
Oferta edukacyjna TVP to odkopywanie dawno minionych i niepraktykowanych rozwiązań
Dla wielu to miła wycieczka w czas młodości. Niestety dla dzisiejszych uczniów szkół podstawowych to tylko strata czasu – pisze Jarosław KORDZIŃSKI
„Tak się już nie uczy. Za komuną ktoś tu tęskni. Może pan minister”, „A czy te lekcje prowadzą faktycznie czynni pracujący nauczyciele….???? Bo aż nie chce mi się wierzyć….”, „Zaklinam Was na wszystko, musicie to zobaczyć. To Wasz patriotyczny obowiązek! To dobrze wydane 2 miliardy złotych, najzłotszych PLNów. Tylko sprawdźcie wcześniej czy nie ma obok Was kumatych dzieci, bo gatunek zwany <<starymi>> straci do reszty wiarygodność i nie będzie tłumaczenia, że to ci oni, ta prawdziwa elita im to emituje do głów. Słuszną linię ma nasza władza”. Tak na zaproponowaną przez narodową telewizję i MEN ofertę dla uczniów szkół podstawowych zatytułowaną „Szkoła TVP” zareagowała niemała grupa użytkowników internetu. I dodać należy, że przytoczone zostały wypowiedzi bardziej łagodne.
Opinia na temat pierwszych lekcji zaproponowanych w omawianym cyklu była druzgocąca. Brak profesjonalnego przygotowania prowadzących. Błędy merytoryczne. Scenografia zafałszowująca obraz dzisiejszej szkoły. Dłużyzny i monotonia. Wyraźny brak jakiejkolwiek reżyserii, montażu, postprodukcji i co najważniejsze nadzoru merytorycznego.
Po co tworzyć takie „dzieła”, skoro szkolne środowisko nasycone jest świetnymi dokonaniami zdalnej edukacji realizowanymi z wykorzystaniem mediów oraz umiejętnościami osadzonymi wprost w XXI wieku?
Co więcej, kiedy pojawiła się taka potrzeba sami nauczyciele natychmiast uruchomili mnóstwo rozwiązań, umożliwiających naukę na odległość. Jedną z tych osób jest Marcin Zaród – anglista, współtwórca i realizator czegoś na kształt nauczycielskiego radia „EduGadki” i twórca rodzaju telewizji edukacyjnej Tarnowska Akademia Nauki. Od ponad dwóch lat działa też strona lekcjewsieci.pl. Założył ją Dawid Łasiński, znany bardziej jako Pan Belfer – nauczyciel z internetów, ma swój kanał na YouTube, na którym tysiące dzieciaków nadrabiają braki z chemii. Dziś działa w grupie. Jak mówił ostatnio w jednym z wywiadów: „Skrzyknęliśmy grupę inicjatywną razem z Oktawią Gorzeńską i innymi nauczycielami. Znamy się, działamy wspólnie, mamy też grupę na Facebooku. Ustaliliśmy zasady pracy, wyłonili się koordynatorzy danych przedmiotów, którzy są odpowiedzialni za wrzucanie wpisów na bloga. Każdy robi tak jak potrafi: czasem to są prezentacje multimedialne, czasem wideolekcje czy animacje. Koordynator je sprawdza, zdarza się, że dyskutuje z tym nauczycielem. Są i takie sytuacje, kiedy publikacje są wstrzymane. Stworzyliśmy też taką formatkę dla każdej lekcji, dzięki której nauczyciel dowie się, jaka podstawa programowa jest realizowana, a rodzic czy uczeń może sprawdzić, czego się nauczy”.
Tymczasem oferta TVP to odkopywanie dawno minionych i niepraktykowanych rozwiązań. Wielu osobom kojarzy się z czasami stanu wojennego i późniejszymi latami zgrzebnych lat osiemdziesiątych, kiedy to oba programy telewizji polskiej proponowały mnóstwo fantastycznych projektów edukacyjnych typu „Przybysze z Matplanety”, „Tik tak”, „Domowe przedszkole” i wiele innych. Część z nich emitowana była w paśmie przedpołudniowym i zalecana przez ówczesne ministerstwo oświaty jako pomoc dydaktyczna zwłaszcza dla uczniów szkół wiejskich.
