Debata Trump-Harris – nieuczciwość mediów
Gdy tylko debata między Donaldem Trumpem a Kamalą Harris dobiegła końca, główne amerykańskie, francuskie i polskie media ogłosiły kandydatkę Demokratów zdecydowanym zwycięzcą. Pytanie, gdzie podziała się ich bezstronność i etyka.
Był to pojedynek, na który z niecierpliwością czekali Amerykanie, na dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi, które zapowiadają się na trudne do roztrzygnięcia. Latem Kamala Harris zastąpiła osłabionego Joe Bidena, który nie był już w stanie ukrywać swojego złego stanu zdrowotnego. Lewicowe media głównego nurtu nie mogły już zrzucać całej winy na „republikańskie kłamstwa i manipulacje dotyczące stanu zdrowia prezydenta”.
W rezultacie urzędująca wiceprezydent przejęła kampanię Demokratów, co doprowadziło do gwałtownego wzrostu sondaży, które wcześniej były bardzo korzystne dla Donalda Trumpa. W tym kontekście debata odbyła się we wtorek 10 września 2024 r. (środa 11 września czasu europejskiego) w Filadelfii w Pensylwanii, w jednym z kluczowych stanów.
Wydarzenie zostało zorganizowane przez telewizję ABC, która jest uważana za prodemokratyczna, co od samego początku budziło podejrzenia, że moderatorom Davidowi Muirowi i Linsey Davis zabraknie obiektywizmu. Podejrzenia te okazały się uzasadnione. Przez cały czas trwania programu dziennikarze sprawdzali fakty głoszone Donalda Trumpa i tylko Donalda Trumpa. Atakowali republikanina za jego bilans jako prezydenta w latach 2016-2020, ale bardzo niewiele Kamalę Harris za jej osiągnięcia jako pełniącą obowiązki wiceprezydenta.
W rzeczywistości Kamala Harris zaprezentowała się i została przedstawiona jako świeża postać spoza systemu, jako „challenger” do „patriarchalnego dyktatora” Trumpa, podczas gdy w zasadzie to raczej ten drugi jest challengerem do pierwszej.
To, co najbardziej wyróżniało się podczas debaty, to pogarda okazywana sobie nawzajem przez obydwoje kandydatów. Okazywali swój brak szacunku w różny sposób: Donald Trump ani razu nie spojrzał na swojego przeciwnika i nie wypowiedział jego imienia, a Kamala Harris przyjęła wyniosły i arogancki język ciała i mimiki twarzy. 45. prezydent Stanów Zjednoczonych przyjął sztywną i surową postawę, podczas gdy 49. wiceprezydent wydawała się bardziej poruszona.
.Wybrane przez kanał tematy dotyczyły głównie gospodarki, imigracji, aborcji, wydarzeń z 6 stycznia 2021 r. i polityki międzynarodowej.
Jeśli chodzi o gospodarkę, każdy z kandydatów starał się pokazać, że to jego przeciwnik „pozostawił Amerykę w ruinie” i „spowodował utratę tysięcy miejsc pracy”. Uczciwa ocena zarówno Donalda Trumpa, jak i Kamali Harris jest dość skomplikowana, biorąc pod uwagę kryzys, który powstał w wyniku ograniczeń sanitarnych w 2020 i 2021 roku.
Kwestia imigracji jest jednym z ulubionych argumentów Republikanów. Administracja Bidena, do której należy Kamala Harris, musiała poradzić sobie z masowym napływem nielegalnych imigrantów na południową granicę Stanów Zjednoczonych. Odmówiła jednak skutecznego rozprawienia się z nielegalnymi imigrantami, posuwając się nawet do przeciwstawienia się Teksasowi, który chciał wprowadzić zakrojoną na szeroką skalę operację bezpieczeństwa na granicy z Meksykiem. Donald Trump stwierdził, że zwierzęta domowe były zabijane i zjadane przez haitańskich nielegalnych imigrantów, co wywołało rozbawienie Kamali Harris i sprzeciw Davida Muire’a oraz Linsey Davis. Szybko „sprawdzili fakty”, oczywiście na niekorzyść Donalda Trumpa. Jednak w ostatnich latach w Europie miało miejsce kilka takich przypadków. Nie byłoby więc zaskoczeniem, gdyby zdarzyło się to również w Stanach Zjednoczonych. Należy jednak zauważyć, że przemoc wobec zwierząt jest powszechna na całym świecie i dotyczy wszystkich warstw społecznych.
