Michał BIAŁEK: O nieprzewidzianych konsekwencjach bycia racjonalnym, podejmowaniu decyzji w języku obcym i o myśleniu o myśleniu

O nieprzewidzianych konsekwencjach bycia racjonalnym, podejmowaniu decyzji w języku obcym i o myśleniu o myśleniu

Photo of Michał BIAŁEK

Michał BIAŁEK

Pracownik Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor publikacji dotyczących podejmowania decyzji odroczonych w czasie oraz decyzji moralnych. Zaangażowany w ruch Otwartej Nauki, promujący transparentność i replikowalność badań naukowych.

Zdolność wyczucia, kiedy trzeba się zagłębić w problem i go rozpakować, jest najlepszą znaną psychologii wskazówką, jak ktoś będzie sobie radził z podejmowaniem decyzji – pisze Michał BIAŁEK

Dokonujemy wyborów, które czasem są intuicyjne, a czasem poprzedzone wewnętrzną analizą, racjonalne i przemyślane. Okazuje się, że podejmując tę samą decyzję w języku obcym, pozbawiamy ją wymiaru emocjonalnego. Przypominamy wówczas bardziej ekonomicznych „zombie” niż ludzi.

Podczas zakupów przed nami wybór jednego spośród 40 rodzajów jogurtu. Jak dokonać wyboru? Moglibyśmy uszeregować jogurty według smaku, składu, gramatury i ceny i zdecydować po 15 minutach obliczeń. Nie ma to sensu. Kupujemy ten jogurt, który zasugerowano w reklamie, o którym powiedziano, że jest najlepszy. Albo ten najtańszy. Albo ten, obok którego akurat stoimy.

„Anna patrzy na Piotra, a Piotr na Katarzynę. Anna jest zamężna, a Katarzyna jest singielką. Czy osoba w związku patrzy na wolną osobę?”. Z pozoru wydaje się, że ta zagadka nie ma rozwiązania, bo nic nie wiadomo o Piotrze. Gdy jednak przyjrzeć się sprawie dokładniej, to okaże się, że wiedza ta nie jest nam do niczego potrzebna. Jeśli Piotr jest singlem, to patrzy na niego zamężna Anna. Jeśli Piotr jest żonaty, to on patrzy na wolną Katarzynę. Niezależnie od tego, czy Piotr jest w związku, czy nie, rozwiązaniem zagadki jest zawsze odpowiedź TAK.

Przykłady sklepu i zagadki zostały przytoczone, aby pokazać, na czym polega kluczowy dla racjonalnego myślenia proces.

Po angielsku nazywa się to decoupling. Polskiej nazwy nie ma, bo u nas raczej nikt tego nie analizuje. Przyjmijmy więc roboczo nazwę „rozpakowywanie umysłowe”.

Rozpakowywanie umysłowe przypomina szukanie ubrania w walizce. Możemy otworzyć walizkę i wybrać coś z wierzchu albo rozpakować wszystkie ubrania i wybrać najodpowiedniejszy element garderoby. Rozpakowywanie polega na rozwiązywaniu problemów przy pełnej analizie wszystkich dostępnych opcji. Jak widać na przykładzie wyboru jogurtu i na przykładzie zagadki, najczęściej wcale nie rozpakowujemy problemu, ale szukamy oczywistego rozwiązania. Robimy to z dwóch powodów. Do rozpakowywania potrzeba sporo czasu i energii, lecz nawet wtedy nie mamy gwarancji, że uda nam się znaleźć poprawną odpowiedź. Nie rozpakowujemy problemu także dlatego, że nie zawsze wiemy, kiedy trzeba to zrobić, a kiedy odpowiedź jest banalnie prosta, analizując problem, tracimy czas.

Jeśli postanowimy rozpakowywać w głowie wszystkie nasze decyzje, to staną się one bardziej racjonalne. Ale rozpakowywanie kosztuje czas i energię, które nie zawsze warto inwestować w podejmowanie decyzji. Trudno sobie wyobrazić, że mielibyśmy spędzić 20 minut, kupując jogurt, mając na liście zakupowej jeszcze 50 produktów. Każda decyzja poprzedzona byłaby długą analizą, a często byłaby taka sama jak ta podjęta intuicyjnie. Czasem wybór jest tak prosty, że nie ma sensu zastanawiać się nad nim. Czasem jednak narzuca się nam kiepska decyzja, „przebrana” za najlepszą. Wtedy warto przeanalizować różne możliwości.

