
Wybory dla wyborów czy pierwsza zmiana w Krakowie?
Jesteśmy w trakcie maratonu wyborczego. Od października 2023 do maja 2024 r. na wybory możemy wybrać się łącznie nawet pięć razy. Niestety, są też wybory dotyczące spraw najbardziej lokalnych – wybory, które spotykają się z nikłym zainteresowaniem – pisze Tomasz PYTKO
.W Krakowie 10 grudnia 2023 r. odbyły się wybory do jednostek pomocniczych samorządu, czyli w przypadku stolicy Małopolski – rad dzielnic. W 18 krakowskich dzielnicach zostało wybranych 366 radnych spośród 1211 kandydatów. Ponad 400 obwodowych komisji, ponad 1000 członków komisji, duży wydatek organizacyjny, kandydaci i kandydatki, zacięta rywalizacja, wybory w całym mieście i… frekwencja 9,67 proc. Po narodowym zrywie w wyborach parlamentarnych można było spodziewać się frekwencji chociaż wyższej niż w 2018 roku, gdy wynosiła ona ok. 13 proc.
Główną przyczyną tak nikłego zainteresowania wyborami jest niestety zmiana Ustawy o samorządzie gminnym z 2018 roku, gdywprowadzono art. 35a, mówiący o „niedopuszczalności zarządzenia wyborów w niektórych terminach”. Ogranicza on możliwość łączenia wyborów do rad dzielnic, osiedla, czyli jednostek pomocniczych gminy, z wyborami samorządowymi, które wydawałyby się naturalnym dniem do wybierania miejskich przedstawicieli. Zmiana obowiązuje drugą kadencję i odbija się znacząco na frekwencji, jednocześnie wzmagając wydatki.
Obiektywne czynniki pogodowe i krótki dzień bez wątpienia również zniechęciły wyborców. Na nowych osiedlach napływowi mieszkańcy rzadko też dopisują się do stałych rejestrów wyborczych, w przypadku wyborów centralnych po prostu biorą zaświadczenie do głosowania ze swojej gminy, procedura jest bardzo łatwa. Ale jaką rolę w tym wszystkim odegrał organizator, czyli Urząd Miasta?
.Kampania promująca możliwość startu w wyborach wręcz nie istniała, była to „wiedza tajemna” dla wdrożonych w sprawy okolicy. Urząd ograniczył się do stworzenia podstrony BIP, a gdy w kilku okręgach nie zgłosił się nikt lub zgłosiła się jedna osoba, to pojawiła się seria wpisów, w tym na profilu prezydenta Majchrowskiego, o dodatkowym terminie rejestrowania kandydatur. Mimo to i tak w 11 okręgach radnymi zostawało się z automatu.
W promocję głosowania miasto włączyło się już nieco aktywniej, pojawiły się słupy reklamowe, informacje na portalach miejskich. Ale gdy mieszkaniec został już zwabiony tą informacją, chciał sprawdzić, kto walczy o jego uwagę i głos oraz gdzie można zagłosować, to zderzał się z realiami Biuletynu Informacji Publicznej. A tam obszerne pliki z wykazem ulic, setkami adresów, malutką czcionką – w skrócie: nieczytelne i zniechęcające. Podstawowa wyszukiwarka lub podstrony kandydatów powinny być tutaj warunkiem koniecznym, aby zachęcać do partycypowania w wyborach.
Sami kandydaci przyjęli różne strategie promowania swoich kandydatur. Wiadomo, że mówimy o skali, przy której na bilbordy i działania outdoorowe raczej nie ma miejsca, ale znaleźli się i tacy, którzy zarezerwowali miejsce na słupach ogłoszeniowych i drukowali gazetki. Zdecydowana większość zwycięzców postawiła na wydruk ulotek i regularne spacery po okręgu od drzwi do drzwi, niektórzy organizowali spotkania konsultacyjne lub skupiali się na palącym lokalnym problemie. Jednak na podstawie wyników poszczególnych kandydatów, którzy nie uzyskali mandatu, można sądzić, że wielu nie zrobiło niczego poza mobilizacją kilku sąsiadów. Ba, są tacy, którzy nie zmobilizowali nawet siebie, bo przy kilku nazwiskach pojawił się wynik 0.