Aborcja była dla Kamali Harris okazją do odbicia się. Skorzystała z okazji, by zagrać sentymentalną kartą i wykorzystać indywidualne ludzkie tragedie. Oskarżyła Trumpa o to, że jest „wrogiem kobiet”, ponieważ sprzeciwia się aborcji. Republikański kandydat odpowiedział, że woli pozostawić każdemu stanowi prawo do stanowienia własnego prawa w kwestii aborcji, co jest zgodne z duchem obozu, do którego należy: państwo federalne powinno jak najmniej ingerować w kwestie etyczne i społeczne, a wolność w tej dziedzinie pozostawić na poziomie lokalnym.
ABC zdecydowało się podjąć temat ataku na Kapitol w styczniu 2021 roku. Zarówno dziennikarze, jak i Kamala Harris podjęli oskarżenia, że Donald Trump podżegał tego dnia do buntu. Trump, w defensywie, odpowiedział, że w żaden sposób nie wzywał do gwałtownych działań, wręcz przeciwnie. Dodał, że był celem kampanii medialnej i prawnej na bezprecedensową skalę, zorganizowanej przez Demokratów i oskarżył ich o podsycanie klimatu nienawiści wobec niego, co doprowadziło do próby zamachu na niego w lipcu 2024 roku. Wskazał również na nieprawidłowości, które miały miejsce w niektórych lokalach wyborczych podczas wyborów w listopadzie 2020 roku. Z kolei Kamala Harris określiła Donalda Trumpa mianem „kryminalisty”.
Kandydaci długo dyskutowali na tematy międzynarodowe. W szczególności rozmawiali o wojnie na Ukrainie, wojnie w Strefie Gazy, NATO i Afganistanie. Kamala Harris, której moderatorzy nigdy nie zaprzeczali, pomimo pewnych oczywistych manipulacji, była w stanie uwolnić swoją krytykę poprzedniego prezydenta. Ten ostatni miał „siedzieć w kieszeni dyktatorów, których podziwia”, wymieniać „listy miłosne” z Kim Dzong Unem, „pozwolić Putinowi zająć Kijów i planować atak na Polskę” oraz chcieć „porzucić swoich sojuszników z NATO”. „Zagrożenie dla demokracji”, zgodnie z tym, co powiedzieli jej byli współpracownicy Trumpa, których zwolnił w tamtym czasie za „złą robotę”. Republikański kandydat zareagował. Słusznie zauważył, że za jego prezydentury na świecie panował większy pokój niż za prezydentury Joe Bidena. Zwrócił uwagę, że wywierał presję na prezydenta Rosji, aby nie atakował Ukrainy, podczas gdy administracja Bidena-Harris pozwoliła na inwazję. Przypomniał, że walczył przeciwko gazociągowi Nord Stream 2 i irańskiemu programowi nuklearnemu. „Gdybym był u władzy, nie doszłoby do wojny w Ukrainie i Izraelu” – powiedział. Jeśli chodzi o sojuszników, jest on tym, który wzmocnił wschodnią flankę NATO i zachęcił kraje członkowskie do zwiększenia wydatków obronnych.
Zamykające wypowiedzi obojga kandydatów dobrze podsumowały sytuację: Kamala Harris odwołała się do abstrakcji („wybrać przyszłość, nie przeszłość”), podczas gdy Donald Trump wskazał na sprzeczność i podkreślił, że jest ona obecnie u władzy. Wiceprezydent Joe Bidena nie była naciskana przez dziennikarzy, by bronić kontrowersyjnego bilansu obecnej ekipy rządzącej, choć oczywiście ponosi za niego część odpowiedzialności. Jej niespokojne gesty i różne mimiki, delikatnie mówiąc, wskazywały na zdenerwowanie, podczas gdy Donald Trump, który był znacznie mniej ekspresyjny, był w stanie wytrzymać, czasem niezdarnie (widać efekty wieku), powtarzające się ataki z wszystkich stron.
Kto wygrał, a kto przegrał? Trudno powiedzieć. Każdy znajdzie w występach obojga kandydatów to, czego szuka: Demokraci oczekiwali zapewnienia o umiejętnościach debatowania Kamali Harris, a Republikanie spodziewali się, że Donald Trump zachowa zimną krew i skutecznie odeprze ataki.
Reakcje większości amerykańskich i europejskich mediów były jednak dytyrambiczne. „Przewaga Harris”, „Wiceprezydent nie dała się zdestabilizować”, „Donald Trump mówił jedno kłamstwo za drugim”, „Trump wpadł w pułapkę”, „Kamala Harris przywdziała garnitur prezydenta”… „Remis ze wskazaniem dla Harris”, według najbardziej ostrożnych nagłówków. „Pierwsze sondaże potwierdzają, że Kamala Harris wygrała debatę”, ogłaszają, mimo że powtarzają otwartą konsultację na stronie CNN, jawnego prodemokratycznego kanału telewizyjnego.
