Patryk PALKA: Wnioski z Teheranu i Jałty. Ameryka potrzebuje twardego negocjatora, który rozumie naturę Rosji

Wnioski z Teheranu i Jałty. Ameryka potrzebuje twardego negocjatora, który rozumie naturę Rosji

Photo of Patryk PALKA

Patryk PALKA

Historyk i publicysta kierujący działem „Piękno Historii” we „Wszystko co Najważniejsze”. Redaktor „Gazety na Niedzielę”.

Konferencja teherańska i konferencja jałtańska były błędami dyplomacji Franklina D. Roosevelta. W Teheranie i w Jałcie prezydent Stanów Zjednoczonych nie kupił pokoju ani zwycięstwa za cenę moralności, ale sprzedał wartości na rzecz mrzonek, które wkrótce po jego śmierci zmieniły się w zimną wojnę. W relacjach z Rosją pokazał nie siłę lwa czy spryt lisa, ale naiwność dziecka. Każdy kolejny prezydent USA powinien o tym pamiętać – pisze Patryk PALKA

Konferencja teherańska i konferencja jałtańska. Cele Amerykanów

.Tuż po powrocie z konferencji jałtańskiej, 1 marca 1945 r., prezydent USA Franklin D. Roosevelt wygłosił przemówienie skierowane do Kongresu, w którym przedstawił, co Stanom Zjednoczonym udało się wywalczyć podczas negocjacji w Jałcie. Jak stwierdził: „Były dwa główne cele konferencji krymskiej [jałtańskiej – red.]. Pierwszy to doprowadzenie do jak najszybszej porażki Niemiec przy możliwie najmniejszych stratach ludzkich wśród Sprzymierzonych. Cel ten jest obecnie realizowany z całą mocą. (…) Drugi cel to dalsze budowanie fundamentów pod porozumienie międzynarodowe, które przyniesie porządek i bezpieczeństwo w miejsce wojennego chaosu oraz pomoże zapewnić trwały pokój między narodami świata. W kierunku realizacji tego celu również poczyniono ogromny krok”. Prezydent dodał, że rozmowy w Jałcie przebiegały sprawniej niż w Teheranie (28 listopada – 1 grudnia 1943 r.), ponieważ od tamtego czasu Wielka Trójka zdążyła „poznać się lepiej”. „Ani przez moment nie zwątpiłem, że możemy osiągnąć porozumienie zapewniające pokój i bezpieczeństwo na świecie” – skwitował.

Roosevelt mierzył wysoko. W jego mniemaniu zatroszczył się najpierw o interes Amerykanów, dążąc do możliwie najszybszego zakończenia wojny w Europie, a w perspektywie długofalowej zbudował podwaliny pod system międzynarodowy, który przyniesie światu trwały pokój. By osiągnąć te dwa cele, był gotów iść na ustępstwa wobec Stalina i poświęcić wartości, które uznał za mniej cenne – w tym lojalność wobec sojuszników i prawo do samostanowienia kilku „małych” nacji: Polaków, Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Węgrów, Czechów, Słowaków czy Ukraińców. W praktyce polityka Roosevelta wobec ZSRS okazała się jego największą porażką, za co wkrótce potem cały świat, w tym Ameryka, zapłacił nadejściem zimnej wojny. Dzięki postanowieniom konferencji w Teheranie i Jałcie Sowieci urośli bowiem w siłę tak bardzo, że tuż po zakończeniu II wojny światowej stali się dla Stanów Zjednoczonych równorzędnym konkurentem w walce o hegemonię światową.

Podczas konferencji teherańskiej Franklin D. Roosevelt, Winston Churchill i Józef Stalin uzgodnili warunki współpracy na rzecz wspólnego pokonania III Rzeszy, która walcząc zarówno z koalicją państw pod przywództwem Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, jak i ze Związkiem Sowieckim, miała nikłe szanse na wygranie II wojny światowej. Postanowiono więc, że na zachodzie Europy, konkretnie we Francji, zostanie otwarty nowy front, który zagrozi Niemcom, a zarazem odciąży Sowietów walczących wówczas z wojskami Hitlera na własnym terytorium. W zamian za dołączenie do koalicji Stalin wynegocjował szereg ustępstw i korzyści, w tym nabytki terytorialne kosztem Polski i wstępną zgodę aliantów zachodnich na uczynienie Europy Środkowo-Wschodniej sowiecką strefą wpływów. W Jałcie postanowienia teherańskie uszczegółowiono i potwierdzono.

Nie ulega wątpliwości, że alianci zachodni potrzebowali wsparcia Związku Sowieckiego, by skrócić niezwykle kosztowną wojnę i zapewnić sobie zwycięstwo, minimalizując własne straty. Nie mogli też dopuścić do zwycięstwa Niemiec na wschodzie i zagarnięcia bogatych w zasoby oraz ludność terenów ZSRS. Sowieci potrzebowali jednak pomocy aliantów jeszcze bardziej. Bez niej nie zdołaliby stawić czoła Hitlerowi, a ich państwu groziło załamanie. W Teheranie pozycja negocjacyjna Stalina była więc mocna, ale nie na tyle, by Stany Zjednoczone i Wielka Brytania musiały zgodzić się na to, co ostatecznie zaakceptowały.

