Maciej FIJAK: Kampania niczym w Palermo. Tak brudnej kampanii Kraków nie pamięta

Kampania niczym w Palermo.
Tak brudnej kampanii Kraków nie pamięta

Photo of Maciej FIJAK

Maciej FIJAK

Krakowianin, działacz społeczny, współzałożyciel Stowarzyszenia Akcja Ratunkowa dla Krakowa. Uczestnik European Green Activism Training 2020, Ambasador Lokalnej Partycypacji Krakowa 2020 i 2021.Od 2023 r. Radny Dzielnicy XIII Podgórze. Jeden z liderów Koalicji Ruchów Krakowskich “Wspólnie dla Miasta”.

Tak brutalnej i tak brudnej kampanii Kraków nie pamięta. Po miesiącach wyborczej młócki werdykt wszyscy znamy. Schedę po Jacku Majchrowskim przejmuje kandydat Platformy Obywatelskiej – Aleksander Miszalski. Jaka była cena tej wygranej? – pyta Maciej FIJAK

.To był szalony wyścig, którego zwycięzca nie był znany do samego końca. Sondaż exit poll po drugiej turze wyborów prezydenckich w stolicy Małopolski wskazywał na remis, z minimalną przewagą Aleksandra Miszalskiego. Wraz z napływem kolejnych protokołów z obwodowych komisji wyborczych rosła jednak przewaga Łukasza Gibały. Ta była jednak w skali milionowego miasta niewielka – 2–4 tys. głosów.

Wyborczy thriller trwał do godziny pierwszej w nocy. Chwilę wcześniej Miszalski dogonił Gibałę i po zliczeniu 80 proc. komisji wyszedł na prowadzenie, które utrzymał już do końca, wyprzedzając kandydata Krakowa dla Mieszkańców o 5 tys. głosów.

Największym przegranym tych wyborów jest frekwencja. Wyniki ujęte jako procent głosów w stosunku do wszystkich uprawnionych wskazują, że do urn nie poszło 54,5 proc. uprawnionych. Na kandydata Miszalskiego zagłosowało 23,2 proc. uprawnionych, a na Łukasza Gibałę – 22,3 proc.

.Krakowskie starcie było najbardziej emocjonującym wśród wszystkich polskich miast. Platforma Obywatelska na odbicie stolicy województwa rzuciła wszystkie siły i olbrzymie środki finansowe. Miszalski dosłownie wychodził z lodówki. Gdy wydawało się, że już zajął wszystkie powierzchnie reklamowe w mieście, nagle pojawiał się na tych przejętych od swoich wcześniejszych kontrkandydatów.

Ta kampania z pewnością trafi do podręczników marketingu politycznego. Nowy prezydent Krakowa marzec rozpoczynał z popularnością na poziomie 16 proc. (OGB dla LoveKrakow), a jego kontrkandydat prowadził od miesięcy, notując niemal 34 proc. poparcia. W tym samym sondażu co czwarty mieszkaniec wskazywał, że nie wie, na kogo odda swój głos.

Co ciekawe, badanie sprawdzało też potencjalne wyniki drugiej tury. Na Gibałę głos chciało oddać 49,79 proc. zdecydowanych, a na Miszalskiego niecałe 30 proc. Co piąty mieszkaniec był niezdecydowany.

I to właśnie bój o niezdecydowanych odbywał się na ulicach Krakowa przez kolejne półtora miesiąca.

Platforma błyskawicznie wyciągnęła wnioski. Sondaż pokazał bowiem jeszcze jedną kwestię – Łukasz Gibała, wbrew opinii krążącej wśród przedstawicieli miejskich „elit” i części mediów, miał mikroskopijny elektorat negatywny. PO szybko połączyła fakty: wielu niezdecydowanych i dobrą opinię o Gibale wśród ludzi. Jaki był tego efekt? Najbrudniejsza kampania w historii Krakowa. Na Gibałę rzuciły się wszystkie siły, które w jakikolwiek sposób były zainteresowane kontynuacją polityki Jacka Majchrowskiego.

