Nie składałbym jednoznacznych deklaracji, że nie będziemy na Ukrainie - gen. Stanisław Koziej

Polska nie powinna wysyłać dużych sił lądowych do ewentualnego międzynarodowego kontyngentu na Ukrainie, ale powinna go wspierać logistyką czy lotniczymi patrolami – ocenił gen. Stanisław Koziej, były szef BBN. „Powinniśmy wręcz mówić, że jesteśmy gotowi do takiego wsparcia” – ocenił. Wysłanie wojsk na Ukrainę może zostać zaakceptowane wyłącznie gdy dojdzie do zawarcia porozumienia pokojowego w Ukrainie.
Wysłanie wojsk na Ukrainę
.W ostatnich dniach, po wypowiedziach przedstawicieli amerykańskich władz ws. przyszłego pokoju na Ukrainie, w krajach europejskich rozgorzała debata dotycząca ewentualnego zabezpieczenia wynegocjowanego pokoju poprzez wysłanie na Ukrainę międzynarodowego kontyngentu sił pokojowych. W skład takiego kontyngentu mieliby wejść żołnierze państw europejskich – bez USA. Gotowość do zaangażowania w taki projekt wyraził m.in. premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Francja, Niemcy, Dania i Hiszpania uznały, że dyskusja na temat wysłania wojsk jest przedwczesna. Politycy podkreślają, że wysłanie wojsk na Ukrainę może zostać zaakceptowane wyłącznie gdy dojdzie do zawarcia porozumienia pokojowego w Ukrainie.
Z kolei rzecznik ministerstwa obrony Niemiec stwierdził zarazem, że Berlin nie będzie uchylał się przed wysłaniem wojsk lądowych na Ukrainę, gdy już zostaną określone ramy takiej operacji. Również Szwecja nie wyklucza wysłania swoich wojsk po wynegocjowaniu pokoju z Rosją.
Wysłanie wojsk na Ukrainę, udział w takiej misji polskich żołnierzy wykluczył w poniedziałek przed spotkaniem europejskich liderów w Paryżu premier Donald Tusk; wtórował mu wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, który podkreślał, że Wojsko Polskie „ma inną rolę do odegrania”.
Do kwestii wysłania sił pokojowych do Ukrainy odniósł się w rozmowie z PAP gen. Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Podkreślił, że w obliczu braku realnej możliwości dołączenia Ukrainy do NATO w najbliższym czasie powstanie międzynarodowego kontyngentu „nie ulega wątpliwości, że jest w polskim interesie strategicznym”. Pytany o potrzebną liczebność takich sił międzynarodowych, generał ocenił, że będzie to zależało od kształtu wynegocjowanego pokoju, ale – jak stwierdził – nie będzie to mniej niż kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy.
Koziej wskazał, że misja na Ukrainie mogłaby zostać zorganizowana w czterech możliwych formatach – pod egidą ONZ, NATO, Unii Europejskiej oraz zawiązanej specjalnie w tym celu koalicji państw. Z tych opcji misja ONZ oraz koalicji państw byłaby zdaniem generała najmniej skuteczna, m.in. ze względu na rosyjskie prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
Europejscy żołnierze w Ukrainie?
.Według generała najwięcej sensu miałoby przekonanie USA – mimo przeciwnej opinii prezydenta Donalda Trumpa – do zorganizowania misji pod egidą NATO – nawet, jeżeli w misję nie mieliby zaangażować się amerykańscy żołnierze. W tym formacie – zdaniem gen. Kozieja – europejscy żołnierze mogliby liczyć na niebezpośrednie wsparcie Amerykanów – np. w zakresie danych wywiadowczych czy rozpoznania satelitarnego.
„No a jeżeli nie NATO, to pozostaje sztandar Unii Europejskiej. Tu jest znowu pytanie bardzo trudne i otwarte, czy Unia Europejska jest w stanie zorganizować tego typu kontyngent, objąć nad nim kierowanie itd.” – powiedział generał. Jak zaznaczył, obecnie Unia – poza Eurokorpusem, który prezentuje jednakże ograniczone możliwości – nie posiada odpowiednich struktur wojskowych, by podjąć tego typu inicjatywę, wobec czego cała misja musiałaby zostać zorganizowana m.in. przez jedno z dowództw narodowych, pod sztandarem Unii.
