
Walka to esencja. I polityki, i życia
W polityce i w życiu nie ma miejsca dla tych, którzy nie są gotowi walczyć. Władza nie jest bowiem statycznym stanem, ale dynamicznym procesem – nieustannym zwarciem, w którym nie wystarczy reagować. Trzeba atakować. Wydarzenia ostatnich miesięcy oczywiście pokazują, że walka może mieć różne przejawy. Ale faktem jest, że tym, co lubią się bić, łatwiej się żyje – pisze Michał KŁOSOWSKI
.Jeśli nie jesteś przygotowany, zostaniesz zmieciony – można powiedzieć, patrząc na to, co dzieje się w ostatnich miesiącach. Historia nie zna przykładów liderów, którzy przetrwali, unikając konfliktu. A jeśli spojrzymy na obecną administrację Białego Domu, bo to o niej oczywiście jest ten tekst, widzimy, że w tej grze nie mają sobie równych.
Może to dlatego, że prezydentura w Stanach Zjednoczonych nigdy nie była rolą dla pasywnych obserwatorów. Ci, którzy osiągali sukces, robili to poprzez wywieranie presji, eskalację, czasem wręcz prowokację, a nawet konflikt. Współczesna polityka wymaga bezustannej gotowości do zwarcia, a prezydentura Donalda J. Trumpa jest tego doskonałym przykładem. Podobnie jak postać z opowiadania Stephena Crane’a – człowiek, który snuł się po mieście w poszukiwaniu walki, wymachując rewolwerem i wyzywając wszystkich wokół – zachowuje się obecny gospodarz Białego Domu. Donald Trump szuka konfrontacji, wywołuje napięcia i wymusza przez to decyzje na większości nieprzygotowanych i spacyfikowanych partnerów czy konkurentów. I choć można kwestionować jego metody, jedno było pewne: przeciwnicy nie mają komfortu uniknięcia walki. I na tym polega główna przewaga Donalda Trumpa: to on wybiera czas i miejsce, zupełnie jak w amerykańskim westernie.
Ma w tym bowiem doświadczenie. Zanim jeszcze został zaprzysiężony, wdawał się w konflikty – zarówno z sąsiednimi krajami, jak i z wielkimi mocarstwami. 25-procentowe cła nałożone na Kanadę i Meksyk, groźby aneksji terytoriów, presja na Chiny – to tylko początek. Każde z tych posunięć miało na celu jedno: zmuszenie przeciwników do odpowiedzi, przyjęcia narzuconych reguł gry. I jak się okazało, wielu z nich ustąpiło niemal natychmiast. Meksyk wysłał 10 tysięcy żołnierzy na granicę, Kanada powołała specjalnego „cara fentanylowego” i zwiększyła budżet bezpieczeństwa granicznego o 1,3 mld dolarów. Cel nowego amerykańskiego prezydenta został osiągnięty.
Nie jest to jednak jedynie taktyka siłowego nacisku. To próba redefinicji światowej polityki. Stara szkoła dyplomacji zakłada w końcu kompromis, powolne negocjacje, unikanie otwartych konfrontacji. Donald Trump w nowej, cyfrowej epoce postawił na bezpośredniość i zastraszanie, co w wielu przypadkach przyniosło mu sukces. Nawet Chiny, początkowo próbujące grać twardo, ostatecznie ugięły się pod amerykańską presją.
Obecna administracja USA nie tylko kontynuuje tę linię, znaną z pierwszej kadencji prezydenta Donalda Trumpa, ale udoskonaliła ją, nadając jej większy strategiczny wymiar. Już nie chodzi tylko o prowokację dla samej prowokacji, ale o metodyczne budowanie pozycji w globalnej rozgrywce. Konferencja bezpieczeństwa w Monachium nie była walentynkowym prezentem dla świata. Wręcz przeciwnie – to tam amerykański wiceprezydent J.D. Vance, występując w roli katechumena, postawił otwarte wyzwanie zarówno Unii Europejskiej, jak i Wielkiej Brytanii, pokazując, że świat już nie działa według starych zasad. A liderzy tych krajów albo się podporządkują, albo zginą, siedząc okrakiem na barykadzie.
.Współczesna polityka to bowiem arena, na której przetrwają tylko ci, którzy potrafią nie tylko odpierać ciosy, ale sami je zadawać. Nieistotna jest nawet skuteczność: w świecie tysiąca potyczek ważne jest po prostu, aby walczyć. Świat zmienia się bowiem szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej. Technologia, globalizacja, zmiany w strukturach społecznych – wszystko to sprawia, że nie ma miejsca dla pasywnych graczy. Donald Trump i jego administracja nie są jednak twórcami tej gry, lecz jedynie jej beneficjentami.
Europa tego nie zauważyła i próbuje to zanegować. Historia jednak pokazuje, że każdy moment stagnacji jest jedynie ciszą przed burzą. Dlatego w polityce trzeba być gotowym zawsze. Tak jak w życiu. Bo gdy nadejdzie czas zwarcia, nie będzie miejsca na wahanie.