
Szkoła ostoją Republiki
Szkoła zinstytucjonalizowała istniejące od wieków praktyki, stopniowo oferując edukację wszystkim dzieciom. Wiedza i jej przekazywanie stały się par excellence „dobrem wspólnym”, niewyczerpanym bogactwem – pisze Jean-Michel BLANQUER
.Epidemia może mieć przynajmniej jedną zasługę: pozwolić nam przywrócić sens Szkole. Zanim wirus zamknął przed dziećmi drzwi do klas, mało kto zwracał uwagę na jej kondycję. Zamknięcie szkół na całym świecie stanowiło historyczny punkt zwrotny. W tej niepewnej sytuacji stanęliśmy przed wyborem między postrzeganiem Szkoły jako jednej z naszych najważniejszych instytucji a traktowaniem jej jako zmiennej dostosowawczej naszych lęków. Dlatego też zapisuję słowo „Szkoła” wielką literą – uważam, że jest ona głównym punktem odniesienia naszego życia zbiorowego.
Akt edukacji jest najważniejszym aktem danego społeczeństwa, danej cywilizacji. Drugi człowiek jest potrzebny, aby każdy mógł nadać kształt swojemu „ja”. Nie powinniśmy nigdy o tym zapominać, gdyż jest to również definicja naszego człowieczeństwa. Dziecko po narodzinach ma dużo więcej słabości niż większość zwierząt, ale posiada nieporównywalny z niczym atut: potencjał samorealizacji przy pomocy innych ludzi. Chodzi o rodziców, otoczenie, później także społeczeństwo i jego instytucje. W tym – w pierwszym rzędzie – Szkołę.
Fakt, że człowiek jest, jak pisał Arystoteles, zwierzęciem społecznym, oznacza również, że jest on zwierzęciem uczącym się. Doniosłość pozyskiwania wiedzy i umiejętności w kształtowaniu naszej ludzkiej kondycji implikuje również ogromne znaczenie Szkoły w naszych społeczeństwach.
W XIX i XX wieku wszędzie na świecie ciesząca się uznaniem Szkoła instytucjonalizowała istniejące od wieków praktyki, stopniowo oferując edukację wszystkim dzieciom, niezależnie od ich płci, statusu społecznego i pochodzenia. Wiedza i jej przekazywanie stały się par excellence „dobrem wspólnym”, niewyczerpanym bogactwem.
Właściwa człowiekowi zdolność uczenia się jest nierozerwalnie związana z postępem i jako taka znajdowała się w samym centrum oświeceniowego przesłania. Im więcej wiedzy, tym więcej światła na drodze tak pojedynczego człowieka, jak i zbiorowości. Do tego sprowadza się cała nasza „nowoczesność”, z filozofią prawa naturalnego, która utrzymuje, że rodząc się, człowiek posiada niezbywalne prawa uniwersalne: wolność, równość, prawo do życia w pokoju i bezpieczeństwie; z filozofią „umowy społecznej”, czyli tej teoretycznej fikcji o praktycznych i zbawiennych konsekwencjach, która stanowi, że u zarania każdego społeczeństwa jego członkowie podpisują umowę zapewniającą każdemu maksymalną wolność w poszanowaniu wolności innych ludzi i reguł życia wspólnotowego; z ideą nieskończonego postępu dzięki rozumowi. Człowiek jest w sposób naturalny wyposażony w rozum. Aby go rozwijać, musi się uczyć. Robi to, pozyskując język, gdyż bez niego nie da się wyrazić żadnej myśli.
Wiemy, że te filary nowoczesności, pod wpływem tragicznych doświadczeń XX wieku, zostały uznane przez niektóre współczesne prądy filozoficzne za przestarzałe. Ten intelektualny relatywizm pozwolił zaś dojść do głosu nihilizmowi politycznemu, z którym mamy dzisiaj do czynienia. W jaki sposób więc powinniśmy nawiązywać do idei postępu, wiedząc, że istnieją drogi, które prowadzą do wolności, ale również i takie, które prowadzą do unicestwienia człowieka? Jak mamy zdążać w stronę tego, co lepsze, prawdziwsze, piękniejsze w ludzkich społeczeństwach? Jak umożliwić każdemu, aby pielęgnował swoje metafizyczne spojrzenie na własną egzystencję, nie tłamsząc nigdy spojrzenia drugiego człowieka?
Owa możliwość poszukiwania i uczenia się nie przestanie kształtować historii ludzkości. Ale jak wszystkie oczywistości, i ta może zostać zapomniana lub zlekceważona.
Musimy przemyśleć, co tak naprawdę wydarzyło się w czasie pandemii, jaki był wpływ kryzysu na Szkołę i na społeczeństwo, w jaki sposób Szkoła nie przestawała odgrywać roli kompasu oraz co powinna uczynić, by mogła wyjść z kryzysu jeszcze silniejsza, pewniejsza swojej roli i misji.
Wiemy dzisiaj, że Francja była jednym z krajów, w których szkoły pozostawały otwarte najdłużej. Ta polityczna decyzja była podyktowana dwoma imperatywami: z jednej strony troską o ochronę dzieci, a z drugiej faktem, że wyzwania zdrowotne powinny być rozpatrywane w szerszej perspektywie, to znaczy zarówno w sensie zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Niezamykanie szkół było wyborem filozoficznym i praktycznym, któremu przyświecała troska o przyszłość dzieci. A ponieważ większość naszych sąsiadów i krajów porównywalnych z naszym podjęło inne decyzje, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy należy w tym kontekście mówić o francuskiej wyjątkowości.
