Paulina MATYSIAK: Dla kogo właściwie jest ten rząd?

Dla kogo właściwie jest ten rząd?

Photo of Paulina MATYSIAK

Paulina MATYSIAK

Filolożka i filozofka. Posłanka na Sejm IX i X kadencji. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Walki z Wykluczeniem Transportowym. Autorka felietonów "Pisane lewą ręką", które ukazują się w każdą sobotę we "Wszystko co Najważniejsze".

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autorki

W obliczu wyborczej porażki swojego kandydata Donald Tusk sięgnął po polityczny teatr, głosowanie nad wotum zaufania dla własnego rządu, które jest zasłoną dymną i próbą przykrycia rzeczywistości i przegranej Rafała Trzaskowskiego. Premier chce certyfikatu, by móc powiedzieć: „Wszystko jest w porządku, jedziemy dalej”. Problem w tym, że nie wszystko jest w porządku – pisze Paulina MATYSIAK

.Odetchnęliśmy. Dobrnęliśmy do końca kolejnej kampanii wyborczej. Trudnej, pełnej emocji, w której nie brakowało ostrych słów i prób spotęgowania podziałów. Wynik wyborów pokazał, jak wyrównane są dziś siły. Ale to nie powód do nagonki czy szukania winnych wśród tych, którzy 1 czerwca poszli oddać swój głos (niekoniecznie po myśli jednej lub drugiej strony) bądź zostali w domu. Trzeba zaakceptować wybór Polaków, nawet jeśli komuś on nie pasuje, i dalej robić swoje w okolicznościach, jakie są.

Ale jeśli ktoś myśli, że teraz będzie spokojnie – że łajba już się ustabilizowała po wielkim sztormie – to wystarczy spojrzeć na manewr premiera Donalda Tuska. W obliczu wyborczej porażki swojego kandydata sięgnął do znanych narzędzi: czas na polityczny teatr, czyli głosowanie nad wotum zaufania dla własnego rządu. Niby ruch odważny. A tak naprawdę? Zasłona dymna. Próba przykrycia rzeczywistości i przegranej Rafała Trzaskowskiego. Premier chce certyfikatu, by móc powiedzieć: „Wszystko jest w porządku, jedziemy dalej”. Problem w tym, że nie wszystko jest w porządku. Ba, głosy niezadowolenia płyną także od pozostałych członków koalicji rządzącej.

Nagle okazuje się, że potrzebny jest rzecznik rządu. Że koalicjanci muszą się wreszcie spotykać regularnie. Że trzeba wziąć się do roboty. Dopiero teraz? Dopiero po porażce rząd zaczyna zauważać, że nie działa jak trzeba? Jakby nie było żadnych wcześniejszych sygnałów. Jakby nie słyszał głosów zwykłych Polek i Polaków o drożyźnie, braku mieszkań, kolejkach do lekarzy, niewydolnym transporcie publicznym poza dużymi miastami… I to wszystko nagle i w stanie ewidentnego szoku. Jakby przegrana Trzaskowskiego w ogóle nie była brana pod uwagę. Jakby dla rządzących było jasne, że na początek dostają 1,5 roku spokoju, kiedy mogą się napawać zwycięstwem, a dopiero później zacznie się rządzenie.

I do tego jeszcze ta kompromitująca konferencja prasowa, gdzie trzech z czterech liderów koalicji – Włodzimierz Czarzasty, Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz – zdaje się nie dostrzegać powagi sytuacji i żartuje, że pora na wakacje. Tylko jeden z nich, z lekkim opóźnieniem, przypomniał sobie, że może w tym roku politykom rządzącej większości nie wypada jednak urlopować nad Bałtykiem. Ani nigdzie indziej. Mimo że przed chwilą ogłaszano jeden z największych sukcesów tego rządu: uruchomienie pociągu do Chorwacji.

Dla kogo właściwie jest ten rząd? Bo kiedy premier z fanfarami ogłasza połączenie kolejowe do Chorwacji, trudno oprzeć się wrażeniu, że to raczej prezent dla tych, którzy już i tak mają za co wybrać się na wakacje. Tymczasem miliony Polek i Polaków, którzy żyją z pensji minimalnej – to często pracownicy budżetówki, urzędów, ochrony czy handlu – mogą co najwyżej pomarzyć o takim wyjeździe. I właśnie dla nich rząd Donalda Tuska proponuje „podwyżkę” minimalnej o… 3,70 zł miesięcznie. Bez konferencji, bez fleszy, bez dumnego „to dopiero początek”. Bo przecież czym tu się chwalić? Ta symboliczna jałmużna to nie tylko kpina z ludzi pracy, to świadectwo tego, kto naprawdę się liczy dla obecnej władzy – nie kasjerka, nie listonosz, nie pielęgniarka, tylko wyborca z paszportem, odłożonymi oszczędnościami i planem na wakacje nad Adriatykiem.

.Rząd mówi dziś o „nowym otwarciu”. O potrzebie pracy, o jedności, o uporządkowaniu priorytetów. Tylko że na tym otwarciu są już poważne rysy. Ministrowie i liderzy koalicji zaczęli mówić na głos to, co wcześniej wybrzmiewało tylko w kuluarach. Że nie ma ustawy o publicznych mediach. Że ustawy o transparentnym zarządzaniu spółkami państwowymi zostały zablokowane. Że polityka rozwoju znowu omija mniejsze miasta. Że banki, deweloperzy i „duzi gracze” są nietykalni. A ludziom pracy, samorządom, organizacjom społecznym rzuca się ochłapy – albo gładkie słowa bez pokrycia.

Nie może być tak, że całe nasze polityczne myślenie sprowadza się do jednego konfliktu: Tusk kontra Kaczyński. To nie jest wizja przyszłości. To jest wieczna wojna domowa, która zużywa energię i odciąga nas od realnych problemów. Ostatnie wybory pokazały, że ludzie są zmęczeni taką polityką. Pokazali rządowi już nie żółtą, lecz czerwoną kartkę. Chcą, by zajął się ich codziennymi sprawami, bezpieczeństwem socjalnym, wcielaniem w życie konstytucyjnego zapisu o sprawiedliwości społecznej. Nie kolejną „rotacją” na szczytach władzy, nie retoryką „my kontra oni”.

.Jeśli rządowi naprawdę zależy na tym, aby za dwa lata władzy nie przejęło Prawo i Sprawiedliwość z Konfederacją, to musi w końcu znaleźć czas na konkrety. Nie na dzielenie stołków, wewnętrzne spory czy teatralne rozgrywanie wotum zaufania. Jeśli nie zawalczy o Polskę przyjazną dla wszystkich, tylko dla tych, co planują letnie podróże – to po nich przyjdą inni. I zrobią to po swojemu. A wtedy może się okazać, że tej szansy więcej już nie będzie.

Paulina Matysiak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 czerwca 2025
Fot. Wojciech Barczynski / Forum