Koniec liberalizmu jest na wyciągnięcie ręki
„Szlachetne kłamstwo” liberalizmu jest niszczące, ponieważ nadal wierzą w niego i bronią go ci, którzy czerpią z niego korzyści, natomiast stworzona przez liberalizm nowa klasa sług coraz częściej widzi w tym zwykłe kłamstwo, nieszczególnie szlachetne – pisze prof. Patrick J. DENEEN
.Liberalizm zawiódł, ponieważ zwyciężył. Gdy stał się w pełni sobą, okazało się, że gwałtowność i skala tworzonych przez niego patologii przewyższają możliwości produkcyjne plastrów i masek potrzebnych, by te patologie ukryć. W efekcie obserwujemy ogólnoustrojowe za mroczenie w polityce wyborczej, rządzeniu, gospodarce, dostrzegamy utratę zaufania, a nawet wiary w obywatelską prawomocność, czego ukoronowaniem nie są konkretne problemy czekające na liberalne rozwiązania, lecz silnie powiązane ze sobą kryzysy prawomocności oraz zapowiedź końca epoki liberalizmu.
Kurczenie się naszych horyzontów politycznych nie pozwala nam dostrzec, że obecnie nie mierzymy się ze zbiorem odrębnych problemów, które można rozwiązać, stosując liberalne narzędzia, lecz z systemowym wyzwaniem rzuconym przez wszechobecną i niewidzialną ideologię. Problem nie sprowadza się do jednej kwestii czy do jej realizacji, lecz do działania samego systemu. Jest prawie niemożliwe, byśmy zrozumieli, że znajdujemy się w środku kryzysu prawomocności, w którym rozpadają się najbardziej podstawowe założenia systemu.
„Szlachetne kłamstwo” liberalizmu jest niszczące, ponieważ nadal wierzą w niego i bronią go ci, którzy czerpią z niego korzyści, natomiast stworzona przez liberalizm nowa klasa sług coraz częściej widzi w tym zwykłe kłamstwo, nieszczególnie szlachetne.
Rośnie niezadowolenie ludzi, których przywódcy polityczni przekonują do korzyści, jakie osiągną z realizowanych polityk. Jednocześnie zaś ci, którzy powinni być najlepiej przygotowani, by zrozumieć prawdziwą naturę liberalizmu, traktują go niezmiennie jako nienaruszalny dogmat. Jednak z faktu, że apologeci liberalizmu uznają powszechność niezadowolenia, dysfunkcji politycznej, nierówności ekonomicznej, kryzysu życia obywatelskiego oraz populistycznej krytyki za przygodne problemy pozostające bez związku z kondycją systemu, wynika, że ich samoocena jest w ogromnym stopniu pochodną korzyści, które odnoszą z zachowania obecnego ustroju. Ten podział się jedynie pogłębi, kryzys stanie się coraz ostrzejszy, politycznemu plastrowi oraz ekonomicznej farbie w sprayu coraz trudniej będzie powstrzymywać gmach przed upadkiem. Koniec liberalizmu jest na wyciągnięcie ręki.
Dalszy bieg spraw może przyjąć jedną z dwóch form. W pierwszym przypadku można sobie wyobrazić utrwalenie systemu politycznego zwanego „liberalizmem”, który zachowując swą tożsamość, będzie działał w sposób sprzeczny z deklarowanym poglądem na wolność, równość, sprawiedliwość i możliwości. Współczesny liberalizm będzie coraz częściej narzucać swój punkt widzenia poprzez dekrety, szczególnie w formie państwa administracyjnego zarządzanego przez niewielką mniejszość coraz bardziej gardzącą demokracją. normą staną się manipulacje demokratycznym i populistycznym niezadowoleniem, a władza potężnego deep state dysponującego szerokimi uprawnieniami nadzoru, mandatem prawnym, siłami porządkowymi oraz kontrolą administracyjną coraz bardziej ostentacyjnie będzie blokować porządek liberalny. Te metody będą cały czas rozwijane mimo twierdzenia, że liberalizm opiera się na zgodzie i poparciu społeczeństwa. Taki wniosek brzmi paradoksalnie, podobnie jak słowa Tocqueville’a z „O demokracji w Ameryce”, gdy przewidywał, że przeznaczeniem demokracji jest nowa forma despotyzmu.
