Łukasz KOŁTUNIAK: Pragmatyczny populizm Babisza. Czesi zaczynają się bać o swoją przyszłość

Pragmatyczny populizm Babisza.
Czesi zaczynają się bać o swoją przyszłość

Photo of Łukasz KOŁTUNIAK

Łukasz KOŁTUNIAK

Doktorant na Wydziale Prawa UJ oraz na Uniwersytecie Palackiego w Ołomuńcu. Zainteresowania badawcze skupia wokół filozofii polityki i wszystkiego co środkowo-europejskie.

Za rządów ANO zagrożona będzie przede wszystkim transparentność państwa. Nie należy oczekiwać wstrząsu w polityce europejskiej. Babisza wiążą z Zachodem po prostu… interesy biznesowe. Jego firmy zorientowane są na zachodnie rynki. Nawet jeśli (a tak wskazują sondaże) większość społeczeństwa chciałaby czexitu – pisze Łukasz KOŁTUNIAK

.W 2017 roku byliśmy świadkami prawdziwego maratonu wyborczego. Wybory w Holandii, Francji czy Austrii przedstawiane były jako starcie między starymi liberalnymi elitami a siłami kontestacyjnymi, określanymi w uproszczeniu jako populiści. Dlatego gdy w Czechach wyborcze zwycięstwo odniosła partia ANO Andreja Babisza, media, także niektóre czeskie, dość łatwo przypisały wynik tej samej fali frustracji i rozczarowania, która wyniosła do władzy Donalda Trumpa czy spowodowała Brexit. I choć było w tych komentarzach nieco prawdy, to jednak rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.

Babisz – Trump bez ideologii

Już samo określanie miliardera mianem „czeskiego Trumpa” jest pewną przesadą. Pod względem źródeł swojego majątku Babisz jest Trumpem „na miarę Europy Środkowej”. Wiadomo, że ten pochodzący ze Słowacji biznesmen na początku lat 80. zapisał się do partii komunistycznej. I że ciąży na nim zarzut współpracy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa (StB). Jednak o źródłach jego majątku „wiemy, że nic nie wiemy”. Nie wiemy, jak zbudował imperium Agrofert. Ta firma z szeroko pojętej branży rolno-chemicznej monopolizuje znaczną część czeskiego przemysłu. W internecie furorę robi zdjęcie konferencji prasowej z banerem „Agrofert – oddział Kancelaria Rady Ministrów Republiki Czeskiej”. Czesi pytają, czy od tej pory rząd będzie „filią Agrofertu”.

Babisz w 2011 roku założył partię ANO (Akcja Niezadowolonych Obywateli). ANO to po czesku „tak” i z prostym hasłem „ANO bude lip” („tak będzie lepiej”) „babiszowcy” dostali się w 2011 roku do czeskiego parlamentu. Jednak pod względem politycznym nie można mówić o jakichkolwiek podobieństwach między ruchem Babisza a konserwatywnymi ideologami stojącymi za Trumpem. Za ANO bowiem nie stoi absolutnie żadna idea. Sam Babisz mówi, że „państwem należy rządzić tak jak firmą”. A zatem czy Babisza można porównać z Trumpem? Gdy były ideolog obozu obecnego prezydenta USA marzy o kompleksowej przebudowie społeczeństwa, lider ANO obiecuje rząd fachowców, który w zamian za wotum zaufania będzie realizował program każdej partii. Tak naprawdę więc o ile populiści tacy jak Marine Le Pen czy właśnie Trump obiecują w takiej lub innej formie „wielką przebudowę”, Babisz obiecuje, nieco ironizując, „korpomanagement”. I tu pojawia się pytanie, dlaczego Czesi wybrali ANO jako głos protestu.

Przede wszystkim ciekawa jest analiza, dlaczego Czesi, znani z tradycji egalitarnych, tak chętnie oddali głosy na miliardera. Sam Babisz powtarzał: „Jestem tak bogaty, że nie muszę kraść”. Jednak wyjaśnienie fenomenu poparcia dla miliardera tłumaczy też jedną z dwóch przyczyn „czeskiego buntu”.

Dlaczego Czesi są antysystemowi?

Babisz skutecznie przekonywał wyborców, że swoją fortunę zbudował „wbrew systemowi”. A ten jest w Czechach kojarzony z latami 1998-2013 i duopolem dwóch partii: ODS (Obywatelska Partia Demokratyczna – centroprawica) oraz CSSD (socjaldemokracja). Obie partie tworzyły wrażenie budowy stabilnego systemu dwupartyjnego. Ciąży jednak na nich zarzut grzechu pierworodnego „umowy opozycyjnej”.