Oferta TVP Szkoła, to przeniesienie dokładnie w tamte czasy. Wygląd studia, podawcza forma nauczania, infantylizacja przekazu, nauczanie czegoś a nie po coś, brak interakcji, monotonia, nierzadko nuda. Nauczyciele, którzy prowadzą te lekcje na szczęście dość szybko się uczą. Pojawiają się nowe rozwiązania, więcej emocji, dystans do proponowanych rozwiązań. Powoli zmienia się nawet scenografia. Wydaje się, że do studia TVP Szkołą wchodzą nie tylko coraz lepiej nadający się do prowadzenia tego typu zajęć uczący, ale… przynoszą też do telewizji swoje wyposażenie. Niestety to, co sprawdza się na lekcji w bezpośrednim kontakcie z uczniami, wygląda jak niewybaczalny błąd w przekazie telewizyjnym. Zwłaszcza, że jak się zdaje postprodukcja (a właściwie całkowity jej brak) dostarczanych programów nie jest w stanie niczego załagodzić, wzmocnić atrakcyjność przekazu, przybliżyć nauczycieli prowadzących zajęcia do osób, dla których zajęcia te są skierowane – do uczniów.
Szkoła TVP to wypisz wymaluj benefis pieśniarza disco polo w operze. Facet oczywiście radzi sobie na scenie, a opera to miejsce, gdzie występują ci, którzy śpiewają. Jednak, choć władze TVP tego w ogóle nie rozumieją, widać w tej sytuacji ogromną niestosowność. Tak też się stało z lekcjami zorganizowanymi na potrzeby TVP Szkoła. Widać było, że robiono je zbyt pospiesznie. Widać była, że nikt nad tą propozycją merytorycznie nie sprawował szczególnej opieki. Pewna sztywność, niezgrabność i nieudolność w prezentowaniu zajęć przed kamerami wynikała wprost z braku jakiegokolwiek reżysera. Pomyłki formalne były zapewne konsekwencją stresu, ale też braku opieki merytorycznej. Popełniali je oczywiście nauczyciele. Większość z nich zapłaciła za nie już nadmierną krytyką. Liczba negatywnych komentarzy, śmichów-chichów czy wręcz poniżania była zdecydowanie niewspółmierna do popełnionych błędów. Dużo spokojniej na ten temat wypowiedział się wspomniany już Marcin Zaród, który sam borykając się z organizacją zdalnego nauczania z wykorzystaniem przekazu telewizyjnego wie, jak wiele warunków trzeba spełnić, by to się po prostu udało. Zapytany przez dziennikarza „Głosu Nauczycielskiego” o MEN-owską ofertę zrealizowaną w telewizji publicznej powiedział: „Jest mi trochę niezręcznie ją oceniać, ale wiem o nauczycielu, który zgodził się prowadzić lekcje z jednego z przedmiotów i okazało się nie ma żadnego wpływu na kształt takiej lekcji. Musi korzystać z materiałów, które zostały mu narzucone. Być może ci nauczyciele, którzy zaangażowali się we współpracę z telewizją publiczną nie byli świadomi, że nie będą mieli wolnej ręki w nauczaniu, tak jak to było szkole. Zgadzam się, że wygląda to jak poligon, ale tak nie powinno być”.
„Mamy wielu ekspertów, wiele centrów nauczania e-learningowego, wiele uczelni od lat oferuje wykłady na ten temat, także w formie nagrań. Wystarczyło skorzystać z doświadczenia osób, które zajmują się tym od lat ale nie zrobiono tego. Takie konsultacje spokojnie można było zorganizować nawet przed dniem obowiązywania rozporządzenia o zdalnym nauczaniu”.
Cygan zawinił a kowala powiesili. Nauczyciele drastycznie krytykując swoje koleżanki, które dały się ponieść nadziei, że wystarczy się starać, żeby dobrze wyszło, zastanawiają się coraz częściej, czy to aby nie była celowa prowokacja. Wydaje się jednak, ze to nieprawda. To znaczy indolencja i braki merytoryczne zarówno resortu edukacji jak i pracowników TVP są tak oczywiste, że nie ma w zasadzie o czym dyskutować. Resort powinien przygotować konkretne rozwiązania dotyczące tego jak i na jakich zasadach w czasach braku zajęć w szkołach powinni pracować nauczyciele. Powinien podjąć decyzję co do egzaminów zewnętrznych. Winien poszukać i dostarczyć rozwiązania zaspokajające wszelkie niemożności korzystania ze zdalnej edukacji przez uczniów na różne sposoby wykluczonym cyfrowo. Telewizja powinna zatrudnić specjalistów, którzy po prostu znają się na realizacji produkcji edukacyjnych oraz poszukać osób, które potrafią znaleźć się przed kamerami i wniosą do proponowanych lekcji nieco życia. Warto by było też zadbać o scenografię. Na pewno doprosić do pracy kogoś, kto potrafi to wszystko odpowiednio zmontować. Pewnie i kogoś, kto mogłyby popatrzeć na proponowane działania z perspektywy merytorycznej. Zamiast tego mamy wielki powrót do historii. Dla wielu to miła wycieczka w czas młodości. Niestety dla dzisiejszych uczniów szkół podstawowych to tylko strata czasu.
Jarosław Kordziński