Kraków w trybie awaryjnym
Na konferencji prasowej prezentującej projekt budżetu na 2024 rok Jacek Majchrowski twierdził, że jako Kraków „jesteśmy w dobrej kondycji finansowej”. Patrząc jednak na proponowany budżet na 2024 rok, należy wyciągnąć inne wnioski. Stan finansów miasta jest bardzo zły, brakuje ważnych dla mieszkańców inwestycji i nie ma przestrzeni na dalsze zadłużanie – pisze Łukasz GIBAŁA
Tylko podstawowe funkcje
Czy jechaliście kiedyś psującym się samochodem? Takie auto przechodzi w tryb awaryjny, zachowując tylko niezbędne funkcje. Moc silnika zostaje ograniczona, nie może przekraczać pewnej prędkości, nie da się korzystać z wielu funkcji auta. Właśnie takie porównanie przyszło mi na myśl, kiedy analizowałem przyszłoroczny budżet. Przejdźmy jednak do konkretów. Zadłużenie miasta jest gigantyczne. Dług Krakowa ma wzrosnąć o dodatkowe pół miliarda złotych, osiągając na koniec 2024 roku 6,4 mld. Do tego zadłużenia należy dodać zobowiązania spółek miejskich, które nie są umieszczane w budżecie – a to do nich realnie przenoszono wiele inwestycyjnych wydatków miasta. Dług spółek to ponad 3 mld zł. Jacek Majchrowski zadłużył więc Kraków na prawie 10 mld zł!
Inwestycje w dół
O awaryjnym trybie budżetu świadczy poziom nakładów na inwestycje. W porównaniu z 2023 rokiem zmniejszyły się o połowę i większość z nich to kontynuacja już rozpoczętych zadań. Wśród tych najkosztowniejszych są projekty oprotestowane przez mieszkańców, takie jak Centrum Muzyki (115 mln zł), budowane w fatalnym miejscu oraz w niewystarczającej skali, czy kładka pieszo-rowerowa Kazimierz-Ludwinów (51 mln zł), która nie będzie w pełni przystosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnościami czy wózków dziecięcych. Drastycznie obcięto ważne dla transformacji energetycznej miasta programy termomodernizacji, wsparcia OZE i małej retencji. W 8,5-miliardowym budżecie zabrakło środków na wiele potrzebnych zadań, takich jak remonty DPS-ów, szkół czy miejskich szpitali. Ale najbardziej dotkliwe są cięcia w przypadku tych inwestycji, które są najbliżej mieszkańców. Mamy przecież w Krakowie ulice nieremontowane od kilkudziesięciu lat, wiele dróg jest pozbawionych chodników, przez co dzieci nie mogą bezpiecznie dotrzeć do szkoły, w wielu miejscach brakuje tak podstawowej infrastruktury, jak kanalizacja sanitarna. Na to nie ma pieniędzy.
Kraków na bogato
Czy krakowskim budżetem można zarządzać mądrzej? Z pewnością tak. Sławna na całą Polskę ławka na placu Biskupim za ćwierć miliona złotych jest najlepszym symbolem nieracjonalnego wydawania pieniędzy z podatków krakowian. Jacek Majchrowski i jego urzędnicy nie potrafią inwestować oszczędnie, a przoduje w tym Zarząd Zieleni Miejskiej. Tam, gdzie mieszkańcy oczekują nowego lub zrewitalizowanego parku, za dziesiątki milionów złotych tworzone są „lunaparki”. Choć w wielu miejscach wystarczyłoby uporządkować zieleń, dostawić trochę ławek i koszy na śmieci, władze miasta inwestują w kosztowną i często mało funkcjonalną infrastrukturę. Gdyby to jeszcze proporcjonalnie do kosztów służyło mieszkańcom – ale nie, można mieć wrażenie, że celem urzędników jest zrobienie ładnych fotografii do kolejnego wniosku aplikacyjnego o tytuł Zielonej Stolicy Europy, niespełnionego marzenia Jacka Majchrowskiego. Podobnie jest z inwestycjami infrastrukturalnymi. Miliard złotych wydano na Trasę Łagiewnicką, środkowy fragment nieistniejącej trzeciej obwodnicy miasta. Czteropasmowa droga znikąd donikąd ma jeden plus: tam akurat nie ma korków. Nie wiadomo, kiedy powstaną kolejne odcinki i obwodnica stanie się funkcjonalna, bo… nie ma pieniędzy.
Co po Majchrowskim?
Wiadomo już, że urzędujący od 21 lat prezydent Krakowa na wiosnę przestanie nim być. Być może dlatego ostatnie budżety miasta powstawały w myśl zasady „po mnie choćby potop”. Jego następca będzie miał wyjątkowo trudne zadanie. Swoje urzędowanie będzie musiał zacząć od gruntownego audytu wydatków. Mamy drugi największy budżet w Polsce. Tym budżetem można zarządzać oszczędniej, a przy tym w taki sposób, by mieszkańcy na tym zyskali, a nie ucierpieli. Jednym z przykładów są wydatki na promocję, zaplanowane w 2024 roku na 35 mln zł i wyższe od tegorocznych o 5 mln zł. Nowego włodarza Krakowa i jego administrację czeka żmudne przeglądanie faktur, umów i dokumentów przetargowych. To jedyny sposób, by wysupłać środki na inwestycje, na które wielu krakowian czeka latami i które odczuwalnie poprawią ich jakość życia – w przeciwieństwie do symbolicznej ławki za ćwierć miliona. Przywołując metaforę z początku tekstu, można powiedzieć, że Kraków czeka w tym roku przegląd i naprawa, po których, miejmy nadzieję, przestanie działać w trybie awaryjnym i przywrócone będą wszystkie potrzebne funkcje.
Łukasz Gibała