W 1998 roku, gdy CSSD pokonała ODS, która wcześniej przez pięć lat prowadziła Czechy ku wolnorynkowej gospodarce i demokracji, jej lider Milos Zeman oskarżany był o wolę wstrzymania reform. Dlatego Vaclav Klaus, szef ODS, uzasadniał zawarcie przez przegraną ODS tej umowy wolą „zabezpieczenia prozachodniego kursu państwa”. Jednak tak naprawdę umowa zawierała nie tylko gwarancję proeuropejskiego kursu, ale też podział stanowisk w państwie. I od tej pory zdaniem większości Czechów ODS i CSSD „podzieliły łupy”. Oficjalnie obie partie wspierały się o charakter reform, gdzie ODS miała być „złymi neoliberałami”, a CSSD partią „społecznie wrażliwą”. Doszło jednak do tego, że gdy zbliżały się wybory 2002 roku, obie partie… nie wiedziały, w czym się różnią. Dlatego prawica w ostatniej chwili podniosła kwestię roszczeń Niemców sudeckich. Tymczasem w państwie przybywało afer korupcyjnych. W większości z nich oskarżonymi byli właśnie politycy tych dwóch partii. Dlatego Babisz zbudował przekonanie, że ANO rozbije „duopol” i przywróci sprawne, uczciwe rządy.

Wydaje się dyskusyjne, aby Czechów ogarnęła fala strachu o przyszłość. Mówimy bowiem o kraju, w którym gospodarka kwitnie. Wzrost PKB sięga 5%, a rynek pracy z bezrobociem rzędu 3,5% stał się de facto „rynkiem pracownika”. Dlatego wydaje się, że Czesi nie czują egzystencjalnego strachu o przyszłość, takiego jak np. Polacy. Z drugiej jednak strony nostalgia za opiekuńczym państwem doby socjalizmu jest tu dość silna. Komunistyczna partia KSCM dalej tkwi mentalnie w poprzednim systemie. Prawdziwym fenomenem jest poparcie, jakim cieszyła się do 2013 roku. W 2001 roku w pewnym momencie KSCM wysunęła się na czoło sondaży, notując wynik 26%. A jest to partia, której posłanka Marta Semelova broni procesów lat 50., a interwencję z 1968 roku nazywa „internacjonalistyczną pomocą”. Trzeba jednak pamiętać, że w lutym 1948 roku miała miejsce w Czechosłowacji autentyczna komunistyczna rewolucja. Spora część Czechów wierzy, że gdyby nie interwencja w 1968 roku, zbudowaliby prawdziwie demokratyczny socjalizm. Czesi z jednej strony wspominają komunizm… z drugiej mają problem z havlizmem.

Mija 28 lat od „aksamitnej rewolucji”. Naród, który do dziś żyje traumą Monachium, pierwszy raz od wielu lat był „podmiotem dziejów”. W grudniu 1989 roku Havel był narodową ikoną. Złośliwi widzieli w ówczesnej „havlomanii” przejaw czeskiego konformizmu. W 1990 roku w Pradze opowiadano taki dowcip: A to wam, towarzyszu, nie podobało się „Largo desolato” Vaclava Havla – mieli pytać funkcjonariusze nowej bezpieki. Havel był ikoną ruchu dysydenckiego i moralnym autorytetem. Jako prezydent starał się przywrócić etos I Republiki. Czesi mieli widzieć w swoim przywódcy nowego Masaryka. Jednak dość szybko prezydent stał się obiektem krytyki. Jego filozofia to spirytualistyczne połączenie chrześcijaństwa, ezoteryzmu i New Age. Wielu, bardzo wielu Czechów Havel fascynował, pojawiły się jednak głosy o „filozofii moralnego kiczu”. Havel krytykował czeski konformizm doby komunizmu. A to było coś, o czym jego rodacy nie lubili rozmawiać. Stąd dość szybko pojawiło się przekonanie, że Havel przedstawia siebie jako „mesjasza, który odkupił winy swojego narodu”.

Strach przed migrantami

Babisz wykorzystuje zarówno nostalgię za komunizmem, jak i niechęć do havlizmu. W swoich wypowiedziach trafia w przekonanie zwykłego Czecha tym, „że komunizm nie był dobry, jednak miał swoje plusy, nie wszystko, co się wtedy działo, było złe”. Podczas gdy Havel drażnił swoim idealizmem i wizją „moralnej niepolitycznej polityki”, Babisz oferuje ów „korpomanagement” i zapewnia (między wierszami), że nie ma ambicji odgrywać roli „premiera-filozofa”.