Brak stabilności, który bez wątpienia towarzyszyłby tym tendencjom, wskazuje jednak na drugie możliwe rozwiązanie – koniec liberalizmu i zastąpienie go innym ustrojem. Większość ludzi przewidujących taki rozwój wypadków słusznie ostrzega przed możliwym okrucieństwem każdego przyszłego ustroju, powołując się na przykłady upadku Republiki Weimarskiej i narodziny faszyzmu oraz krótki flirt Rosji z liberalizmem przed triumfem komunizmu. Choć te przykłady okrucieństwa i porażki wskazują, że jest mało prawdopodobnie, by nawet w epoce postliberalnej takie możliwości mogły się spotkać z powszechnym entuzjazmem, to już pewne for my populistycznonarodowego autorytaryzmu czy wojskowej autokracji wydają się prawdopodobną rekcją na gniew i strach postliberalnych obywateli.
Mimo to rosnące niezadowolenie w zachodnich demokracjach liberalnych sugeruje, że każdy scenariusz jest możliwy, a żadna przewidywalna jego postać nie jest pożądana. do takiego rozwoju wypadków skłania już sama porażka liberalizmu, nawet jeśli niechęć jego obrońców, by uznać własne współsprawstwo w powstaniu powszechnego niezadowolenia obywateli, sprawia, że smutny rozwój wypadków jest jeszcze bardziej prawdopodobny. dzisiejsi obrońcy liberalizmu dopatrują się w niezadowoleniu swych rodaków dowodu zacofania i recydywy, często przypisując im najbardziej nikczemne pobudki: rasizm, sekciarstwo, bigoterię w zależności od tego, o jakim problemie mowa. Ponieważ uważa się, że liberalizm jest samonaprawiającym się, wiecznotrwałym mechanizmem politycznym, apologetom liberalizmu nie mieści się w głowie, że jego porażka może doprowadzić do czegoś strasznego i okrutnego. Jest mało prawdopodobne, by straż tylna obrońców tego upadającego ustroju była zdolna do jakiejkolwiek poważnej refleksji nad ludzką alternatywą na czasy po liberalizmie. (…)
Liberalizm, podobnie jak wszystkie ludzkie zamierzenia, nie jest pozbawiony osiągnięć. Żyjąc w jego jaskini, człowiek liberalny jest przesadnie zadowolony ze swych sukcesów i dlatego właśnie chciałem pokazać jego największe koszty. Jeżeli jednak mamy nadzieję stworzyć przyszłość człowieka w czasach po liberalizmie, nie możemy udawać, że nie było epoki liberalizmu ani też że potrafimy odrzucić jego podstawowe ramy, cofając się w pewnym sensie do idyllicznych czasów sprzed epoki liberalnej. Taka epoka nigdy nie istniała, choć przeszłość powinna i może uczyć nas, jak zmierzać ku nowym perspektywom. Marszowi w kierunku epoki po liberalizmie musi towarzyszyć życzliwa ocena liberalnego wezwania oraz próby urzeczywistnienia wspaniałych ideałów, które liberalizm często jedynie obiecywał.
Choć liberalizm chce być budowlą całkowicie nową, która odrzuca polityczną architekturę poprzednich epok, naturalnie wyrasta z długotrwałych zmian zachodzących od starożytności po schyłek średniowiecza. Istotna część jego uroku nie wynikała z tego, że był czymś całkowicie nowym, lecz z tego, że czerpał z głębszych zasobów wiary i przekonań. Starożytną filozofię polityczną w sposób szczególny absorbowało zagadnienie najlepszych sposobów uniknięcia tyranii oraz osiągnięcia wolności politycznej i warunków rządzenia sobą. Podstawowe terminy wchodzące w skład naszej tradycji politycznej – wolność, równość, godność, sprawiedliwość, konstytucjonalizm – mają starożytny rodowód. Pojawienie się chrześcijaństwa i jego rozwój w obecnie z reguły odrzucaną filozofię polityczną średniowiecza podkreślały to, że najlepszymi środkami ograniczenia niezbywalnej ludzkiej pokusy tyranii są: godność jednostki, pojęcie osoby, istnienie praw i odpowiadających temu obowiązków, wielkie znaczenie społeczeństwa obywatelskiego, mnogość stowarzyszeń oraz pojęcie rządu ograniczonego. najbardziej podstawowy urok liberalizmu nie wynikał z odrzucenia przeszłości, lecz z oparcia się na pojęciach, które miały fundamentalne znaczenie dla politycznej tożsamości Zachodu.