.Churchill proponował wówczas otwarcie nowego frontu w Europie nie na zachodzie, we Francji, ale na Bałkanach. Gdyby tak się stało, Europa Południowa i Środkowo-Wschodnia, w tym Polska, mogłyby zostać wyzwolone z rąk niemieckich przez zachodnich sojuszników. Premier Wielkiej Brytanii nie otrzymał jednak wsparcia prezydenta USA, który dążył do zacieśnienia relacji ze Związkiem Sowieckim. Postawa Roosevelta zaważyła na losach wielu krajów europejskich, które zamiast wyzwolenia doczekały się „bratniej pomocy” Armii Czerwonej i zastąpienia okupanta niemieckiego okupantem rosyjskim.

Podczas konferencji jałtańskiej (4–11 lutego 1945 r.) na zmiany było już za późno. Sowieci kontrolowali wówczas większość Europy Środkowo-Wschodniej i szykowali się do marszu na Berlin z terytorium Polski, w której zaczęli instalować marionetkowe władze komunistyczne. Prawdopodobnie tylko nowa wojna zmusiłaby ZSRS do wycofania się z tych obszarów po pokonaniu Niemiec, a na taki scenariusz nikt nie mógł się zgodzić.

Nie cynizm, ale naiwność Roosevelta sprowadziły na Europę Środkowo-Wschodnią cień rosyjskiej dominacji

.W krajach Europy Środkowo-Wschodniej pojęcie „Jałta” funkcjonuje jako symbol zdrady i cynizmu. Krytykując skutki konferencji jałtańskiej, najczęściej odwołujemy się do argumentów aksjologicznych. To ważne i w pełni uzasadnione, by podkreślać znaczenie wartości takich jak prawo narodów do samostanowienia, suwerenność czy wolność. Dbałość o ich kultywowanie, także w sferze narracyjnej, wzmacnia polską rację stanu. Warto jednak pamiętać, że Jałta, a także Teheran były nie tylko złem na poziomie etycznym, ale też katastrofalnym błędem z punktu widzenia praktyki politycznej. Używając języka transakcyjnego – w Teheranie i Jałcie Roosevelt ubił najgorszy interes swojego życia.

Prezydent USA nie rozumiał Rosji i nie potrafił właściwie odczytać jej natury. Odkąd przejął władzę (1933 r.), konsekwentnie ignorował wszelkie sygnały świadczące o tym, że Związek Sowiecki nie jest takim samym państwem jak pozostałe; że kierują nim inne motywacje, ma inne cele i stosuje inne środki do ich realizacji niż kraje Zachodu. Nie przekonały go wielki głód na Ukrainie ani czystki etniczne i krwawy terror lat 30. w ZSRS. Jeśli miał o tych zbrodniach zbyt małą wiedzę, tym gorzej świadczy to o nim jako liderze jednego z najpotężniejszych państw świata.

Do negocjacji w Teheranie i Jałcie Roosevelt przystępował z przeświadczeniem, że z dyktatorem na Kremlu da się robić interesy tak samo jak z innymi politykami. Że Rosji tak samo jak Stanom Zjednoczonym czy Wielkiej Brytanii zależy na ładzie międzynarodowym, w którym ZSRS będzie mieć uprzywilejowaną pozycję, umożliwiającą szybki rozwój i bogacenie się. Prawda była jednak inna, co trafnie odczytywał Churchill. Mimo to Roosevelt nie liczył się z jego zdaniem, snując plany o pokoju światowym, który bez Rosji w ówczesnej rzeczywistości nie był możliwy. Prezydent USA nie dopuszczał do siebie myśli, że Sowieci mogą nie podzielać jego przekonań. Zamiast oprzeć swą politykę na faktach, twardych danych czy raportach wywiadu, postawił na wiarę w dobrą wolę Stalina i nadzieję, że doceni on zaufanie i chęć współpracy, jakie oferują Amerykanie. Roosevelt i Stalin razem mieli być liderami świata i strażnikami pokoju. Kto nie zadowoliłby się takim wyniesieniem?