Ale kto w tych wyborach tak naprawdę startował? Kim są członkowie rad dzielnic? W przypadku Krakowa jest to w wielu miejscach poletko najniższych struktur partii politycznych, prym wiedzie tutaj Platforma Obywatelska, która od lat skutecznie rządziła w wielu dzielnicach miasta. Partia o rozbudowanej liczbie członków, z których wielu chce angażować się lokalnie, bez problemu wystawiła ok. 200 kandydatów i kandydatek, którym udzieliła poparcia. Co ciekawe, tylko połowa z nich przyznała się do tego, zgłaszając swoją kandydaturę. Listy partii zamieszczone na specjalnej stronie różniły się od tych na BIP, gdzie kandydaci często podpisywali się jako niezależni lub popierani przez lokalne stowarzyszenia. Wyzwanie podjęło również Stowarzyszenie „Kraków dla Mieszkańców” związane z Łukaszem Gibałą. Na listach zebrało 77 chętnych do zasiadania w radach dzielnic; mandat uzyskało 19 osób oraz kilku radnych stale współpracujących z ruchem; łącznie jest to 25 osób. Podobnym wynikiem mogą pochwalić się ruchy miejskie, które współdziałają w Koalicji Ruchów Krakowskich „Wspólnie dla Miasta”, niemniej tutaj była znacznie lepsza skuteczność, bo z sukcesu cieszyła się połowa kandydujących. Oczywiście wśród 366 zwycięzców wielu to po prostu mieszkańcy zaangażowani w sprawy swojej najmniejszej ojczyzny; bywają okręgi obejmujące dwa większe bloki na osiedlu.
Czy wyniki tych wyborów mówią nam coś ciekawego? Czy są prognostykiem przed ciekawie zapowiadającą się kampanią samorządową?
.Przede wszystkim widać, że w kilku dzielnicach Krakowa dojdzie do znacznych przetasowań. Wszystko wskazuje na to, że znane z dramatu Wyspiańskiego Bronowice zmienią po ponad dwóch dekadach układ rządzący dzielnicą. Większość dotąd tworzyli tutaj działacze skupieni wokół Platformy Obywatelskiej. Istna rewolucja przeszła przez Podgórze; dzielnica przyłączona do Krakowa 108 lat temu może cieszyć się ze sporej grupy nowych radnych. W ramach wspomnianej koalicji KRK zrodziło się Stowarzyszenie „Wspólne Podgórze”, któremu udało się wprowadzić 8 na 10 kandydatów i przy współpracy z trzema przedstawicielami „Krakowa dla Mieszkańców” oraz wsparciu innych członków rady dzielnicy ma ono szansę stworzyć zarząd dzielnicy i wskazać swojego przewodniczącego. Po drugiej stronie Wisły znajdują się Grzegórzki, gdzie ruch „Zielone Grzegórzki”, również będący częścią opisanej koalicji, próbuje w opcji minimum przynajmniej współtworzyć zarząd dzielnicy. W wielu miejscach Krakowa doszło do „wymiany” radnych, którzy zasiadali w dzielnicowych gremiach od kilku kadencji, w niejednym przypadku możemy mówić wręcz o zmianach pokoleniowych. W dzielnicy V Krowodrza między rywalizującymi kandydatami było 60 lat różnicy; nowym radnym został 21-latek działający w „Alternatywie Młodych dla Krakowa” przy KdM.
Wymienione przeze mnie ruchy miejskie bez wątpienia złapały wiatr w żagle, zrobiły kolejny krok w rozpoznawalności lokalnej. To ważne o tyle, że ich działania niejednokrotnie dotyczą spraw ogólnomiejskich. Z wieloma decyzjami i negocjacjami czekano właśnie na wyniki z 10 grudnia. Kandydaci na prezydenta Krakowa, którzy chcą też stworzyć swoje listy do Rady Miasta, szeroko otwierają drzwi dla miejskich aktywistów. Ilu na tych listach się znajdzie, których komitetów będą to listy?
.Czy wiatr w żaglach jest wiatrem zmian, który doprowadzi również do przewietrzenia w Radzie Miejskiej? O tym przekonamy się w pierwszych dniach kwietnia. Pewne jest, że po 21 latach rządów Jacka Majchrowskiego i nikłego udziału ruchów miejskich w wyborach samorządowych dochodzi do sytuacji, w której Kraków staje się poligonem włączania aktywistów do lokalnej polityki. Zobaczymy, z jakim skutkiem.
Tomasz Pytko