
Czy Polska może stać się państwem dobrobytu?
O losach polskiego państwa opiekuńczego po roku 1990 zdecydowały dwa czynniki: dominacja neoliberalnej ideologii i presja zachodnich sojuszników. W konsekwencji rynek generuje wzrost nierówności dochodowych, a państwo nie podejmuje działań hamujących ten proces. Jak to zmienić? – zastanawia się prof. Ryszard BUGAJ
1.
.Państwo opiekuńcze nie zawsze było składnikiem ustrojowego ładu kapitalizmu. Pierwsze jego elementy ustanowione zostały na przełomie wieków XIX i XX w bismarckowskich Niemczech. Wielka rozbudowa dokonała się po II wojnie światowej.
Najpierw bezrobotni uzyskali prawo do zasiłków, ludziom starym zagwarantowano emerytury, a edukacja stała się bezpłatna. Wkrótce usługi ochrony zdrowia także stały się bezpłatne. Potem państwa podejmują działania ułatwiające dostęp do mieszkania. Wspierany jest transport publiczny. Wszystko to generuje bardzo wysokie wydatki i wymusza wysokie podatki. Podatki dochodowe są progresywne. Europa Zachodnia generalnie posuwa się dalej niż Stany Zjednoczone i kilka innych krajów pozaeuropejskich.
Socjalny „zwrot” w rozwiniętych krajach kapitalistycznych po wojnie miał swoje polityczne i gospodarcze (także intelektualne) uwarunkowania. Demokratyczne rządy musiały liczyć się z interesami zwykłych obywateli. Znaczenie miała rywalizacja z krajami komunistycznymi. Ponadto realia powojennej odbudowy sprzyjały szybkiemu wzrostowi, a więc możliwy był szybki wzrost wydatków publicznych. No i – to bardzo ważny czynnik – główny nurt ekonomii, zdominowany przez keynesizm, rekomendował rozszerzenie funkcji państwa. Ograniczenie nierówności i przyzwoite zabezpieczenie społeczne, choć nie zapobiegło konfliktom politycznym, to jednak sprzyjało politycznej stabilności. Mówi się często o pierwszych powojennych dekadach jako o złotym wieku kapitalizmu.
2.
.Ta kapitalistyczna idylla od połowy lat 70. popadła w tarapaty. Keynesowska polityka przestała być skuteczna. Wzrost wyhamował. Szybko rosła inflacja. Twierdzenia krytyków doktryny keynesowskiej stały się silnie słyszalne. Zaczęły dominować objaśnienia akcentujące szkodliwość ekspansywnej polityki makroekonomicznej oraz krytykujące rozbudowane państwo opiekuńcze, ponieważ wymuszało wysokie opodatkowanie, a ponadto „zabijało” motywację do pracy.
Wykształciła się doktryna neoliberalna, kwestionująca zasadnicze filary socjalno-etatystycznego modelu powojennego kapitalizmu. Neoliberalizm zyskał dominującą pozycję w środowiskach intelektualnych, a także zdominował wyobraźnię polityków. Stał się kanonem myślenia o gospodarce – There is no Alternative [TINA].
Na przełomie lat 80. i 90. Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii i Ronald Reagan w Stanach Zjednoczonych podejmują politykę inspirowaną doktryną neoliberalną. Stopniowo znajduje ona uznanie również partii socjaldemokratycznych. Na tę drogę w Niemczech wchodzi rząd Gerharda Schroedera, a w Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira. Następuje deregulacja rynków, uniezależnienie polityki monetarnej od rządu. Równowaga budżetowa uzyskuje rangę nadrzędną. Następuje również ograniczenie funkcji opiekuńczego państwa i obniżane są podatki dochodowe (przede wszystkim zmniejszona jest ich progresja).
Osiągnięcia nowej polityki nie są spektakularne, ale zwalczanie inflacji jest skuteczne. Opiekuńcze funkcje państwa są ograniczone, ale nie wyeliminowane. Radykalny wzrost nierówności to raczej konsekwencja przekształceń systemu podatkowego, deregulacji rynków i globalizacji.
3.
