Wrocław – dwa wektory widzenia
Wrocław to „brama Polski” – tak nazywany ze względu na bliskość Czech i Niemiec. Zapraszam do wirtualnej podróży po Wrocławiu w czasie i przestrzeni – pisze Nadia FEDECZKO
Podróż ze wschodu w latach 80.
.Po raz pierwszy przyjechałam do Wrocławia ze Lwowa pod koniec lat osiemdziesiątych. W tamtych czasach jeździli wszyscy z torbami, w których mieli na sprzedaż najdziwniejsze rzeczy: narzędzia, pościel, zabawki, naczynia, aby za otrzymane za nie pieniądze kupić to, czego brakowało w sowieckiej Ukrainie. Dlaczego do Wrocławia? Bo lwowianin miał tam krewnych. Przed II wojną światową bardzo powszechne były mieszane małżeństwa polsko-ukraińskie. Na przykład siostra mojej babci, Julia, wyszła za Polaka, Wojtka, a jej brat, Ilko, ożenił się z Jadwigą. W 1944 r., kiedy Lwów znalazł się w granicach Związku Radzieckiego, jak wielu innych, wyjechali do Polski. Ogółem ok. 10 proc. mieszkańców powojennego Wrocławia stanowili lwowianie.
Każdy pasażer miał ze sobą 3-4 duże torby, a szczęśliwcy – także kolorowe telewizory lwowskiej fabryki Ełektron, które były duże i ciężkie. Pamiętam młodą dziewczynę, której rodzice pomogli wnieść telewizor do wagonu. Martwiła się, jak później w Przemyślu przeniesie go do pociągu do Wrocławia. Ale uratowali ją sprytni handlarze. Kupili telewizor prosto z wagonu. „A ja wiozę telewizor aż do Wrocławia – powiedział z dumą jej sąsiad. – Tam dostanę za niego pięć razy więcej”. I rzeczywiście – na każdej stacji wchodzili do pociągu handlarze i proponowali mężczyźnie, że kupią od niego ten telewizor, a cena za każdym razem była wyższa proporcjonalnie do odległości od granicy.
Lwowskie telewizory towarzyszyły mi w Polsce nie tylko podczas podróży, ale także później we Wrocławiu, w domach bliskich, sąsiadów i znajomych często widziałam ekran „Ełektrona”. Dewaluacja złotego i deficyt towarów zmusiły Polaków do inwestowania pieniędzy na przykład w sprzęt. Dla mnie, młodej dziewczyny, była to wspaniała lekcja życia. Widziałam hiperinflację w Polsce i byłam na nią gotowa, gdy przyszła na Ukrainę w latach dziewięćdziesiątych. Ponadto zdałam sobie sprawę, że pieniądze same w sobie nie są bogactwem, bo w każdej chwili pod wpływem zmiany władzy, kryzysu finansowego czy innych czynników zamieniają się w stos papierów. Oprócz tego bliscy rozmawiali o kartkach na cukier, masło, mąkę, kolejkach w sklepach, brakach najpotrzebniejszych towarów.
Jaki Wrocław spotkałam? Szary, ponury i smutny. Piękne kamienice w centrum miasta, które są o półtora piętra wyższe od typowych lwowskich, nie cieszyły oka, lecz napierały. Spacerując po wrocławskim Rynku, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak jest duży, bo uznałam (wstyd się przyznać), że ćwierć jego powierzchni to cały jego obszar! Dopiero dziesięć lat później dowiedziałam się, że ulice Przejście Garncarskie, Sukiennice, Przejście Żelaźnicze to części zabudowy pośrodku Rynku, którego łączna powierzchnia wynosi aż 3,64 hektara!
Do dziś pamiętam, jak trzymałam w rękach słownik polsko-ukraiński na bazarze, szukając słów, którymi mogłabym wytłumaczyć kupującym, co i za ile sprzedaję, a oni się uśmiechali i odpowiadali: „Rozumiem, kochanie, bo moja rodzina też jest ze Lwowa”. Te słowa rozgrzewały mi serce. Tak naprawdę miasto tworzą ludzie.
Moja siostra, Wira Szewczuk, która przyjechała do stolicy Dolnego Śląska po raz pierwszy jako studentka na noworoczne spotkanie chrześcijańskie w 1996 r., również wspominała Wrocław jako szary i smutny. „Było bardzo zimno, ale nie było śniegu, co sprawiało, że było jeszcze zimniej – wspomina Wira. – Pamiętam, jak z koleżanką zeszłyśmy do przejścia podziemnego, a tam młodzi ludzie śpiewali, tańczyli i bawili się. To był taki kontrast z ponurym dniem! Tak, w mieście najważniejsi są ludzie”.
Przybycie z Zachodu po 40 latach
.Innym razem przyjechałam do Wrocławia w 2022 roku z Zachodu. Było to pierwsze duże miasto, do którego dotarłam z Niemiec. Poczułam się tu jak w domu: język polski brzmiał zrozumiale, ceny w kawiarniach były przyjemnie zaskakujące, jeśli porównać je z niemieckimi. Sama kultura siedzenia z filiżanką kawy przy stoliku na Rynku, rozkoszowanie się kontemplacją fontanny, kolorowych domów i uśmiechniętych ludzi były mi bliskie.