Taka nieuczciwość poddaje w wątpliwość bezstronność mediów, a tym samym równe traktowanie kandydatów w amerykańskich wyborach prezydenckich. To właśnie w tym tkwi prawdziwe zagrożenie dla demokracji, a nie w programie Donalda Trumpa.
Nathaniel Garstecka
Débat Trump-Harris, mauvaise foi médiatique
A peine le débat entre Donald Trump et Kamala Harris terminé, les grands médias américains, français et polonais ont décrété la victoire sans appel de la candidate démocrate. A se demander où sont passées l’impartialité et la déontologie.
C’était un duel très attendu par les Américains, à deux mois d’une élection présidentielle qui s’annonce indécise. Kamala Harris a remplacé, au cours de l’été, un Joe Biden affaibli et qui ne parvenait plus à dissimuler ses errances. Les grands médias de gauche n’étaient plus en mesure de tout mettre sur le compte des « mensonges et manipulations des Républicains sur l’état de santé du Président ».
Dès lors, la vice-présidente en exercice a entrepris de redresser la campagne du camp démocrate, ce qui s’est traduit par un sursaut dans les sondages, jusque là très favorables à Donald Trump. C’est dans ce contexte que s’est déroulé ce débat, ce mardi 10 septembre 2024 (mercredi 11 septembre heure européenne) à Philadelphie en Pennsylvanie, Etat clé parmi les Etats clés.
La rencontre était organisée par la chaîne ABC news, réputée pro-démocrate, ce qui faisait peser dès le départ une suspicion de manque d’objectivité de la part des modérateurs David Muir et Linsey Davis. Suspicions qui ne se sont pas avérées sans fondement. Durant tout le long de l’émission, les journalistes ont procédé à des « fact-check » à l’encontre de Donald Trump, et uniquement à l’encontre de Donald Trump. Ils ont attaqué le républicain sur son bilan en tant que président de 2016 à 2020 mais très peu Kamala Harris sur son bilan en tant que vice-présidente en exercice.
En fait, Harris s’est présentée et a été présentée comme figure fraîche et hors système, comme challenger d’un Trump « patriarcal et dictatorial », alors que techniquement, c’est plutôt le second qui est le challenger de la première.
Ce qui a le plus sauté aux yeux durant le débat est le mépris affiché des deux candidats l’un envers l’autre. Chacun manifestait son manque de respect d’une manière différente : Donald Trump en ne regardant pas une seule fois son adversaire et en ne prononçant pas une seule fois son nom, Kamala Harris en adoptant une gestuelle et des mimiques hautaines et arrogantes. Le 45ème président des Etats-Unis a pris une posture rigide et stricte, tandis que la 49ème vice-présidente semblait plus agitée.
Les sujets choisis par la chaîne ont principalement concerné l’économie, l’immigration, l’avortement, les événements du 6 janvier 2021 et la politique internationale.
Sur l’économie, chaque candidat s’est employé à montrer que c’est son adversaire « qui a laissé l’Amérique en ruine » et qui a « fait supprimer des milliers d’emplois ». Etablir un bilan honnête tant de Donald Trump que de Kamala Harris est plutôt compliqué, étant donné la crise survenue du fait des restrictions sanitaires de 2020 et 2021.
La question de l’immigration fait partie, elle, des arguments favoris des Républicains. En effet l’administration Biden, à laquelle appartient Kamala Harris, a du faire face à un afflux massif de clandestins à la frontière sud des Etats-Unis. Elle a cependant refusé de sévir contre les illégaux, allant jusqu’à s’opposer frontalement au Texas qui souhaitait mettre en place un dispositif sécuritaire d’ampleur à la frontière avec le Mexique. Donald Trump a affirmé que des animaux domestiques avaient été tués et mangés par des clandestins haïtiens en Ohio, ce qui n’a pas manqué de déclencher l’hilarité de Kamala Harris et des réactions d’opposition de la part de David Muire et Linsey Davis. Ils se sont empressés de « fact-checker », au désavantage de Donald Trump bien évidemment. Cependant, des cas de ce genre ont été relevés à plusieurs reprises en Europe ces dernières années. Il ne serait donc pas surprenant que cela arrive aussi aux Etats-Unis. Notons cependant que la violence contre les animaux est répandue partout sur Terre et concerne toutes les couches de la société.
