Jolanta PAWNIK: Ulice Internetu (8) Gdy słowa zastępowane są przez wyrazy

Ulice Internetu (8)
Gdy słowa zastępowane są przez wyrazy

Photo of Jolanta PAWNIK

Jolanta PAWNIK

Dziennikarka, wykładowca i doradca medialny. Entuzjastka nowych mediów. Krakowianka zakochana w rodzinnym Sandomierzu. Autorka książek "Saga rodu Moszczeńskich" i "Sandomierska piłka ręczna".

zobacz inne teksty Autorki

Internet zmienił naszą sferę emocji. Elementem współczesnego stylu życia jest już nie tylko flirtowanie w sieci, zakochiwanie się czy cyberseks. „Słowa” zastępowane są przez „wyrazy”. „Słowa” zastępowane są też przez akronimy. Dlaczego tak łatwo uważamy, że sieciowy towarzysz to ucieleśnienie wszystkich naszych emocjonalnych potrzeb? Bo szczerość jest w wirtualnym świecie o wiele prostsza niż w rzeczywistości. Ponieważ łatwo zniknąć w sieci, łatwo też nawiązać znajomość. Ponieważ nie jesteśmy w stanie się zobaczyć, możemy pokazać wszystko. Ponieważ trudno nas zweryfikować, możemy wszystko powiedzieć. Internetowe udawanie bardzo wielu zaprowadziło jednak na emocjonalne manowce.

.Z emocjami w sieci jest jak z wybujałą wyobraźnią. Kiedy trzeba albo przeważnie nie trzeba, podsuwa myśli, które dobrze pasują do naszych bieżących potrzeb, ale niekoniecznie adekwatne są do rzeczywistości. Tak samo dzieje się z przyciskami Reactions na FB. Czyżby emotikony, jedne z najosobliwszych fenomenów językowych, jakie przyniósł internet, odchodziły w przeszłość?

Radość, smutek, złość, zaskoczenie, lubię i kocham — facebookowe emotikony miały pomóc użytkownikom w precyzyjniejszym wyrażaniu emocji. Już w swoim założeniu miały się nijak do „uniwersalnej szóstki”, jaką posługują się ludzie w realu: radość, smutek, zaskoczenie, wstręt, złość i obrzydzenie. Wydawało się jednak, że nieco ułatwią wirtualną komunikację, bo trudno było klikać Lubię to pod postami o czyjejś śmierci. Po kilku miesiącach od wprowadzenia przycisków Reactions wiemy już, że użytkownicy FB nie przyjęli ich z aplauzem. Po zbadaniu 130 tysięcy postów okazało się, że nadal w zupełności wystarcza nam przycisk Lubię to, ewentualnie klikamy jeszcze emotikon serduszka (w angielskiej wersji Love, w polskiej Super), który w zasadzie wyraża to samo, co kciuk w górę. Jak sprawdził Facebook, spośród tych, którzy śmieją się wirtualnie, 46 procent robi to raptem raz w tygodniu. Czy to znaczy, że nie lubimy wyrażać uczuć w internecie? Oczywiście lubimy — zamiast emotikonów z uśmieszkiem piszemy też ha ha, niemodne już LOL i dużo różnych „buziek”, które daje nam klawiatura, czy funkcje Ctrl+C i Ctrl+V.

Obecność przycisku czy świadomość istnienia skrótów klawiszowych mających jakiś emocjonalny przekaz w naturalny sposób skłania nas do używania ich. A to wykształca bardzo konsumencki nawyk — zajmowanie stanowiska względem wszystkiego.

Czy naprawdę wszystko warto komentować? Czy naprawdę wszystko warte jest naszego zachodu i wyrażania swojego zdania? Czy cyberświat nie zazna spokoju, jeśli nie pozna naszej opinii? Niestety, potrzeba uczestniczenia we wszystkim, czym zaśmieca nasze myśli codzienny informacyjny szum, jest silniejsza niż racjonalne myślenie.

.Emocje kryją się w wyrazach. W „wyrazach”, które zbyt łatwo uważamy za „słowa”.