„Jednocześnie, niezależnie od tego ogromnego wyzwania, byłby to jednocześnie chyba najpoważniejszy i najsilniejszy impuls do zbudowania wreszcie Europejskiej Unii Obronnej, czyli zdolności Europy do prowadzenia operacji obronnych swoimi środkami, poprzez swoje własne instytucje, czy też dowództwa narodowe” – stwierdził gen. Koziej. „Tę szansę, jaką stwarza sytuacja kryzysowa, trzeba wykorzystać, bo jak to często się mówi, kryzys jednocześnie rodzi szansę. Tak jest także w tym przypadku” – podkreślił.
Niezależnie od przyjętej formuły – dodał generał – Polska powinna zaangażować się w misję pokojową. „Uważam jednak, że nie możemy być jako Polska jednym z głównych udziałowców tego kontyngentu z racji naszego położenia, frontowego położenia w +neozimnowojennej+ konfrontacji między Rosją i Zachodem” – powiedział.
„Mamy swoje zadania, musimy używać naszych wojsk lądowych do ochrony granic, na przykład z Białorusią. Tu przecież organizujemy od jakiegoś czasu taką, można powiedzieć, wewnętrzną misję, do której rotacyjnie kierowane są tysiące żołnierzy z różnych jednostek” – zauważył były szef BBN.
Jak ocenił, w tej sytuacji Polska nie powinna kierować do misji pokojowej tysięcy żołnierzy z jednostek liniowych. „Natomiast myślę, że Polska powinna jasno sygnalizować, że jest gotowa – bo to jest w naszym interesie – wspierać tę misję, zabezpieczać ją. Jeżeli gdzieś za Dnieprem będzie stacjonował kontyngent międzynarodowy, to trzeba go ciągle utrzymywać, zaopatrywać, rotować żołnierzy” – zaznaczył gen. Koziej.
„To wszystko przez Polskę będzie szło. Więc to udostępnienie naszego terytorium jako hubu dla tej misji, zabezpieczenie wszystkich funkcji z tym związanych – to powinniśmy brać oczywiście na siebie, to powinna być forma naszego udziału w tej misji” – ocenił. Ponadto, jak dodał, Polska mogłaby zaznaczyć swoją obecność w misji pokojowej wspierając kontyngent ważnymi zdolnościami, które jednakże nie wymagają wysyłania za granicę tysięcy żołnierzy.
To – jak wskazał – przede wszystkim możliwość zaangażowania polskich Sił Powietrznych w patrolowanie przestrzeni nad Ukrainą, udział polskich saperów czy logistyków we wsparciu misji, a także – w miarę możliwości – ochrona terytorium ukraińskiego nieba polskimi systemami obrony przeciwrakietowej.
Wysłanie wojsk na Ukrainę – jednoznaczne deklaracje
.”Dlatego mam trochę zastrzeżeń co do takich jednoznacznych deklaracji, że my nie będziemy brali w tym udziału. Ja bym tak nie mówił. Mówiłbym raczej o naszym zainteresowaniu w zabezpieczeniu i wsparciu tego typu kontyngentu, nie wykluczając nawet jakiejś symbolicznej obecności polskich żołnierzy bezpośrednio tam na Ukrainie – np. grupy wojsk specjalnych. Powinniśmy wręcz mówić, że jesteśmy gotowi do takiego wsparcia” – ocenił gen. Koziej.
Ponadto generał podkreślił, że nawet po zakończeniu walk nie powinno ustawać polskie wsparcie – w postaci szkoleń czy zaopatrzenia – dla ukraińskiego wojska, tak by zachowało ono zdolność do walki. Zwrócił też uwagę na kwestię zaangażowania polskiego państwa i polskich firm w powojenną odbudowę Ukrainy tak, by rozbudować przy tym potencjał gospodarczy obu krajów.
„Tego nie powinniśmy przegapić. Zmarnowaliśmy taką szansę wynikającą z naszego zaangażowania w Iraku; wtedy nie potrafiliśmy ekonomicznie, gospodarczo, nawet politycznie jakoś skonsumować naszego zaangażowania militarnego. Tutaj nie powinniśmy takiego błędu popełnić” – przestrzegł gen. Koziej.