L’avortement était l’occasion pour Kamala Harris de rebondir. Elle en a profité pour jouer la carte sentimentale et instrumentaliser des drames humains individuels. Elle a accusé de Trump d’être l’« ennemi des femmes » en s’opposant à l’avortement. Le candidat républicain a répondu qu’il préférait laisser le soin à chaque Etat de légiférer à sa guise au sujet de l’avortement, ce qui est conforme avec l’esprit du camp auquel il appartient : l’Etat fédéral doit s’ingérer le moins possible dans les questions éthiques et sociétales, et laisser de la liberté dans ce domaine aux échelons locaux.
La chaîne ABC a choisi d’aborder le sujet de l’attaque du Capitole en janvier 2021. Tant les journalistes que Kamala Harris ont repris à leur compte les accusations visant Donald Trump d’incitation à la révolte ce jour-là. L’intéressé, sur la défensive, a répondu qu’il n’avait nullement appelé à des actions violentes, bien au contraire. Il a ajouté qu’il était la cible d’une campagne médiatique et judiciaire d’une ampleur inédite, orchestrée par les Démocrates et il les a accusés d’entretenir un climat de haine à son égard, qui a mené à la tentative d’assassinat dont il a été la cible en juillet 2024. Il a aussi pointé les irrégularités qui avaient eu lieu dans certains bureaux de vote lors de l’élection de novembre 2020. De son côté, Kamala Harris a qualifié Donald Trump de « criminel ».
Les deux candidats ont débattu plus longuement sur l’international. Il a été notamment question de la guerre en Ukraine, de celle à Gaza, de l’OTAN et de l’Afghanistan. Kamala Harris, qui n’a jamais été contredite par les modérateurs, malgré certaines manipulations évidentes, a pu dérouler ses critiques envers le précédent président. Ce dernier serait « à la botte des dictateurs qu’il admire», il échangerait « des lettres d’amour » avec Kim Jong Un, il aurait « laissé Poutine prendre Kiev et envisager d’attaquer la Pologne » et voudrait « abandonner les alliés de l’OTAN ». « Un danger pour la démocratie » selon ce que lui auraient confié d’anciens collaborateurs de Donald Trump, que celui-ci avait à l’époque limogés pour « leur mauvais travail ». Le candidat républicain a réagi. Il a rappelé avec raison que le monde était davantage en paix sous sa présidence que sous celle de Joe Biden. Il a rappelé qu’il avait fait pression sur le président russe pour ne pas qu’il attaque l’Ukraine, alors que l’administration Biden-Harris a laissé faire. Il a rappelé qu’il avait combattu le gazoduc Nord Stream 2 ainsi que le programme nucléaire iranien. « Si j’avais été aux manettes, la guerre en Ukraine et en Israël n’aurait pas eu lieu ! » a-t-il lancé. Quant aux alliés, il est celui qui a renforcé le flanc est de l’OTAN et qui a incité ses pays membres à augmenter leurs dépenses militaires.
Les conclusions prononcées par les deux candidats ont bien synthétisé la situation : Kamala Harris en a appelé à l’abstrait (« miser sur le futur, pas sur le passé »), tandis que Donald Trump a relevé la contradiction et souligné qu’elle était actuellement au pouvoir. La vice-présidente de Joe Biden n’a pas été poussée par les journalistes à défendre le bilan mitigé de l’équipe actuelle au pouvoir, alors qu’elle en porte évidemment en partie la responsabilité. Sa gestuelle agitée et ses mimiques pour le moins variées ont témoigné de sa nervosité, tandis que Donald Trump, qui a été nettement moins expressif, a su encaisser, parfois maladroitement (on voit les effets de l’âge) les attaques répétées de l’intégralité du plateau.
Qui a gagné, qui a perdu ? Difficile à dire. Chacun trouvera ce qu’il cherche dans les prestations des deux candidats : les Démocrates cherchaient à se rassurer sur les compétences de Kamala Harris à débattre, tandis que les Républicains attendaient de Donald Trump qu’il garde son calme et repousse avec succès les attaques.
Les réactions de la plupart des médias américains et européens sont cependant dithyrambiques. « Avantage Harris », « la vice-présidente ne s’est pas laissée déstabiliser », « Donald Trump a enchaîné les mensonges », « Trump est tombé dans le piège », « Kamala Harris a endossé le costume de président »… « match nul avec bonus pour Harris », titrent les plus prudents. « Les premiers sondages confirment que Kamala Harris a remporté le débat », annoncent-ils, alors qu’ils ne font que reprendre une consultation libre sur le site de CNN, télévision ouvertement pro démocrate.
Une telle mauvaise foi laisse planer le doute sur l’impartialité des médias et donc sur l’égalité de traitement des candidats à l’élection présidentielle américaine. C’est là que se trouve le véritable danger pour la démocratie, pas dans le programme de Donald Trump.
Nathaniel Garstecka