Historycy będą zapewne bardziej władni, by oceniać te decyzje z perspektywy czasu, ale wydaje mi się, że stała za nimi szczególna relacja, jaką Francja ma ze swoją Szkołą. Relacja ta jest fundamentem naszego państwa, naszej historii, przed nastaniem i po nastaniu Republiki. Przed, ponieważ od średniowiecza po Victora Duruy kolejnym pokoleniom Francuzów wydawało się oczywiste, że warunkiem dobrobytu ogółu jest umożliwienie każdemu dziecku zdobywania wiedzy. Wiele prądów ideologicznych i instytucji niosło to hasło na swoich sztandarach. Wspomnieć należy choćby jezuitów, którzy w XVII wieku, podpatrując chińskie wzorce, wprowadzili w życie pewne rozwiązania – niektóre zresztą wciąż obowiązujące – w takich obszarach jak nadzór pedagogiczny i motywowanie do nauki poprzez egzaminy i konkursy. Po nastaniu Republiki również, gdyż od pierwszych dni rewolucji francuskiej filozofowie przykładali dużą wagę do kwestii szkolnictwa. Wystarczy wspomnieć tu postać Condorceta, który twierdził, że nie da się zaprowadzić prawdziwej demokracji bez upowszechnienia edukacji. Według niego – ale to przecież i dla nas jest oczywistością – nie może być mowy o prawdziwej wolności, prawdziwej równości ani prawdziwym braterstwie bez Szkoły. To, co wówczas nie nazywało się jeszcze równością szans, było już sednem nowoczesnej myśli politycznej końca XVIII wieku.
Prawdziwa rewolucja w tej materii dokonała się w okresie III Republiki, gdy ustawy Jules’a Ferry’ego (1881–1882) wprowadziły obowiązek szkolny dla wszystkich dzieci. To wtedy zawiązał się rzeczywisty sojusz edukacyjny między Republiką a Szkołą.
Szkoła zaczęła odgrywać wobec Republiki taką samą rolę, jaką odgrywał Kościół wobec ancien régime’u, to znaczy zarówno nakreślając jej cel, jak i kształtując jej społeczny, polityczny, a nawet i duchowy kręgosłup. Od tego momentu postęp Francji jest postępem francuskiej Szkoły.
Rozmaite zastrzeżenia wobec niej, które biorą swój początek w latach 70. XX wieku, choć nadwątliły w jakiejś mierze ten sojusz, to nigdy nie doprowadziły do jego zerwania. Zastrzeżenia te były wypadkową fałszywych utopii, które postulowały likwidację Szkoły, takich jak filozofia spontaniczności czy indywidualizmu. Książka austriackiego filozofa Ivana Illicha Społeczeństwo bez szkoły z 1970 roku była punktem odniesienia dla całego ówczesnego pokolenia. Równolegle przybierał na sile nurt, który możemy nazwać „technologistycznym”. Jednym z jego postulatów było zastąpienie nauczycieli przez komputery, o czym pisał choćby Éric Bruillard w książce z 1997 roku Les machines à enseigner.
Kryzys sanitarny pokazał jednak, że aby przekazywać wiedzę i wartości, jak nigdy wcześniej potrzebujemy Szkoły jako miejsca fizycznego przebywania dzieci. Dzieci muszą chodzić do Szkoły. Muszą liczyć na życzliwość i autorytet nauczycieli i nauczycielek. Muszą bawić się ze swoimi rówieśnikami. Muszą rozwijać się w poszanowaniu odmienności, dostrzegając w niej piękno świata. Wielu z nas o tym wszystkim wiedziało, ale zbyt wielu zapomniało, ponieważ bardzo szybko przyzwyczajamy się do dobrych rzeczy, zwłaszcza gdy wydaje nam się, że będą istnieć wiecznie.
Widzieliśmy, że nauczanie zdalne nie byłoby możliwe bez komputerów, ale widzieliśmy też, że nie były one w stanie zastąpić w pełni pracy nauczyciela. Pierwsze badania naukowe wokół tego zagadnienia przyniosły dość porażające wnioski. Nie dość, że nauczanie zdalne w wielu krajach nie zastąpiło Szkoły, to liczne lockdowny doprowadziły niemal wszędzie do obniżenia się poziomu, zwłaszcza najsłabszych uczniów. Według szacunków UNESCO czasowe zamknięcie szkół przyniosło wzrost o 20 proc. liczby uczniów, którzy nie nabyli podstawowych kompetencji w czytaniu zgodnych ze swoim wiekiem. Kilkanaście miesięcy pandemii zniweczyło postępy, które dokonały się w światowym szkolnictwie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat.
.Niektóre dzieci oczywiście cieszyły się, że nie muszą chodzić do Szkoły, ale tym większa była ich radość po powrocie do zajęć w klasach. Lockdowny pozwoliły wszystkim – nauczycielom, rodzicom, uczniom – uzmysłowić sobie, jak wielką wartością jest Szkoła i jak mocne jest pragnienie zawiązania nowego sojuszu edukacyjnego, który otworzy uczniów na świat, kształtując los każdego z nich z osobna, ale także los całej ludzkości.
Jean-Michel Blanquer