.O losach polskiego państwa opiekuńczego po roku 1990 zdecydowały przede wszystkim dwa czynniki: pełna dominacja neoliberalnej ideologii wśród „reformatorów” (także tych należących do ugrupowań PRL-owskich) i presja zachodnich sojuszników.
Porozumienia Okrągłego Stołu w kwestiach społeczno-gospodarczych miały charakter socjalny i po trosze etatystyczny, jednak po wyborach 4 czerwca 1989 r. – za zgodą obydwu układających się stron – trafiły do kosza. Dla akceptacji terapii szokowej przez parlament znaczenie miała też obietnica rządu, że transformacja przyniesie tylko 3 proc. spadek PKB i niewielkie bezrobocie. To były założenia zupełnie nierealne, ale parlamentarzyści chcieli wierzyć, że dokona się cud. Częste dziś krytykowanie rządu Mazowieckiego za to, że nie chronił wystarczająco sytuacji socjalnej dużych grup (choć dobrze, że realizował plan Balcerowicza), jest nielogiczne.
Kto akceptował plan Balcerowicza (świadomie lub nie), opowiadał się za skromnym państwem opiekuńczym.
Rząd Mazowieckiego składał się z osób o zróżnicowanej orientacji w stosunku do postulatu radykalnego ograniczenia opiekuńczej roli państwa. Niektórzy jego członkowie byli temu niechętni. W rezultacie (pamiętając o recesji początku lat 90.) państwo podjęło się jednak ochrony socjalnej. Alimentacja dwu dużych grup społecznych – emerytów i rencistów oraz bezrobotnych – miała istotne znaczenie. Oczywiście, również emeryci doświadczyli spadku realnej wartości świadczeń, ale ich straty były niższe niż pracowników. W dramatycznej sytuacji znalazła się ogromna większość bezrobotnych, ale ich świadczenia były wówczas relatywnie wyższe i łatwiej dostępne niż w późniejszych latach (gdy bezrobocie było jeszcze wyższe). Ponadto rząd de facto dla dużej grupy potencjalnych bezrobotnych otworzył furtkę „ucieczki” – łatwe przejście na renty i emerytury. W latach 1990–1992 grupa emerytów i rencistów powiększyła się o blisko 1,5 mln osób. Ich sytuacja na pewno nie była dobra, ale przecież lepsza, niż gdyby „wylądowali” na bezrobociu.
Opisując pierwszy okres, trzeba oczywiście dostrzec, że szeroko rozumiane wydatki społeczne zostały (względnie, a nawet bezwzględnie) silnie ograniczone w zakresie edukacji, ochrony zdrowia. Podobnie było z transportem publicznym, o mieszkalnictwie nie wspominając. Ustanowione na początku transformacji państwo opiekuńcze pełniło więc bardzo ograniczone funkcje, ale radykalne zalecenia ekonomii neoliberalnej nie zostały zrealizowane. Mimo to szybko rosły nierówności dochodowe. Nowy system podatkowy – jakkolwiek obejmował formalnie progresywny podatek dochodowy od osób fizycznych – nie stanowił skutecznej zapory. Ale jest też faktem, że w pierwszym okresie transformacji poziom wydatków państwa w stosunku do wielkości PKB był bardzo wysoki (przekraczał 40 proc.). Szybko narastało również zadłużenie państwa.
4.
.W ostatniej dekadzie XX wieku realne znaczenie polskiego państwa opiekuńczego jest ograniczane. Mimo że rynek generuje wzrost nierówności dochodowych, państwo nie podejmuje działań hamujących ten proces. Uzasadniona wydaje się hipoteza, że zasada „równości szans” staje się coraz bardziej iluzoryczna. Wydatki na edukację i służbę zdrowia są mocno ograniczane. Zasiłki dla bezrobotnych są niskie i otrzymuje je bardzo mała część bezrobotnych. Rodziny wielodzietne nie otrzymują znaczącego wsparcia. Postępuje proces marginalizacji transportu publicznego. W roku 1997 rząd SLD-PSL przygotowuje reformę ubezpieczeń społecznych (wprowadzoną w życie przez rząd AWS-UW w roku 1999), eliminującą z systemu wewnętrzną redystrybucję na rzecz ubezpieczonych o niższych dochodach. Więcej, reforma wprowadza faktyczną preferencję dla pracowników o wyższych dochodach (piszę o tym niżej).