.Przeciwko Gibale byli naturalnie sam Majchrowski, dwóch jego zastępców, wieloletni szef prezydenckiego klubu, który dziś reprezentuje PL2050, Rafał Komarewicz, przedstawiciele Nowej Lewicy (którym nie przeszkadzało, że pięć miesięcy wcześniej startowali do rad dzielnic z poparciem Gibały). Przeciwko Gibale było też lokalne PSL, wspierane przez wicepremiera. To samo PSL, które za Majchrowskiego czuło się w mieście jak pączek w maśle. Przeciwko Gibale występował, związany personalnie z zapleczem Majchrowskiego, rektor UEK-u Stanisław Mazur, który chwilę wcześniej przekonywał, że partyjny prezydent to nie jest dobry wybór dla Krakowa. Szybko zmienił zdanie, po tym jak okazało się, że ma otrzymać stanowisko wiceprezydenta. Wreszcie przeciwko Gibale wystąpiła wbrew lokalnym strukturom PiS… Małgorzata Wassermann.

Niezależnemu kandydatowi dostawało się jeszcze przed pierwszą turą. Uszyto przeciwko niemu przeciekawą narrację, która miała dwa główne wątki. Pierwszy to rzekomy dług, który Gibała zaciągnął u swojego ojca. Nie pomogły tłumaczenia, że to pożyczka inwestycyjna na budowę innowacyjnej fabryki pod Krakowem, ani oddanie ojcu spółki i tym samym pozbycie się pożyczki.

Pytania o kwotę pożyczki wraz z insynuacją, że Gibała będzie chciał ją spłacać z prezydenckich wpływów, zawisły w trakcie kampanii na nośnikach AMS-u (które spółka wynajmuje od… miasta). Zawisły mimo że firma musiała mieć świadomość tego, że anonimowa agitacja jest w trakcie kampanii wyborczej zakazana. Te same pytania kolportowano w anonimowej gazetce. Kto ją wydał? Tropy prowadziły do Warszawy.

Szybko okazało się, że za billboardową kampanią przeciw Gibale stał jeden z warszawskich deweloperów. Inny deweloper, szef krakowskiego oddziału związku deweloperów, wprost namawiał do tego, aby na Gibałę nie głosować. Używał do tego słów, które nie nadają się do zacytowania w tym tekście.

Tym bardziej zaskakuje drugi wątek. Z człowieka, który przez dekadę walczył z dziką deweloperką, przeciwko któremu wystąpiło lobby deweloperskie i którego kontrkandydaci byli finansowani przez deweloperskich magnatów-miliarderów, zrobiono… dewelopera. W jaki sposób? Zaatakowano jego rodzinę, a dokładniej brata. Umiejętnie zasugerowano, że rzekomy brat deweloper z pewnością będzie czerpał korzyści z prezydentury Gibały. Na nic zdały się obszerne oświadczenia samego zainteresowanego, który udowadniał, że nie budował żadnej inwestycji deweloperskiej. Błoto się przykleiło. I tu kamyczek do ogródka sztabu Łukasza Gibały. Przed pierwszą turą uśpieni dobrymi sondażami sztabowcy kompletnie zignorowali te ataki. Na wszystkie insynuacje odpowiadano merytorycznymi założeniami programowymi, które zresztą były pieczołowicie wypracowywane przez ostatni rok. Gibałę wyzywali od deweloperów? Ten umieszczał w mediach społecznościowych zdjęcia z lunchu w towarzystwie psa. Mówili, że z pensji prezydenta będzie spłacał dług? Ten odpowiadał „polityką miłości”.

.Gibale nie sprzyjały (delikatnie mówiąc) lokalne media, raz bardziej wyrafinowanie, raz mniej. Sugerowano, że jedynym dopuszczalnym wyborem jest kandydat Koalicji Obywatelskiej. Szczyt czarnej kampanii przed drugą turą to filmik wypuszczony przez byłego członka zorganizowanej grupy przestępczej kilka godzin przed ciszą wyborczą. Przedstawiał w nim karkołomną tezę, że ojciec Gibały doprowadził do śmierci swojego byłego wspólnika. Wszystko opowiadała kobieta, która przegrała z rodziną Gibałów ponad 20 postępowań w tej sprawie, a sam kandydat mówił, że jest zwykłą naciągaczką.

Później okazało się, że „youtuber” sam nazywa się kolegą Miszalskiego, który zresztą był u niego w programie. Kryminalistę przed sądem reprezentował też… Tomasz Daros. To miejski radny Platformy Obywatelskiej i prawa ręka Miszalskiego. Film błyskawicznie rozszedł się po internecie, a dalej „podawały” go warszawskie konta związane z Platformą Obywatelską.

Wyniki pierwszej tury pokazały, że taka brudna strategia przyniosła rezultat. Miszalski zdecydowanie wygrał, notując 37 proc. poparcia (przypomnijmy – 1 marca miał ledwie 16 proc.).