Kilka lat temu triumfy święcił film „Samotność w sieci” będący adaptacją książki Janusza L. Wiśniewskiego pod tym samym tytułem. Film, w którym padło niewiele słów, a emocje wyrażały wyłącznie klikane na czacie wyrazy. „Wyrazy”, które bohaterowie bezbłędnie uważali za „słowa”. Takie „czytanie słów”, poparte sugestywnymi obrazami, angażowało widzów filmu od pierwszej do ostatniej minuty. Było dobrym studium dojrzewania uczuć zbudowanych na zdaniach zakończonych wielokropkiem, wykrzyknikiem czy buźką. W tych „wyrazach” były wszystkie emocje, jakie przypisujemy ludziom w intymnych relacjach. Emocje szczere czy jedynie wykreowane w wyobraźni, wyczytane z „wyrazów”?

.Z emocjonalnym kalendarzem przychodzimy na świat, mamy go wdrukowanego w geny. Wraz z dorastaniem podstawowe emocje: radość, smutek, zaskoczenie, wstręt, złość i obrzydzenie nabierają szarości — dochodzi ironia, zazdrość, melancholia, euforia i wiele, wiele innych, zależnych nie tylko od naszej wrażliwości, ale też sposobu postrzegania świata i kultury, w jakiej żyjemy. Dlatego ograniczenie wirtualnego świata komunikacji do ikonek skazane jest z gruntu na niepowodzenie. W badaniu FB aż 97 proc. reakcji na posty stanowiły zwykłe polubienia, a tylko 3 proc. nowe emotikony, wśród nich przeważnie serduszko. Mniej niż 1 proc. stanowiły posty oznaczone ikonką wyrażającą złość, jeszcze mniej smutek. Tymczasem systemy operacyjne iOS czy Android oferują nam aż 845 emotikonów. Facebook obsługuje ponad 400, a Twitter ponad 1100, między innymi symbole serca, flagi państw, gesty i buźki, które wystarczy kliknąć, skopiować i wkleić.

Co wyrażamy emotikonami? Może jak coraz głośniej mówią psychologowie, tylko potrzebę podkreślenia swojej obecności w sieci? Nie ma na pewno użytkownika mediów społecznościowych, który nie interesowałby się, kto zareagował na jego opinię w poście. Lubię to czy inna ikona staje się probierzem zainteresowania naszą osobą. Liczba polubień to jeden z istotnych mierników zainteresowania marką, budowania zasięgu. Serduszka i buźki są publicznymi znakami okazywania całkiem prywatnych emocji, których niekiedy nie okazalibyśmy w słowach. Łatwiej nam przecież przesłać uśmiechniętą buźkę, niż napisać, nawet w półoficjalnej korespondencji, że uśmiechamy się do kogoś. Od ponad 30 lat nad fenomenem sieciowego komunikowania się zastanawiają się też językoznawcy, nie przypisując emotikonom prawa do nazywania się językiem, ale kodem, który przyspiesza komunikację i pomaga szybko przekazać innym przeżycia i emocje.

Emocje w sieci urastają do niebotycznych rozmiarów. Coś, co w realu wzbudza tylko niewielką niechęć, w sieci może przybrać charakter zmasowanego hejtu. Co więcej, pełne egzaltacji deklaracje, tak znane nam z internetu, bardzo łatwo przenoszą się do naszego życia. Stąd tak wiele przypadków samobójstw ludzi, szczególnie bardzo młodych, zaszczutych najpierw w sieci, a potem w realnym życiu. Zdrada wirtualnego przyjaciela będzie taką samą zdradą jak realnego. Mobbing czy hejt jest nieporównanie silniejszy, kiedy stosuje go anonimowa grupa, a nie znana jednostka. Normalny świat daje nam zresztą wiele zupełnie innych możliwości obrony — choćby krzyk, kłótnię, interwencję. Co daje nam internet? Ban? To za mało w otwartej przestrzeni sieciowego świata.

.I choć sieciowe znajomości mają charakter wirtualny, to jednak emocje, jakie rodzą, są jak najbardziej realne. Z emocjami w sieci jest jak z wybujałą wyobraźnią. Kiedy trzeba albo przeważnie nie trzeba, podsuwa nam myśli, które dobrze pasują naszym bieżącym potrzebom, ale niekoniecznie są adekwatne do rzeczywistości. Każda znajomość internetowa jest poszukiwaniem bliskości brakującej w realu. Najczęściej surfujemy w poszukiwaniu „słów” czy emotikonów, gdy w codziennym życiu odczuwamy ich deficyt.

Jolanta Pawnik

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 czerwca 2016