Wkrótce (w pierwszej dekadzie XXI wieku) wprowadzone są też zmiany podatkowe stymulujące wzrost nierówności. PiS ogranicza liczbę stawek podatku PIT i radykalnie obcina górną stawkę (ale też wprowadza ulgi z tytułu wychowywania dzieci). SLD ustanawia (pod hasłem ułatwień dla przedsiębiorców) liniowy podatek o relatywnie niskiej stawce dla tych samozatrudnionych, którzy tego chcą. W praktyce (ponieważ samozatrudnionym może zostać prawie każdy – np. zawodowy piłkarz albo prezes dużej spółki) podatek ten płacą prawie wszyscy zamożni podatnicy. Progresja przestaje być cechą polskiego systemu podatkowego.
Ponadto następuje szerokie (po roku 2008) rozpowszechnienie tzw. umów śmieciowych (świadczenie pracy bez kodeksowego zatrudnienia, a więc bez ubezpieczenia). Oczywiście nie wszystkie osoby posiadające ten status należy uznać za pokrzywdzone. Niektórzy otrzymują na umowach śmieciowych wysokie dochody. Jednak z pewnością wielu jest takich, którzy nie mają wyboru. To przede wszystkim „zasługa” PO.
Ograniczenie funkcji opiekuńczych państwa (od końca XX wieku do roku 2015) pośrednio widoczne jest w statystyce wydatków państwa. Udział wydatków państwa (sektora finansów publicznych) w stosunku do PKB obniżył się o kilka punktów procentowych i jest – także o kilka punktów procentowych – niższy niż przeciętnie w krajach Unii Europejskiej.
Jest charakterystyczne, że proces stopniowego osłabiania polskiego państwa opiekuńczego był wspierany przez wszystkie główne partie – od już nieistniejących UW i AWS, poprzez SLD (obecnie pod szyldem Lewicy), do PO i PiS. Funkcję spolegliwego asystenta wykonywało PSL. Perswazyjna siła neoliberalnej doktryny okazała się – zresztą nie tylko w Polsce – bardzo znacząca.
5.
.Po przełamaniu recesji okresu transformacji polska gospodarka (pod względem tempa wzrostu PKB) rozwijała się szybko. Czynnikiem sprzyjającym były niewątpliwie finansowe transfery z Unii. Suchą nogą przeszliśmy przez kryzys 2008 roku. Jednak ten rozwój nie satysfakcjonował znacznej części obywateli. Różne okoliczności wskazują na to, że rosło przekonanie, iż beneficjentami są grupy uprzywilejowane i „zagranica”. Z pewnością rosły też różnice o charakterze „kulturowym”. Można chyba zaryzykować hipotezę, że coraz silniejszy był podział na linii elity (przez wielu postrzegane jako obce kulturowo i uprzywilejowane materialnie) – „zwykli ludzie”.
Te narastające procesy dostrzegł PiS i podjął próbę ubiegania się o poparcie polityczne niezadowolonej „klasy ludowej”. To nie przypadek, że na tę drogę weszło właśnie PiS. Bazą społeczną PiS-u w większym stopniu niż innych partii były (i są) środowiska słabsze socjalnie i konserwatywne kulturowo. Odwoływanie się przez PiS do kwestii socjalnych i haseł populistycznych („wystarczy nie kraść”, „Polska w ruinie”) okazało się skuteczne.
PiS nie przedstawił jednak spójnej koncepcji nowej polityki społecznej. Skupiono się na obietnicach potencjalnie najbardziej „nośnych” wyborczo. Najważniejsze to 500+ i skrócenie minimalnego, ustawowego wieku przejścia na emeryturę. Nie znaczy to jednak, że te – zrealizowane po wyborach 2015 roku – zmiany zasługują po prostu na negatywną ocenę.
Program 500+ nawet w pierwszej wersji (świadczenie powszechne dla drugiego i kolejnych dzieci oraz uwarunkowane kryterium dochodowym w przypadku pierwszego dziecka) trudno uznać za optymalny. Socjalne cele byłyby skuteczniej osiągane, gdyby dzieci otrzymały świadczenia w naturze. Jednak PiS ocenił, że „rozdawanie pieniędzy” przyniesie wyższe zyski polityczne. To była ocena trafna.