Wojna w Ukrainie a obronność Polski
.Niewątpliwie obecna wojna rosyjsko-ukraińska ukształtuje na lata strategiczne warunki drugiej zimnej wojny między Rosją a Zachodem, w tym przyszłe warunki bezpieczeństwa Polski jako państwa frontowego w tym konflikcie. Dlatego musimy szczególnie wnikliwie analizować przebieg i możliwe skutki wojny w Ukrainie, by na tej podstawie budować koncepcje strategiczne, plany operacyjne oraz programy rozwoju systemu obronności państwa – pisze prof. Stanisław KOZIEJ na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Na naszych oczach toczy się druga już wojna rosyjsko-ukraińska w tym wieku. Ale przecież wojna ta nie wzięła się znikąd, nie spadła jak grom z jasnego nieba. Jest konsekwencją wieloletniej neoimperialnej polityki Rosji i wyzwań, jakie rzuca ona nie tylko swojemu najbliższemu otoczeniu, ale również całemu Zachodowi, wydając mu w istocie nową, drugą zimną wojnę. Pisałem już o tym szerzej, w tekście Co z tą nową zimną wojną [LINK] jeszcze w 2018 roku.
Obecna wojna w Ukrainie jest jak dotąd najważniejszym, szczytowym elementem neozimnowojennej konfrontacji w Europie. Warto zauważyć, że tak naprawdę toczą się tam dwa konflikty: bezpośrednia wojna zbrojna między Rosją a Ukrainą oraz pośrednia, zastępcza, czyli proxy war między Zachodem a Rosją, w której Zachód nie walczy bezpośrednio z Rosją, ale wspiera Ukrainę, która z tą Rosją walczy. Przebieg i rezultaty tych zmagań w dużym stopniu ukształtują przyszły charakter drugiej zimnej wojny między Rosją a Zachodem, a tym samym także strategiczne warunki bezpieczeństwa Polski.
Dotychczas wojna nie przebiega zgodnie z rosyjskimi celami i planami. Putin już dwukrotnie musiał je poważnie korygować. Raz po spektakularnej katastrofie operacyjnej w bitwie o Kijów kończącej nieudany początkowy okres wojny. Jej rezultatem było wycofanie się spod Kijowa i przeniesienie punktu ciężkości wojny z frontu północnego na wschodni (o bitwie w Donbasie pisałem bardziej szczegółowo w: S. Koziej, Donbaskie przesilenie, Wszystko co Najważniejsze, 22.04.2022,[LINK]). Drugi raz po wykrwawieniu się w trakcie nieudolnie prowadzonej operacji w Donbasie z pyrrusowymi lokalnymi zwycięstwami terenowymi i konieczności przeniesienia punktu ciężkości z frontu wschodniego na południowy. Im dłużej trwa wojna, tym bardziej jej rezultat staje się niepewny. Gasną początkowe nadzieje Rosji na pełne zwycięstwo. Ukraina zaczyna myśleć o odbijaniu utraconych terytoriów.
Dzisiaj wciąż możliwe są trzy generalne scenariusze zakończenia lub wstrzymania wojny: zwycięstwo Rosji, wojna nierozstrzygnięta oraz zwycięstwo Ukrainy. Od tego, który z tych scenariuszy się zrealizuje, zależą warunki bezpieczeństwa euroatlantyckiego, w tym oczywiście Polski.
Chociaż Rosja ma coraz większe trudności operacyjne, to scenariusz jej pełnego zwycięstwa militarnego i politycznego podporządkowania sobie Ukrainy jest wciąż możliwy. Zwłaszcza gdyby Putin zdecydował się na ogłoszenie Rosjanom przejścia od operacji specjalnej do stanu wojny, co dałoby formalne podstawy do powszechnej mobilizacji. Dzisiaj tego nie robi, bo obawia się wewnętrznego protestu społecznego. Ale może być do tego zmuszony przez niekorzystny rozwój operacji w Ukrainie. Pretekstem usprawiedliwiającym taki ruch mogłoby być włączenie okupowanych terytoriów Ukrainy do Rosji. Wtedy ataki ukraińskie na wojska okupacyjne byłyby traktowane jako ataki wprost na Rosję i uzasadniały wprowadzenie stanu wojny i ogłoszenie mobilizacji.