Gibała zmienił strategię dopiero w drugiej turze. Odpowiedział pięknym za nadobne, drukując plakaty przypominające, że Miszalski jako poseł skorzystał z rządowej dotacji w wysokości 11 mln złotych. Dodał do tego pytanie, „ile weźmie jako prezydent”, wprost nawiązując do wcześniejszych insynuacji, które przeciwko niemu samemu wysunięto.

Oprócz tego sztab Gibały przypomniał, że Miszalski jest powiązany z jednym z największych światowych deweloperów – firmą Strabag. Ta współfinansowała kongres organizowany przez stowarzyszenie należące do krakowskiej Platformy Obywatelskiej. Odbywało się to w trakcie kampanii wyborczej. Sam deweloper prowadzi inwestycje na terenie Krakowa. Gibała wykorzystał to, sugerując, że Miszalski stanie wobec tych faktów przed konfliktem interesów, jeśli firma będzie chciała na przykład uzyskać pozwolenie na budowę.

Subtelna różnica polega na tym, że Gibała robił to oficjalnie – w ramach limitów kampanijnych i z podpisem informującym, że jest to materiał jego komitetu wyborczego. Zresztą Miszalski nie zdecydował się na pozew w trybie wyborczym, mimo że miał na to ponad tydzień. Wcześniej musiał już raz Gibałę przepraszać za wypowiedź w jednej z rozgłośni radiowych.

W tym czasie sztab Miszalskiego zastosował rozsądną strategię. Sam kandydat nie atakował zbytnio Gibały, więc to ten drugi wychodził na agresywnego. Aleksander Miszalski mówił, że wprawdzie jest gorąca atmosfera i on jej nie popiera, jednak nie da rady upilnować swojego całego otoczenia. Jednocześnie jego asystenci zamieszczali w mediach społecznościowych memy z Gibałą, które sugerowały, że w razie wygranej wiceprezydentem zostanie… Barbara Nowak. Ta wcześniej powiedziała, że zagłosowałaby na Gibałę.

Dziwne, że ta sama narracja nie pojawiła się, gdy Miszalskiego poparła Małgorzata Wassermann. Także lokalne media, które wcześniej ochoczo podsycały tezę, że Gibała obiecał coś Prawu i Sprawiedliwości (kandydat konsekwentnie temu przeczył), nie pytały, co Miszalski obiecał posłance Wassermann w zamian za ten gest. Dominuje przekonanie, że deklaracja Małgorzaty Wassermann był to ostateczny cios zadany Łukaszowi Gibale, który zdemobilizował wyborców z prawej strony sceny politycznej.

.Brutalna kampania trwała aż do niedzielnego poranka. Plakaty i banery Gibały były zrywane do ostatniej chwili, a płoty w okolicach komisji wyborczych, w nocy z soboty na niedzielę, były oblepiane banerami Miszalskiego. Zamaskowani mężczyźni nakryci na zaklejaniu plakatów Gibały rzucili się do ucieczki, doprowadzając do kolizji drogowej. Okazało się, że za kółkiem siedział działacz KOD-u, wspierający kandydata KO.

Anonimowa gazetka, w której zawarto mniej więcej to samo, co wcześniej wpuścił do sieci „youtuber”, była dystrybuowana jeszcze przed drugą turą w piątek do samej północy. Działo się to m.in na osiedlach starej Nowej Huty, na których było wiadomo, że poparcie dla Gibały będzie rekordowe. Na okładce znalazła się twarz kandydata, a w tle na szpitalnym łóżku leżał były wspólnik jego ojca. Całość okraszona wielkim napisem „I nie odpuszczę ci aż do śmierci”. Wszystko po to, aby z „historią” dotrzeć także do osób wykluczonych cyfrowo.

.”Mówią, że w kampanii wszystkie chwyty są dozwolone. Pytanie, czy po wszystkie trzeba sięgać” – pytała po niedzielnym głosowaniu działaczka społeczna Monika Konieczna. Jak widać, strategia PO popłaciła. Partia zyskała władzę absolutną. Ma swojego prezydenta, 24 radnych (z czego trzy osoby z Nowej Lewicy, jedną z Zielonych i jedną z młodzieżówki Nowoczesnej). Ma także większość w radach dzielnic, swoich ludzi w urzędzie, jednostkach i miejskich spółkach. Obietnice wyborcze liczone są w dziesiątkach miliardów złotych, a jedną z nich jest to, że brakująca kasa popłynie z centrali. Tam także króluje PO, więc wymówek nie będzie żadnych.

Maciej Fijak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 maja 2024
Fot. Sylwia BARTYZEL/unsplash