Program 500+ przyniósł jednak korzystne konsekwencje socjalne: działał na rzecz zmniejszenia nierówności dochodowych i redukcji liczby gospodarstw domowych doświadczających niedostatku. Potem jednak – w jakimś stopniu pod wpływem presji opozycyjnej PO – program ten został rozszerzony. W praktyce to rozszerzenie oznacza często alimentowanie zamożnych gospodarstw domowych. Można tę decyzję zrozumieć tylko w kontekście politycznej rywalizacji o polityczne „zyski”.
Także ustanowienie dodatkowych świadczeń dla emerytów (trzynasta i czternasta emerytura) miało na celu uzyskanie przez PiS większego poparcia wyborczego i podobnie jak program 500+ było rozwiązaniem suboptymalnym. Merytoryczną przesłanką wprowadzenia świadczeń ekstra dla emerytów była stereotypowa diagnoza uznająca wszystkich emerytów za osoby w szczególnie trudnym położeniu materialnym. Jednak część świadczeń emerytalnych (np. świadczenia „mundurowe”) wcale nie jest niska. Ale ważniejsza jest inna okoliczność: niewielka, ale rosnąca grupa osób starszych otrzymuje nie tylko świadczenie emerytalne, lecz również wynagrodzenie z tytułu kontynuacji pracy i/lub dochody z tytułu posiadanego majątku (np. wynajmu mieszkania). Wypłata dodatku dla wszystkich trafia również do zamożnych gospodarstw domowych starszych osób.
Złożone następstwa wynikają też z trzeciej flagowej zmiany wprowadzonej przez PiS: skrócenia ustawowego minimalnego wieku przejścia na emeryturę. Liczni krytycy tej decyzji zdają się przyjmować, że decyzja ta implikuje przymus wcześniejszego przechodzenia na emeryturę. Jednak ta zmiana stwarza tylko taką możliwość, przy czym każdy, kto chce skorzystać z obniżonego wieku emerytalnego, otrzyma świadczenie na niższym poziomie. Jest bodziec (i to silny), by dobrowolnie pracować dłużej, niż wynika to z przyzwolenia prawa. Pracownik może też wcześniej przejść na emeryturę i – w jakieś formie – pozostać aktywnym zawodowo. Ta regulacja de facto pomniejsza ryzyko pracownika znalezienia się w trudnej sytuacji, gdy rośnie bezrobocie i prawdopodobieństwo utraty pracy w zaawansowanym wieku. Skrócenie minimalnego wieku emerytalnego to wzmocnienie pozycji przetargowej pracowników. Chyba ta właśnie okoliczność jest przyczyną ostrej krytyki części liberalnie zorientowanych komentatorów.
6.
.Mimo wspomnianych wyżej zmian (i zmian drobniejszych, tu pominiętych) polskie państwo opiekuńcze w okresie rządów PiS-u nie zostało zasadniczo wzmocnione. Byłoby pewnie przesadą powiedzieć, że te zmiany to „plaster na drewnianą nogę”, ale z pewnością polskie państwo opiekuńcze nadal nie jest zdolne do efektywnego wyrównywania szans.
Znaczenie kluczowe ma kwestia nierówności. Brakuje niestety całkowicie jednoznacznych diagnoz dotyczących skali nierówności dochodowych i majątkowych w Polsce. Oceny oparte na danych z badań GUS budżetów gospodarstw domowych sugerują, że nierówności nie są w Polsce bardzo wysokie. Badania oparte na analizie danych podatkowych sugerują, że nierówności są bardzo wysokie. Najprawdopodobniej są znacznie wyższe od nierówności w wielu krajach UE, a być może zbliżają się do standardów charakterystycznych dla Stanów Zjednoczonych czy Rosji. Co najważniejsze, badania socjologiczne dowodzą, że ogromna większość obywateli (i to należących właściwie do wszystkich grup społeczno-zawodowych) ocenia nierówności jako zdecydowanie nadmierne.