Kluczem do podejmowania dobrych decyzji jest wyczucie, kiedy trzeba rozpakowywać problem, a kiedy nie. Innymi słowy, kiedy myśleć szybko, a kiedy wolno.

Zdolność wyczucia, kiedy należy dogłębnie myśleć, a kiedy niekoniecznie, psychologowie nazywają metamyśleniem albo myśleniem o myśleniu. Ta umiejętność najlepiej określa jakość decyzji człowieka w sklepie, lekarza stawiającego diagnozę czy biznesmena decydującego o nowej inwestycji. Każdy z nich musi określić, kiedy należy zainwestować energię w podjęcie decyzji, a kiedy nie jest to konieczne. Klient w sklepie może mieć swój ulubiony jogurt i nie ma co dalej myśleć nad wyborem. Lekarz może mieć przed sobą oczywiste objawy błahej choroby i nie ma co marnować czasu na dodatkowe badania diagnostyczne. Inwestor z kolei może mieć przed sobą propozycję wejścia w jawnie nierentowny biznes. Zdolność wyczucia, kiedy trzeba się zagłębić w problem i go rozpakować, jest najlepszą znaną psychologii wskazówką, jak ktoś będzie sobie radził z podejmowaniem decyzji.

Zdolność do optymalnego zarządzania namysłem zwana jest w psychologii refleksją poznawczą (cognitive reflection – red.). Narzucająca się błędna odpowiedź może być tak przekonująca, że nawet nie spróbujemy pochylić się nad problemem. Trzeba refleksji poznawczej, żeby zauważyć, że intuicja może być błędna i że należy lepiej pomyśleć. Oprócz tego, że podejmują kiepskie decyzje, osoby, które są mało refleksyjne i słabo zarządzają swoim wysiłkiem poznawczym, częściej wierzą w teorie spiskowe, paranaukę, fake newsy itp. Wszystko to wynika z faktu, że takie osoby często biorą siłę intuicji za miarę jej poprawności, a nie zadają sobie wysiłku sprawdzania swoich intuicji.

Pomimo badań nadal nie potrafimy poprawić refleksji poznawczej treningami. Na szczęście jest nadzieja na zmianę. W jednym z eksperymentów dwujęzycznych podzielono badanych losowo na dwie grupy. Połowie pokazano problemy ekonomiczne w ich języku ojczystym, a drugiej połowie w języku obcym.

Okazało się, że ludzie, którzy podejmowali decyzje w swoim ojczystym języku, wpadali w zastawione na nich pułapki decyzyjne dotyczące ryzyka. Z kolei ci, którzy podejmowali decyzje w obcym języku, nie popełniali aż tylu błędów.

Ludzie, którzy znają języki obce, podejmują lepsze decyzje, gdy robią to w języku obcym. Trudno spodziewać się, że w badanej grupie używającej języka obcego trafili się ludzie mądrzejsi – w końcu przydział był losowy. Sama znajomość języków nie pomaga, bo w grupie decydującej w swoim ojczystym języku były też osoby, które znały języki obce. Oczywiście zmiana decyzji w języku obcym nie wynika z niezrozumienia problemu, bo trudno oczekiwać lepszych decyzji, kiedy się zgaduje, co zrobić.

Jednym z potencjalnych wyjaśnień efektu języka obcego jest to, że ludzie częściej rozpakowują problemy, gdy analizują je w języku obcym. Może intuicyjne odpowiedzi nie przychodzą im tak szybko do głowy?

Inna propozycja zakłada, że do zagadnień rozpatrywanych w języku obcym podchodzimy mniej emocjonalnie. W Polsce przekleństwo w języku angielskim nie może równać się temu wypowiedzianemu w języku polskim.

„I’m sorry” nie ma u nas takiej mocy jak „przepraszam”.