„Też miałam wrażenie, że wróciłam do rodzinnego Lwowa, kiedy przyjechałam do Wrocławia po dwuletnich studiach w Niemczech – opowiada Ola Łuczka, 22-letnia studentka Uniwersytetu w Würzburgu. – Przyszłam do Pierogarni na Rynku (która ma aż 11 000 opinii w Mapach Google), piłam czerwony barszcz, ciemny kwas chlebowy, i nie potrafiłam wybrać pierogów spośród dziesiątek gotowanych, smażonych, pieczonych, z różnymi nadzieniami i sosami. Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem po pobycie w Niemczech była możliwość płacenia wszędzie kartą lub telefonem, a także bezpłatne korzystanie z toalety”.
Gdy Ola chciała pokazać swojemu chłopakowi, Farzamowi, który jest obywatelem Iranu i nie posiada dokumentów uprawniających go do wjazdu na Ukrainę, Lwów, swoje rodzinne miasto, więc przyjechała z nim do Wrocławia, ponieważ oba miasta mają podobną atmosferę lub jak mówią młodzi, „vibe”.
„Chodziłam z Farzamem do lwowskich lokali, Pijanej Wiśni, Lviv Croissants, które we Wrocławiu znajdowały się w podobnych miejscach, jak we Lwowie. To uczucie, jakby się było w domu, nie opuszczało mnie i wzruszało do łez – przyznaje Ola. – Choć we Lwowie Rynek jest bardziej nastawiony na atrakcje i muzea, a we Wrocławiu – na gastronomię. Ta branża w obu miastach jest podobna: maksymalnie zmodernizowana, z wyszkolonym personelem, oryginalnością i estetyką. Po Niemczech, gdzie wszyscy są bardzo obojętni na sektor usług, jest to przyjemnie inspirujące”.
Miasta są braćmi
.Jeśli spojrzeć na Wrocław oczami lwowianki, to można zauważyć, że oba miasta, które są miastami partnerskimi, stały się miejscami spotkania wielu kultur: polskiej, austriackiej, węgierskiej, a także niemieckiej, żydowskiej, ukraińskiej, ormiańskiej, dzięki czemu mogą pochwalić się szalonym połączeniem architektury i stylów: gotyku, renesansu, baroku, secesji. Podobieństwa znajduję w nazwach ulic, drobnych szczegółach: gzymsach, płaskorzeźbach, dachach… Lwowianie cieszą się, że przewiezienie pomnika Aleksandra Fredry i panoramy Racławickiej ze Lwowa do Wrocławia uratowało je przed zniszczeniem czy przed wywiezieniem do Moskwy przez Rosjan.
Wyjątkowość Wrocławia polega na tym, że miasto żyje, zaskakuje i nie pozwala się nudzić: wystawy, festiwale, koncerty, jarmarki… Przypadkowe pojawienie się krasnala w najbardziej niespodziewanym miejscu wywołuje uśmiech, a spotkanie latarnika w długim płaszczu i cylindrze, zapalającego światło, gdy Ostrów Tumski otula się aksamitnym półmrokiem – jest jak wejście do bajki. Lwowianie we Wrocławiu podziwiają rzekę, której tak bardzo brakuje Lwowowi, bo Odra nie tylko cieszy oko, ale i tworzy nową przestrzeń do wypoczynku, tworzy miejski krajobraz z ponad setką mostów.
Spacerując po Wrocławiu, można zauważyć, że w miasto zainwestowano mnóstwo pieniędzy. Zachwycają dekoracje stiukowe na fasadach, jaskrawe kolory, wszystko jest pompatyczne i na dużą skalę. We Lwowie wszystko jest skromniejsze, budynki nie mają tylu dekoracji.
„Nie chciałbym, żeby tyle wysiłku i pieniędzy włożono w renowację starych budynków we Lwowie, jak we Wrocławiu, – mówi Ludwik z Oleśnicy. – Marzę, żeby Lwów zachował swój niepowtarzalny klimat w tych niedoskonałych, czasem łuszczących się fasadach kamienic, podwórkach, na których suszy się pranie na balkonach, skrzypiących drewnianych schodach w bramach. Spacerując po Lwowie, oddycha się duchem wieków, słyszy się głosy przodków, można sobie wyobrazić, jak toczyło się tu życie kilka wieków temu. Moim zdaniem współczesny Wrocław w pogoni za doskonałością niestety utracił tę atmosferę bezpowrotnie”.
Podchodzę do lady z grzanym winem na Rynku i znów szukam polskich słów, żeby złożyć zamówienie, na co kelnerka odpowiada: „Możesz mówić po ukraińsku, przyjechałam z Charkowa”. W swoim ojczystym języku komunikowałam się z pracownikami kasy biletowej zoo, kiosku z pamiątkami i stoiska z warzywami – Wrocław przyjął wielu Ukraińców, gdy rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę w 2022 roku.
.We Wrocławiu jest ciepło – nie tylko dlatego, że jest liderem w Polsce pod względem rekordów temperatur, ale przede wszystkim z powodu ciepła serc i uśmiechów jego mieszkańców. To szczęśliwe, bezpieczne i co najważniejsze, spokojne, europejskie miasto. Ten spokój jest teraz jego największym atutem.