w tej sprawie. W lipcu 1979 r. SB odnotowała pomysł prowadzenia w ramach TKN przez Głowińskiego, Brodzką oraz Zdzisława Łapińskiego seminarium poświęconego emigracyjnym pisarzom. Kilka tygodni później propozycja ta została przyjęta przez Komisję Programową, jednak do zorganizowania cyklu tych seminariów nie doszło.
Właściwie do końca istnienia TKN Głowiński wciąż uczestniczył w jego zebraniach. Tak wspominał spotkanie, które odbyło się latem 1980 r.: „Ze względu na bezpieczeństwo jego miejsce było utajnione, znali je nieliczni i to oni mieli do właściwego lokalu zaprowadzić pozostałych. Powiedziano mi, że mam się stawić na Rynku Starego Miasta. Tak uczyniłem, by wkrótce się przekonać, że odbędzie się ono na bliskim Ursynowie, kilkaset metrów od ulicy Batuty. Zebranie prowadził Tadeusz Mazowiecki, było to bodaj ostatnie spotkanie tego typu, dyskutowano głównie o przyszłości Towarzystwa.
.Nikt nie spodziewał się, że za dwa lub trzy miesiące sytuacja polityczna w kraju zmieni się całkowicie, a ruch opozycyjny przybierze nową postać. Po zebraniu zaprosiłem do siebie kilka osób: Inkę Brodzką, Marię Janion, Adama Michnika, może kogoś jeszcze. Adama poznałem wcześniej, ale chyba wtedy po raz pierwszy dłużej z nim rozmawiałem”. Sam fakt zaproszenia do domu jednego z najbardziej znienawidzonych przez komunistyczną władzę i demonizowanych przez propagandę opozycjonistów pokazuje, że Głowiński nie miał zamiaru ani wycofywać się z TKN, ani tym bardziej w ogóle zrywać związków z opozycją.
Jan Olaszek
Fragment książki: Opozycyjność naukowców. Studia z dziejów Instytutu Badan Literackich Polskiej Akademii Nauk w PRL, wyd. IPN, Warszawa 2024 [LINK].