Może się więc wydawać, że myślenie w języku obcym niesie same korzyści. Niestety, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Okazuje się, że rozpakowywanie umysłowe problemów może pomagać w decyzjach ekonomicznych, ale jest ryzykowne, gdy problem ma też w sobie element moralny. Gdy ludzie decydują w języku obcym, są lepszymi ekonomistami, ale stają się jednocześnie racjonalnymi „zombie”.

Po katastrofie w Czarnobylu na niebie powstała wielka chmura pyłów radioaktywnych. Pech chciał, że chmura ta kierowała się na Moskwę i inne gęsto zaludnione tereny. Gdyby tam dotarła, mogłoby zginąć wiele osób. Związek Radziecki podjął decyzję, by skroplić tę chmurę nad rzadziej zaludnionymi terenami Białorusi. W ten sposób skażono wiele niczego niespodziewających się osób, które bez tej decyzji nie odniosłyby szkody na zdrowiu.

Chmura znad Czarnobyla to przykład z dawnej historii, z kraju, gdzie cel uświęca środki. Ale podobną decyzję podjął niedawno rząd USA, gdy pozwolił na stosowanie tortur wobec podejrzanych o terroryzm. Amerykanie, podobnie jak Sowieci, zdecydowali, że krzywda wyrządzona niewinnym (przecież nie wszyscy osadzeni w Guantanamo byli terrorystami) jest uzasadniona w kontekście szansy na ocalenie życia tysięcy ludzi. Decyzje takie, jak te dotyczące rozpędzenia chmury nad Białorusią czy torturowanie podejrzanych o terroryzm, nazywa się utylitarystycznymi. Często są one pożądane na wysokim szczeblu. Odmówienie refundacji leku wartego kilka milionów złotych i skazanie przyjmującego go chorego na śmierć może nie wynikać ze skąpstwa, ale z faktu, że za te pieniądze można kupić więcej leków na inne choroby i ocalić więcej żyć.

Czy można mieć prawo do poświęcenia niewinnych osób, by ocalić więcej ludzi?

Gdy takie wybory podejmowane są w języku obcym, ludzie częściej kierują się konsekwencjami, zatem pewnie też zdecydowaliby się rozpędzić chmurę, skazując wiele niewinnych osób na śmierć. Dzięki temu ocalono więcej innych żyć, a do tego część ludzi uważa taką decyzję za w pełni moralną. Jednak decyzja, by poświęcić mniej osób, by ocalić więcej, podejmowana w języku obcym nie wynika z troski o ludzi, ale z braku wyrzutów sumienia z powodu krzywdzenia innych swoimi decyzjami.

Efekt języka obcego możemy odczuwać sami, ponieważ dotyczące nas kluczowe decyzje zapadają coraz częściej w języku obcym: spotkania zarządów wielu polskich firm odbywają się w języku angielskim, unijni politycy debatują w językach obcych, Polacy mieszkający za granicą myślą i działają również w językach obcych, podobnie jak obcokrajowcy mieszkający w Polsce myślą „po polsku”. Każda z takich osób może zmieniać się w racjonalne, ekonomiczne „zombie”. Załóżmy, że jakiś polski dyrektor fabryki podejmuje decyzje na zebraniu, na którym rozmawia się po angielsku. Być może podjąłby decyzję o zastosowaniu ryzykownej technologii, grożącej katastrofą ekologiczną, gdyby na zebraniu rozmawiano po polsku. Polityk, który w języku ojczystym zabroniłby tortur, może zmienić zdanie, gdy debatuje o terroryzmie po angielsku. Lekarz, który podjąłby się ryzykownej, kosztownej operacji w swoim kraju, może jej odmówić, gdy decyzje podejmuje za granicą.

.Okazuje się, że sposób podejmowania decyzji może mieć poważne konsekwencje. Jest to wyjątkowo wyraźne, kiedy posługujemy się językiem obcym. Ludzie, decydując w języku obcym, wchodzą w tryb zimnego, racjonalnego ekonomisty i patrzą tylko na obiektywne konsekwencje swoich wyborów. Rozpakowują problem moralny tak, jakby był zwykłym problemem. A to już niebezpiecznie blisko tego, jak działają psychopaci, analizujący tylko stosunek kosztów do korzyści wynikających z ich decyzji.

Michał Białek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 kwietnia 2020