Architekci liberalizmu przejęli język i pojęcia tradycji klasycznej i chrześcijańskiej, zmieniając ich sens i praktyki. Odrzucili szczególnie klasyczne i chrześcijańskie rozumienie istot ludzkich jako stworzeń zasadniczo relacyjnych – „zwierząt społecznych i politycznych” – uznając, że najlepszą drogą osiągnięcia wolności, prawa i sprawiedliwości jest radykalne przedefiniowanie natury ludzkiej. To poskutkowało postępem w realizowaniu politycznych pragnień intelektualnej tradycji Zachodu, które stały się znacznie bardziej dostępne i powszechne. Ceną za to było jednak powstanie rzeczywistości politycznej, która osłabiała te ideały. Zerwanie liberalizmu z przeszłością było oparte na fałszywej antropologii, jednocześnie jednak jej twierdzenia stały się bardziej powszechne i stałe, w dużej mierze dzięki rosnącemu niezadowoleniu z porażek liberalizm w dziele ich urzeczywistnienia.
W przeszłości istniał duży rozdźwięk między filozofią Zachodu a jego praktykami. Ideały wolności, równości i sprawiedliwości współistniały z występującymi na szeroką skalę praktykami niewolnictwa, nierówności, brakiem szacunku dla roli kobiet, arbitralnymi formami hierarchii oraz stosowania prawa. liberalizm był oznaką ogromnego sukcesu najbardziej fundamentalnych filozoficznych przekonań Zachodu, powszechnie występującego postulatu zestrojenia codziennych praktyk z tymi ideałami.
A jednak choć liberalizm rozwijał te ideały, na koniec zdradził je swą zniekształconą koncepcją natury ludzkiej i polityki, ekonomii, edukacji oraz poprzez wynikające z tego wykorzystywanie technologii. Współcześnie, tak jak w minionych stuleciach, istnieje duży rozdźwięk między deklarowanymi ideałami a praktykami, lecz inaczej niż w przeszłości, ideologiczna natura liberalizmu sprawia, że obecna nieprzystawalność jest trudna do uchwycenia, ponieważ niepowodzenie w osiągnięciu tych ideałów to cecha endemiczna samego liberalizmu.
„Wolność” stała się fundamentem naszej epoki, lecz wydaje się, że to przekonanie w różnych obszarach życia zanika. na przykład wielu obywateli jest przekonanych, że ma niewielką kontrolę nad rządem i że ich zdanie ma tak naprawdę niewielkie znaczenie. W rozwiniętych demokracjach za głosowaniem wielu wyborców nie stoi pewność, że ich głos będzie słyszany, lecz przekonanie, że opowiadają się przeciwko systemowi, który już nie uznaje postulatu rządzenia sobą. Jednocześnie wolność w takich kwestiach jak wybór konsumencki rozszerza się wykładniczo, co powoduje, że wielu zaciąga zbyt wielkie długi, by próbować zaspokoić ostatecznie niedające się ugasić pragnienia. Realnie dysponujemy niewielkim zakresem samorządu – ani jako obywatele nie panujemy nad naszymi przywódcami, ani jako jednostki nad naszymi apetytami.
.Obywatele w liberalizmie są utwierdzani w tym, że mają obywatelski potencjał, choć są słabi politycznie i dokonują niezliczonej liczby wyborów, które są jedynie głębszymi przejawami niewolnictwa. Mamy niemal nieskończony wybór modelu samochodu, lecz niewiele do powiedzenia w kwestii tego, jak dużą część naszego życia spędzimy w tym samochodzie, zabijając nudę naszej duszy. liberalizm mimo wszystko twierdzi, że jesteśmy wolni. Wbrew rozpowszechnionym obawom oraz rosnącemu niezadowoleniu wierzymy w zgodność słowa i czynu.
Patrick J. Deneen
Fragment książki „Dlaczego liberalizm zawiódł”, tłumaczenie: Michał J. Czarnecki (wyd. PIW, Warszawa 2021)