.„W naszych sercach gościła szczera wiara, że oto nadszedł nowy dzień, dzień, na który czekaliśmy z utęsknieniem i o którym tak wiele mówiliśmy. Wszyscy byliśmy przekonani, że odnieśliśmy pierwsze wielkie zwycięstwo na rzecz pokoju, a kiedy mówię my, mam na myśli nas wszystkich, całą cywilizowaną ludzkość. Rosjanie udowodnili, że potrafią być rozsądni i dalekowzroczni. Ani prezydent, ani nikt z nas nie miał najmniejszych wątpliwości, że możemy żyć obok siebie i postępować w sposób pokojowy przez długie lata” – stwierdził Harry Hopkins, najbliższy współpracownik i doradca Franklina D. Roosevelta, odnosząc się do rezultatów konferencji jałtańskiej. Jego słowa miały niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Wnioski z Teheranu i Jałty

.Konferencje teherańska i jałtańska to bolesna lekcja historii i doskonała szkoła realizmu politycznego zarówno dla Europy, jak i dla Amerykanów. Prezydent Stanów Zjednoczonych dał się bowiem oszukać rosyjskiemu dyktatorowi. Jedynym prawdziwym wygranym tamtejszej ugody imperiów ponad głowami pozostałych członków społeczności międzynarodowej był Stalin.

Za sprawą Teheranu i Jałty USA rzeczywiście pozyskały Sowietów do współpracy na rzecz pokonania III Rzeszy, co pozwoliło szybciej zakończyć wojnę w Europie i zminimalizować amerykańskie straty. Stalin zobowiązał się również do udzielenia Amerykanom pomocy w wojnie z Japonią. Cena, którą Stany Zjednoczone zapłaciły za realizację tych celów, była jednak stanowczo zbyt wysoka. Roosevelt nawet nie próbował licytować – wręczył Sowietom czek in blanco i pozwolił wpisać dowolną sumę. Dobrowolnie zrezygnował ze współpracy z Churchillem w opozycji do Stalina, który szczególnie w Teheranie miał bardzo wiele do stracenia. Oddanie Sowietom Europy Środkowo-Wschodniej uczyniło z ZSRS imperium, które zagrażało Ameryce i jej interesom przez kolejne dziesięciolecia. W praktyce uniemożliwiło również zaistnienie trwałego pokoju, o którym marzył Roosevelt. Symbolem jego polityki na rzecz światowego ładu i współpracy międzynarodowej miały być Karta Atlantycka oraz Organizacja Narodów Zjednoczonych. Rada Bezpieczeństwa ONZ z pięcioma członkami stałymi dysponującymi prawem weta rzeczywiście stała się takim symbolem, ale nie w znaczeniu, o jakim marzyłby Roosevelt.

Plany prezydenta Stanów Zjednoczonych i jego administracji okazały się chybione. „Wujek Joe”, jak Roosevelt zwykł nazywać Stalina, nie był zainteresowany trwałym pokojem międzynarodowym, tylko ekspansją terytorialną oraz realizacją polityki siły – bez względu na koszty. W Teheranie i w Jałcie Roosevelt nie kupił więc pokoju ani zwycięstwa za cenę moralności, ale sprzedał wartości na rzecz mrzonek, które wkrótce po jego śmierci zmieniły się w zimną wojnę. W relacjach z Rosją pokazał nie siłę lwa czy spryt lisa, ale naiwność dziecka. Każdy kolejny prezydent USA powinien o tym pamiętać.

Konferencje w Teheranie i Jałcie pozwalają także uzmysłowić sobie, że Stany Zjednoczone potrzebują stanowczego i zdecydowanego lidera, który w relacjach z Rosją kieruje się rozsądkiem i chłodnymi kalkulacjami, a nie mrzonkami o współpracy; lidera, który rozumie, że Rosja posługuje się językiem siły – nie chce pokoju w Europie, ale dominacji i rozrostu imperium. Współczesna Federacja Rosyjska nie różni się pod tym względem od Związku Sowieckiego. Ponad 80 lat temu Józef Stalin udowodnił swą postawą wobec Polski, że Rosji nie można zaufać. Dziś to samo udowadnia Władimir Putin swoją polityką wobec Ukrainy.

.Teheran i Jałta pokazują również, że porozumienia imperiów ponad głowami innych państw oraz bez uwzględnienia ich interesów nie są gwarantem międzynarodowej harmonii. Tylko wielostronna współpraca mniejszych i większych krajów, które łączy wspólnota celów, interesów i wartości, ma szansę przynieść długotrwałe, pozytywne skutki na rzecz umacniania pokoju. Dlatego nie przetrwał ład nakreślony przez imperia podczas kongresu wiedeńskiego, dlatego nie utrzymał się ład wersalski ustanowiony po I wojnie światowej i dlatego runął Mur Berliński, a wraz z nim ład imperialny ustanowiony w Jałcie. Gdyby Franklin D. Roosevelt zdawał sobie z tego sprawę, walczyłby ramię w ramię z Churchillem o maksymalne ograniczenie wpływów Związku Sowieckiego w Europie Środkowo-Wschodniej. Być może wówczas jego marzenia o trwałym, światowym pokoju byłyby bliższe realizacji.

Patryk Palka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 31 stycznia 2025
Fot. Konferencja jałtańska, Wielka Trójka / Army Signal Corps Collection / U.S. National Archives / domena publiczna.