Czesi jednak naprawdę się boją. Boją się uchodźców. Po rozpadzie państwa Republika stała się jednolita etnicznie. Społeczeństwo, które budowało swoją tożsamość w poczuciu zagrożenia ze strony Niemiec, teraz obawia się islamizacji. Dlatego w kampanii poza liberalną TOP 09 nie było partii, która nie zapewniałaby o swoim „twardym »nie« dla uchodźców”. Najbardziej zyskał na tej fali strachu radykał, nomen omen z pochodzenia Japończyk, Tomislav Okamura. Jego partia SPD radykalizmem „bije na głowę” nawet węgierski Jobbik. Okamura żąda bowiem… natychmiastowej delegalizacji islamu. Nie odwołuje się jednak do motywacji rasistowskich. Pani redaktor, czy osoba z takimi oczami jak moje może być rasistą? – pytał przewrotnie jedną z dziennikarek. Okamura przekonuje… że delegalizacja islamu powinna zostać dokonana na podstawie artykułu o zakazie propagowania ideologii totalitarnych. Na dokładkę postuluje jeszcze natychmiastowe wystąpienie z Unii Europejskiej. Jak jednak niedawno ujawniły „Lidove noviny”, partia Okamury świetnie czuje się w roli „enfant terrible czeskiej polityki”. Okamura diagnozuje radykalizację czeskich wyborców i w ten sposób buduje projekt biznesowo-marketingowy.

Perspektywy

Jakiej przyszłości mogą oczekiwać Czechy w nowym rozdaniu? Na początku wydawało się, że wszystko zależy od tego, kto będzie koalicjantem partii ANO. Teraz jednak czescy eksperci są przekonani, że ANO, które posiada zaledwie 78 z 200 mandatów w niższej izbie parlamentu, nie chce koalicjanta. Czesi bardzo lubią proponowaną przez Babisza formułę „rządu ekspertów”. Babisz, za którym, jak powiedziano, nie stoi żadna ideologia, postępuje na scenie politycznej jak przedsiębiorca. Cztery lata temu zdiagnozował upadek ODS i przejął prawicowego wyborcę prorynkowymi hasłami. Wszedł do lewicowego rządu Bohuslava Sobotki jako minister finansów. I wykorzystując swoje media (o których poniżej), przypisał sobie wszystkie zasługi dobrego w sumie dla Czech rządu. Jednocześnie prawidłowo zdiagnozował kryzys lewicy i hasłami socjalnymi przejął jej wyborców.

Dlatego należy oczekiwać, że rząd partii ANO będzie połączeniem pragmatycznych liberalnych rozwiązań i zaspokajania oczekiwań radykalizującego się społeczeństwa (w formie doraźnych, chwytliwych posunięć). Dla tych pierwszych można uzyskać poparcie niedoświadczonych w parlamentarnych rozgrywkach Piratów oraz prawicy. A populistyczne rozwiązania z chęcią poprą Okamura i komuniści. I taki rząd może przetrwać cztery lata. Na samym Babiszu ciąży prokuratorski zarzut defraudacji przy budowie agroturystycznej farmy „Bocianie Gniazdo”. Oficjalnie to właśnie z tego powodu inne partie odmawiają koalicji. Tak naprawdę chodzi o to, że reszta stawki koalicji z Babiszem zwyczajnie się boi.

Sęk w tym, że Babisz dzierży w swoim ręku największe medialne tytuły i stacje, jak „Lidove noviny”, TV Barrandov czy „MF Dnes”. Media te nie są tak agresywne w propagandzie na rzecz swojego szefa, jak niektóre tytuły polskie. Prowadzą jednak bardzo umiejętną grę osłabiania krytyki Babisza i przypisywania szefowi ANO wszystkich zasług rządu (tak było w okresie rządu Sobotki). Dlatego inne partie obawiają się losu podobnego do tego, jaki spotkał CSSD. A ta w koalicji z Babiszem, tworząc lubiany rząd, straciła 2/3 poparcia. Po prostu media Babisza kreowały wizerunek „fachowców z ANO” i „Sobotki, który przeszkadza”.

.A zatem za rządów ANO zagrożona będzie przede wszystkim transparentność państwa. Nie należy oczekiwać wstrząsu w polityce europejskiej. Babisza wiążą z Zachodem po prostu… interesy biznesowe. Jego firmy zorientowane są na zachodnie rynki. Nawet jeśli (a tak wskazują sondaże) większość społeczeństwa chciałaby czexitu.

Polski rząd nie powinien jednak oczekiwać poparcia dla idei Trójmorza. Czesi nie mają poczucia wspólnych interesów z Polską. Boją się polskiej dominacji w regionie. A sam Babisz ma powody, by Polski nie lubić – na przykład dlatego, że przez Orlen został wykupiony jego koncern Unipetrol (o który potem toczył się długoletni spór). Poza tym nawet jeśli Czesi nie lubią UE, czują się… lepszą Europą niż Europa Środkowa. Obojętnie, czy nam się to podoba, czy nie. I bez względu na trafność takich twierdzeń.

Łukasz Kołtuniak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 22 listopada 2017
Fot.Shutterstock