Oczywiście nierówności dochodowe są czynnikiem motywującym do pracy, ale nie można zapominać, że także blokują mobilność społeczną i wywołują niestabilność polityczną. Z pewnością duże nierówności nie sprzyjają kumulacji kapitału społecznego i stosowaniu merytokratycznych zasad selekcji kadr. Gdy nierówności przekroczą pewien poziom, stają się czynnikiem niesprzyjającym rozwojowi gospodarczemu. W takiej właśnie sytuacji znalazła się Polska.
7.
.Nieoczywiste są kryteria „optymalizacji” ładu ustrojowego. W szczególności niejednoznaczna jest zależność „dynamizmu rozwojowego” od zakresu i form opiekuńczości państwa. Zakresu i form państwa opiekuńczego nie sposób „zoptymalizować” na podstawie ściśle obiektywnych kryteriów. Wybór ma tu charakter „dyskrecjonalny”, a w istocie polityczny. Nie znaczy to, że z doświadczenia historycznego i teorii nauk społecznych nie wynikają żadne wskazówki, ale na ogół są one zróżnicowane. Ich interpretacja – choć wielu nie chce tego przyznać – wynika w znacznej mierze z przekonań aksjologicznych.
Można z pewnością przyjąć, że w systemie demokratycznym rozstrzygnięcia o kształcie, funkcjach i znaczeniu państwa opiekuńczego (tak samo jak o innych ważnych uregulowaniach systemu społeczno-gospodarczego) powinny być zgodne z wolą większości. Nie znaczy to jednak, że tak zawsze jest, nie znaczy też, że – z różnych przyczyn – wybór dokonany przez większość jest świadomy.
To głównie dlatego obecne są w przestrzeni publicznej postulaty, by jednak niektóre kategorie decyzji zostały z mechanizmów demokratycznych wyłączone i powierzone ekspertom. Za tym postulatem stoi przekonanie, że eksperci wiedzą lepiej i są bezstronni. Łatwo jednak wskazać na – historycznie zweryfikowane – decyzje de facto przez ekspertów podjęte, które w sposób oczywisty były błędne, ponieważ przyniosły rezultat zasadniczo odbiegający od założonego (np. zrealizowany program tzw. powszechnej prywatyzacji).
Przyjmuję tu, że dla funkcjonowania procedur demokratycznych nie ma jednak sensownej alternatywy, natomiast dysfunkcje tych mechanizmów należy w miarę możliwości eliminować. To z pewnością bardzo poważny problem w Polsce. Niestety, aktorzy sceny politycznej (partie) nie są nośnikami alternatywnych koncepcji szanujących elementarne realia. Nawet pobieżna analiza programów partyjnych w ostatnich wyborach do parlamentu pokazuje, że mają one charakter zbioru niespójnych obietnic. To niestety sprzyja populizmowi.
8.
.Wątpliwości co do racjonalnego działania politycznych mechanizmów podejmowania decyzji nie unieważniają celowości debaty zmierzającej do określenia programu przebudowy polskiego państwa opiekuńczego. Byłoby wielkim sukcesem, gdyby udało się uniknąć żywiołowego scenariusza przekształceń jako ubocznego produktu politycznej rywalizacji partii politycznych. Realnym zagrożeniem jest też zlekceważenie obecnych uwarunkowań wynikających z konsekwencji kryzysu pandemicznego oraz „nowej ideologizacji” postulatów reformatorskich.
Jakkolwiek kryzys pandemiczny zdaje się ciągle odległy od zakończenia i nieoczywiste są jego konsekwencje, to pewne jest, że Polska – podobnie jak inne kraje – będzie po zakończeniu kryzysu zmagać się z ogromnym zadłużeniem i najprawdopodobniej z wysokimi kosztami jego obsługi oraz stopniowej redukcji. Sfinansowanie zwiększonych wydatków socjalnych będzie więc szczególnie trudne, nawet gdy tempo wzrostu polskiej gospodarki będzie przyzwoite.
„Nowa ideologizacja” to rewolucyjne podejście do tradycyjnych instytucji państwa opiekuńczego. Wyrasta ono z przekonania, że gospodarki rozwijać się będą przy malejącym popycie na pracę. Powstanie potrzeba dostarczenia środków utrzymania nie tylko bezrobotnym z przymusu, ale i tym, którzy po prostu pracować nie będą chcieli. Wszyscy mają więc mieć prawo do „dochodu podstawowego”. Miałby on zastąpić wszelkie dotychczasowe świadczenia, przyznawane indywidualnie na podstawie różnych kryteriów. Zwolennicy tej idei – niestety – nie widzą ani problemu sfinansowania wypłat „dochodu podstawowego”, ani negatywnych następstw w sferze motywacji do pracy.