Ewentualne zwycięstwo Rosji nad Ukrainą w takiej putinowskiej odmianie „wojny ojczyźnianej” oznaczałoby nie tylko klęskę Ukrainy, ale także przegraną Zachodu, w tym NATO, w proxy war z Rosją. Przegrany Zachód byłby osłabiony w stosunku do stanu obecnego, w tym skłócony wewnętrznie rozliczeniami za niepowodzenie. Być może nawet USA sfrustrowane kolejnymi dowodami na nieporadność i niefrasobliwość europejskich sojuszników zdecydowałyby się znowu (jak po I wojnie światowej) z Europy wycofać i zająć się swoimi najważniejszymi sprawami w rejonie Indo-Pacyfiku.
Rosja na fali euforii zwycięstwa stałaby się jeszcze bardziej agresywna. Uwierzyłaby w siłę swojej doktryny eskalacyjnej, a w szczególności w siłę szantażu nuklearnego, jako że to głównie taki szantaż skutecznie mógłby powstrzymać Zachód przed silniejszym zaangażowaniem się we wspieranie Ukrainy i wykorzystaniem szansy na osłabienie, a nawet pokonanie Rosji w ukraińskiej wojnie. Wzmocniona zwycięstwem Rosja byłaby bardziej niż obecnie skłonna, po jakimś czasie potrzebnym na odbudowę swojego potencjału konwencjonalnego, zaryzykować przejście od odstraszającego szantażu do ofensywnej próby kolejnej „poprawy swojego położenia strategicznego”, tym razem w rejonie Bałtyku. Putin już wszakże jest zapatrzony w Piotra Wielkiego, a osłabiony Zachód kusiłby taką szansą.
Dla Polski szczególnie niebezpieczną mogłaby być pokusa wybicia sobie przez Rosję pomostu lądowego do Kaliningradu (na podobieństwo takiej pokusy wobec pomostu na Krym, która z pewnością była głównym zarzewiem drugiej agresji rosyjskiej na Ukrainę w tym roku). Wobec wstąpienia Szwecji i Finlandii do NATO walka o odzyskanie utraconej swobody dostępu do Bałtyku staje się dla Rosji jednym z najważniejszych priorytetów strategicznych – cały tekst [LINK].
Jak rozumieć strategię Donalda Trumpa wobec Ukrainy?
.Przedstawiona przez Trumpa strategia wobec Ukrainy ma swoje wady, ale nie jest tak zła, jak niektórzy się obawiają. Przynajmniej na razie – pisał na łamach „Atlantic Council” Daniel FRIED, polityk i dyplomata, w latach 1997–2000 ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce.
Pete Hegseth przedstawił trzy zasadnicze stwierdzenia, które spotkały się z natychmiastową krytyką ze strony Ukraińców oraz wielu ich sojuszników. Powiedział, że przywrócenie międzynarodowo uznanych granic Ukrainy z 1991 roku jest „nierealistyczne”, a wynegocjowane porozumienie zapewne nie obejmie zgody na przystąpienie Ukrainy do NATO. Stwierdził również, że choć Ukraina potrzebuje solidnych powojennych gwarancji bezpieczeństwa, to mają je zapewnić oddziały europejskie i (niesprecyzowane) pozaeuropejskie, nie zaś wojska USA rozmieszczone na terytorium Ukrainy czy działania w ramach misji NATO.
Krytycy, w tym Ukraińcy, natychmiast uznali te wypowiedzi za jednostronne ustępstwa na rzecz Rosji, które osłabiają pozycję negocjacyjną USA, jeszcze zanim rozmowy w ogóle się rozpoczęły. Te obawy są zrozumiałe, jednak dokładniejsza analiza wypowiedzi Hegsetha wskazuje na bardziej złożone, a może nawet bardziej stanowcze podejście administracji Trumpa – cały tekst [LINK].
PAP/ WszystkocoNajważniejsze/ LW