Ale wśród uwarunkowań dostrzec trzeba również – dotychczas ignorowane – czynniki sprzyjające „progresywnej” reformie państwa opiekuńczego. Po pierwsze, neoliberalna doktryna nie dominuje już intelektualnie. Po drugie, rozszerzenie funkcji polskiego państwa opiekuńczego byłoby zbliżeniem do standardów krajów UE. I w końcu po trzecie: Polska jest krajem jednolitym etnicznie, co powinno ułatwiać akceptację uregulowań wyrastających z zasad solidarności społecznej.
9.
.Nie jest moim celem (nie mam zresztą koniecznych kompetencji), by zaproponować choćby w zarysie program przebudowy polskiego państwa opiekuńczego. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na cztery kluczowe kwestie: podatki, ubezpieczenia emerytalne, ochronę zdrowia i edukację.
Podatki nie tylko mają rozstrzygające znaczenie dla wielkości środków, jakimi dysponuje państwo, ale mogą też być instrumentem ograniczającym nierówności dochodowe generowane przez wolny rynek. Obecnie poziom opodatkowania jest w Polsce relatywnie niski, a system podatkowy jest degresywny. Szczególnie ta ostatnia cecha powinna być odrzucona.
Wprowadzenie zmian gwarantujących realnie progresywny charakter obciążeń podatkiem PIT wymaga przede wszystkim rezygnacji z jego wersji liniowej dostępnej samozatrudnionym. Nie widać też poważnych argumentów za utrzymaniem niskiej maksymalnej stawki podatku PIT. Nie ma również powodów, by nie zintegrować dochodów z pracy i dochodów „kapitałowych” i nie obciążać ich jednolitą stawką według skali progresywnej. Każdy z tych postulatów może być wyczerpująco uzasadniony, ale chodzi tu przede wszystkim o to, by kwestia ta stała się przedmiotem dyskusji. Obecnie ten postulat nie występuje w przestrzeni publicznej i to mimo tego, że konstytucja (art. 2) głosi, że: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
System ubezpieczeń emerytalnych został w radykalny sposób przekształcony w roku 1999 według kompleksowego programu. Został w znacznej mierze „urynkowiony i sprywatyzowany”. Po kilku latach rozpoczął się proces jego doraźnych korekt i obecnie ma charakter bardzo szczególnej hybrydy. Nie obejmuje też niektórych grup społeczno-zawodowych (szczególnie rolników i pracowników służb „mundurowych”).
Z pierwotnej koncepcji ocalała zasada, zgodnie z którą wysokość świadczenia emerytalnego jest – z pewnymi wyjątkami – wyznaczona przez wielkość zgromadzonego „kapitału emerytalnego”. Tak więc osoby o wysokich dochodach otrzymują odpowiednio wyższe świadczenia, a ponieważ (statystycznie rzecz biorąc) żyją znacznie dłużej, to także dłużej (niż osoby o niskich dochodach) pobierają świadczenie. W rezultacie zamożni ubezpieczeni, w proporcji do sumy odprowadzonych składek, „wyjmują” z systemu odpowiednio więcej niż ubezpieczeni o niskich dochodach pobierający emeryturę znacznie krócej. Obecnie w systemie ubezpieczeń działa mechanizm redystrybucji na rzecz osób zamożniejszych. Oczywiście należy to zmienić. Chyba najlepiej poprzez wprowadzenie zasady, że świadczenie względem wielkości „kapitału emerytalnego” byłoby określane w sposób degresywny.
System ubezpieczeń w obecnym kształcie generuje jeszcze dwie nieakceptowalne konsekwencje. Praca może być świadczona nie tylko na podstawie umowy zatrudnienia (której integralnym składnikiem jest ubezpieczenie), ale też na podstawie umowy cywilnej (bez ubezpieczenia). By uniknąć płacenia składek pracodawcy (nieraz także „pracownicy”) unikają umowy zatrudnienia. W konsekwencji spora grupa ludzi pozbawiona jest elementarnego zabezpieczenia na starość, a ZUS traci znaczne przychody. Wydaje się, że można i należy się temu przeciwstawić, „oskładkowując” wszystkie rodzaje dochodów z pracy.
W minionym roku partie polityczne licytowały się na postulaty podwyższenia wskaźnika udziału wydatków na służbę zdrowia w stosunku do PKB. Ale licytację wygrał chyba Strajk Kobiet postulatem 10 proc. PKB. Wzrost nakładów jest bez wątpienia konieczny, lecz jest przecież także problem efektywności systemu ochrony zdrowia. W Polsce już od lat ochrona zdrowia jest w znacznej części sprywatyzowana. Duża część podmiotów ochrony zdrowia należy do samorządów. Państwo (za pośrednictwem NFZ-etu) jest przede wszystkim płatnikiem – kontraktuje wszelkiego rodzaju usługi i płaci za ich wykonanie według „cen urzędowych”.
Ten system wyłonił się po demontażu reformy ubezpieczeniowej zrealizowanej swego czasu przez AWS. Nie była to reforma zbyt udana, ale jej zasada generalna zasługuje na rehabilitację. Ta zasada to finansowanie ze środków publicznych (w formie ryczałtu) kompleksowej opieki lekarskiej w wybranej przez pacjenta „ubezpieczalni”. Powinno to motywować „ubezpieczalnie” do pozyskiwania pacjentów, a więc do zabiegania o ich satysfakcję. Można też oczekiwać, że wyeliminowane zostałyby destrukcyjne procedury przetargu o wycenę wartości poszczególnych świadczeń.
I ostatnia kwestia, która ma kluczowe znaczenie: system edukacji. Pomijam tu sprawę programów i metod nauczania.
W kontekście funkcji państwa opiekuńczego istotna jest zdolność systemu edukacyjnego do „wyrównania szans”. Tę funkcję polski system edukacji pełni w bardzo ograniczonym zakresie. Już na poziomie podstawowym, a bardziej jeszcze na poziomie średnim dokonuje się selekcja: dzieci i młodzież z rodzin uboższych zostają w tyle. Na poziomie wyższym może się kształcić każdy, ale tylko część bezpłatnie. Pozostali pod warunkiem, że za wykształcenie – na ogół marne – zapłacą.
Państwo musi więc znaleźć znacznie więcej pieniędzy na edukację na wszystkich szczeblach. Ale konieczne jest też ustanowienie kontroli nad jakością kształcenia na poziomie wyższym – obecnie dyplomy są często „kupowane”. Jest też problem efektywności nakładów na kształcenie na poziomie wyższym. Rozważenia wymaga wprowadzenie umarzalnych (pod warunkiem „odpracowania” określonego okresu w kraju) kredytów dla studentów.
10.
.Powróćmy do generalnych ocen losów państwa opiekuńczego. Z pewnością jego neoliberalna krytyka nie powinna być lekceważona. Jednak generalne postulaty, by wyeliminować (lub prawie wyeliminować) działania państwa jako kluczowego podmiotu polityki społecznej, uznać trzeba za chybione.
Trafną ocenę sformułował Tony Judt w książce Rozważania o wieku XX: „Społeczeństwa socjaldemokratyczne należą dziś do najbogatszych na świecie… Dwa najsilniejsze argumenty przeciwko zaangażowaniu państwa – że nie potrafi działać ekonomicznie i musi prowadzić do dyktatury – są po prostu fałszywe”. I dalej: „Udało się osiągnąć coś, co jeszcze w latach trzydziestych wydawało się nie do pomyślenia: silne, oparte na wysokim opodatkowaniu aktywnie interweniujące państwo. Postąpilibyśmy głupio, beztrosko odrzucając to dziedzictwo. Kolejne pokolenie staje nie tyle przed wyborem między kapitalizmem a komunizmem, ile między polityką spójności społecznej a niszczeniem społeczeństwa przez politykę strachu”.
Ryszard Bugaj
Tekst opublikowany w wyd. 27 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]. Teksty polemiczne publikujemy w dziale „Polskie państwo dobrobytu”[LINK].